czwartek, 30 kwietnia 2015

Rozdział XIX

W sali znajdowali się już prawię wszyscy. Byłem ja, Sasuke, Junji i reszta dowódców. Aikage przed chwilą wyszedł na moment w celu załatwiania jakieś szybkiej sprawy. Brakowało nam tylko Temari. Po kilku minutkach drzwi od sali otworzył się i dołączyła do nas Temari, a zaraz za nią Aikage. Blondynka wyglądała strasznie. Jej włosy były w strasznym nieładzie, oczy podkrążone jakby od długiego czasu nie spała. Po zajęciu miejsc przez naszą przed chwilą brakującą dwójkę zacząłem przemowę:
- Skoro mam już wszystkich to najwyższa pora zacząć – powiedziałem i podszedłem do dużej mapy, rozwieszonej na jednej ze ścian. - Wczoraj razem z Sasuke postanowiliśmy sprawdzić jak wyglądają oddziały nieprzyjaciela nad jeziorem. Okazało się, że fort nad wodą jest tylko zagraniem taktycznym i tak naprawdę jest prawię, że pusty – w kręgu naszych dowódców przeszłą fala szmerów. - Znajduję się tam jeden marionetkarz, która wraz ze swymi kukłami sprawia wrażenie, że w forcie rzeczywiście ktoś się znajduje i udało mu się tym nabrać nasz wydział wywiadowczy – odwróciłem się do mapy i wyciągnąłem wszystkie kolorowe chorągiewki znajdujące się przy jeziorze i wbiłem je w górach. - Więc wszystkie siły znajdują się w górach. Nasi wrogowie chcieli nas zmusić do podziału, ale udało nam się przejrzeć przez ich trik. Dlatego teraz wiem już co musimy zrobić – złapałem za wskaźnik i zacząłem przykładać go w odpowiednich miejscach. - Oddział Sasuke wraz ze wsparciem medycznym obejdzie górę i zaatakuję ich z tyłu. Jego oddział zostanie wzmocniony o połowę mojego. Jako dobrze usłyszeliście, mój oddział zostaje podzielony. Jedną połową będę zarządzał oczywiście ja, a drugą Ayako – Temari prychnęła. - Chciałbym, abyście w momencie zainicjowania walki nie wbili się na sto procent swoich możliwości. Po prostu macie ich zająć. Nie musicie zadać mi dużych strat. Najważniejsze jest to, abyście sami stracili jak najmniej ludzi. Razem z Sasuke będziemy tego pilnowali. Wracając, kiedy przeciwnicy zobaczą nasze oddziały na ich tyłach to pomyślą, że zagraliśmy według ich zasad i część z nas udała się nad jezioro. Wtedy oddział Temari i druga połowa mojej jednostki dowodzona przez Ayako zaatakuje ich z tyłu. Wypchniemy ich z gór do sił Sasuke, a dystansowi ninja zajmą taktyczne pozycji do ataków. Będą zamknięci i nie będą wstanie nic zrobić – Aikage zaczął wolno klaskać.
- Bardzo ładnie nam to przedstawiłeś – powiedział władca Wioski Lodu.
- Dziękuję, Aikage-sama. I przepraszam, że tak długo mi to zajęło.
- Ja mam jedno pytanie – wstał Junji. - Sądzisz, że rzucanie Ayako na tak głęboką wodę jak dowodzenie tysiącem ludzi jest dobre?
- Jest zaraz po mnie osobą, która zna najlepiej taktykę. Ufam, że się jej uda – powiedziałem mierząc jej brata chłodnym spojrzeniem. W sali znowu zapanował lekki szmer. - Dobrze, czy są jakieś pytania? - Odpowiedziała mi cisza. - Skoro nie to kończę naszą dzisiejszą odprawę. Kiedy od wszystkich głównodowodzących dostanę raport informujące mnie o gotowości ich oddziałów do walki to wtedy wyruszymy. Dziękuję za wysłuchanie, jesteście wolni – wszyscy wstali i zaczęli kierować się ku wyjściu, złapałem Temari za rękę i pociągnąłem lekko do siebie. - Ale z tobą chce jeszcze chwile porozmawiać – kiedy wszyscy już wyszli i zostaliśmy tylko we dwójkę, oparłem się o ścianę i skrzyżowałem ręce na piersi, chciałem zacząć. - Słucha...
- O co chodzi? - Spytała zmęczonym i zdenerwowanym głosem.
- Czy coś się dzieje? Wyglądasz, wybacz mi, ale strasznie.
- Ostatnio jakoś mam dużo ciężkich rozmyśleń.
- A tak naprawdę? - Spytałem krzyżując ręce na piersi.
- A tak naprawdę to jest mi cholernie smutno, że facet, którego...facet taki jak ty bzyka jakąś Ayako – wytknęła mi cała czerwona. Chciałem już podnieść gardę, ale Temari jeszcze nie skończyła. - Plus mam mętlik w głowię po twoich fochach na Hokage i przychodzeniu do domu cały we krwi z podejrzanym zwojem. To jest to co mnie męczy od wielu dniu – puknęła mnie palcem w klatkę piersiową. - Może mi pomożesz to rozwikłać? - Blondynka nie doczekała się odpowiedzi. - Tak myślałam – powiedziała i udało się w kierunku wyjścia.
- Chciałbym ci pomóc, ale nie mogę, nie mogę ci powiedzieć co się teraz dzieje – stwierdziłem z żalem.
- I nawet nie wiesz jak mnie tym ranisz – powiedziała i trzasnęła drzwiami, zostawiając mnie czującego się jako ostatnie ścierwo na Ziemi.
***
Siedziałem opierając się o ścianę pod oknem. Od dwóch dni nie wychodziłem i rozmyślałem na temat Temari. Niestety, ale byłem w patowej sytuacji. Zacząłem bawić się moim ochraniaczem, obracałem go w dłoni, przyglądałem się mu. Wszystko zdarzy się niedługo, a ona będzie musiała na to patrzeć i cierpieć. Ktoś bez pukania wszedł do mojego pokoju. Okazało się, że to nie kto inny jak Ayako.
- Wczoraj wszedł raport odnośnie gotowości do walki naszego ostatniego dywizjonu – powiedziała. - Wszyscy już się ustawili w odpowiednich szykach przed wioską. Czekamy na ciebie – wrzuciłem ochraniacz do plecaka, który był już spakowany i czekał tylko na zakończenie bitwy i powrót do domu.
- Chodźmy – rozkazałem. 
Szliśmy przez miasto i napotykaliśmy nieprzychylne spojrzenia ludzi. A właściwie to nie my tylko ja. Wszyscy patrzyli się na moją osobę z tą obojętnością. Ludziom bardzo nie podobał się fakt, że ninja spoza ich własnej wioski będą dowodzili ich wojskiem. 
- Załatwiłaś to dla mnie? - Spytałem i poczułem jak dziewczyna wsuwa mi do ręki upragniony przedmiot. - Dziękuję. 
Dotarliśmy do wyznaczonego miejscu pełnego żołnierzy. Wszyscy głównodowodzący plus Ayako ustawili się wokół mnie.
- Słuchajcie to chyba ten moment – powiedziałem do nich. - Spójrzcie na twarze tych żołnierzy. Niedługo wezmą udział w bitwie i boją się, boją się jak cholera. Dlatego twierdzę, że to jest ten moment – wszyscy pokiwali pozytywnie głową.
- Ja zacznę - powiedziała Ayako. Podeszła do swojego pododdziału liczącego tysiąc osób. - Słuchajcie! - Krzyknęła do nich. - Wiem czego się boicie. Wszyscy jesteśmy ludźmi i nieważne co będziemy mówić to i tak każdy z nas boi się śmierci. Idziemy na bitwę. Wielu z was może zginąć, wielu okryć się chwałą poprzez wykazaną męskość i odwagę. Nie wiem jak wy – zrobiła efektywną pauzę. - Ale ja nie mam zamiaru dzisiaj umierać! Pójdę tam, wygram i wrócę z tego pola jako zwycięzca – w jej oddziale zapanowała wrzawa, co sugerowało, że słowa dziewczyny trafiły do serc jej podwładnych. Junji po przemówieniu siostry postanowił nie być gorszy. Podszedł do swojego małego oddziału.
- Wiem, że na każdym z was będzie ciążyła wielka odpowiedzialność podczas bitwy. Ale wiedzcie, że ufam wam bezgranicznie. Znam was wszystkich i wiem, że wasze umiejętności są nietuzinkowi. Pamiętacie jedno z najważniejszych praw medic ninja? „Medic ninja nie może dać się zranić podczas walki”. Każdy z was wypełni dzisiaj ten punkt w stu procentach i wróci żywy do domu. Od zawsze, na każdej bitwie oddziały medyczne odgrywały wielką rolę, często to medic ninja wygrywają walki. Wierzę, że nasz oddział będzie jednym z tych, który przesądzi o triumfie naszej osady! - Widać rodzeństwo miało niebywały talent do przemów, ponieważ tak jak i poprzednio twarze całego oddziału zmieniły się diametralnie z niezdecydowanych na pewne.
- Jak wszyscy wiecie idziemy na bitwę – zaczął Sasuke przed swoimi dwutysięcznymi siłami.- Bitwy mają taką zależność, że ludzie giną bo obu stronach konfliktu. Dawno temu, kiedy zaczynałem swoją karierę ninja to na jednej z pierwszych misji, mój sensei powiedział do mnie pewne słowa, których nigdy nie zapomnę, a mianowicie „Nie pozwolę moim towarzyszom zginąć”. Mimo tego, że jestem z Wioski Liścia, a w Lodu i nie znam was w ogóle – zrobił pauzę. - To na mocy podpisanego przez władze naszych wiosek sojuszu – Sasuke złapał powietrze w płuca. - Na mocy tego sojuszy stałem się waszym towarzyszem i pozwólcie mi wypowiedzieć teraz przed wami te niezapomniane przez ze mnie słowa mojego sensei: nie pozwolę moim towarzyszom zginąć! A więc moi towarzyszę, chodźmy tam, nakopmy naszym wrogom i wróćmy jako żywi bohaterowie okrywając się chwałą – spojrzałem wyrozumiale na Temari, a ta wybełkotała coś i podeszła do swojego oddziału, niestety przez wrzenie ludzi Sasuke nie usłyszałem jakie słowa wypowiedział do siebie Temari.
- Mam nadzieję, że każdy z was zna założenia taktyczne, ponieważ jeśli je znacie to wiecie, że w momencie zajęcia przez nas miejsc na górze, wygrywamy. Więc wymagam od was wielkiego zaangażowania, ponieważ ja No Sabaku Temari z Wioski Piasku, córka Czwartego Kazekage i siostra Piątego nie przegrywam, a że nie mogę wygrać tej bitwy sama, dlatego proszę was: słuchajcie moich rozkazów i dajcie z siebie wszystko, a wrócimy jako zwycięscy! - Niestety wrzawa, która zapanowała w oddziale Temari nie była zbyt duża, więc postanowiłem przejąć pałeczkę. Stanąłem na jednej z dużych oblodzonych skał i zacząłem mówić:
- Słuchajcie wszyscy! Nie chce przemówić do was jako taktyk, dowódca czy ninja. Chce, abyście wysłuchali najzwyklejszego w świecie człowieka. Wiem, że czujecie się źle z powodu, iż dowodzić wami będą ninja spoza waszej wioski. Jednak chce żebyście wiedzieli, że nie jest wstydem otrzymywać lub prosić o pomoc innych. Wstydem jest ją odrzucać w momencie, gdy jej potrzebujemy. Dlatego proszę, nie patrzcie na nas jak na wrogów, lecz jak na kompanów, którzy będą was bronić i zasłonią was własnym ciałem jeśli będzie taka potrzeba. Przed chwilą prosiłem, abyście wysłuchali mnie jako zwykłego człowieka, a teraz proszę was, abyście wysłuchali mnie jako – założyłem na czoło przedmiot, który dostałem wcześniej od Ayako. Był to ochraniacz Wioski Lodu. - Jednego z was. Więc proszę was! Pójdźcie za mną i obrońcie Naszą wioskę!
- Tak.
- Dokładnie.
- Rozwalmy ich – wśród szeregów wojska przeszła fala pozytywnych odzewów. Zeskoczyłem ze skały.
- Ruszajmy - powiedziałem do Sasuke i Junji'ego. - A wy czekajcie na znak – wskazałem na Ayako i Temari.
***
Shikamaru wyruszył z Sasuke i swoimi oddziałami parę minut temu. Ja i moja aktualna partnerka Ayako byłyśmy na siebie skazane, co rzecz jasna mi nie odpowiadało. Siedziałyśmy naprzeciwko siebie na ziemi. Oddzielała nas mapa, która spłonęłaby, gdyby mogła odbierać całą nienawiść jaką słałam w kierunku brunetki. Ale niestety, ani mapa, ani Ayako nie spłonęły pod wpływem mojego wzorku. Brunetka na domiar złego cały czas patrzyła mi się bezczelnie prosto w oczy i za nic miała całą pogardę jaką ją darzę. Przeciągnęła się leniwie i zaczęła:
- Długo będziesz się tak na mnie lampiła z morderczą żądzą – powiedziała równie bezczelnie co patrzyła.
- Uważaj, aby żądza nie przerodziła się w czyny – ostrzegłam ją.
