W
sali znajdowali się już prawię wszyscy. Byłem ja, Sasuke, Junji i
reszta dowódców. Aikage przed chwilą wyszedł na moment w celu
załatwiania jakieś szybkiej sprawy. Brakowało nam tylko Temari. Po
kilku minutkach drzwi od sali otworzył się i dołączyła do nas
Temari, a zaraz za nią Aikage. Blondynka wyglądała strasznie. Jej
włosy były w strasznym nieładzie, oczy podkrążone jakby od
długiego czasu nie spała. Po zajęciu miejsc przez naszą przed
chwilą brakującą dwójkę zacząłem przemowę:
-
Skoro mam już wszystkich to najwyższa pora zacząć –
powiedziałem i podszedłem do dużej mapy, rozwieszonej na jednej ze
ścian. - Wczoraj razem z Sasuke postanowiliśmy sprawdzić jak
wyglądają oddziały nieprzyjaciela nad jeziorem. Okazało się, że
fort nad wodą jest tylko zagraniem taktycznym i tak naprawdę jest
prawię, że pusty – w kręgu naszych dowódców przeszłą fala
szmerów. - Znajduję się tam jeden marionetkarz, która wraz ze
swymi kukłami sprawia wrażenie, że w forcie rzeczywiście ktoś się znajduje i udało mu się tym nabrać nasz wydział wywiadowczy –
odwróciłem się do mapy i wyciągnąłem wszystkie kolorowe
chorągiewki znajdujące się przy jeziorze i wbiłem je w górach. -
Więc wszystkie siły znajdują się w górach. Nasi wrogowie chcieli
nas zmusić do podziału, ale udało nam się przejrzeć przez ich
trik. Dlatego teraz wiem już co musimy zrobić – złapałem za
wskaźnik i zacząłem przykładać go w odpowiednich miejscach. -
Oddział Sasuke wraz ze wsparciem medycznym obejdzie górę i
zaatakuję ich z tyłu. Jego oddział zostanie wzmocniony o połowę
mojego. Jako dobrze usłyszeliście, mój oddział zostaje podzielony. Jedną połową będę zarządzał oczywiście ja, a drugą
Ayako – Temari prychnęła. - Chciałbym, abyście w momencie
zainicjowania walki nie wbili się na sto procent swoich możliwości.
Po prostu macie ich zająć. Nie musicie zadać mi dużych strat.
Najważniejsze jest to, abyście sami stracili jak najmniej ludzi.
Razem z Sasuke będziemy tego pilnowali. Wracając, kiedy przeciwnicy
zobaczą nasze oddziały na ich tyłach to pomyślą, że
zagraliśmy według ich zasad i część z nas udała się nad
jezioro. Wtedy oddział Temari i druga połowa mojej jednostki
dowodzona przez Ayako zaatakuje ich z tyłu. Wypchniemy ich z gór do
sił Sasuke, a dystansowi ninja zajmą taktyczne pozycji do ataków.
Będą zamknięci i nie będą wstanie nic zrobić – Aikage zaczął
wolno klaskać.
-
Bardzo ładnie nam to przedstawiłeś – powiedział władca Wioski
Lodu.
-
Dziękuję, Aikage-sama. I przepraszam, że tak długo mi to zajęło.
-
Ja mam jedno pytanie – wstał Junji. - Sądzisz, że rzucanie
Ayako na tak głęboką wodę jak dowodzenie tysiącem ludzi jest
dobre?
-
Jest zaraz po mnie osobą, która zna najlepiej taktykę. Ufam, że
się jej uda – powiedziałem mierząc jej brata chłodnym
spojrzeniem. W sali znowu zapanował lekki szmer. - Dobrze, czy są
jakieś pytania? - Odpowiedziała mi cisza. - Skoro nie to kończę
naszą dzisiejszą odprawę. Kiedy od wszystkich głównodowodzących
dostanę raport informujące mnie o gotowości ich oddziałów do
walki to wtedy wyruszymy. Dziękuję za wysłuchanie, jesteście wolni
– wszyscy wstali i zaczęli kierować się ku wyjściu, złapałem
Temari za rękę i pociągnąłem lekko do siebie. - Ale z tobą chce
jeszcze chwile porozmawiać – kiedy wszyscy już wyszli i
zostaliśmy tylko we dwójkę, oparłem się o ścianę i
skrzyżowałem ręce na piersi, chciałem zacząć. - Słucha...
