poniedziałek, 23 czerwca 2014

Rozdział V

Po posiłku pomogliśmy posprzątać Fumi. Za oknami było już ciemno, zacząłem odczuwać zmęczenie całą tą podróżą, zabawą z Mitsu i walką z Temari, o której na razie nie gadaliśmy i mam nadzieję, że nie będziemy tego robić.
- Pokaże wam wasz pokój – powiedziała Fumi i poszliśmy razem za nią na piętro. Otworzyła drzwi na końcu korytarzy, w którym znajdowało się dwuosobowe łóżko. – Tutaj – Temari spojrzała na nią troszkę speszona. – Nie przeszkadza wam jedno łóżko? W końcu jesteście parą – stwierdziła z normalnym tonem, a blondynka robiła się coraz bardziej czerwona. Niedobrze! Nie chciałem, żeby nagle wybuchła więc przejąłem pałeczkę:
- Oczywiście, że nie – złapałem Temari za ramie i wszedłem razem z nią do środka. Odwróciłem się do Fumi i powiedziałem – Dziękujemy, zajmiemy się całą resztą. Niech się pani już nie martwi. Miłej nocy – powiedziałem i wyczułem lekkie pod denerwowanie w moim głosie, które najprawdopodobniej wynikało z tego, że kończył mi się czas. Temari tykała jak bomba zegarowa. Zamknąłem drzwi z pośpiechem. – Niech zaopiekuję się pani Mitsu – krzyknąłem zza nich. Można było usłyszeć cichnący dźwięk kroków odchodzącej dziewczyny, kiedy już nie było ich słychać, byłem przygotowany na najgorsze.
- „Partner”? – spytała cicho.
- Nie, no wiesz taki mały żarcik mi się wtedy wymsknął – mówiłam drapiąc się w tył głowy.
- Ze względu na misje – przełknęła głośno ślinę. – Ujdzie ci to na sucho – odetchnąłem z ulgą i rzuciłem się z impetem na łóżko. Nagle poczułem coś ciężkiego co przygniata mi brzuch. Otworzyłem oczy i ujrzałem blondynkę, które trzyma na mnie swój wachlarz. – Chyba sobie żartujesz, że będziesz tu spał?! – Nacisnęła na mnie mocniej wachlarzem.
- Ałłł! Oczywiście, że nie. To przecież jest twoje łóżko – powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
- To dobrze, że się ze mną zgadzasz – stwierdziła z uśmiechem, a ja wstałem z „jej” łóżka. I tak miałem zamiar na nim spać, kiedy dziewczyna będzie miała wartę.
- Wezmę pierwszą zmianę – powiedziałem i zacząłem kierować się do wyjścia. – Wyśpij się, widzimy się o 6.
Warty mijały bardzo powoli. Za każdym razem w trakcie tych sześciu godzin było nudno i nie działo się nic ciekawego. W nocy powstrzymywałem się przed zaśnięciem i ledwo przytomny patrolowałem teren, który oświetlały mi tylko gwiazdy i księżyc. Wielkim problem było to że owe noce, bo były one bardzo zimne i nieraz towarzyszył im bardzo porywisty wiatr, które nie dodawał mi zbytnio motywacji w dalszym wykonywaniu pracy. Na szczęście dni było o wiele przyjemniejsze. Słońce obficie świeciło na całą okolice dając mi okazję do obserwowania chmur. Chociaż musiałem uważać, żeby Temari nie nakryła mnie na tym, bo mógłbym mieć małe problemy. Shinji pomagał nam w misji jak tylko mógł. Współpracował z nami między 3 a 9 i 15 a 21. Podczas wart przeczesywałem pobliskie terenu domu. Robiłem to z nudów i przy okazji sprawdzałem czy ukształtowanie terenu może nam jakoś pomóc w wypadku walki. Kiedy już nie miałem co robić to chodziłem razem z moim psem i rozmawiałem z nim o najróżniejszych możliwych tematach. Zawsze po nocnej warcie szedłem spać, a po dziennej poświęcałem trochę czasu, żeby zając się Mitsu, która mnie z jakiegoś powodu bardzo polubiła. W sumie to ja też się do niej trochę przywiązałem. Temari robiła ze swoim wolnym czasem analogicznie to samo tylko, że nie opiekował się dziewczynką, a pomagał Fumi w