- Jeśli przerodzi się w czyny to nie będziesz wstanie dowiedzieć się tego co chce ci powiedzieć – powiedziała obojętnie i sztucznie zaczęła się przyglądać mapie.
- A dlaczego miałoby mnie to niby interesować? - Spytałam z udawanym zaciekawieniem.
- Bo dotyczy to Shikamaru – nagle zimny podmuch wiatru przeszedł przez miejsce naszego legowiska. - Zainteresowana?
- Nie wiem co widzi w tobie Nara. Jesteś tylko wredną dziewczynką, która stara się osiągnąć jakieś swoje chore cele za pomocą innych.
- Och – zasłoniła usta dłonią. - A to ci niespodzianka. Jakie to jak to ładnie nazwałaś chore cele staram się osiągnąć i kogo niby wykorzystuję? - Rozmowa stała się bardziej napięta.
- Hmmm...pomyślmy – przyłożyłam palec do policzka. - Jakaś mała, nic nieznacząca dziewczynka zaraz po przybyciu dowódców, wpada do łóżka najważniejszego z nich i niedługo dostaje awans na jego zastępczynie, dowodzi tysięcznym oddziałem. Czyli podsumowując. Cel: zaistnienie w świecie ninja. Osoba wykorzystana: Nara Shikamaru – w mojej wypowiedzi było tyle gestykulacji, że po opuszczeniu dłoni po ostatnim słowie, poczułam jak bardzo zmęczył mi się ręce. Kurde, ale byłam nakręcona. Niech ktoś przyniesie budyń! Bo zaraz będą tutaj żeńskie zapasy...
- Ja to widzę, trochę inaczej – powiedziała poważnym tonem, patrząc mi prosto w oczy. - Do wioski przychodzą dowódcy. Los sprawia, że jeden z dowódców trafia na pewną dziewczynę. Facet i dziewczyna niestety są w potrzasku. Ona idzie przez życie bez jakiegokolwiek celu, żyjąc z dnia na dzień szarą rzeczywistością czekając na śmierć. On w przeciwieństwie do niej ma cel i chcąc go zrealizować musi skrzywdzić bliskie mu osoby. Mimo, że chce go tak strasznie mocno zrealizować to jest sam jak palec w tym swoim ciemnym korytarzu, w który idzie coraz głębiej, bo wie, że jego upragniona rzecz jest na samym jego końcu. Potrzebował po prostu drugiej osoby, która go wysłucha. I nie mogły być to osoby, które nasuwały mu się na pierwszą myśl, ponieważ nie chciał, nie mógł, nie potrafił im się wygadać. A jako, że dziewczyna też potrzebowała oparcia to postanowili sobie pomóc. I zwierzali się sobie nawzajem. Co prawda po wynikało z tych rozmów różne czynności, ale były one tylko pustymi czynnościami, pozbawionymi jakichkolwiek uczuć.
- Pozbawionymi jakichkolwiek uczuć? - Spytałam cicho.
- Tak. A właściwie to ta dziewczyna czuła jakby facet cały czas myślami był przy innej kobiecie. Plus ta dziewczyna chce cię ostrzec. Po pierwsze jeśli nie zrozumiałaś, a wydaję mi się, że zrozumiałaś to nie iszczę sobie żadnych praw do Nary, a po drugie to...niedługo, nie wiem kiedy, ale coś złego wydarzy się z osobą, o której cały czas gadamy.
- A ty wiesz co i mi powiesz – powiedziałam twardo.
- Wiem i ci nie powiem, po prostu uważaj.
- Macie już wyruszać! - W głowię rozbrzmiał mi głos Nary. Skontaktował się z nami za pomocą techniki Shindenshin no Jutsu - Za chwile nawiążemy kontakt z nieprzyjacielem. Będziemy się z nimi bawili tak długo, aż nie zajmiecie gór. Więc macie się już zbierać. Za nim dotrzecie do gór to nasi wrogowi powinni już być nieźle rozkojarzeni – spojrzałam na Ayako, a ona na mnie. Tą rozmowę musiałyśmy dokończyć kiedy indziej.
Za chwilę mieliśmy zaatakować. Wszyscy czekali tylko na mój znak, ale na razie razem z Sasuke obserwowałem siły wroga. Były pokaźne, ale najważniejsze było to, aby misja Ayako i Temari się powiodła. W momencie przejęcia gór, wygrana miała być tylko kwestią formalną. Tylko...jakoś nie odczuwałem, aby to miało być takie proste. Spojrzałem na twarz jednego z dowódców. Była nieruchoma co oznaczało tylko jedno, bał się. Nie dziwiłem mu się. Każdy tutaj się bał. Nawet ja czułem lekki niepokój. Teraz albo nigdy.
- Do ataku!
Wydarłem się i ruszyłem w pierwszym szeregu, a za mną zerwał się hufiec ludzi. Chyba każda osoba, która za mną podążała postanowiła dodać sobie odwagi jakimś okrzykiem albo rykiem. Pole bitwy zahuczało od wrzasków naszego oddziału. Po naszych okrzykach przyszła pora na okrzyki naszych lekko zaskoczonych przeciwników. Widziałem jak nasi wrogowie szturchali się nawzajem, popychali, przekazywali rozkazy, budzili, podawali broń, przygotowywali się do odparcia. Poczułem zapach pierwszej przelanej krwi, która spoczywała na moim mieczu. Mój Ikagawashī no ken...miałem dziwne wrażenie, że ta katana dokona dzisiaj cudownych rzeczy. Pole bitwy zagęściło się od nieprzyjaciół i przyjaciół, którzy docierali z końca naszych szeregów. Bitwy rozpoczęła się na dobre. Szczęk i zgrzyt spotykanych przez siebie ostrzy nie ustępował i cały czas dawał się we znaki moim uszom. Rzadziej niż szczęk moje uszy napotykały dźwięki wycia rannych lub już nieżywych. Co prawda nie mogłem usłyszeć i zarejestrować ich wszystkich, ale na razie obie strony trzymały się dziarsko. Jak na zawołanie po mojej myśli jeden z naszych upadł mi prosto przed nogami. Kiedy dostałem chwilę, aby rozejrzeć się po polu bitwy dostrzegłem, że jesteśmy zbyt blisko góry i za chwilę znajdziemy się w ogniu rażenia ich technik dystansowych. Spojrzałem na Sasuke, a ten już wiedział co robić. Odskoczył kawałek do tyłu i wykonał technikę. Niebo zaczęło lekko błyszczeć, aby po chwili wydać na środek pola pojedynczą, wielka błyskawicę, która przerzedziła lekko szeregi naszych wrogów. Był to umówiony znak i wszyscy wiedzieli, że po czymś takim muszą przestać tak mocno szarżować, a w miarę możliwości nawet ciut się wycofać. Do momentu przejęcia gór przez będące w drodze oddziały Temari i Ayako musieliśmy walczyć w taki sposób. A ile to było czasu? Około godziny na samo dotarcie do celu, a one musiały go jeszcze przejąć.
***
Minęło już mniej więcej pół godziny. Rezultaty walki dawały mi się powoli we znaki. Ręce bolały od ciągłego trzymania katany i blokowania ciosów przeciwników. Nogi zaczynały odmawiać posłuszeństwa i płynnych ruchów. Serce niemiłosiernie waliło w piersi, jakby chciało odpokutować za jakieś grzechy. Oddech przerodził się w lekkie sapanie, a całą twarz miałem mokrą od potu, co wraz z włosami, które wymykały się spod gumki nie dawało przyjemnego efektu. Po kolejnym zablokowanym uderzeniu, ręce nie wytrzymały i opadły ku ziemi. Czułem jak ktoś wyprowadza na mnie cios zza pleców, ale nie miałem już siły, aby się odwrócić. Przygotowałem się na przyjęcie uderzenie, gdy nagle moje ciało samo się poruszyło i zablokowało nadchodzący w moją stronę toporek. To było dziwne, ale jako że byłem zmęczony to stwierdziłem, że nie ma sensu się nad tym zastanawiać, szczególnie, że wokół mnie toczyła się walka, która sprawiła, że w powietrzu wisiał już ten typowy, towarzyszący każdej bitwie odór krwi. Na ziemi znajdowało się coraz więcej ciał. Czasami widziałem jak ktoś z oddziału medycznego zabiera rannego i transportuje go w bezpieczne miejsce w celu opatrzenia jego ran. Z każdym kolejnym atakiem czułem się coraz dziwniej. Moje ciało coraz bardziej stawiało opór i nie poruszało się według moich wytycznych. Ciosy, które wyprowadzałem zupełnie nie oddawały stylu walki jakim nauczyłem się posługiwać. Z jakiegoś powodu czułem też jakby moje zmysły się wyostrzyły, przewidywałem ataki przeciwników z taką pewnością, jakbym moje doświadczenie sięgało niepamiętnych czasów. Przez długi czas się to sprawdzało, ale niestety chyba za bardzo polegałem na tych wszystkich dziwnych impulsach, które same wprawiały moje ciało w ruch. Spojrzałem na góry, widziałem jak tutejsi ninja czekają, aż przybliżymy się wystarczająco blisko. Po sekundach wpatrywania się w nich ujrzałem coś co napełniło moje serce szczęściem. Oddziały Temari i Ayako rozpoczęły ofensywę i w trymiga zajęły pozycję. Widziałem jak wszyscy ustawieni tam ninja machają w naszym kierunku. Teraz była kolej na naszą ofensywę.
- Dopychamy ich! - Krzyknąłem do Sasuke, a ten dał całemu oddziałowi umówiony znak, którego nie mogli pominąć, gdyż w pole bitwy uderzył dwie wielki błyskawicę. - Ała.
Złapałem się za bok i spojrzałem na rękę, była cała we krwi. Nagle poczułem drugie pchnięcie i wylądowałem na ziemi. Dotknąłem jeszcze raz ran kutych i spojrzałem na słońce, które strasznie raziło oczy. Przysłoniłem je lekko ręką, ale ta po chwili bezwładnie osunęła się, a ja odpłynąłem.
***
Obudziłem się podczas, kiedy moje ciało dryfowało na tafli wody. Patrząc w górę dostrzegłem tylko rozciągająca się ciemność. Przed sobą miałem bezkresny półmrok, taki sam który dostrzegłem w miejscu gdzie powinienem zobaczyć sufit. Rozejrzałam się na boki z nadzieją, że znajdę jakieś wyjście, ale niestety pomieszczenie, w którym się znajdowałem było korytarzem i pozwalało mi iść tylko i wyłącznie przed siebie. No nie...przecież to jest to samo miejsce, które odwiedzałem w snach, kiedy byłem chory. Co ja tu teraz robię?
- Chodź do mnie! Szybko! - Przerażający i dobrze znany mi głos rozbrzmiał w sali.
Biegłem szybko, ale nie dlatego, że ten ktoś mi kazał tylko dlatego, że pamiętałem jak to działa. Musiałem szybko dotrzeć do mojego przeciwnika, pokonać go i wyjść z tego koszmaru. Raz mi się już udało, więc za drugim razem nie powinienem mieć problemów. Mijałem wszystko to co widziałem podczas choroby. Zmasakrowane ciała, litry krwi, cegły z wyrytymi imionami. Ale na szczęście w miarę szybko udało mi się dotrzeć do tych trzech upragnionych tabliczek: „Sarutobi Asuma”, „Nara Shikaku”, „Nara Miyuki”. Wszedłem do pokoju, ale nie zobaczyłem tej trójki, której się spodziewałem. Na środku za kratami stał tylko ten silnie zbudowany mężczyzna, ubrany w biało-czarną szatę z wieloma mieczami u boku. Miał na sobie czerwono-złoto nagolenniki i karwasze. Jego białe włosy były długie i spiczaste, krótsze z nich opadały na jego poliki. Twarz miał bardzo poważną i doświadczoną, a jego niebieskie oczy był wyprane z emocji.
- Uwielbiam bitwy – rzekł cicho.
- Zakończmy to szybko, nie mam czasu, muszę wracać – powiedziałem do niego, ale ten tylko beznamiętnie stał w miejscu. Złapałem ostrza czakry. - Stawaj do walki.
- Jesteś naprawdę głupi – pokiwał z dezaprobatą. Zaczął iść powoli w moim kierunku. Kraty zniknęły po jego ówczesnym zbliżeniu się do nich. Złapał mnie szybko za czaszkę i rzucił do tyłu. Wstałem i ruszyłem w jego kierunku, ale w starym miejscu pojawiły się kraty i uniemożliwiły mi przejście dalej. - Pokaże twoim kompanom jak się walczy.
Nara zaczął lekko majaczyć. Otworzył oczy, odtrącił medyka, wstał chwiejąc się przy tym lekko.
- Dobra, pełna ofensywa, co nie Shikamaru?
Spytałem go, ale zupełnie mnie olał i ruszył przed siebie. Odpychał wszystkich stojących mu na drodze. Podbiegłem do niego i położyłem rękę na barku.
- Ej stary, wszystko ok? - Zadałem kolejne pytanie. Odwrócił się i spojrzał mi prosto w oczy. Jego nienaturalnie czarne spojówki...myślałem, że wywiercą we mnie dziurę.
- Spadaj, Sasuke – rzucił metalicznym głosem. 

