poniedziałek, 6 października 2014

Rozdział XI

Weszłam do mieszkania i skierowałam swoje kroki do kuchni. Będąc tam zobaczyłam Shikamaru, który pił herbatę. Odłożyłam torby z zakupami na stół.
- Wciąż się nie odzywasz?
Na moje słowa chłopak wstał i wyszedł z kuchni, zabierając swój kubek herbaty. Świetnie! Opadłam zmęczona na krzesło. Od tygodnia starałam się go udobruchać. I wszystko to jak krew w piach. Gotuję najsmaczniej jak umiem, nie prosząc go przy tym o pomoc, sprzątam, robię zakupy. A chłopak i tak ma mnie w głębokim poważaniu. Nie odzywał się od kiedy dowiedział się, że przeczytałam jego pamiętnik. Co prawda wiem, że było to złe i nawet ustaliliśmy, że nie szperamy po swoich pokojach, ale ja tylko... byłam ciekawa. I teraz za moją ciekawość muszę płacić. Najgorsze było to że nawet nie miałam jak z nim o tym porozmawiać. Olśniło mnie! Wiem co mogę zrobić. Wzięłam kluczę i wyszłam z mieszkania. Musiałam kogoś odwiedzić. Przeszłam kilka alejek i skręciłam do odpowiedniego budynku. Weszłam na odpowiednie piętro i zapukałam do drzwi. Czekałam dłuższą chwilę i już myślałam, że nie zastałam go w domu, ale wtedy drzwi otworzyła się i wyłonił się z nich kruczoczarny facet z nagim torsem.
- Nie przeszkadzam? Możemy chwilę pogadać?
- Pewnie wchodź – odparł niepewnie. Wykonałam polecenie i stojąc w przedpokoju zaczęłam już mówić.
- Chodzi o Shikamaru, ten nadęty dupek...
- Czekaj dziewczyno – poskromił mnie Sasuke. - Najpierw usiądźmy – powiedział i zaprowadził mnie do niewielkiego salonu, w którym gestem dłoni zachęcił mnie do zajęcia miejsca na czarnej, skórzanej kanapie. - Teraz mów...
- A więc chodzi o Shikamaru...
- Temari – usłyszałam dziewczęcy głos, a do salonu zaraz weszła Sakura, która miała na sobie tylko długą bluzę, która sięgała do połowy ud. Jej różowe włosy były lekko rozczochrane, a jej twarz lekko zarumieniona.
- Mówiłeś, że nie przeszkadzam – rzuciłam do Sasuke.
- Bo nie przeszkadzasz – powiedziała Sakura.
- Jeśli chcecie to przyjdę później. W sensie po wszystkim.
- Nie, nie – zaprzeczył Sasuke lekko zażenowany. - Skończymy...
- ...kiedy indziej – Sakura dokończyła za swojego partnera.
- Więc o co chodzi z Shikamaru? - Spytał Sasuke, a ja zaczęłam opowiadać co się wydarzyło. - Ale co ja mam z tym wspólnego? - Spytał kruczowłosy.
- Chciałabym, abyś przynajmniej z nim porozmawiał, aby mi wybaczył – powiedziałam. Na co Sasuke miał niepocieszoną minę. - Proszę – dodałam.
- Sasuke powinieneś to zrobić – stwierdziła Sakura.
- Niby dlaczego? To ich problem – rzucił trafnie Uchiha.
- Powinieneś to zrobić jako przyjaciel Shikamaru – pouczyła go dziewczyna. - Jeśli będę razem na misji, a będą bo tworzą duet. To podczas takiej misji on albo on będąc w niezdrowych stosunkach mogą podjąć jakąś złą decyzję, która będzie spowodowana ich negatywnym nastawieniem do siebie, a wtedy może kosztować ich to życie – skończyła wykład, ale Sasuke nadal był lekko nieprzekonany. - To twój obowiązek jako przyjaciel plus jako ninja naszej wioski jesteś zobowiązany do ochrony wszystkich ninja Konohy.