przygotowywaniu posiłków i tym podobnych. Minął już tydzień i cały czas nic się nie działo, żadnych gróźb, żadnych ataków, po prostu nic. Była to siódma, przeklęta, zimna noc na dachu domu, którego zacząłem już serdecznie nienawidzić z powodu tych cholernych wietrznych nocy. Oparłem się o komin, włożyłem ręce do kieszeni i zatopiłem głowę jak najgłębiej w mojej zielonej kamizelce i czarnej bluzie. Po jakimś czasie warty usłyszałem, że ktoś wchodzi na dach. Przygotowałem się do ataku, dobywają ostrza czakry, które były w  rękawach mojej bluzy, czekałem na jakiś dźwięk, który wskazywałby na to, że ktoś chce przystąpić do ataku, ale na szczęście nic takiego się nie wydarzyło. Zostałem jedynie przywitany przez cisze mojej towarzyszki, która wyminęła mnie jak gdyby nigdy nic. Podeszła do szczytu dachu, zadarła wysoko głowę i zaczęła oglądać gwiazdy. Po dłużej chwili nie wytrzymałem i postanowiłem zagadać:
- Nie powinnaś odpoczywać przed wartą?
- Powinnam, ale w takie noce raczej rzadko zdarza mi się spać – powiedziała nie odrywając wzroku od ciemnego nieba, na którym błyszczały setki małych gwiazd i gwiazdeczek.
- A co jest takiego wyjątkowego w takich nocach? – spytałem z zaciekawieniem.
- Pełnia – odrzekła normalnie. Spojrzałem w górę i rzeczywiście na niebie było widać piękny, jasny i okrągły księżyc.
- Jesteś dość tajemnicza. Możesz uchylić mi rąbka tajemnicy na temat tej pełni? – Nie spodobały mi się dwie poprzednie wymijające odpowiedzi, więc postanowiłem zadać trochę bardziej szczegółowe pytanie.
- To dość długa historia. Chce ci się jej słuchać?
- Na tym dachu to będzie najciekawsza rzecz jaka mnie spotka. – powiedziałem z lekkim uśmiechem.
- Chodzi o to… - jej głos zaczął się lekko łamać, więc zorientowałem się, że nie będzie to najszczęśliwsza historia jaką słyszałem. – …że kiedy byłam mała to moja mama była dla mnie całym światem. No wiesz moi rodzice tak jakby się podzielili, że ojciec zajmuje się Kankuro, a mama mną. Uwielbiałam z nią przebywać. Z nią czułam się świetnie nawet patrząc jak farba schnie – zaśmiała się gorzka - Po tym jak zaszła w kolejną ciążę i oczekiwaliśmy małego Gaary. Czekałam z uszczęśliwieniem na to jak moja mama wróci z nim ze szpitala i utuli mnie do snu. Przyszło mi strasznie długo czeka. Siedziałam przez kilka godzin i obserwowałam gwiazdy. Tamtej nocy była pełnia tak jak dzisiaj. W końcu usłyszałam, że drzwi do mieszkania otwierają się, pobiegłam szybko do nich i zobaczyłam w nich tylko zapłakanego ojca. Wiedziałem, że coś jest nie tak, więc zaczęłam wypytywać go o mamę i dziecko, ale on był strasznie rozdrażniony. Dopiero po paru minutach uspokoił się na tyle by uświadomić mnie, że ciąża Gaary była dla mamy strasznie niebezpieczna i niestety nie udało jej się wyjść z tego żywo – wstałem i podszedłem do blondynki od tyłu. Temari stała na skraju dachu i patrzyła w niebo, a ja krok za nią wpatrując się w jej plecy słuchałem dalszej części historii. – Pełnia zawsze przywodzi wspomnienie smutku i żalu z tamtej nocy, ale skłania mnie też do różnego rodzaju refleksji jak na przykład: jaką kobietą byłabym teraz, gdyby ona wciąż żyła. Ciekawe czy naprawdę miałaby na mnie tak duży wpływ, że byłabym teraz zupełnie kimś innym – zaczęła łkać. Machnęła przy tym jakoś dziwnie ręką tak, że poczułem jej zimne dłonie na swojej skórze. Podjąłem szybko decyzję, która nie była do mnie podoba. Zdjąłem z siebie kamizelkę ninji Konohy  i zarzuciłem ją na jej ramiona.