-
O co chodzi? - Spytała zmęczonym i zdenerwowanym głosem.
-
Czy coś się dzieje? Wyglądasz, wybacz mi, ale strasznie.
-
Ostatnio jakoś mam dużo ciężkich rozmyśleń.
-
A tak naprawdę? - Spytałem krzyżując ręce na piersi.
-
A tak naprawdę to jest mi cholernie smutno, że facet,
którego...facet taki jak ty bzyka jakąś Ayako – wytknęła mi
cała czerwona. Chciałem już podnieść gardę, ale Temari jeszcze
nie skończyła. - Plus mam mętlik w głowię po twoich fochach na
Hokage i przychodzeniu do domu cały we krwi z podejrzanym zwojem. To
jest to co mnie męczy od wielu dniu – puknęła mnie palcem w
klatkę piersiową. - Może mi pomożesz to rozwikłać? - Blondynka nie doczekała się odpowiedzi. - Tak myślałam – powiedziała i
udało się w kierunku wyjścia.
-
Chciałbym ci pomóc, ale nie mogę, nie mogę ci powiedzieć co się
teraz dzieje – stwierdziłem z żalem.
-
I nawet nie wiesz jak mnie tym ranisz – powiedziała i trzasnęła
drzwiami, zostawiając mnie czującego się jako ostatnie ścierwo na
Ziemi.
***
Siedziałem
opierając się o ścianę pod oknem. Od dwóch dni nie wychodziłem
i rozmyślałem na temat Temari. Niestety, ale byłem w patowej
sytuacji. Zacząłem bawić się moim ochraniaczem, obracałem go w
dłoni, przyglądałem się mu. Wszystko zdarzy się niedługo, a
ona będzie musiała na to patrzeć i cierpieć. Ktoś bez pukania
wszedł do mojego pokoju. Okazało się, że to nie kto inny jak
Ayako.
-
Wczoraj wszedł raport odnośnie gotowości do walki naszego
ostatniego dywizjonu – powiedziała. - Wszyscy już się ustawili w
odpowiednich szykach przed wioską. Czekamy na ciebie – wrzuciłem
ochraniacz do plecaka, który był już spakowany i czekał tylko na
zakończenie bitwy i powrót do domu.
-
Chodźmy – rozkazałem.
Szliśmy przez miasto i napotykaliśmy
nieprzychylne spojrzenia ludzi. A właściwie to nie my tylko ja.
Wszyscy patrzyli się na moją osobę z tą obojętnością. Ludziom
bardzo nie podobał się fakt, że ninja spoza ich własnej wioski
będą dowodzili ich wojskiem.
- Załatwiłaś to dla mnie? -
Spytałem i poczułem jak dziewczyna wsuwa mi do ręki upragniony
przedmiot. - Dziękuję.
Dotarliśmy do wyznaczonego miejscu pełnego żołnierzy. Wszyscy
głównodowodzący plus Ayako ustawili się wokół mnie.
- Słuchajcie to chyba ten moment –
powiedziałem do nich. - Spójrzcie na twarze tych żołnierzy.
Niedługo wezmą udział w bitwie i boją się, boją się jak
cholera. Dlatego twierdzę, że to jest ten moment – wszyscy
pokiwali pozytywnie głową.
-
Ja zacznę - powiedziała Ayako. Podeszła do swojego pododdziału
liczącego tysiąc osób. - Słuchajcie! - Krzyknęła do nich. -
Wiem czego się boicie. Wszyscy jesteśmy ludźmi i nieważne co
będziemy mówić to i tak każdy z nas boi się śmierci. Idziemy na
bitwę. Wielu z was może zginąć, wielu okryć się chwałą
poprzez wykazaną męskość i odwagę. Nie wiem jak wy – zrobiła
efektywną pauzę. - Ale ja nie mam zamiaru dzisiaj umierać! Pójdę
tam, wygram i wrócę z tego pola jako zwycięzca – w jej oddziale
zapanowała wrzawa, co sugerowało, że słowa dziewczyny trafiły do
serc jej podwładnych. Junji po przemówieniu siostry postanowił nie
być gorszy. Podszedł do swojego małego oddziału.