Od Autora: Witam, to już czwarty rozdział w tym miesiącu, ostatnio taki dobry wynik miałem...dawno temu. Chciałbym poinformować, że mam zamiar teraz wziąć się za edycje starych rozdziałów, ponieważ podczas pisania tej notki wróciłem do momentu choroby Shikamaru i po przeczytaniu stwierdziłem, że chyba dobrze by było przeczytać wszystko jeszcze raz, popoprawiać błędy, usunąć jakieś powtórzenia itd. więc następny rozdział doczeka się swojej premiery w trochę późniejszym czasie ;) Jak wam się podoba? Co myślicie, że się stanie? Która przemowa naszych głównodowodzących podobała się wam najbardziej?

piątek, 24 kwietnia 2015

Rozdział XVIII

Trzy następne dni minęły w takim samym schemacie. Od rana do wieczora razem z Ayako studiowaliśmy i segregowaliśmy dokumenty wszystkich żołnierzy, a że wojska było pięć tysięcy to wiązało się z tym trochę pracy. Na szczęście nie było tak źle, ponieważ dokumentacje Wioski Lodu były bardzo ładnie uporządkowane. Po papierkowej robocie, wieczorem braliśmy się za trening bojowy Ayako, apotem zajmowaliśmy się sobą. Postanowiłem posegregować nasze siły zbrojne według następujących kategorii: 1. Ninja biegli w technikach dystansowych 2. Ninja biegli w walkach w zwarciu 3. Medycy 4. Cywile. Po uporządkowaniu, rozkład sił wyszedł mi następujący: 500 ninja dystansowych, 2000 ninja walczących w zwarciu, 500 medyków, 2000 mieszczan. A dowództwo miało wyglądać następująco:
1. Dywizja No Sabaku Temari – 500 ninj dystansowych.
2. Dywizja Uchiha Sasuke – 1000 ninj walczących w zwarciu, 1000 cywilów.
3. (Moja) Dywizja Nara Shikamaru - 1000 ninj walczących w zwarciu, 1000 cywilów.
4. Wsparcie medyczne Junji'ego, brata Ayako – 500 ninj medycznych.
Dziesięć osób stanowiła patrol, na czele z patrolowym odpowiedzialnym za grupę. Dziesięciu takich patrolowych tworzyło oddział dowodzenia na czele którego stał jeden dowódca. I dowódcy podlegali już bezpośrednio pod głównodowodzących czyli de facto mnie, Temari, Sasuke i Junji'ego. Podsumowując: ja głównodowodzący wydaję rozkaz dowódcą, oni przekazują je patrolowym, a patrolowi razem ze swoją małą drużyną robią to co powiedziałem. Oczywiście musiałem najpierw wyłonić najlepszych dowódców i połączyć grupy tak, aby ci ludzie mieli ze sobą coś wspólnego. Wszyscy dowódcy byli Jōninami, w oddziale patrolowych też większość była najwyższego stopnia, ale zdarzali się też Chūnini. Pocieszałem się jednak, że to dobrze, że nie muszę pracować z Geninami. Przy ustalaniu członków należących do patroli starałem się, aby ta dziesiątka tworząca patrol miała ze sobą coś wspólnego. Cokolwiek: aby byli kolegami, albo mieli jakąś swoją przeszłość w jednej drużynie, żeby chociaż byli ze sobą na jakiejś misji, cokolwiek, aby to nie byłą dwójka ludzi, która przez przypadek będzie musiała walczyć ramię w ramię. Na szczęście jakoś mi się to udało, a nawet udało mi się, aby w prawię każdym patrolu znalazł się ninja z technikami komunikacyjnymi. Wszystko przedstawiało się ładnie. Niestety wciąż nie miałem planu na bitwę. Nic nie przychodziło mi do głowy. Starałem się jakoś odświeżyć mój umysł, ponieważ ciągłe patrzenie na mapę, która znałem już na pamięć w ogóle mi nie pomagało. Próbowałem wielu rzeczy. Rozmyślenia w samotności, rozmyślenia w towarzystwie, spacery z kimś, samemu, nawet próbowałem medytacji, ale wciąż nie udało mi się nic wymyślić. Wiedziałem, że gdzieś jest ten kluczowy szczegół, którego nie mogłem znaleźć. Kiedy Aikage pytał mnie jak idą postępy w układaniu taktyki to zawstydzony i zły odpowiadałem, że nic się nie rusza, co nie napawało go optymizmem. Miałem szczęście, że podczas spotkań z moimi dowódcami ci nie będą pytać się o strategię, bo spaliłbym się ze wstydu, gdybym musiał odpowiedzieć „Nie mam pojęcia”. Po dostarczeniu dokumentacji drużyn, zaleciłem Aikage, aby od teraz ludzie wyruszali na patrol w takich grupach jak ustaliłem, w celu lepszego poznania siebie nawzajem co na pewno nie zaszkodzi im podczas bitwy. Głównodowodzącym , czyli Junji'emu, Temari i Sasuke zaleciłem codziennie spotykać się ze swoim dowództwem i rozmawiać z nimi na temat nadchodzącej bitwy, rozwiewać ich wszelkie zaniepokojenia, wątpliwości i ogólnie, aby trochę się nawzajem poznali. Ja oczywiście robiłem to samo. Podczas naszych krótkich rozmów dostawałem wiele pytań odnoście „Jak to jest być na bitwie? Jak to uczucie, gdy to i to, a co się czuję gdy to i tamto?” Starałem się udzielać jak najbardziej wyczerpujących odpowiedzi i wydaję mi się, że udawało mi się to w stu procentach.
***
To była czwarta noc. Jakieś półgodziny temu razem z Ayako skończyliśmy się kochać. Kręcona brunetka zdążyła już zasnąć. Ja niestety nie mogłem. Gdzie nie byłem to po głowie chodziło mi jedno słowo „taktyka”. Najbardziej żałowałem, że to jest tylko jedno słowo, a nie coś bardziej złożonego, co taktykę by przypominało. Podniosłem się z łóżka i spojrzałem za okno. Było strasznie ciemno, żadna z latarń nie oświetlała ulicy, na którą miałem widok. Zresztą, po co komu światło w środku nocy? Ayako przekręciła się i po chwili mozolnie otworzyła oczy.
- Nie śpisz? - Zapytała ziewając.
- Na to wygląda – westchnąłem.
- Wciąż nic nie wymyśliłeś, zgadłam?
- Trafiłaś w dziesiątkę – powiedziałem z przekąsem. Oplotła moją klatkę i pociągnęła mnie w dół. Podłożyłem jej rękę pod głowę i leżeliśmy tak chwilę w ciszy.
- Może postaraj się rozmyślać na głos – zaproponowała. - Może to ci trochę pomoże.
- Dobra – westchnąłem po chwili zastanowienia. - Wioska Lodu pośrodku, na północy góra, na zachodzie jezioro. Siły wroga sześć tysięcy. Nasze siły pięć tysięcy. Wróg zajmuję pozycję za górami i nad jeziorem. Nie mamy pojęcia w jakim stosunku, bo wydział wywiadowczy ssie! - Warknąłem zdenerwowany, a brunetka zatkała mi usta pocałunkiem co nieco mnie uspokoiło.
- Nie wiemy ile wojska znajduję się w górach, a ile nad jeziorem – powtórzyła po mnie. - Co dalej?
- Z nad jeziora do Wioski Lodu jest bardzo blisko, więc mogą szybko przystąpić do ataku na osadę, a w górach mają przewagę tego, że mogą nas wykończać technikami dystansowymi z powietrza. Z jakiegoś powodu nie atakują nas tak jakby na coś czekali. Normalnie, wykorzystano by przewagę czasu, a oni dają nam się uzbroić i przygotować. – powiedziałem i po chwili znowu się lekko uniosłem. - Powtarzam to sobie po raz setny raz i nic z tego nie wynika. To bez sensu.
- Dobra, więc jeśli już powiedziałeś wszystko to trzeba pomyśleć nad wariantami. Widzę pięć. Pierwsze to posłań po dwa i pół tysiąca ludzi nad jezioro i w góry.
- Jeśli mamy rozpatrywać jakiekolwiek warianty to musimy jeszcze założyć ile ludzi znajduję się w górach, a ilu nad wodą. Jeśli ich siły byłyby też rozmieszczone równomiernie to wtedy przegrywamy. W górach wykorzystują rzeźbę terenu i liczebność, szybko wykańczają naszych i posyłają posiłki nad jezioro, które w sumie i bez posiłków mogłoby się obejść – przerwałem mój wywód, ale Ayako spojrzała na mnie zachęcająco. - Jeśli byłoby tak, że większe oddziały mają w górach, a mniejsze nad jeziorem to wtedy oni szybko wykończą nas w górach, a my ich nad jeziorem. Potem mamy mało ludzi i nieważne jakbyśmy nie poszli na nich w góry to i tak nas powybijają przewagą liczebną – westchnąłem, a Ayako znów na mnie spojrzała. - Ostatnie założenie to takie, że mają większość swoich sił nad jeziorem i mniej w górach. Wtedy nasze wojsko nad jeziorem się roztopi w mgnieniu oka, a w górach będą się długo utrzymywać, ponieważ mają przewagę rzeźby terenu.
- Więc odpada – brunetka się zamyśliła. - A co jeśli większość naszej armii poszłaby nad jezioro?
- Słaby pomysł. Jeśli mają równy stosunek sił w tych dwóch miejscach to przegramy. Jeśli mają więcej ludzi nad jeziorem niż w górach to nawet nie będę rozpatrywał tego przypadku, ponieważ opiera się on zbyt bardzo na szczęściu. Bitwy i wojny to chłodna matematyka. No dobra, a jeśli mieliby jednak więcej armii w górach to też przegramy. Jeśli nie rozumiesz to pomyśl nad tym przez chwilę – uniosła oczy na sekundę ku sufitowi i znowu spojrzała na mnie.
- Rozumiem, odpada. Trzeci wariant: olanie gór i pójście nad jezioro?
- Przewaga rzeźby terenu, pamiętasz? Przegramy – powiedziałem lekko pukając ją w czoło i akcentując wolno każde słowo. - Wybijemy lud nad jeziorem i przegramy w górach.
- Dobra. To kolejny przypadek mamy z głowy. A co jeśli poszlibyśmy tylko w góry? - Zapytała zamyślona. Prawdopodobnie chciała wymyślić rozwiązanie zanim ja się odezwę, ale niestety jej się to nie udało.
- Wtedy przystąpią na atak na wioskę. Chyba najgorszy pomysł z możliwych. Jeszcze coś?
- Ostatni. Piąty. Mniejszy oddział idzie nad jezioro, a większy w góry.
- Jeśli jest ich po równo w obu miejscach to przegramy. Jeśli jest ich więcej w górach to przegramy, nawet jak jest ich więcej nad jeziorem to też przegramy. Rzeźba terenu... - westchnąłem i zamknąłem oczy. - Ten teren mnie dobije. Oni mają tak duży profit z powodu tego, że siedzą w górach. Plus muszą mieć jakiegoś asa w rękawie, tak to już by dawno zaatakowali twoją wioskę.
- Wydaję mi się, że – wtuliła się w moją klatkę piersiową. - Ich największym asem jest to, że ty myślisz, że mają asa.
- Ich największym asem jest to, że myślę, że mają asa... – powtórzyłem powoli i cicho. - Że mają asa...To genialne! - Wstałem z łóżka.
- Co jest genialne? - Zapytała z uśmiechem.
- Chyba już wiem o co chodzi – powiedziałem całując ją. - Muszę jeszcze to potwierdzić – zacząłem się ubierać.
- Co potwierdzić? Gdzie idziesz? - Zapytała.
- Idę po Sasuke, potem do Aikage, mam nadzieję, że mnie nie ochrzani za budzenie go w środku nocy, a potem będę musiał coś potwierdzić nad jeziorem, a do tego potrzebuję oczy Sasuke - rzuciłem na odchodne.
***
Natarczywie pukałem w drzwi Sasuke.
- Wstawaj Sasuke!
- Co jest? Wiesz, która jest godzina? - Zapytał po otwarciu drzwi i po przetarciu oczu.
- Chodzi o bitwę – powiedziałem z uśmiechem.
- Co zaczęło się?! - Zapytał i złapał szybko za miecz.
- Nie, nie o to chodzi. Chyba wiem o co chodzi w tej bitwie. Jeśli moje przypuszczenia się potwierdzą to wiem jak w banalny sposób ich pokonać.
- Jak rozumiem potrzebujesz mnie, aby to potwierdzić? - Powiedział zaczynając się ubierać.
- Tak, ale najpierw musimy iść do Aikage.
***
- Ty pukaj – powiedziałem.
- Nie, ty – kazał Sasuke.
- Kamień, papier, nożyce? - Zapytałem.
- Dobra – westchnął. - Raz, dwa, trzy kurde... - Sasuke jako przegrany zaczął delikatnie pukać w drzwi domu Aikage.
- Stary, to go nigdy nie obudzi. Pukaj mocniej – Uchiha wykonał moje polecenie i po chwili można było usłyszeć ciężki chód władcy Wioski Lodu. Niestety wraz z chodem można było usłyszeć duszone przekleństwa.
- Czego?! - Warknął na nas Aikage nie otworzywszy jeszcze do końca drzwi.
- Proszę pana – ukłoniłem się lekko. - Chyba udało mi się wymyślić jak powinny wyglądać nasze działania podczas bitwy, ale niestety muszę najpierw coś z panem skonsultować.
- No dobra – westchnął zły. - Jeśli tu chodzi o dobry przebieg bitwy to zostaje wam wybaczone obudzenie mnie w środku nocy. Konsultuj pan, panie Nara.
- Skąd wiemy, że jednostki wroga są nad jeziorem i w górach?
- Nasz wydział wywiadowczy potwierdził dużą ilość nieprzyjaciół w górach, a co do jeziora to nie mogli podejść wystarczająco blisko, ponieważ fort naszych wrogów jest w takim miejscu za jeziorem, że nie można do niego w żaden sposób podejść, no przynajmniej nie tak, żeby być niezauważonym, ale z raportów wynika, że było widać paru strażników patrolujących fort.
- Czy jest to pewne, że nie było to żadne genjutsu? - Zapytałem szybko jak tylko skończył swoją wypowiedz.
- Tak, wysłaliśmy naszego specjalistę od genjutsu, które potwierdził, że na terenie fortu nie jest używana żadna technika kontroli umysłu.
- Jest jeszcze jedna możliwość – mruknąłem. - Dziękuję bardzo za konsultację proszę pana. Razem z Sasuke musimy jeszcze coś zobaczyć. Pana wypowiedz odebrała mi trochę pewności siebie, ale chyba jednak wiem w co bawią się przeciwnicy.
***
Zapach świerku przestawał już powoli wprawiać mnie w euforie, ponieważ moje nozdrza zaczynały się do niego przyzwyczajać. Razem z Sasuke leżeliśmy pod wyżej wymienionym drzewem. Było pewne, że nikt nas nie widzi. Byliśmy bardzo dobrze ukryci pod rozłożystymi gałęziami. Kilka metrów przed nami było widać jezioro, a zaraz za nim fort. Fort było dość duży, miał wysokie mury, zrobione z drewnianych pali. Nieźle się tu zadomowili. W środku było widać kilka budynków, które najprawdopodobniej należały do generałów i innych osób o podobnie wysokiej randze. Reszta ich żołnierzy nie miała tyle szczęścia i musiała się zadowolić wspólnym spaniem z innymi w namiotach. Na murach palisady widziałem kilku strażników patrolujących teren. Na tyle na ile mur mi pozwalał widziałem również kilka osób w środku, które robiły różne rzeczy. Jedni rozmawiali, drudzy tylko przechodzili.
- Dobra, powiesz mi w końcu po co tu jesteśmy? - Zapytał Sasuke.
- Musimy coś ustalić – powiedziałem.
- Wiem tyle od długiego czasu, ale słowo „coś” mówi mi wszystko i nic.
- Obserwowałeś fort?
- Robimy to od jakiejś godziny, więc to głupie pytanie – stwierdził Sasuke.
- To może inne. Zauważyłeś coś niepokojącego?
- Nie – odpowiedział krótko. - A co miałem zauważyć?
- Wszystko to co jesteśmy wstanie zauważyć stąd działa według tego samego schematu. O zobacz. Zawsze z tej alejki ktoś wychodzi i spotyka przy studni drugą osobę, z którą gada przez dziesięć sekund i wchodzi do tej samej alejki, z której wyszedł.
- Bzdury – skwitował Sasuke.
- osiem, dziewięć, dziesięć – człowiek, o którym mówiłem właśnie skończył rozmawiać i wszedł do alejki, którą wcześniej wskazałem. - A ten strażnik – wskazałem faceta na murach. - Jak dojdzie do krawędzi to zacznie się bawić kunaiem, a jak skończy to splunie przez palisadę – stało się dokładnie to co mówiłem.
- Rzeczywiście, masz rację – powiedział zdumiony Uchiha. - Genjutsu?
- Właśnie to chce ustalić. Miałem nadzieję, że twój Sharingan nam pomoże – Sasuke zamknął oczy, skupił się i po otwarciu, jego gałki były już czerwone, a wokół źrenicy widniały trzy czarne łezki. Studiował dokładnie otoczenie gdy nagle przeszedł go jakiś dziwny dreszcz.
- Niemożliwe...
- Co jest niemożliwe? - Zapytałem nie mogąc się doczekać odpowiedzi.
- W środku jest tylko jedna żywa osoba.
- Więc jednak genjustu?
- Nie, to marionetkarz. Kiedy spojrzałem na fort to zobaczyłem masę niebieskich nitek czakry. Koleś steruje dwudziestoma marionetkami naraz i odstawia cały czas spektakl, a potencjalni obserwatorzy myślą, że w forcie rzeczywiście znajdują się ludzie.
- Sprytne...dobra zabierajmy się stąd.
Po przebyciu odpowiedniej odległości od jezioro, Sasuke nie w jego stylu zaczął rozmowę. Mówię nie w jego stylu, bo on praktycznie nie zaczynał rozmów.
- Więc...po tym co się dowiedzieliśmy masz już taktykę? - Zahaczył o temat.
- Tak, ale przedstawię wam ją dziś popołudniu na odprawie. Muszę ją jeszcze uporządkować w stu procentach w głowię – zapanowała cisza, tak jakby Sasuke zbierał myśli.
- Wiesz...jeśli coś się dzieję to zawsze możesz mi powiedzieć. Jestem tu, stary.
- Do czego pijesz?
- Do ciebie i tej dziewczyny.
- To już tyle osób wie?
- Parę na pewno – podsumował i znowu zapanowała cisza.
- Temari?
- O nią właśnie mi chodzi – klasnął Sasuke. - Nie sądzisz, że to trochę nie w porządku kochać z jakąś kobietą, kiedy ta która naprawdę kochasz znajduję się parę pokoi dalej?
- Nic mnie nie łączy z Temari – uciąłem. - Wiesz dobrze z jakimi problemy się teraz borykam. Muszę się komuś wygadać – wytknąłem mu. - I nie mogę liczyć na ciebie, bo to nie jest w stylu faceta, aby się żalić w taki sposób drugiemu facetowi, a do Temari nie mogę pójść z oczywistych powodów. Starczy chyba nam tej rozmowy.
Rozstałem się z Sasuke przy naszych kwaterach. Wszedłem do mojego pokoju, rozebrałem się do spania mimo tego, że zaraz miało świtać. Chciałem się położyć koło Ayako tak, aby ta się nie obudziła. Niestety ten plan mi nie wyszedł. Tylko usiadłem na materacu, a ta już przywarła do mojego boku, pocałowała i zaczęła przesłuchanie. Po opowiedzeniu historii gdzie byłem i co robiłem zaczęła się kolejna seria pytań.
- A więc tam były marionetki i przez to nasz wydział myślał, że tam naprawdę stacjonuje jakiś oddział?
- Na to wychodzi.
- Jak na to wpadłeś?
- Ty mi pomogłaś. Ponieważ cały czas myślałem jak rozdzielić odpowiednio siły. Ale kiedy powiedziałaś, że „ich największym asem jest to, że ja myślę, że mają asa” to zacząłem się zastanawiać: A co jeśli oni chcą, żebyśmy rozdzielili siły? Dlatego udałem się do Aikage, aby upewnić się czy moje podejrzenia mogą być słuszne. Po jego wypowiedziach, byłem prawie pewien, że oddziały nad jeziorem muszą być jakieś oszukane.
- Więc masz taktykę?
- Tak – powiedziałem wesoły. - Ale teraz muszę się trochę zdrzemnąć przed tym jak przedstawię ją na odprawię. Dobranoc – dziewczyna nie odpowiedziała. Przez kilka minut panowała cisza. Objęła mnie.
- To co chcesz zrobić po powrocie do wioski na pewno będzie dla ciebie bardzo ciężkie – zaczęła. - Po co to wszystko?
- Mówiłem ci o tym. Zrobię to dlatego, aby pomścić moją siostrę.
- To nie zwróci jej życia. A ty tylko wyrządzisz krzywdę sobie i osobą, którym na tobie zależy.
- Powiedz prosto z mostu o co ci chodzi. Mam dość obchodzenia tematów po dzisiejszym dniu.
- Chodzi mi o to: nie lepiej zapomnieć o przeszłości i budować teraźniejszość, z osobą którą kochasz?
- To wciąż nie jest pytanie, które chciałaś mi zadać, mam rację? Mam rację, widzę to w twoich oczach. Zadasz je? Czy będziemy się jeszcze bawić?
- Nie kochasz mnie, prawda? Jestem tylko chwilową odskocznią, osobą której potrzebujesz na ten aktualny moment, do której nic nie czujesz. Chciałeś się po prostu wygadać, a nie możesz tego zrobić z osobą, którą prawdziwie kochasz. Z tą blondynką, na którą tak patrzysz. Najbardziej boli cię to, że po powrocie do wioski to ona będzie tą, która najbardziej przez ciebie cierpi.
- Masz rację. Nie kocham cię. Przepraszam, że cię wykorzystałem.
- Nie masz mnie za co przepraszać. Ty też jesteś moją chwilową odskocznią. Prawdopodobnie zginę na wojnie – powiedziała wstając i opierając się o ścianę pod oknem. - Chciałam po prostu poczuć się kochana przed śmiercią.
- Zabraniam umierać mojej zastępczyni – otarłem jej pojedyncza łzę ściekającą policzkiem.
- Czy właśnie zostałam zastępcą głównodowodzącego? - Spytała pociągając nosem.

- Dokładnie Ayako, dokładnie – powiedziałem z uśmiechem.