- Dobra, niech będzie. Pogadam z nim, ale nic nie obiecuję – burknął przez ramię wstając z kanapy. Sakura rzuciła się w jego objęcia i w ramach podziękowania złożyła namiętny pocałunek na jego ustach. Potem podbiegła szybko do mnie i z uśmiechem na ustach przybiła ze mną piątkę.
- Zawsze daje się przekonać – powiedziała szeptem.
Wszystko było już ustawione. Wystarczyło, że przetnę jedną linkę i w moim kierunku powędruję kilkanaście sztuk shurikenów ze wszystkich możliwych stron. Poprawiłem uścisk na rękojeści, wziąłem głęboki wdech i przeciąłem linkę. Usłyszałem charakterystyczne dźwięk przecinania powietrza. Jak w transie zacząłem odbijać stalowe gwiazdki i po kilku sekundach rozejrzałem się po polu treningowym. Na ziemi wokół mnie leżały wszystkie shurikeny. Udało mi się odbić je wszystkie. Uśmiechnąłem się lekko z powodu postępów jakie uczyniłem. Usiadłem pod jednym z drzew i lekko zdyszany po ukończonym treningu. Odkręciłem butelkę wody i zacząłem łapczywie pić. Po ugaszeniu pragnienia zacząłem się zastanawiać co mam teraz robić. Nie miałem po co wracać do domu. Czekała tam na mnie zdrajczyni, jak to miałem ostatnio w zwyczaju nazywać Temari. Było to spowodowane tym, że mnie oszukała i złamała zasady, które razem ustaliliśmy. Zacząłem bawić się moja kataną, kiedy zobaczyłem, że obok mnie leży pochwa na miecz, która była prezentem od Temari. Wziąłem ją do ręki i przejechałem kciukiem po srebrnym herbie mojego klanu. Może trochę przesadzałem? Może nawet zachowywałem się dziecinnie? Z jednej strony powinna dostać nauczkę z powodu łamania zasad, ale z drugiej strony jak długo mam zamiar się na nią gniewać? Nagle usłyszałem cichy szelest zza pleców. Kiedy wiedziałem, że jest już wystarczająco blisko, zerwałem się z miejsca i wycelowałem ostrzem katany w gardło osoby, która się do mnie skradała.
- Przyszedłeś potrenować, Sasuke? - Spytałem nie opuszczając swojej broni.
- Nie do końca – stwierdził. - Chciałbym z tobą porozmawiać – oznajmił, a ja miałem już pewne podejrzenia o czym chce ze mną gadać.
- A co jeśli nie mam ochoty na rozmowę?
- Jako mój przyjaciel powinieneś mnie przynajmniej wysłuchać – powiedział i chciał podejść bliżej, ale przybliżyłem ostrze do jego gardła, kiedy tylko podniósł nogę.
- Słuchaj, wiem po co tu przyszedłeś i że wysłała cię Temari, więc mam do ciebie jedną prośbę... – powiedziałem, a brunet przybrał niezadowolony wyraz twarzy. - Spadaj stąd.
- Spytałeś się „Co jeśli nie mam ochoty na rozmowę?” Przed chwilą znalazłem prawidłową odpowiedz – przestał na chwilę mówić i po chwili, z pełną powagą i chłodem w głosie dodał. - Po prostu cię zmuszę, żebyś mnie wysłuchał – powiedział i wybuchł, a moje ciało zamieniło się w kłodę, a prawdziwy ja siedział w głębi lasu.
- A więc wyczułeś, że to był mój, a właściwie to Bunshin Daibakuha mojego brata – usłyszałem głos Sasuke, który stał na środku pola treningowego. - Przyznaję, że twoje Kawarimi no Jutsu było bardzo szybkie, ale teraz walczymy na poważnie – porzuciłem moją taktykę siedzenie w lesie i zażądania wszystkim zza drzew, więc wyszedłem ze swojej kryjówki i stanąłem na środek pola treningowego.
- A więc walczymy na poważnie – powtórzyłem jego ostatnie słowa.
Siedziałam u Sakury, popijać sobie ciepłą herbatę i gadając z przyjaciółką o wszystkim i o niczym zarazem. Nagle przeszedł mnie zimny dreszcz. Poczułam, jakąś dziwną obawę, która zrodziła się we mnie znikąd.