-
Wiem, że na każdym z was będzie ciążyła wielka odpowiedzialność
podczas bitwy. Ale wiedzcie, że ufam wam bezgranicznie. Znam was
wszystkich i wiem, że wasze umiejętności są nietuzinkowi.
Pamiętacie jedno z najważniejszych praw medic ninja? „Medic ninja
nie może dać się zranić podczas walki”. Każdy z was wypełni
dzisiaj ten punkt w stu procentach i wróci żywy do domu. Od zawsze,
na każdej bitwie oddziały medyczne odgrywały wielką rolę, często
to medic ninja wygrywają walki. Wierzę, że nasz oddział będzie
jednym z tych, który przesądzi o triumfie naszej osady! - Widać
rodzeństwo miało niebywały talent do przemów, ponieważ tak jak i
poprzednio twarze całego oddziału zmieniły się diametralnie z
niezdecydowanych na pewne.
-
Jak wszyscy wiecie idziemy na bitwę – zaczął Sasuke przed swoimi
dwutysięcznymi siłami.- Bitwy mają taką zależność, że ludzie
giną bo obu stronach konfliktu. Dawno temu, kiedy zaczynałem swoją
karierę ninja to na jednej z pierwszych misji, mój sensei
powiedział do mnie pewne słowa, których nigdy nie zapomnę, a
mianowicie „Nie pozwolę moim towarzyszom zginąć”. Mimo tego,
że jestem z Wioski Liścia, a w Lodu i nie znam was w ogóle –
zrobił pauzę. - To na mocy podpisanego przez władze naszych wiosek
sojuszu – Sasuke złapał powietrze w płuca. - Na mocy tego
sojuszy stałem się waszym towarzyszem i pozwólcie mi wypowiedzieć
teraz przed wami te niezapomniane przez ze mnie słowa mojego sensei:
nie pozwolę moim towarzyszom zginąć! A więc moi towarzyszę,
chodźmy tam, nakopmy naszym wrogom i wróćmy jako żywi bohaterowie
okrywając się chwałą – spojrzałem wyrozumiale na Temari, a ta
wybełkotała coś i podeszła do swojego oddziału, niestety przez
wrzenie ludzi Sasuke nie usłyszałem jakie słowa wypowiedział do
siebie Temari.
-
Mam nadzieję, że każdy z was zna założenia taktyczne, ponieważ
jeśli je znacie to wiecie, że w momencie zajęcia przez nas miejsc
na górze, wygrywamy. Więc wymagam od was wielkiego zaangażowania,
ponieważ ja No Sabaku Temari z Wioski Piasku, córka Czwartego
Kazekage i siostra Piątego nie przegrywam, a że nie mogę wygrać
tej bitwy sama, dlatego proszę was: słuchajcie moich rozkazów i
dajcie z siebie wszystko, a wrócimy jako zwycięscy! - Niestety
wrzawa, która zapanowała w oddziale Temari nie była zbyt duża,
więc postanowiłem przejąć pałeczkę. Stanąłem na jednej z
dużych oblodzonych skał i zacząłem mówić:
-
Słuchajcie wszyscy! Nie chce przemówić do was jako taktyk, dowódca
czy ninja. Chce, abyście wysłuchali najzwyklejszego w świecie
człowieka. Wiem, że czujecie się źle z powodu, iż dowodzić wami
będą ninja spoza waszej wioski. Jednak chce żebyście wiedzieli,
że nie jest wstydem otrzymywać lub prosić o pomoc innych. Wstydem
jest ją odrzucać w momencie, gdy jej potrzebujemy. Dlatego proszę,
nie patrzcie na nas jak na wrogów, lecz jak na kompanów, którzy
będą was bronić i zasłonią was własnym ciałem jeśli będzie
taka potrzeba. Przed chwilą prosiłem, abyście wysłuchali mnie
jako zwykłego człowieka, a teraz proszę was, abyście wysłuchali
mnie jako – założyłem na czoło przedmiot, który dostałem
wcześniej od Ayako. Był to ochraniacz Wioski Lodu. - Jednego z was.