Od Autora: Wow, postarałem się i udało mi się dodać szybko rozdział. Ciekawe czy zorientowaliście się, że w całym rozdziale nie pojawia się Temari (przynajmniej ciałem, bo jest o niej mowa). Mam nadzieje, że się podobało ;) 

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Rozdział XVII

Po wejściu do biura Hokage, ta oznajmiła nam, że czekamy na jeszcze jedną osobę. Po niedługiej chwili do biura zawitał Sasuke. Po co on tu przyszedł?
- Zwołałam tutaj całą waszą trójkę z prostego powodu – zaczęła Piąta. - Pamiętacie waszą ostatnią misję? - Skierowała to pytanie do mnie i Shikamaru.
- Nasza ostatni misja polegała na odebraniu planów obronnych tej nowej wioski...Wioski Lodu? Chyba ta się nazywała ta wioska, mam rację? - Spytałam nie będąc pewna.
- Masz rację Temari. Problem w tym, że Wiosce Lodu została wypowiedziana wojna.
- Wojna? Przecież to mały skrawek ziemi, po co komuś takie ochłapy? - Spytała Shikamaru zimnym tonem.
- Wioska lodu jak wiecie jest położona w górach. Mają bardzo dużo potencjał surowcowy plus dobrze rozwinięte górnictwo i hutnictwo.
- A więc tu nie chodzi tyle o rozmiar ziemi co o jakość – dokończył Sasuke, a piąta przytaknęła mu głową.
- Ale jednak – podjął Shikamaru. - Co to ma wspólnego z naszą wioską?
- Jako, że wiedzieliśmy o potencjale Wioski Lodu, postanowiliśmy podpisać z nimi sojusz. My i wioska piasku. Ale wy pewnie tego nie wiecie. Polityka obchodzi was tyle co zeszłoroczny śnieg – westchnęła Piąta. - Wracając do zadania. Wioska lodu ma sporo ninja. Niestety owi ninja nie są zaprawieni w boju i nie mają doświadczenia wojennego. Wynika to z tego, że wioska jest nowo powstała, a jej jednostki militarne są młode, a więc potrzebują dowódców na przygotowującą się bitwę.
- Trzech dowódców? - Spytałam.
- Tak – Tsunade potwierdziła, wstała i zaczęła mówić swoim oficjalnym tonem. - Nara Shikamaru, Uchiha Sasuke, No Sabaku Temari. Ja, Piąta Hokage wyznaczam wam zadanie, mianowicie: udać się do Wioski Lodu, wesprzeć dowództwo swoją siłą i doświadczeniem, wygrać bitwę jednocześnie okrywając chlubą nasze wioski.
- Nie zgadzam się – odrzekł chłodno Shikamaru.
- Co to ma znaczyć? - Uniosła brew Tsunade.
- Wczoraj, podczas misji ANBU, razem z Sasuke zrobiliśmy postęp w moim zadaniu. Nie mogę tracić czasu na tą misję.
- To zadanie jest dla naszych wiosek bardzo ważne. Jeśli pokażemy się z dobrej strony to to zapoczątkuję wielką współpracę handlową między naszymi osadami.
- W wiosce jest wiele osób, które brały udział w czwartej wielkiej wojnie shinobi. Wiele osób może mnie zastąpić.
- A jednak – powiedziała zdenerwowana Tsunade. - A jednak wybrałam ciebie. I pójdziesz tam czy ci się to podoba czy nie – wrzasnęła tak strasznie, że musiałam się lekko skulić.
- Nie zgadzam się.
- Shiakamru – podjęła, uspakajając się ówcześnie ściskają lekko palcami swoje skronie. - Obiecuję, że po tej misji, możesz się poddać w całości swoim misją w ANBU. I ja nie będę w to nijak ingerować.
- Hai – powiedział zrezygnowany.
***
Całą drogę do Wioski Lodu było cicho. A droga wcale nie była krótka i łatwa. Starałam się porozmawiać z Shikamaru, ale na każdą próbę rozpoczęcia rozmowy ten odburkiwał coś i mierzył mnie lodowatym wzrokiem. Nawet Sasuke starał się o czymś pogadać, ale Nara zbywał go takim samym sposobem jak i mnie. Podczas posiłków było to samo, jedliśmy w ciszy i zajmowaliśmy się przygotowaniem strawy bez porozumiewania. W trakcie drugiego dnia podróży, krajobraz zaczął się zmieniać. Zielone korony drzew zostały pochłonięte przez śnieg. Przy drodze rosło mnóstwo ładnych i białych kwiatów. Pięknych do momentu, gdy serdecznie dość już miałam zimna i białych kolorów. Droga robiła się coraz cięższa do pokonania. W niektórych miejsca śnieg sięgający do kolan utrudniał marsz. Co raz częściej spotykaliśmy jakieś małe niebezpieczeństwa jak niedźwiedź czy wataha wilków. Czasami te zwierzęta były miłe i pozwalały nam przejść obok, a czasami musieliśmy się troszkę spocić, aby utorować sobie drogę. Na szczęście, czwartego dnia w południe, znak poinformował nas, że do Wioski Lodu zostało już tylko pięć kilometrów. Mimo doskwierającego chłodu szliśmy spokojnie przed siebie. Nagle poczułam dziwny dreszcz, który na pewno nie był wywołany zimnem.
- Spokojnie – szepnął Shikamaru do nas. - Na pewno wyczuliście to, że od jakiegoś czasu jesteśmy obserwowani – oboje przytaknęliśmy lekko. - Dobra zrobimy tak, jak tylko zaatakują to ja ich łapę, a wy...
W przestrzeni rozległy się okrzyki bojowe i wyskakując na nas 5 przeciwników, przystąpiła do ofensywy. Nara stał opanowany i złożył szybko dłonie w odpowiednią pieczęć: Kuro Higanbana. Spod Shikamaru wystrzeliło pięć długich cieni, które skrzepnie ominęły nas i połączyły się cieńmy naszych przeciwników, następnie zostali lekko przyciągnięci w naszym kierunku. Razem z Sasuke doskoczyliśmy do boków Nary. Sasuke wziął głęboki wdech powietrza, aby wykonać Katon: Gōkakyū no Jutsu, a ja już wyciągnęłam wachlarz.
- Nie atakujcie! - Warknął na nas Shikamaru.
- Czemu? - Sasuke wypuścił powietrze z płuc.
- Nie widzicie opasek? To są ninja Wioski Lodu – spojrzałam na czoła naszych przeciwników. Rzeczywiście, na blaszkach widniały trzy kreski, które pod koniec wywijały się do góry, najprawdopodobniej miało to symbolizować podmuchy zimnego wiatru. Które jak się zdążyłam przekonać występowały tu często.
- Dlaczego nas atakujecie? Nie widzicie, że jesteśmy ninjami Konohy? - Wskazał na swój ochraniacz Sasuke zdejmując ówcześnie kaptur swojej długiej, czarnej kurtki.
- Przepraszam – powiedział najprawdopodobniej dowódca grupy, który miał ciemne włosy. - Środki ostrożności. Po za tym, nie dostrzegliśmy waszych ochraniaczy – dodał trochę ciszej.
- Przypadki chodzą po ludziach – westchnął Shikamaru, a pięć jego cieni zaczęło wracać do swojego właściciela. - Jak rozumiem jesteście...
Nie dokończył, ponieważ musiał się uchronić przed atakiem katany wyprowadzonym zza jego pleców. Po nieudanym cięciu oponent przystąpił do drugiego ataku, tym razem skośnie od dołu. Shikamaru odchylił się lekko omijając ostrze i już ze swoim Ikagawashī no ken tak samo jak jego nieprzyjaciel zaatakował z dołu wybijając tym uderzeniem katanę przeciwnika do góry. Później Nara mocnym kopnięciem w kostkę przewalił konkurenta na ziemię. Złapał wcześniej wybitą katanę, która jeszcze nie upadła na ziemie. I oba miecze wbił skośnie przy szyi...dziewczyny, która go zaatakowała. Okazało się, że wrogiem była: brunetka o barwie loków takich jak dowódca grupy, zielonych oczach i o wieku nieco młodszym od Shikamaru.
- Co starałaś się uzyskać takimi atakami – zapytał ją Nara nieopuszczającym go od długiego czasu chłodnym jak tutejsze powietrze tonem, wyciągnął swojego Ikagawashī no ken i schował go do pochwy. Brunetka wstała, milczała i tylko gapiła się zadziornie prosto w jego oczy.
- Ayako! - Krzyknął męski głos. - Siostrzyczko! Dlaczego go zaatakowałaś?!
- Widziałaś ich zgranie?! Widziałaś jego indywidualne umiejętności?! - Ayako wytknęła palcem na Nare. - Żaden ninja z naszej wioski nigdy nie będzie tak silny! Jedyne co będziemy mogli zrobić w tej wojnie to zginąć!
- Przestań tak mówić! - Wrzasnął na nią tak okropnie, że dziewczyna tylko spuściła głowę, podeszła i zabrała swój miecz po czym udała się w kierunku wioski.
- Jesteśmy beznadziejni – burknęła tylko smutno na odchodne.
- Przepraszam, że moją siostrę – powiedział brunet. - Jestem Junji, a to jest moja grupa patrolowa. Chce jeszcze raz was przeprosić za incydent sprzed chwili z moją siostrą i naszym wcześniejszym atakiem na was.
- Nic się nie stało – powiedział znudzony Uchiha.
- Cieszę się – odpowiedział mu Junji. – A teraz. Może udacie się do wioski i spotkacie się z Aikage, aby omówić naszą współpracę?
- Świetny pomysł. Miłego patrolowanie granic. Na razie – pożegnał ich Sasuke.
Udaliśmy się do wioski według wytycznych. Po minięciu wielkiej bramy znaleźliśmy się na głównej ulicy. Na szczęście odśnieżonej. Praktycznie zaraz po wejściu głębiej w osadę uderzyła nas fala lekkiego ciepła dobiegającego ze sklepików wzdłuż ulicy. Nozdrza nacieszyły się zapachem różnych gotowanych i smażonych potraw. A kąciki naszych ust uniosły się lekko ku górze po śmiesznej rozmowie zasłyszanej od grupki dzieci stojących obok. No, przynajmniej moje kąciki, bo tamtych dwóch smutasów to chyba nic nie ruszy. Po chwili marszu w naszych oczach odbiła się duża wieża cała skuta lodem. To musiał być budynek administracyjny Wioski Lodu. Po stałych czynnościach jak: zweryfikowanie naszych tożsamości mogliśmy się udać do biura Aikage. Shikamaru lekko zapukał do drzwi i po sprzyjającej nam komendzie weszliśmy do środka. Za biurkiem siedział mężczyzna jeszcze w jako takiej sile wieku. W jako takiej, ponieważ jego siwe włosy i krótka broda zdradzały oznaki starości, ale ten twardy i nieustępliwy wyraz twarzy sprawiał odjęcie co najmniej 10 lat. Biuro mężczyzny było jak każde inne biuro: regały z dokumentami, biurko, okna i wszystko to w dość chłodnej barwie.
- Jak rozumiem jesteście tu na rozkazach Piątej? - Upewniał się.
- Tak, dostaliśmy polecenie, aby wesprzeć wasze dowództwo, drogi Aikage – ukłonił się lekko Sasuke.
- Dobra – zmierzył nas swoim spojrzeniem. - Które z was jest obiecanym przez Piątą strategiem?
- Zgaduję, że chodzi o mnie – wystąpił przed szereg Nara.
- Dobrze, chodźcie, podejdzie to mapy – wskazał na stolik przy oknie. - Pokaże wam jak się ma aktualnie sytuacja – na mapie, w centrum położona była Wioska Lodu, na północ od niej rozciągała się wielka góra. Cały papier był podziurawiony dużo ilością różnokolorowych chorągiewek, a najmniej było ich obok jeziora położonego na zachód od wioski. - Barbarzyńskie wojska przygotowują się do walki o tutaj i tutaj– wskazał na miejsce leżące poza górą i za jeziorem. - Nasze wojska na razie wszystkie znajdują się w granicach naszej osady.
- Jak przedstawiają się siły pod względem liczb? - Zapytał Shikamaru, analizując dokładnie mapę.
- Mamy pięć tysięcy wojska. Dwa tysiące z tego to zwykli mieszczanie.
- Skoro musieliście sięgać po jednostki spoza kręgu ninja to jak w takim razie prezentuję się wojsko przeciwnika?