- Jak myślisz co się dzieję teraz u Sasuke i Shikamaru? - Przerwałam wypowiedz Sakury.
- Pewnie Sasuke już go przekonał i teraz siedzą gdzieś w barze i opijają...coś – stwierdziła beznamiętnie Sakura.
- Obyś miała rację – powiedziałam lekko przejęta.
Stałem naprzeciwko Sasuke. Opierałem ręce na swoich udach i ciężko dyszałem. Sasuke stał w lustrzanej pozie i patrzył na mnie z zawiścią.
- Sasuke, skoro mieliśmy walczyć na poważnie to przyszedł czas na ostateczny pojedynek – stwierdziłem.
- Jesteś głupi?! Naprawdę chcesz się tak bawić? Chcesz, aby jedno z nas zginęło?!
Już wtedy go nie słuchałem. Skupiłem się i w mojej ręce powstała wielkie ilość czakry, który po chwili przerodziła się w duże napięcie elektryczne, małe błyskawice szalejące w mojej dłoni, wydawały z siebie ćwierkanie ptaków.
- Chidori! - Krzyknąłem i ruszyłem w kierunku Uchihy.
Sasuke zrobił bliźniaczą technikę i tak samo jak ja nacierał w moim kierunku. Kiedy byliśmy już tylko kilka metrów od siebie zacząłem się zastanawiać: po co my teraz walczymy? Dlaczego w ogóle zgodziłem się na tą walkę. Stwierdziłem, że to co teraz robimy jest głupie. Wyrwałem się z moich rozmyśleń i zobaczyłem, że dzieli nasze dłonie dzieli już tylko kilka centymetrów. Chciałem się zatrzymać, ale nie byłem wstanie cofnąć ręki. Chwilę potem, nasze techniki nacierały na siebie równą siłą, następnie przy styknięciu się naszych dłoni, wyczułam jak przy naszych rękach tworzy się mała kulka, która po chwili wybuchła i odrzuciła ode mnie Sasuke. Stałem zszokowany, patrząc jak młody Uchiha orze plecami po ziemi i zatrzymuję się na pobliskim drzewie. Po tym jak udało mi się otrząsnąć z szoku, podbiegłem do Sasuke i starałem się go jakoś ocucić, ale ten nie reagował. Czy ja go zabiłem? Wziąłem go szybko na ręce i pobiegłem szybko w kierunku szpitala zostawiając za sobą tylko małą kałużę krwi.
Nie wiedziałam gdzie ich szukać, więc zacząłem od pola treningowego. Gdzie Shikamaru spędzał większość czasu od momentu naszej kłótni. Wyszłam na charakterystyczne pole treningowe i zacząłem się rozglądać. Niestety nie na polu nie było żywej duszy. Postanowiłam rozejrzeć się trochę dokładniej po polu i po chwili zamarłam. Zobaczyłam dużą kałuże krwi leżącą na ziemi. Miałam dziwne wrażenie, że ta krew należy do jednego z dwójki: Sasuke, Shikamaru. Ale gdzie oni mogli teraz być?
Siedziałem na jednym z szpitalnych krzeseł i czekałem na werdykt lekarzy. Cały czas obwiniałem się za sytuację, która zaistniała. Chcąc oderwać się od bolesnych rozmyśleń, odchyliłem głowę do tyłu i patrzyłem na biały sufit. Towarzyszył mi przy tym specyficzny szpitalny zapach. Zamknąłem po chwili oczy z nadzieją, że pomoże mi to trochę odpocząć, ale po chwili poczułem jak ktoś lekko szturcha mnie w ramię. Otworzyłem oczy i zobaczyłem lekarza w białym kitlu.
- Czy coś się stało? - Spytałem z nadzieją na dobre wieści.
- Tak przejrzałem wyniki wszystkich badań i... - przełknąłem ślinę, przygotowując się na najgorsze. - Nic specjalnego mu się nie stało. Kilka drobnych złamań i mały wstrząs mózgu. Wydaję mi się, że wypuścimy go za jakieś dwa tygodnie i po następnym tygodniu zaprosimy go na mały przegląd -rzucił żartobliwie na koniec, a ja w odpowiedzi na jego żarcik lekko się uśmiechnąłem.