Więc proszę was! Pójdźcie za mną i obrońcie Naszą wioskę!
-
Tak.
-
Dokładnie.
-
Rozwalmy ich – wśród szeregów wojska przeszła fala pozytywnych
odzewów. Zeskoczyłem ze skały.
-
Ruszajmy - powiedziałem do Sasuke i Junji'ego. - A wy czekajcie na
znak – wskazałem na Ayako i Temari.
***
Shikamaru
wyruszył z Sasuke i swoimi oddziałami parę minut temu. Ja i moja
aktualna partnerka Ayako byłyśmy na siebie skazane, co rzecz jasna
mi nie odpowiadało. Siedziałyśmy naprzeciwko siebie na ziemi.
Oddzielała nas mapa, która spłonęłaby, gdyby mogła odbierać
całą nienawiść jaką słałam w kierunku brunetki. Ale niestety,
ani mapa, ani Ayako nie spłonęły pod wpływem mojego wzorku.
Brunetka na domiar złego cały czas patrzyła mi się bezczelnie
prosto w oczy i za nic miała całą pogardę jaką ją darzę.
Przeciągnęła się leniwie i zaczęła:
-
Długo będziesz się tak na mnie lampiła z morderczą żądzą –
powiedziała równie bezczelnie co patrzyła.
-
Uważaj, aby żądza nie przerodziła się w czyny – ostrzegłam
ją.
-
Jeśli przerodzi się w czyny to nie będziesz wstanie dowiedzieć
się tego co chce ci powiedzieć – powiedziała obojętnie i
sztucznie zaczęła się przyglądać mapie.
-
A dlaczego miałoby mnie to niby interesować? - Spytałam z udawanym
zaciekawieniem.
-
Bo dotyczy to Shikamaru – nagle zimny podmuch wiatru przeszedł
przez miejsce naszego legowiska. - Zainteresowana?
-
Nie wiem co widzi w tobie Nara. Jesteś tylko wredną dziewczynką,
która stara się osiągnąć jakieś swoje chore cele za pomocą
innych.
-
Och – zasłoniła usta dłonią. - A to ci niespodzianka. Jakie to
jak to ładnie nazwałaś chore cele staram się osiągnąć i kogo
niby wykorzystuję? - Rozmowa stała się bardziej napięta.
-
Hmmm...pomyślmy – przyłożyłam palec do policzka. - Jakaś mała,
nic nieznacząca dziewczynka zaraz po przybyciu dowódców, wpada do
łóżka najważniejszego z nich i niedługo dostaje awans na jego
zastępczynie, dowodzi tysięcznym oddziałem. Czyli podsumowując.
Cel: zaistnienie w świecie ninja. Osoba wykorzystana: Nara Shikamaru
– w mojej wypowiedzi było tyle gestykulacji, że po opuszczeniu
dłoni po ostatnim słowie, poczułam jak bardzo zmęczył mi się
ręce. Kurde, ale byłam nakręcona. Niech ktoś przyniesie budyń!
Bo zaraz będą tutaj żeńskie zapasy...
-
Ja to widzę, trochę inaczej – powiedziała poważnym tonem,
patrząc mi prosto w oczy. - Do wioski przychodzą dowódcy. Los
sprawia, że jeden z dowódców trafia na pewną dziewczynę. Facet i
dziewczyna niestety są w potrzasku. Ona idzie przez życie bez
jakiegokolwiek celu, żyjąc z dnia na dzień szarą rzeczywistością
czekając na śmierć. On w przeciwieństwie do niej ma cel i chcąc
go zrealizować musi skrzywdzić bliskie mu osoby. Mimo, że chce go
tak strasznie mocno zrealizować to jest sam jak palec w tym swoim
ciemnym korytarzu, w który idzie coraz głębiej, bo wie, że jego
upragniona rzecz jest na samym jego końcu. Potrzebował po prostu
drugiej osoby, która go wysłucha. I nie mogły być to osoby, które
nasuwały mu się na pierwszą myśl, ponieważ nie chciał, nie
mógł, nie potrafił im się wygadać. A jako, że dziewczyna też
potrzebowała oparcia to postanowili sobie pomóc. I zwierzali się
sobie nawzajem. Co prawda po wynikało z tych rozmów różne
czynności, ale były one tylko pustymi czynnościami, pozbawionymi
jakichkolwiek uczuć.