- Sześć tysięcy.
- Kiedy nie ma się przewagi w liczbach i wyszkoleniu, jedyne co może uratować pozytywny przebieg bitwy to dobra taktyka.
- Dlatego poprosiliśmy o pomoc was, w mojej osadzie nie ma strategów - skwitował chłodno Aikage.
- Domyśliłem się – Shikamaru zamknął na chwilę oczy. - Muszę trochę pomyśleć nad tym wszystkim...taktyka nie jest czymś co można wymyślić w sekundę...no przynajmniej nie na taką bitwę.
- Rozumiem – powiedział Aikage, masując się lekko po swojej brodzie. - Rozkażę, aby kopia mapy została zaraz dostarczana do pana pokoju.
- Dziękuję – ukłonił się lekko Shikamaru.
- Słyszałaś, będziemy mieli własne pokoje – szepnął do mnie Sasuke.
- Życzycie sobie jeden wspólny czy każdy osobno? - Zapytała Aikage, który musiał usłyszeć Sasuke.
- Raz... - zaczęłam.
- Osobno – przerwał mi Nara i zmierzył mnie złym spojrzeniem. - Oczywiście, jeśli to nie problem, szanowny Aikage.
- Nie ma najmniejszego problemu.
- I jeszcze – zaczął Shikamaru. - Prosiłbym o dokumenty odnośnie każdego żołnierza biorącego udział w bitwie.
- Jutro z samego rana zostanie dostarczona, a teraz jeślibyście mogli opuścić moje biuro. Jestem zajęty. Sekretarka wskaże wam drogę do waszego lokum – Aikage machnął ręką, usiadł za biurkiem i zanurzył nos w stercie papierów.
***
Po rozejściu się do naszych pokoi, postanowiłam wziąć szybki prysznic. Położyłam się na łóżku, ale nie udało mi się zasnąć. Cały czas po głowie chodziła mi sprawa Shikamaru i zwoju. Muszę to uporządkować...po raz pięćdziesiąty szósty raz muszę to uporządkować. Shikamaru pokazuję się wieczorem, cały we krwi, jednak on sam nie ma żadnego zadrapania, posiada wielki zwój. Później, przychodzi do mnie Sakura i informuję mnie, że zwój zakazanych technik Konohy został skradziony. Czy to nie jest jednoznaczne? Shikamaru z jakiegoś powodu ukradł zwój własnej wioski. Nie...mimo, że wszystko wskazuje ewidentnie na Nare to z jakiegoś powodu mam wrażenie, że w tym wszystkim jest szczegół, który przeoczam, a właściwie to każdy by przeoczył. Ale co to może być? Po mojej głowię zaczęły chodzić jakieś głupie pomysły na temat złego brata bliźniaka Nary. Jeju...to wszystko jest za trudne. Dobra, to może zacznę myśleć jakoś inaczej. Nara ukradł zwój, ale jaki byłby tego cel? Otworzyłam balkon, aby do pokoju wpadło trochę świeżego powietrze, które miałam nadzieję, że okaże się pomocne przy moich trudnych rozmyśleniach.
Siedziałem na jednym z budynków, który znajdował się naprzeciwko naszych kwater mieszkalnych. Od kilku minut cały czas patrzyłem się na balkon z otwartymi drzwiami. To wszystko wydarzy się niedługo, praktycznie zaraz po tym jak wrócimy do wioski. Jeszcze nic nie zrobiłem, a już wiem, że to będzie dla mnie ciężkie. Jak ona da sobie z tym radę?„Wiem, że zranię przez to wiele bliskich mi osób, ale niestety muszę to zrobić”. Lecz mimo tego, że cały czas sobie to powtarzam to nie czuję się dzięki tym słowom lepiej, nie dodają mi siły, ani pewności siebie. One nawet nie dają mi chwilowego pocieszenia. Po prostu rzucam tymi słowami licząc nie wiadomo na co. Położyłem się na dachu, wpatrując w gwiazdy. W naszej wiosce jestem nazywany Strategiem. Więc powinienem mieć plan na wszystkie możliwe wydarzenia. Jednak teraz jestem w kropce, a nawet w dwóch. Pierwsza to bitwa, a druga to to co zamierzam zrobić po powrocie. Prawdopodobnie, nasz Strateg pójdzie na żywioł, przynajmniej w drugim przypadku, bo co do pierwszego do sytuacja przedstawiała się inaczej. W tej bitwie było coś, coś co jest głęboko ukryte, musiałam tego po prostu bardzo dobrze poszukać. Jeśli uda mi się na tym skupić to nie powinno mi zająć dużo czasu wysunięcie najlepszej z możliwych strategii. Ale tu pojawiał się kolejny problem, a mianowicie: musiałem się skupić. A nie mogłem, ponieważ cały czas myślałem o blondynce.
Nagle przeszedł mnie dziwny dreszcz. Wyciągnąłem ręce do góry i szybkim ruchem zacisnąłem je na ostrzu, zmierzającemu na moją twarz.
- Nie jestem w tej wiosce nawet jeden dzień, a to jest już trzeci atak na moją osobę – powiedziałem do zamaskowanego oprawcy.
Zacisnąłem mocniej dłonie na ostrzu i odrzuciłem je na bok. Po czym w trakcie wstawania szybkim kopnięciem po kostkach przewróciłem przeciwnika. Podszedłem do niego i zdjąłem mu maskę.
- Ayako? Tak brzmiało twoje imię? - Spytałem się w ogólnie nie zdziwiony faktem, że to właśnie ona, a nie kto inny był zamachowcem.
- Tak – odburknęła.
- Miałaś rację. Jesteście beznadziejni. Nie dość, że nawet głuchy usłyszałby twoje skradanie to jeszcze te ataki...to nie są ataki to jest przypadkowe machanie mieczem.
- Tak uczyli mnie w akademii – żachnęła się.
- No tak. Świeża wioska, świeży nauczyciele, zero doświadczenia – westchnąłem, a ta spojrzała się na mnie złymi, zielonymi oczami. - Na pocieszenie mogę ci powiedzieć, że każda wioska przez to przechodziła.
- Nie musisz mi tego mówić. Nie jestem głupia – warknęła, czerwona ze złości. A ja w tym czasie odwróciłem się, aby ujrzeć jak Temari zamyka drzwi od swojego balkonu. Znowu przeszedł mnie ostrzegawczy dreszcz. Musiałem się uchronić przed atakiem katany wyprowadzonym zza moich pleców. Po nieudanym cięciu Ayako przystąpiła do drugiego ataku, tym razem skośnie od dołu. Odchyliłem się lekko omijając ostrze i już ze swoim Ikagawashī no ken tak samo jak ona zaatakowałem od dołu, wybijając tym uderzeniem jej katanę do góry. Później mocnym kopnięciem w kostkę przewaliłem brunetkę, a ta jedyna co mogła zrobić to z impetem upaść na ziemię. Złapałem wcześniej wybitą katanę, która jeszcze nie upadła na ziemie. I oba miecze wbiłem skośnie przy jej zgrabnej szyi. Po chwili wyciągnąłem swój miecz i schowałem go do pochwy.
- Ninja nie daję się złapać dwa razy w taką samą pułapkę – skwitowałem, zostawiając brunetkę leżącą na ziemi. - Powtórzę ci jeszcze raz: nie machaj bezsensownie swoją bronią, przewiduj co może zrobić twój przeciwnik na podstawie informację jak masz, albo nabyłaś w trakcie walki z nim, działaj według jakiegoś planu, nawet jakiegokolwiek planu. Chodzenie na żywioł nie jest dobre w walce na śmierć i życie. Chyba, że na życiu ci nie zależy – podsumowałem i udałem się w dół budynku. Byłem zmęczony, musiałem się położyć spać.
***
Właśnie skończyłem brać prysznic. Lekko wilgotne po suszeniu włosy spiąłem gumką. Byłem już gotowy do spania. Miałem na sobie krótkie, ciemne spodenki dresowe i białą koszulkę na ramiączka. Chciałem jeszcze wziąć łyk mleka przed snem. Udając się do kuchni usłyszałem jak ktoś majstruję przy zamku moich wejściowych drzwi.
- Boże...to już nawet nie jest śmieszne, to upierdliwe – powiedziałem sam do siebie.
Podszedłem po cichu do drzwi. Położyłem jedną rękę na klamce, a drugą na zasuwce. Szybkim ruchem zwolniłem zasuwkę, otworzyłem drzwi, złapałem wpadającą do pokoju Ayako i skrępowałem jej ręce za plecami mocnym uściskiem.
- Na prawdę, jesteś upierdliwa.
Nagle poczułem jak jej dłonie robią się chłodne i śliskie. Przede mną stała lodowa figura Ayako. Lodowy klon? Mocne uderzenie w plecy, powaliło mnie na ziemię. Po sekundzie miałem założony mocny chwyt i prawię nie mogłem się ruszyć, a ręką na moim gardle uniemożliwiała poprawne oddychanie
- Zastosowałam się do twoich rad – powiedziała z uśmiechem.
Na jej nieszczęście. Zastosowany przez nią chwyt miał jeden minus. Jedna z nóg miała możliwość ruchu. Mocnym kopnięciem z kolana w żebra wybiłem ją z równowagi. Po czym skierowałem kolano pod jej bark i poprawiłem wcześniejszy efekt utraty równowagi. Położyłem jej rękę na szyi, zrzuciłem z siebie i założyłem jej identyczny chwyt. Tylko, że je trochę mniej naciskałem na jej gardło.
- Niech pomyślę. Nie zaatakowałaś mnie po raz trzeci w ten sam sposób. Przyszłaś z dobrym planem. Wyciągnęłaś wnioski z naszej ostatniej walki i przewidziałaś, że nie będę cię posądzał o myślenie – burknęła coś niewyraźne pod nosem. -Twoje ruchy były przemyślane i dobrze dobrane. Użyłaś doskonałego chwytu. Jednak jest jeden sposób na wydostanie się z niego. Patrz pokaże ci. Wróćmy do poprzedniego ustawienia. Dobra, słuchaj i patrz: atak kolanem pod żebra jak wiesz bolesny, potem poprawiasz kopnięciem w bark, przerzucenie przeciwnika i zastosowanie na nim jakiegoś chwytu obezwładniającego – wykonałem na niej szybko całą sekwencję ruchów. I teraz znowu ja byłem na górze. - Dobra pokaże ci to jeszcze raz powoli – wróciliśmy do starego ustawienia i pokazałem jej to powoli. - Teraz twoja kolej powoli. Kolano, żebra, kolano, bark, ręką, szyja, przerzut, chwyt. Dobrze. A teraz szybko.
- Kolano, żebra, kolano, bark, ręką, szyja, przerzut, chwyt – powtórzyła sobie powoli w głowie i wykonała szybko cały atak.
- Ała, dobrze – powiedziałem, a jej kaskada czarnych loków opadła na moją twarz. Wpatrywał się we mnie długo. Schyliła lekko głowę i złożyła na moich ustach gorący pocałunek. Nie wiem czemu, ale zacząłem oddawać jej pocałunki. Przywarliśmy do siebie, a nasze języki odprawiały swój rytualny taniec. Po chwili, wstałem razem z nią. Oplotła mnie swoimi nogami wokół bioder. Podszedłem do łóżka i położyłem na nim Ayako, aby po chwili przykryć ją delikatnie swoim ciałem i zacząć obdarowywać jej szyję pocałunkami i zapuszczać ręce w dół, aby rozpiąć jej bluzkę. Jedno było pewne tej nocy nie pójdę spać ta wcześnie jak chciałem.
***
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Ayako nie było przy mnie. Wstałem szybko, założyłem na siebie spodenki i otworzyłem drzwi.
- Dokumenty żołnierzy od szanownego pana Aikage do pana Nary – powiedział pierwszy z facetów, który trzymał stertę papierów. Wychyliłem i zobaczyłem za facetem jeszcze pięciu innych z równie dużymi kupkami papierów.
- Proszę położyć w środku obok biurka – wskazałem im drogę.
- Hai.
Kiedy już wyszli postanowiłem poszukać Ayako. Znalazłem ją w kuchni, robiącą coś przy kuchence.
- Robisz śniadanie? - Spytałem przytulając ją od tyłu.
- Wow, nasz strateg jest bardzo spostrzegawczy – zaśmiała się podczas gdy całowałem ją w szyję.
- Widziałaś robotę, którą muszę się zająć – wskazałem na starte papierów.
- Jak mnie ładnie poprosisz to mogę ci pomóc – powiedziała ze słodkim uśmiechem.