- Mogę się z nim teraz zobaczyć?
- Nie widzę przeciwwskazań – powiedział i odszedł zostawiając mnie przed drzwiami do pokoju, w którym leżał Sasuke.
Nie byłem pewny czy powinienem wchodzić, w końcu przeze mnie tu wylądował. Położyłem rękę na klamce i bijąc się z własnymi myślami: nacisnąłem ją i popchnąłem drzwi. W pokoju znajdowało się łóżko, stojące zaraz obok otwartego okna. Na łóżko leżał Sasuke obwiązany białymi bandażami i podłączony do jakiejś pikającej aparatury.
- Mogę wejść? - Zacząłem.
- Kto ci broni? - Rzucił od niechcenia.
- Słuchaj chciałabym cię przeprosić za całą tą durną sytuację – powiedziałem na jednym tchu.
- I słusznie – stwierdził.
- To co sztama?
- Nie do końca – zaczął. - Chciałem wtedy o czymś z tobą porozmawiać, ale no cóż...nie wyszło mi – zażartował. - Słuchaj, dla własnego dobra powinieneś pogodzić się z Temari. Toksyczna atmosfera nie pomoże waszemu duo w wykonywaniu misji.
- Złamała zasady – stwierdziłem. - Powinna ponieść jakieś konsekwencję.
- Już poniosła – zrobiłem pytające spojrzenie. - Będzie miała mnie na sumieniu przez długi czas. A zresztą powinieneś dopuścić do siebie więcej osób niż tylko mnie – starałem się obiektywnie porozmyślać chwilę nad jego ciężkimi słowami.
- Pogodzę się z nią – westchnąłem. - Ale nie mam zamiaru kogokolwiek do siebie dopuszczać – powiedziałem opierając się rękoma o łóżko Sasuke. - Za dużo cierpiałem przez śmierć bliskich mi osób – dodałem ze spuszczoną głową.
- Nie możesz nie okazywać jej swoich uczyć tylko dlatego, że boisz się, że ją stracisz. A nawet jeśli się tego boisz to po prostu ją chroń – analizowałem słowa Sasuke, kiedy ten postanowił rozluźnić atmosferę. - Jak stąd wyjdę to stawiasz mi jakiś porządny obiad, ci lekarze chcą mnie zabić tym szpitalnym żarciem – zażartował.
- Nie ma sprawy. Jestem ci to winien – stwierdziłem odpychając się od poręczy łóżka. - Ok, idę pogodzić się z Temari – powiedziałem i wyszedłem z jego pokoju.
***
Kierowałam się do pokoju z numerem 303. W recepcji powiedzieli mi, że tam powinien leżeć Sasuke. 300, 301, 302 jest 303! Stałam chwile przed drzwiami i spuściłam głowę w dół. Świetnie przez to, że nie potrafię poradzić sobie z własnymi problemami, muszę prosić innych o pomoc. A teraz Sasuke przeze mnie leży w szpitalu. Zza drzwi wyszedł nagle Shikamaru i stanęłam jak wryta. Brunet stanął kawałek ode mnie i spojrzał mi głęboko w oczy. Wystraszyłam się lekko, co jeśli ma mi za złe, że jego walka z Sasuke wywiązała się przez mnie. Nagle stanęłam jeszcze bardziej wryta niż przed chwilą. Shikamaru oplótł swoje ręce wokół mojej tali, przyciągnął mnie i mocno przytulił.
- Przepraszam – wyszeptał mi cicho do ucha, a ja miałam wrażenie jakby uśmiechał się podczas tego co mówił.