- Wiesz… - zacząłem – nieważne jaka byłabyś, gdyby cały czas otaczała cię swoją matczyną ręką, ale ważne jest to, że mimo wszystko ona na pewno stamtąd gdzie się teraz znajduję jest z ciebie bardzo dumna. I pamiętaj, że nie musisz mierzyć się ze wszystkimi tymi smutkami sama. Masz: Gaare, Kankuro, Sakure i… - zaprzestałem swojej wypowiedzi z myślą czy będzie ona na miejscu – i wiesz mimo naszych kłótni to na mnie też możesz zawsze liczyć – wyciągnąłem i odpaliłem papierosa czekając na jakąś reakcje od strony Temari, ale ona cały czas stała w tym samym miejscu i chyba myślała nad moją wypowiedzią. Po dłuższej chwili czekania postanowiłem zając moje stary miejsce pod kominem i wypalić pozostałą połowę papierosa.
- Shikamaru – wywołał moje imię i odwróciła się sprawiając, że nasze twarze spotkały się pierwszy raz podczas całej tej sceny na dachu. – Dziękuje – powiedział i zaczęła znowu nad czymś rozmyślać. – Mogę tu z tobą zostać?
- Jeśli mam być szczery to wolałbym, żebyś wyspała się na jutrzejszą wartę…
- Proszę – powiedział poważnie. Spojrzałem jej prosto w oczy i powiedziałem:
- Możesz na mnie liczyć – po mojej wypowiedzi posłałem jej uśmiech. Dziewczyna podeszła do mnie i usiadła mi miedzy nogami opierając się o mój tułów.
- Zawsze mogę na ciebie liczyć – powiedział wpatrując się w gwiazdy, ale po chwili zaczęła energicznie wdychać powietrzę jakby poczuła coś dziwnego. Nie wiedziałem o co może jej chodzić, bo ja nic nie czułem. – Mógłbyś wywalić tego papierosa? – spytała, a ja w odpowiedzi ciężko westchnąłem, zaciągnąłem się mocno i wyrzuciłem niedopałkę gdzieś na bok po czym splotłem swoje ręce na jej brzuchu. – Shikamaru – zaczęła kolejną wypowiedz. – Naprawdę można na ciebie liczyć – poczułem napływającą na mnie falę dumy oraz szczęścia i zacząłem rozmyślać, że nasza współpraca nie musi być znowu taka zła.
- O czym myślisz? – spytałem, widać jej zamyślony wyraz twarzy.
- O tobie – odpowiedziała szybko i zdecydowanie.
- O mnie? – byłem lekko zdziwiony.
- Tak, o tobie – powiedziała lekko podirytowana. Po czym dodała z wyrzutem. – Jesteś taki mądry, a jednak nie potrafisz zrozumieć prostego zdania.
- Aaa… - zacząłem się po raz kolejny zastanawiać czy moja wypowiedz będzie na miejscu. - …o czym dokładnie?
- Wracam myślami do tamtej nocy, kiedy przyszłam do wioski, a ty cały czas pod osłoną maski ANBU natrafiałeś na mnie, pamiętasz tę noc? – Mruknąłem twierdząco. Zapamiętam tę noc na bardzo długo. W końcu to ona była pewnego rodzaju rewolucją w moim życiu. – Uratowałeś mnie wtedy przed tymi rzezimieszkami. Oczywiście dałabym sobie rade sama…
- Na pewno – rzuciłem.