- Ta...ale mam wrażenie, że nie tylko to masz zamiar za mną robić – westchnąłem.

Od Autora: Rozdział 17 przybył...Wow, czekam na lincz z waszej strony odnośnie "Co ten Shika robi z tą Ayako?" :P Muszę powiedzieć, że cieszę się, że udało mi się w miarę szybko ukończyć rozdział plus bardzo fajnie mi się pisało ten fragment mojej opowieści. Mam nadzieję, że nie dopatrzyliście się jakiejś dużej ilości błędów i ogólnie, że wam się podobało i nie możecie się doczekać kolejnego rozdziału :)  

środa, 8 kwietnia 2015

Rozdział XVI

- Co? Czy ciebie boli głowa? Nie ma opcji – odparowałem na jej chorą propozycję.
- Shikamaru – podjęła po raz kolejny z ewidentną złością. - Fochnołeś się jak mała dziewczynka, teraz weźmiesz za to odpowiedzialność i wynagrodzisz mi swoje foszki.
- Ale czymś takim? - Westchnąłem.
- Tak, bo to ma być coś z czego będę miały profity i na co ty jednocześnie nie masz ochoty
- Nie chce mi się...
- To niech ci się za chce, bo już wszystkich zwołałam.
- Niech będzie – powiedziałem bez przekonania. - Ale to jest po raz pierwszy i ostatni raz.
- Dobrze.
***
Kiedy razem z Temari dotarliśmy na odpowiednie miejsce to byli już wszyscy: Naruto, Sasuke, Sakura, Chōji, Ino, Kiba, Shino, Hinata, Sai, Tenten, Lee. W sumie to miałem nadzieję, że dzięki takiej ilości osób uda mi się jakoś uniknąć niepotrzebnej aktywności.
- Dobra! Słuchajcie – powiedziała Temari do wszystkich zgromadzonych. - Zebraliśmy się tu w jednym celu – zrobiła efektywną pauzę. - Dla odpoczynku w dobrym towarzystwie! Dlatego proponuję, żeby chętni do gry w piłkę stanęli po mojej lewej, a ci którzy przyszli tylko popatrzeć i pogadać po mojej prawej.
- Nie chce się spocić – powiedziała Ino i poszła na prawą stronę Temari.
- Nie zostawię cię samej, kochanie – Sai z uśmiechem złapał za rękę Ino i udał się w powyższym kierunku.
- Może będzie lepiej jak nie wyjawię wam moich umiejętności gry w piłkę – powiedziała Hinata i mimo lekkiego smutku Naruto udała się na prawo.
Zacząłem powoli iść ku prawej stronie Temari, ale ta szybkim ruchem pociągnęła mnie na lewo. Byłem tak blisko...
- No dobra to wychodzi nam ładnie pięciu na pięciu – powiedziała Temari. - Teraz tylko trzeba nas ładnie podzielić. Ktoś chętny do wybierania? Ech...widzę, że nie. No dobra, więc jedną osobą będę ja, a drugą...Shikamaru – już miałem dać głos sprzeciwu, ale zobaczyłem twarz Temari, która mówiła wystarczająco dużo, abym się zamknął.
Po podziale mój skład prezentował się następująco: bramka – Chōji (pamiętam, że za młodu szło mu dobrze), obrona: Tenten z Kibą, pomoc - ja, napaść - Sasuke. Zespół Temari: bramka – Lee, obrona – Shino i Sakura, pomoc - Temari i napaść – Naruto. Mecz miał być rozegrany na niepełno wymiarowym boisku, więc pięciu na pięciu było idealną liczbą, aby nie było za dużo luzu i zbędnego przepychu. Umówiliśmy się na godzinkę gry.
Mecz rozpoczął się chwilę po wybraniu składów. Na początku wszyscy grali stonowanym tempem z dwóch powodów: pierwszy był taki, że wszyscy chcieli najpierw poznać umiejętności przeciwnika, żeby sprawdzić na kogo uważać itd., a drugi powód był taki, że jeszcze w nikim nie zdążyła zrodzić się sportowa agresja. No właśnie jeszcze...oczywiście pierwszą osobą, która dała się ponieść był nikt inny jak Naruto, który był sfrustrowany faktem, że Sasuke prawie strzelił im gola, ale na szczęście mimo słabej interwencji ich bramkarza to Sakura była na miejscu i wybiła piłkę z linii bramowej, a więc jak mówiłem. Frustracja Naruto doprowadziła do dzikiego rajdu z piłką przez całe boisku i oddanie bardzo mało celnego strzału na bramkę Chōji'ego. W sumie to ten strzał był ta śmieszny, że nawet ja nie omieszkałem parsknąć śmiechem, a Sasuke postanowił tylko dać na ten temat bardzo zgryźliwy komentarz, na co Naruto jedynie się zaczerwienił i fuknął coś pod nosem. Spojrzałem na Temari. No świetnie...w jej oczach widać było ten błysk, który w danej sytuacji symbolizował tylko to, że dziewczyna w tym momencie włączyła swój tryb „tylko zwycięstwo”. Podszedłem do naszych obrońców i dałem im znać, aby uważali na Naruto i Temari. Coś czułem, że ta dwójka teraz będzie problemem. Nie pomyliłem się. W ciągu kilku minut nasi przeciwnicy prowadzili dwoma golami po strzałach z główki Naruto i asystach Temari. Zaczęli znacznie przeważać, cały czas atakowali, a my tylko się broniliśmy.
- Kiba pilnuj Naruto, jesteś wyższy i szybszy od niego, więc masz nad nim podwójną przewagę. Nie wybiegaj bez sensu do przodu zostawiając go samego z niższą i słabszą fizycznie od niego Tenten, bo wtedy ma on wolną drogę do oddania strzału – zarządziłem, na co Kiba bezwarunkowo pokiwał głową. - Tenten musisz starać się przewidywać dalekie zagrania Temari i tylko czekać na odpowiedni moment jak Kiba z Naruto wdadzą się w walkę o piłkę, abyś ty mogła zaraz ją wybić lub podać do mnie lub Sasuke. Postaram się ograniczyć grę ich pomcniczki szczelnym kryciem, ale bądź gotowa na to, że czasami mogę dać się ograć. Wtedy olej to co mówiłem i rychło doskocz do Temari nie dając jej żadnej swobody – został mi jeszcze tylko jedna osoba. - Sasuke, trochę więcej ruchu bez piłki. Myl ich, bo stojąc w miejscu dajesz im za dużo możliwości do skupienia się na piłce. Nie szukaj cały czas podań, jedyną osobą, z którą będziesz wstanie rozgrywać będę ja, ale często będę zbyt bardzo w tyle, więc jeśli nie krzyknę „podaj” czy coś w tym stylu to dopiero wtedy podnieś głowę, a jeśli nie będę nic krzyczał to idź sam i po prostu postaraj się oddać strzał. Jesteś naszą rasową „dziewiątką” - przybiłem z nim piątkę.
Temari spojrzała się na mnie. Nie mogła usłyszeć co powiedziałem, ale wiedziała, że właśnie wprowadziłem jakąś taktykę do mojej drużyny i teraz nasza gra będzie o wieli bardziej ułożona, więc im będzie trudno coś ugrać. I tak było. Role się odmieniły. My każdy ich atak niwelowaliśmy w zalążku i wyprowadzaliśmy szybki atak. Po krótkim czasie Sasuke popisał się ładnym przyjęciem po moim podaniu, ominięciem jednego obrońcy i oddaniu celnego strzału w okno bramki co przybliżyło nas do wyrównania. Było dwa do jednego i połowa czasu za nami. Sasuke znowu był przy piłce, ale wściekły Naruto wykazał się efektywnym powrotem spod naszej bramki i starając się odebrać piłkę swojemu przeciwnikowi kopnął go przypadkowo w kostkę na co brunet od razu udał na ziemię. Kawałek przed polem karnym, bliżej prawej strony boiska został nam przyznany rzut wolny, którego postanowiłem się podjąć. Murek z dwóch osób był źle postawiony i postanowiłem to wykorzystać, posyłając piłkę obok dwóch zawodników i trafiając tuż przy prawym słupku. Dwa do dwóch. Naruto był wściekły to było widać ewidentnie, zaczął się wydzierać na swój zespół, a to on był tym który źle się ustawił i sam doprowadził do przyznania wolnego. Temari też była zła z powodu aktualnego rezultatu, ale ładnie to ukrywała. Tempo gry trochę opadło. Słońce padające na asfaltową płytę boiska grzało niemiłosiernie i w szybkim tempie pozbawił nas dużej części energii. Do końca meczu zostało już parę minut. Teraz pytaniem było, która drużyna da z siebie więcej w ostatnich minutach. Naruto stracił piłkę i Kiba szybkim podaniem skierował futbolówkę w moim kierunku. Czułem, że Temari, która znajdowała się na moich plecach chce mnie wyprzedzić i odebrać piłkę. Ale ja z pierwszej piłki zagrałem do Sasuke stojącego na przeciwnym skrzydle i obrotem wyrwałem się spod jej opieki. Wybiegłem na czystą pozycję i Sasuke zgrał mi piłkę i wyminął obrońcę tylko po to, abym za chwilę oddał mu piłkę górnym podaniem. Uchiha był na skrzydle, a ja sam w polu karnym przeciwników. Dośrodkował, a ja z woleje oddałem strzał na bramkę. Nie było możliwości, aby Lee to obronił. Rzucił się, ale bezskutecznie, wylądował tylko na ziemi. Lecz nie wiadomo skąd na linii bramkowej pojawiła się Temari chcąc wybić piłkę. Ale niestety skutek był taki, że futbolówka otarła się o nogę dziewczyny i wpadła do bramki, a Temari mocnym uderzeniem kopnęła w słupek.
- Ała! - Krzyknęła, a wszyscy zebrali się nad nią. - Moja kostka.
- Tym akcentem zakończyłbym to spotkanie – sparodiował Kiba z uśmiechem na twarzy. - Wygraliśmy słabiaku! - Wyzwał Naruto i po chwili gonili się po całym boisku odgrażając sobie niemiłe rzeczy.
- Obejrzę twoją kostkę – powiedziała Sakura i zaczęła swoje lecznicze jutsu. Po chwili wykonywania swojej czynności rzekła:
- To tylko skręcenie. Powinnaś iść do domu i poleżeć z dzień albo dwa z zimnym okładem na nodze.
- Grajcie dalej. Zostało jeszcze parę minut, może któryś z zespołów ugra coś więcej – powiedziała i zaczęła kuśtykać w kierunku domu.
- Może pomogę ci w dotarciu do domu? - Zaproponowałem.
- Nie – fuknęła. - Graj.
- Jeden z zawodników odszedł z zespołu, więc aby było po równa to drugi zawodnik od przeciwników też odejdzie. Dokończcie sobie czterech na czterech bez pomocników – powiedziałem do wszystkich zgromadzonych.
Podszedłem do kuśtykającej Temari. W takim tempie doszłaby do do domu może o zmierzchu, a że było południe to oznaczało to troszkę czasu. Bez pytania i ceregieli wziąłem ją na ręce i zacząłem nieść w kierunku naszego mieszkania.
- Puść mnie – warczała z czerwoną twarzą. - Wszyscy się na nas patrzą – żachnęła się.
- Od kiedy przejmujesz się tym co mówią inni...
***
Leżałam już drugi dzień w łóżka. Rano była u mnie Sakura i stwierdziła, że ból powinien minąć do jutra, ale mimo wszystko miałam powstrzymywać się od chodzenia. Na szczęścia dziewczyna nie wiedziała, że od doznani urazu cały czas zdarza mi się chodzić po całym mieszkaniu i sprawdzać moje możliwości przemieszczania się w aktualnym stanie. Trochę bolało, ale bywało ze mną o wiele gorzej. Właściwie to w ostatnich dniach nie przeszkadzała mi o tyle kostka co Shikamaru. Nie wiem dlaczego, ale ostatnio patrzyłam na niego trochę inaczej...i czułem się w stosunku do niego też trochę inaczej. Czy Megumi w liście miała rację? Czy ja coś do niego czuję i po prostu od zawsze odrzucałam od siebie tą myśl? W głowie miałam mętlik i niestety nie widziałam jak go rozwikłać. Może po prostu szczera rozmowa z Narą da jakiś efekt i rzuci trochę światła na...nas? Czy to możliwe, że ja się zakochałam? Nie to niemożliwe...a może? Musiałam sama to sprawdzić, a że należałam do odważnych to postanowiłem porozmawiać z nim jak tylko wróci, bo niestety nie było go aktualnie w mieszkaniu. Właściwie to nie wiem kiedy, ale wyszedł bez słowa co mu się zwykle nie zdarzało.