Staliśmy tak, a po chwili brunet wypuścił mnie ze swoich objęć i skierowała się w kierunku wyjścia ze szpitala, a ja cały czas tkwiłam w tym samym miejscu, zastanawiając się co właśnie się wydarzyło, ale po chwili stwierdziłam, że chyba wszystko się między nami jakoś ułożyło. Więc z uśmiechem na twarzy weszłam do pokoju Sauke i moja twarz zmieniła swój wyraz w momencie, w którym zobaczyłam obandażowanego Sasuke. Patrzyłam na niego i nie wiedziałam co powiedzieć. Uchiha nagle podniósł rękę i pokazał mi uniesionego w górę kciuka.
- Udało się – powiedział z uśmiechem.
- Jestem twoją dłużniczką Sasuke – stwierdziłam odwzajemniając uśmiech. - Skąd wiedziałeś, że ci się udało?
- Od razu jak weszłaś było po tobie widać, że już wszystko jest w porządku – stwierdził. - Jak ci się udało mnie znaleźć?
- Jak zobaczyłam krew na polu treningowym to pomyślałam, że któremuś z was musiała stać się krzywda i prawdopodobnie, któryś z was pewnie wylądował w szpitalu – Sasuke lekko przytaknął. - W każdym razie – zacząłem. - Dziękuję – i zaczęłam kierować się w kierunku drzwi.
- Temari – wywołał moje imię, a ja odwróciłam się, żebym mogła spojrzeć mu w oczy. - Nie spieprz tego znowu, bo drugi raz nie dam mu się pokonać – powiedział z lekkim uśmiechem.
- Naprawdę dałeś mu się pokonać?
- Jeśli mam być szczery to tak samo jak i on walczyłem na 100% - rzucił już z lekko smutnawą miną.
- Do zobaczenia, zdrowiej – powiedziałam i wyszłam z jego sali.
***
Stałem na baczność obok mojej towarzyszki Temari przed mocarnym biurkiem Hokage i mimo tego, że spodziewałem się o co chodzi, to jednak czekałem na to, aż Tsunade zacznie.
- Jak myślicie po co was tu wezwałam? - Spytała.
- Są dwie możliwości – stwierdziłem.
- Jakie? - Ciągnęła temat.
- Albo misja, albo nasza ostatnia mała sprzeczka – odpowiedziałem, a Tsunade położyła na swoim biurku papierowa teczkę. - A więc jednak misja – powiedziałem znudzony.
- Nie. Obie wymienione przez ciebie rzeczy. Wiem, że się pokłóciliście i mam to gdzieś, że się sprzeczacie, będzie pracować razem czy się lubicie czy nie! Shikamaru nie jesteś już dzieckiem i chyba jesteś wstanie nie wplątywać spraw osobistych w trakcie misji? - Przytaknąłem lekko głową. - A więc nie będzie żadnych problemów z waszą współpracą podczas następnych misji? - Znowu kiwnąłem potwierdzającą głową. - Powiedz, że tak.
- Tak, nie będzie żadnych problemów – powiedziałem to co chciała usłyszeć.
- Dobrze – przyznała i wskazała palcem na teczkę. - Zapoznajcie się ze szczegółami misji i wyruszcie jeszcze dzisiaj – Temari podeszłą do biurka i wzięła dokumenty po czym wyszliśmy razem z gabinetu.
***
- Szybciej nie mamy czasu! - Wrzasnęła na ociągającego się mnie.
- Nie krzycz – rozkazałem. - Nic z tym nie zrobisz, że nie chcę mi się uczestniczyć w tej misji – westchnąłem.
- To bardzo ważne zlecenie. Liczy się tu czas. Jeśli nie uda nam się w porę odnaleźć tej złodziejki to ta mała wioska będzie narażona na atak.
- Wiem, wiem. Plany obrony i fortyfikacji nowo powstałej wioski zostały skradzione i teraz osada znajduję się w niebezpieczeństwie, gdyż mogą zostać napadnięci i splądrowani. Nie musisz mi przedstawiać opisu zadania.
- Chyba jednak muszę, bo widzę, że nie zdajesz sobie sprawy z powagi sytuacji – powiedziała zeskakując z drzewa na główną ulicę jakiejś wsi.
- Nawet jeśli – zeskoczyłem zaraz za nią, a dziewczyna już odwróciła się na pięcie gotowa do marszu po skradzione plany. - To czy ty w ogóle wiesz, gdzie zacząć szukać? - Temari zastygła w ruchu i odwróciła się do mnie twarzą z krzywym uśmiechem.