- Nie wierzysz mi? – zapytał unosząc lekko brew.
- Nie, nie, proszę, kontynuuj swoją historię.
- W każdym razie, za każdym razem gdy się spotykaliśmy byłeś: pociągający, interesujący, miły, zachowywałeś się jak prawdziwy gentelman – przerwała swoją wypowiedz.
- I co w związku z tym? – nie miałem pojęcia do czego pija blondynka.
- Zastanawiam się czy… – nie była pewna czy ma mówić dalej więc ponagliłem ją gestem dłoni. – Czy zachowujesz się tak względem każdej kobiety?
- Każdej – powiedziałem spokojnie.
- A co ze mną. Ja też jestem kobietą. – nadąsała się z lekka.
- Masz racje, ale ja traktuję cię inaczej niż inne kobiety z jednego powodu.
- Jakie jest ten magiczny powód? – zapytał zniecierpliwiona.
- Ponieważ jesteś wyjątkowa. Wyjątkowych kobiet nie można traktować jak pozostałych. – powiedziałem bez zastanowienia.
Po mojej wypowiedzi spędziliśmy parę minut w ciszy, a ja myślałem na temat czy powinienem poruszyć pewien mój osobisty temat. Nie byłem pewny czy chcę z nią o tym rozmawiać, ale skoro ona wyjawiła mi dzisiaj tyle tajemnic to może ja też powinienem?
- Wiesz co? Ja też mam pewne wspomnienia związane z pełnią księżyca – czekałem na jakąś reakcję od dziewczyny, ale ta nie zareagowała na moje słowa – Temari? – Cisza. Cały czas milczała, a po chwili dobiegło mnie jej ciche westchnięcie. – Mówiłaś, że w takie noce raczej rzadko zdarza ci się spać, co Temari? – wyszeptałem już bardziej do siebie niż do mojej śpiącej towarzyszki.

Obudziłam się w moim tymczasowym łóżku i…zaczęłam się zastanawiać jak to możliwe, że w nim leże. Rozpoczęłam poszukiwania w mojej głowie co się wczoraj działo. Pamiętałem, że: byłam na dachu podczas pełni, rozmawiałam z Shikamaru, potem z nim siedziałam, a później…musiałam zasnąć, ale na pewno, gdy zasypiałam to byłam na dachu więc wychodzi na to, że…brunet przetransportował mnie do pokoju. Na myśl o tym zrobiło mi się dziwnie miło. Wstałam z łózka i spojrzałam na zegarek i całe moje uczucie przyjemności zastąpiła wściekłość skierowana prosto w bruneta. Zegarek wskazywał na prawie 9 godzinę! Powinnam być od 3 godziny na warcie, ale ten głupi Shikamaru nie obudził mnie, a zegarek nie zadzwonił o wyznaczonej godzinie. Chociaż zaraz…on powinien zadzwonić! Spojrzałam na jego tył i zobaczyłem, że mały prztyczek pod napisem „alarm” był po stronie „off”. Byłam wściekła ten tępy Leń wyłączył mi budzik. Ubrałam się szybko i skierowałam swoje kroki w stronę dachu, na którym miałam nadzieję znaleźć bruneta. Nie pomyliłam się, siedział pod kominem i miał już na sobie swoją kamizelkę, którą pożyczył mi ubiegłej nocy. Podeszłam i nachyliłam się nad nim opierając ręce na biodrach
- Dlaczego wyłączyłeś mój budzik?! – spytałam wściekła.
- Dzień dobry – rzucił obojętnie.
- To nie jest odpowiedz na moje pytanie! – wrzasnęłam.