Usłyszałam jakiś stukot dochodzący z jego pokoju. Wstałam z łóżko, podeszłam do drzwi jego pokoju i bez pukania weszłam do środka. Zastygłam w miejscu. Po momencie, gdy się otrząsnęłam to zaczęłam mierzyć Shikamaru od stóp do głów. Był cały we krwi i to tak jakby przed chwilą walczył z nie wiadomo jaką ilością przeciwników. Przez pas miał przewieszony duży ciemny zwój. Jego oczy były jakieś nieczułe. Patrzył się na mnie, szukał czegoś co może powiedzieć, bo wiedział, że oczekuję wyjaśnień. Po chwili lekko rozchylił wargi i powiedział krótko:
- Misja.
- Misja – powtórzyłam po cichu i odprowadziłam wzrokiem Nare wchodzącego do łazienki. Znałam go na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że nie powiedział mi prawdy. Po prostu mnie zbył jakimś pierwszym lepszym pasującym słowem.
Co on ukrywał? Czułam narastający w sobie niepokój. No i jeszcze ten zwój...Drzwi od łazienki trzasnęły i wyszedł z nich czysty Shikamaru ubrany w strój ANBU.
- A to jest kolejna misja – rzekł chłodno i wyszedł. Zaczęłam szukać zwoju, aby mieć jakiś trop, ale jedyne co czekało na mnie w łazience to brudna od krwi kabina prysznicowa. Po kilku minutach wielkiego wysiłku włożonego w odnalezieniu zwoju postanowiłam usiąść na chłodnych płytkach. Nic nie znalazłam. Podkurczyłam nogi i je objęłam.
- Co się dzieje? - Spytałam cicho, ale go już nie było, więc pytanie skierowałam do siebie zostając sama ze swoimi rozmyśleniami, które przedstawiały mi same ciemne scenariusze.
***
Za chwilę mieliśmy być u celu. Spojrzałem w kierunku mojego partnera. Kto by pomyślał, że polubię się z takim leniem. Ja Sasuke Uchiha zaprzyjaźniłem się z Shikamaru Narą. Spojrzałem na niego jeszcze raz. To skupienie nie schodzącego z jego twarzy, kiedy dowiedział się, że niedługo będzie mógł przybliżyć się do swojego celu. Trochę mnie to przerażało, przypominał momentami mnie kiedy chciałam zabić brata. Oby tylko nie popełnił moich błędów i nie działał pochopnie.
- Jesteśmy – powiedział stając przed małym domem. - Tu jest nasz cel. Ja idę na tyły zostawię z tobą jednego mojego klona.
- Wejdę frontem i go złapię chyba, że zacznie uciekać na tyły, wtedy jest twój – nie wyglądało jakby dom miał więcej niż dwa wyjścia, ale Shikamaru pewnie to zauważył dlatego zaproponował taki plan działania, a nie inny.
- Ustalone – powiedział i wystawił dłoń, a ja od razu przybiłem piątkę.
Stanąłem pod frontowymi drzwiami i poczekałem chwilę, aby dać chwilę na ustawienie się z tyłu Narze. Jego klon spojrzał na mnie i kiwnął krótko głową na co odpowiedziałem takim samym kiwnięciem. Kopnąłem mocno w drzwi, a te runęły z hukiem na ziemie. Wszedłem powoli do pomieszczenia i w jednym z pokoi natknąłem na mężczyznę, który wstawał powoli z kanapy.
- Kim jesteście? - Zapytał przecierając oczy.
- Komornicy – powiedziałem sucho, złapałem go za podkoszulek i podniosłem do góry, a ten po chwili trudu złapania powietrza uderzył mnie czymś ciężkim i szklanym przez co wypuściłem go i upadłem na ziemie. Przy próbie wstania zobaczyłem jak wykańcza klona Nary i biegnie w kierunku tylnego wyjścia.
- Wybrałeś bardzo złą drogę dupku – stęknąłem i upadłem na ziemię łapiąc się za obolałe miejsce na głowie. Za chwilę wstanę...
Zrobiłem to co postanowiłem. Wstałem i za chwilę do pokoju wszedł Shikamaru targającego po ziemi nasz cel. Wziął pierwsze lepsze krzesło i usadził go na nim. Nara oparł się o ścianę i w ciszy czekał aż informator się ocknie. Postanowiłem się nie odzywać i nie wtrącać w przesłuchanie, a przynajmniej taki miałem zamiar. Ale skupiona twarz Nary sugerowała jednak, że będę musiał ingerować w zachowanie naszego Lenia Konohy.
- Obudź się, obudź – mruczał pod nosem, a cel jak na zawołanie otworzył powoli oczy. - Świetnie! - powiedział zadowolony i strzelił na dzień dobry metalowymi blaszkami na śródręczu. - Skoro już się poznaliśmy to teraz mi powiedz: gdzie on jest?
Wstałam z podłogi. Nie wiem ile czasu siedziałam sama na lodowatych płytkach. Spojrzałam w lustro. Wyglądałam strasznie. Na twarzy malowało mi się przemęczenie, niepewność i lekkie przerażenie, wszystkie te negatywne uczucia potęgowały moje poczochrane włosy i podkrążone, lekko zaczerwienione oczy. Mój mózg podsuwał mi straszne pomysły skąd Shikamaru może mieć ten zwój, jak go zdobył i po co. Zaschło mi w gardle. Poszłam do kuchni i po drodze zobaczyłam, że jest północ. Pięć godzin, pięć godzin siedziałam i rozmyślałam. Robiłam się jeszcze bardziej zmęczona, kiedy w mojej głowie pojawiła się wielka liczba „5h”. Ktoś zadzwonił do drzwi.
- Kogo diabli niosą, o tak późnej porze? - Wyszeptałam do siebie z cichą nadzieją, że to Shiakamaru nie wziął kluczy i nie chciało mu się włazić przez okno.
Otworzyłam drzwi i różowe włosy śmignęły mi przed oczami. Odwróciłam się i Sakura już była w kuchni i dokańczała pić moją szklankę soku.
- Coś taka zdyszana? - Spytałam patrząc na jej czerwone policzki. - I spragniona?
- A ty co taka zmęczona i ciekawska? Stało się coś? Wyglądasz strasznie.
- Nie nic...- westchnęłam. - Nic się nie stało, po prostu konam – dziewczyna zmierzyła mnie wzrokiem.
- No dobra, nie po to tu przyszłam.
Głośnie odgłosy bicia wydobywały się z pokoju obok. Shikamaru poprosił, abym dał im chwilę. Nie wiem czemu, ale się zgodziłem. Huk, plaśnięcia, jęki, krzyki to wszystko dochodziło zza drzwi.
- Oby go nie zabij – szepnąłem.
Coś mną ruszyło i postanowiłem im przerwać. Otworzyłem drzwi. Wielka, czerwona, opuchnięta twarz to to co zostało z twarzy naszego informatora.
- Powtórzę jeszcze raz – zaczął chłodno Shikamaru. - Jak się mogę z nim skontaktować? - Informator splunął mu czerwoną mazią prosto w twarz. Shikamaru spokojnie się wytarł, wyciągnął swoją piękną katanę „Ikagawashī no ken” i położył ją na komodzie obok. - Słuchaj, zagramy w pewną grę. Więc jeszcze raz: Jak mogę się z nim skontaktować?
- Wal się, już nic więcej ci nie powiem – wyjęczał.
- Jak sobie chcesz – rzucił i szybkim ruchem złapał cel za rękę, wyciągnął ją i mocnym cięciem pozbawił go dłoni. Cel zaryczał nieludzko. A kikut zaczął sikać krwią na lewo i prawo - Jak się z nim skontaktować? A może druga ręką też ci nie jest potrzebna? - Spytał wyciągając jego drugą rękę i podnosząc katanę.
- Uspokój się! - Warknąłem i chciałem zablokować jego rękę trzymającą miecz, ale ten zdzielił mnie szybko nasadzą dłoni w czoło i upadłem.
- Dobra, kurwa – wysyczał informator. - Powiem wam, powiem.
Shikamaru wytarł rękawem swoją twarz ochlapaną przez krew.
- Zamieniam się w słuch.
Usiadłam na kanapie.
- Więc po co tu przyszłaś? - Zapytałam Sakurę.
- Chodzi o coś co wydarzyło się niespełna 10 godzin temu – moje oczy zabłyszczały. To mniej więcej wtedy kiedy nie było Shikamaru. - Ale to jest poufna informacja. Na razie tylko mała część ninja naszej wioski o tym wie. Powiem ci to tylko dlatego, że ta informacja w twoich rękach może nam pomóc, a przynajmniej ta sądzę. Plus chce, też abyś jak najszybciej przekazała to co teraz powiem Shikamaru.
- Powiem mu. Ale przestań owijać w bawełnę i powiedz o co chodzi.
- Ktoś, nie mamy pojęcia kto, ponieważ krąg podejrzanych jest wielki. Może to być ktoś spoza wioski jak i z jej granic – zmierzyłam Sakurę wzrokiem. - No dobrze już dobrze – westchnęła. - Chodzi o to, że dzisiaj ktoś ukradł zwój zakazanych technik naszej wioski. Było to bardzo pilnie strzeżony zwój i ten kto go ukradł nie mógł być byle kim. Wszedł niepostrzeżony, powalił naszych piętnastu ochroniarzy i wyszedł tak jak i wszedł: niezauważony. Temari czy ty mnie w ogóle słuchasz? - oburzyła się Haruno.
- Tak, tak słucham. Tylko się...zamyśliłam na temat tego zwoju.
- Dobrze, ja będę już szła. Muszę to przekazać jeszcze paru osobą. Pamiętaj powiedzieć Narze. Narazie.
- Narazie – powiedziałem i usłyszałam trzaskające drzwi. - Niemożliwe – jęknęłam i wzniosłam głowę ku sufitowi, opierając ją na kanapie. - Niemożliwe – powtórzyłam.
Patrzyłem na naszego informatora i mój marny opatrunek, który mu założyłem na kikuta.
- Pamiętasz co masz mu przekazać? - Spytałem się go. - Miejsce, datę, moją cenę i tak dalej?
- Pamiętam – powiedział informator. A Sasuke na jego odpowiedz zrobił kwaśną minę. Informator szybko opuścił mieszkanie. Zostałem sam z Uchihą.
- Wiem, że zranię przez to wiele bliskich mi osób, ale niestety muszę to zrobić – powiedziałem cicho, ale wiedziałem, że Sasuke to usłyszał, ponieważ jego mina przestała być kwaśna, ale nadal wiele brakowało jej do choćby najmniejszego zadowolenia.
***
Otworzyłem mieszkanie kluczami i wszedłem do środka. Po cichu, tak aby Temari mnie nie usłyszała, gdyby spała, a miałem taką nadzieję. Wszedłem do salonu i zobaczyłem Temari, która wedle mojej nadziei spała w bardzo niewygodnej dla karku pozycji. Wyglądała słodko, tak niewinnie. Szkoda, że cała niewinność pryskała jak mydlana bańka, gdy tylko się budziła i otwierała usta. Podszedłem do niej i delikatnie zmieniłem jej pozycję siedzącą na leżącą, na szczęście się nie obudziła. Poszedłem do jej pokoju i wróciłem stamtąd z kołdrą blondynki. Przykryłem ją delikatnie, ale i dokładnie. Miałem zamiar sam zaraz położyć się spać kiedy...
- Shikamaru, nie zostawiaj mnie – wyjąkała ze smutkiem.
- Temari? - Spytałem, ale w odpowiedzi dostałem tylko dźwięk głośno wciąganego powietrza. Podszedłem do niej i nachyliłem się lekko – Mimo wszystko – wyszeptałem i przełknąłem ślinę. - Mimo wszystko i mimo wszystkiego co się niedługo stanie, pamiętaj, że zawsze będę przy tobie – powiedziałem i pocałowałem ją w czółko.
- Wiem, że z ranie przez to wiele bliskich mi osób – wyszeptałem do siebie odchodząc od Temari.
Otworzyłam oczy. Mocno się przeciągnęłam, a słońce zza okno oślepiło mnie swoim blaskiem tam mocno, że wróciłam do pozycji leżącej. Hmm...moja kołdra? Przecież ja chyba zasnęłam bez niej...jak ona się tu znalazła?