- Właściwie to jedyne co wiemy to to, że ostatni raz byli tutaj widziani – stwierdziła pomachując lekko dłonią, na co westchnąłem i rozejrzałem się.
- Hej panienko! - Krzyknąłem do skąpo ubranej brunetki przy drodze i zacząłem iść w jej kierunku.
- Shikamaru! Chyba żartujesz, że będziesz się teraz zabawiał z jakąś dziwką! - Warczała, ale jej słowa spływały po mnie jak woda po kaczce.
- Witaj kochaniutka – przywitałem się z nieznajomą.
- Hejka słodziaku chcesz się zabawić? - Mruknęła mi delikatnie do ucha wpadając do moich ramion.
- Jesteś bardzo ładna, ale nie o to chodzi – zacząłem, a z tyłu słyszałem jakieś groźby od Temari. - Chciałbym zaproponować ci interes, bez jakby to powiedzieć zbędnych działań – w niebieskich oczach dziewczyny zabłysnęła iskierka zaciekawienia.
- Wysłucham twojej oferty, ale jeśli mi się nie spodoba to nadal możemy się spotkać w jakimś ustronnym miejscu – powiedziała, a ja zacząłem się zastanawiać, gdzie już się spotkałem z takim sposobem mówienia.
- Zapłacę ci za parę informacji – zacząłem grzebać w kieszeni kamizelki. - Widziałaś ją gdzieś tutaj w okolicy? - Pokazałem zdjęcie, które dziewczyna zaczęła dokładnie oglądać.
- Tak! Wczoraj miałam pewnego klienta, który po spędzonym ze mną czasie spotkał się z nią i gdzieś razem wyruszyli.
- Gdzieś?
- Pieniądze – wyciągnęła rękę, a ja położyłem na jej dłoni banknot o dużym nominale.
- Gdzieś? - powtórzyłem pytanie.
- Do Czarnego Kręgu – powiedział i wyciągnęła rękę po raz drugi, a ja uczyniłem to samo co poprzednio.
- Dziękuję skarbie – powiedziałem i odszedłem zostawiając ją w tyle.
- Już wróciłeś żigolaku? - Spytała zdenerwowana.
- A ty dowiedziałaś się może, gdzie mamy iść? - Odbiłem pytanie na co dziewczyna zaczerwieniła się lekko ze złości. - Bo ja tak. Idziemy do Czarnego Kręgu.
- Czarnego Kręgu? - Spytała lekko przestraszonym głosem. - Przecież to jest miejsce dla każdej maści zbrodniarzy. Nie ma opcji, żebyśmy weszli tam od tak. Nie wpuszczą kogoś kto jest spoza grupy, a szczególne ninji. Jak chcesz się tak dostać?

- Nie bój się mam prosty plan.

Od Autora: Hejka! Troszkę zajęło mi wydanie tego rozdziału. Śmieszne, bo połowę tego napisałem dzień po opublikowaniu rozdziału numer 10. Przepraszam, że tak długo trzeba było czekać, ale mam teraz dużo nauki i innych obowiązków pozalekcyjnych. Mój tydzień roboczy mniej więcej wygląda tak, że wracam do domu po szkole zjem coś, odrobię lekcję i wychodzę, wracam o jakiejś 21 i po robię sobie coś na komputerze, albo pogadam z bratem i jak każdy śpioch idę spać trochę po 22 :D jedyny wolny czas to sobota i niedziela(tak do popołudnia, bo później też jestem zajęty ;p) a w sobotę staram się trochę odstresować grając cały dzień w LOL'a z starymi kumplami z gimbazy, więc chciałbym przeprosić za niestety lekkie zlanie osób czekających na kolejne rozdziały :( postaram znaleźć sobie trochę czasu, żeby rozdziały pojawiały się częściej niż raz na miesiąc, bo broń Boże nie mam zamiaru zostawić historii w lesie i obiecuję, że skończę całe opowiadanie ;D więc proszę cierpliwie czekać.