-
Pozbawionymi jakichkolwiek uczuć? - Spytałam cicho.
-
Tak. A właściwie to ta dziewczyna czuła jakby facet cały czas
myślami był przy innej kobiecie. Plus ta dziewczyna chce cię
ostrzec. Po pierwsze jeśli nie zrozumiałaś, a wydaję mi się, że
zrozumiałaś to nie iszczę sobie żadnych praw do Nary, a po drugie
to...niedługo, nie wiem kiedy, ale coś złego wydarzy się z osobą,
o której cały czas gadamy.
-
A ty wiesz co i mi powiesz – powiedziałam twardo.
-
Wiem i ci nie powiem, po prostu uważaj.
-
Macie już wyruszać! - W głowię rozbrzmiał mi głos Nary.
Skontaktował się z nami za pomocą techniki Shindenshin no Jutsu -
Za chwile nawiążemy kontakt z nieprzyjacielem. Będziemy się z
nimi bawili tak długo, aż nie zajmiecie gór. Więc macie się
już zbierać. Za nim dotrzecie do gór to nasi wrogowi powinni już
być nieźle rozkojarzeni – spojrzałam na Ayako, a ona na mnie. Tą
rozmowę musiałyśmy dokończyć kiedy indziej.
Za
chwilę mieliśmy zaatakować. Wszyscy czekali tylko na mój znak, ale na
razie razem z Sasuke obserwowałem siły wroga. Były pokaźne, ale
najważniejsze było to, aby misja Ayako i Temari się powiodła. W
momencie przejęcia gór, wygrana miała być tylko kwestią
formalną. Tylko...jakoś nie odczuwałem, aby to miało być takie
proste. Spojrzałem na twarz jednego z dowódców. Była nieruchoma
co oznaczało tylko jedno, bał się. Nie dziwiłem mu się. Każdy
tutaj się bał. Nawet ja czułem lekki niepokój. Teraz albo nigdy.
-
Do ataku!
Wydarłem
się i ruszyłem w pierwszym szeregu, a za mną zerwał się hufiec
ludzi. Chyba każda osoba, która za mną podążała postanowiła
dodać sobie odwagi jakimś okrzykiem albo rykiem. Pole bitwy
zahuczało od wrzasków naszego oddziału. Po naszych okrzykach
przyszła pora na okrzyki naszych lekko zaskoczonych przeciwników.
Widziałem jak nasi wrogowie szturchali się nawzajem, popychali,
przekazywali rozkazy, budzili, podawali broń, przygotowywali się do
odparcia. Poczułem zapach pierwszej przelanej krwi, która
spoczywała na moim mieczu. Mój Ikagawashī
no ken...miałem dziwne wrażenie, że ta katana dokona dzisiaj
cudownych rzeczy. Pole bitwy zagęściło się od nieprzyjaciół i
przyjaciół, którzy docierali z końca naszych szeregów. Bitwy
rozpoczęła się na dobre. Szczęk i zgrzyt spotykanych przez siebie
ostrzy nie ustępował i cały czas dawał się we znaki moim uszom.