- Ale jest to odpowiedz na twoje niedoszłe „cześć” od którego powinnaś zacząć – co za prostak! Nie mogłam go znieść, a właściwie to nie mogłam znieść, że kiedy się sprzeczamy to ja jestem zdenerwowana, a on jak gdyby nigdy nic ignoruje moje wrzaski i jest opanowany.
- Dobra – westchnęłam – Cześć.
- Dzień dobry Temari. Jak się spało?
- O tym właśnie chciałam porozmawiać. Dlaczego wyłączyłeś mój budzik?! – powtórzyłam swoje poprzednie pytanie.
- Stwierdziłem, że przyda ci się odpoczynek – powiedział z uśmiechem.
- Nie potrzebuję łaski ze strony żadnego mężczyzny, a już na pewno od ciebie!
- Ja ucieszyłbym się gdyby ktoś zrobiłby dla mnie coś takiego – przy tym zdaniu zrobił lekko zamyślony wyraz twarzy.
- To dlatego, że jesteś leniem! – W odpowiedzi brunet ciężko westchnął i wymamrotał:
- I cała atmosfer poszła się…
- Chcesz coś dodać? – spytałam podirytowana.
- Nie – odparł zrezygnowany. Trwaliśmy tak w ciszy która został przerwana przez Shinji’iego, który wbiegł zasapany na dach, a kiedy znalazła się między naszą dwójką z jego ust zaczął wylatywać potok słów:
- Przygotowują się do ataku jest ich dużo, naprawdę dużo! Zbliżają się! Zaraz tu będę! – ja i Nara wzdrygnęliśmy się lekko na tę informację.
- Shinji, spokojnie i powoli – rozkazał Shikamaru.
- Dobrze – odsapnął pies – Kiedy patrolowałem teren to wyczułem jakiś obcy zapach i zacząłem za nim podążać. W pewnym momencie zacząłem czuć coraz więcej innych osób i za chwili moim oczom ukazał się wielki obóz jakichś bandytów. Usłyszałem, że przygotowują się do ataku w celu odebrania katany. Po tych słowach chciałem się szybko stamtąd ulotnić i was poinformować, ale w trakcie odwrotu nadepnąłem na gałąź i zorientowali się że tam byłem postanowiłem wiec nie zważać na nich i popędziłem do was – zakończyłem swoją historie.
- Ale skąd jest pewne, że idą akurat do nas? – spytałam, bo przecież może chcą odebrać jakiś inny miecz. W końcu dużo jest wartościowych broni. Nie mogliśmy mieć pewności, że idą do nas
- Kiedy zobaczyli moją opaskę to ktoś krzyknął, że muszę być psem tych ochroniarzy z Konohy – powiedział dumnie Shinji, a ja spojrzałam na jego zwisającą z szyi opaskę wioski.
- Nawet jeśli to skąd wiadomo, że zaraz zaatakują? – zadałam kolejne pytanie.         
- Żeby wykorzystać swoją przewagę płynącą, z krótkiego czasu jak został nam na obmyślenie jakiegokolwiek planu działania – rzucił Shikamaru i zeskoczył z dachu. – A przynajmniej ja zrobiłbym tak będąc na ich miejscu. – powiedział już z dołu budynku.
Poszłam w ślady Shikamaru i zeskoczyłam z dachu. Dogoniłam go, zrównując swoje kroki z Leniem Konohy. Idąc w tym samym tępię zaczęłam zastanawiać się co brunet ma zamiar zrobić:
- Co robimy? – zapytałam niby to obojętnym tonem.
- Robimy? – odbił piłeczkę w moją stronę.
- No tak. Ja i ty tworzymy zespół. Coś ci nie pasuję? – zapytałam lekko podirytowana, bo po co była ta cała gra?