- Dzień dobry – powiedział Shikamaru i donośnie ziewnął. - Zbieraj się szybko. Piąta chce nas widzieć. Pewnie kolejna misja – powiedział z uśmiechem ja jednak wyczuwałam, że ten był sztuczny.

Od Autora: Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Z góry przepraszam, za błędy. Dobra skoro już część stałą mamy za sobą to teraz reszta rzeczy xD Pierwsze: mam nadzieję, że nie pogubiliście się podczas czytania odnośnie tego, która osoba jest narratorem. Ponieważ w tym rozdziale pojawiła się osoba trzecia, która opowiadał, a był nią Sasuke. W ogóle to dość niezłe tępo, ponieważ to już kolejny rozdział dodany z dość krótką przerwą od ostatniego :P trzymajcie kciuki, żebym utrzymał to tępo :P Jeszcze ostatnia sprawa. Pod ostatnim rozdziałem pewna osobą natchnęła mnie do zrealizowania pomysłu, aby podać tutaj mój numer GG. Od niedawna o tym rozmyślałem i stwierdziłem, że "A niech będzie :D" A więc mój numer GG to 53603111 i jeśli chcesz pogadać ze mną odnośnie: mojego bloga, serii Naruto (przeczytałem całą mangą swoją drogą xD), pogodzie albo chcesz poznać trochę autora tej historii to nie bój się napisać :D jako harcerzem jestem dość otwarty na nowe znajomości i luźne rozmowy :P