Rzadziej niż szczęk moje uszy napotykały dźwięki wycia rannych
lub już nieżywych. Co prawda nie mogłem usłyszeć i zarejestrować
ich wszystkich, ale na razie obie strony trzymały się dziarsko. Jak
na zawołanie po mojej myśli jeden z naszych upadł mi prosto przed
nogami. Kiedy dostałem chwilę, aby rozejrzeć się po polu bitwy
dostrzegłem, że jesteśmy zbyt blisko góry i za chwilę znajdziemy
się w ogniu rażenia ich technik dystansowych. Spojrzałem na Sasuke,
a ten już wiedział co robić. Odskoczył kawałek do tyłu i
wykonał technikę. Niebo zaczęło lekko błyszczeć, aby po chwili
wydać na środek pola pojedynczą, wielka błyskawicę, która
przerzedziła lekko szeregi naszych wrogów. Był to umówiony znak i
wszyscy wiedzieli, że po czymś takim muszą przestać tak mocno
szarżować, a w miarę możliwości nawet ciut się wycofać. Do
momentu przejęcia gór przez będące w drodze oddziały Temari i
Ayako musieliśmy walczyć w taki sposób. A ile to było czasu?
Około godziny na samo dotarcie do celu, a one musiały go jeszcze
przejąć.
***
Minęło
już mniej więcej pół godziny. Rezultaty walki dawały mi się
powoli we znaki. Ręce bolały od ciągłego trzymania katany i
blokowania ciosów przeciwników. Nogi zaczynały odmawiać
posłuszeństwa i płynnych ruchów. Serce niemiłosiernie waliło w
piersi, jakby chciało odpokutować za jakieś grzechy. Oddech
przerodził się w lekkie sapanie, a całą twarz miałem mokrą od
potu, co wraz z włosami, które wymykały się spod gumki nie dawało
przyjemnego efektu. Po kolejnym zablokowanym uderzeniu, ręce nie
wytrzymały i opadły ku ziemi. Czułem jak ktoś wyprowadza na mnie
cios zza pleców, ale nie miałem już siły, aby się odwrócić.
Przygotowałem się na przyjęcie uderzenie, gdy nagle moje ciało
samo się poruszyło i zablokowało nadchodzący w moją stronę
toporek. To było dziwne, ale jako że byłem zmęczony to
stwierdziłem, że nie ma sensu się nad tym zastanawiać,
szczególnie, że wokół mnie toczyła się walka, która sprawiła,
że w powietrzu wisiał już ten typowy, towarzyszący każdej bitwie
odór krwi. Na ziemi znajdowało się coraz więcej ciał. Czasami
widziałem jak ktoś z oddziału medycznego zabiera rannego i
transportuje go w bezpieczne miejsce w celu opatrzenia jego ran. Z
każdym kolejnym atakiem czułem się coraz dziwniej. Moje ciało
coraz bardziej stawiało opór i nie poruszało się według moich
wytycznych. Ciosy, które wyprowadzałem zupełnie nie oddawały
stylu walki jakim nauczyłem się posługiwać. Z jakiegoś powodu
czułem też jakby moje zmysły się wyostrzyły, przewidywałem
ataki przeciwników z taką pewnością, jakbym moje doświadczenie
sięgało niepamiętnych czasów. Przez długi czas się to
sprawdzało, ale niestety chyba za bardzo polegałem na tych
wszystkich dziwnych impulsach, które same wprawiały moje ciało w
ruch. Spojrzałem na góry, widziałem jak tutejsi ninja czekają, aż
przybliżymy się wystarczająco blisko. Po sekundach wpatrywania się
w nich ujrzałem coś co napełniło moje serce szczęściem.
Oddziały Temari i Ayako rozpoczęły ofensywę i w trymiga zajęły
pozycję. Widziałem jak wszyscy ustawieni tam ninja machają w
naszym kierunku. Teraz była kolej na naszą ofensywę.
-
Dopychamy ich! - Krzyknąłem do Sasuke, a ten dał całemu
oddziałowi umówiony znak, którego nie mogli pominąć, gdyż w
pole bitwy uderzył dwie wielki błyskawicę. - Ała.
Złapałem
się za bok i spojrzałem na rękę, była cała we krwi. Nagle
poczułem drugie pchnięcie i wylądowałem na ziemi. Dotknąłem
jeszcze raz ran kutych i spojrzałem na słońce, które strasznie
raziło oczy. Przysłoniłem je lekko ręką, ale ta po chwili
bezwładnie osunęła się, a ja odpłynąłem.