- Nie, nic. Po prostu nie sądziłem, że będziesz chciała mnie słuchać – powiedział z zadziornym uśmiechem. Byliśmy już przy drzwiach domu, chłopak puścił mnie pierwszą, a ja niechętnie skorzystałam z tego przywileju. Potem brunet skierował się do kuchni i dał mi znak ręką, abym podążała za nim. W kuchni zastaliśmy Mitsu i Fumi piekące ciastka. Shikamaru odchrząknął lekko co sprawiło, że odwróciły swoją uwagę od ciastek, a skupił ją na chłopaku, który stał na środku pokoju i chyba nie wiedział jak zacząć swoją wypowiedz. Po chwili ciszy zaczął mówić oficjalnym tonem:
- Spodziewamy się niedługo ataku na dom – w oczach obu dam pojawił się strach. – Chciałbym teraz przedstawić wam cały plan naszego działania – przeleciał wzrokiem po skupionych twarz wszystkich kobiet w pomieszczeniu włączając w to również mnie. – Ja będę patrolował dzielnice, Temari będzie stała na straży w domu, a wy macie z niego nie wychodzić – zwrócił się do Mitsu i Fumi. – Fumi, proszę nie odstępuj córki na krok. Jeśli atak nastąpi to ukryjcie się, ale nie w piwnicy musicie znajdować się jak najdalej od miecza. Jeśli zaatakują to mój pies poinformuje was, że czas się schować, a ciebie – wskazał na mnie. – Abyś przyszła mi pomóc – w odpowiedzi, że zrozumiałam posłałam mu ciepły uśmiech. – Zrozumiałyście cały plan? Nie jest on zbyt trudny… - wszyscy przytaknęli głową. – To dobrze ja jeszcze zrobię dwie rzeczy i zacznę patrolować teren.
Wszedł na górę i po chwili zszedł ubrany w: czarne, standardowe buty shinobi, długie spodnie o tym samym kolorze podwinięte trochę przy kostkach, na których miał zawiązane bandaże na jego prawym udzie spoczywała kabura na kunai’e, a na lewym chusta Asumy. Na torsie miał czarną podkoszulek na ramiączka, która okrywała też dużą cześć jego karku. Na to założył podstawową zbroje ANBU tylko, że jego miała kolor zieleni jak kamizelki Konohy. Było widać jego tatuaż ANBU na ramieniu. Na rękach miał on założone czarne rękawice kończące się dopiero kawałek przed łokciami. Jego śródręcza były osłaniane przez małe metalowe blaszki. Miał on jeszcze ubrane metalowe karwasze, z pozoru normalne, ale na lewy ochraniaczu miał on wyryty znak liścia na metalowej posadzce. Zza jego prawego barku widać było czarno, czerwony rękojeść katany, a na pasku kaburę na ekwipunek ninji.(dop. autora Mniej więcej tak wygląda strój Shikamaru [Klik] i w następnych rozdziałach będzie jego „podstawowym” strojem)
- Troszkę się wystroiłeś na tą walkę – zwróciłam mu uwagę.
- W takim stroi, wygodniej się walczy – rzucił luźno i wyszedł przed dom, gdzie stał jego pies Shinji. Poszłam za nim, ale zatrzymałam się zaraz w drzwiach. – Podłożyłeś to o co cię prosiłem? – zapytał na co pies przytaknął. – Dobrze – powiedział i wykonał serię pieczęci po czym uderzył ręką o ziemię. Czekałam na jakieś: BUM! Albo coś, ale nic się nie wydarzyło.
- Co to za technika? – spytałam zniecierpliwiona.
- Zobaczysz podczas walki – odpowiedział. – A teraz… - wziął głęboki wdech i odwrócił swoją twarz tak, że nasze oczy się spotkały. Posłał mi ciepły uśmiech i powiedział. – Jedyne co możemy zrobić to czekać i być gotowi na walkę.
- Przeciwko naszemu zespołowi nie mają szans – odwzajemnił mu jego wcześniejszy uśmiech. – Na pewno wygramy.

- Wygramy – powtórzył po mnie. – Zajmijmy pozycję – powiedział i ruszył w jedną stronę, a pies w drugą. Mi zostało czekać na rozwinięcie akcji i pilnowanie: domu, jego dwóch mieszkanek oraz tej całej drogocennej katany.