***
Obudziłem
się podczas, kiedy moje ciało dryfowało na tafli wody. Patrząc w
górę dostrzegłem tylko rozciągająca się ciemność. Przed sobą
miałem bezkresny półmrok, taki sam który dostrzegłem w miejscu
gdzie powinienem zobaczyć sufit. Rozejrzałam się na boki z
nadzieją, że znajdę jakieś wyjście, ale niestety pomieszczenie,
w którym się znajdowałem było korytarzem i pozwalało mi iść
tylko i wyłącznie przed siebie. No nie...przecież to jest to samo
miejsce, które odwiedzałem w snach, kiedy byłem chory. Co ja tu
teraz robię?
-
Chodź do mnie! Szybko! - Przerażający i dobrze znany mi głos
rozbrzmiał w sali.
Biegłem
szybko, ale nie dlatego, że ten ktoś mi kazał tylko dlatego, że
pamiętałem jak to działa. Musiałem szybko dotrzeć do mojego
przeciwnika, pokonać go i wyjść z tego koszmaru. Raz mi się już
udało, więc za drugim razem nie powinienem mieć problemów.
Mijałem wszystko to co widziałem podczas choroby. Zmasakrowane
ciała, litry krwi, cegły z wyrytymi imionami. Ale na szczęście w
miarę szybko udało mi się dotrzeć do tych trzech upragnionych
tabliczek: „Sarutobi Asuma”, „Nara Shikaku”, „Nara Miyuki”.
Wszedłem do pokoju, ale nie zobaczyłem tej trójki, której się
spodziewałem. Na środku za kratami stał tylko ten silnie
zbudowany mężczyzna, ubrany w biało-czarną szatę z wieloma
mieczami u boku. Miał na sobie czerwono-złoto nagolenniki i
karwasze. Jego białe włosy były długie i spiczaste, krótsze z
nich opadały na jego poliki. Twarz miał bardzo poważną i
doświadczoną, a jego niebieskie oczy był wyprane z emocji.
-
Uwielbiam bitwy – rzekł cicho.
-
Zakończmy to szybko, nie mam czasu, muszę wracać – powiedziałem
do niego, ale ten tylko beznamiętnie stał w miejscu. Złapałem
ostrza czakry. - Stawaj do walki.
-
Jesteś naprawdę głupi – pokiwał z dezaprobatą. Zaczął iść
powoli w moim kierunku. Kraty zniknęły po jego ówczesnym zbliżeniu się do nich.
Złapał mnie szybko za czaszkę i rzucił do tyłu. Wstałem i ruszyłem w jego kierunku, ale w starym miejscu pojawiły się
kraty i uniemożliwiły mi przejście dalej. - Pokaże twoim kompanom
jak się walczy.
Nara
zaczął lekko majaczyć. Otworzył oczy, odtrącił medyka, wstał
chwiejąc się przy tym lekko.
-
Dobra, pełna ofensywa, co nie Shikamaru?
Spytałem
go, ale zupełnie mnie olał i ruszył przed siebie. Odpychał
wszystkich stojących mu na drodze. Podbiegłem do niego i położyłem
rękę na barku.
-
Ej stary, wszystko ok? - Zadałem kolejne pytanie. Odwrócił się i
spojrzał mi prosto w oczy. Jego nienaturalnie czarne
spojówki...myślałem, że wywiercą we mnie dziurę.
-
Spadaj, Sasuke – rzucił metalicznym głosem. Od Autora: Witam, to już czwarty rozdział w tym miesiącu, ostatnio taki dobry wynik miałem...dawno temu. Chciałbym poinformować, że mam zamiar teraz wziąć się za edycje starych rozdziałów, ponieważ podczas pisania tej notki wróciłem do momentu choroby Shikamaru i po przeczytaniu stwierdziłem, że chyba dobrze by było przeczytać wszystko jeszcze raz, popoprawiać błędy, usunąć jakieś powtórzenia itd. więc następny rozdział doczeka się swojej premiery w trochę późniejszym czasie ;) Jak wam się podoba? Co myślicie, że się stanie? Która przemowa naszych głównodowodzących podobała się wam najbardziej?