poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział XIII

Szedłem wydeptaną drogą w kierunku wejścia. Czułem zewnętrzny spokój prawdopodobnie wywołany przez otaczający mnie piękny, zielony i żywy las. Mojego poczucia spokoju nie zachwiało nawet ostrzeżenie Temari. Nie wiem czym dziewczyna tak bardzo się przejmowała, byłem przekonany, że bywałem w gorszych miejscach niż to, które miałem zaraz odwiedzić. Zacząłem się zastanawiać czy ta sytuacji z Jōnin'em sprzed paru laty rzeczywiście była tak straszna. A może ten chłopak znaczył coś więcej dla Temari? Ech...o czym ja myślałem? Tak jakby mnie to w ogóle interesowała. Jej historia jej sprawa. To nie było w moim stylu, żeby mieszać się cokolwiek. Ba, ja nawet we własne sprawy się nie mieszałem.
Dochodziłem już do celu, przede mną ujrzałem wielkie wejście do jaskini. Wszedłem do środka i ruszyłem przed siebie. Z każdym krokiem robiło się coraz ciemniej, a przede mną nie było widać nic co wskazywałoby, że już jestem u celu. Ciemność zaczęła mnie denerwować. Obejrzałem się, żeby zobaczyć jak daleko od wejścia byłem. Niestety jedyne co ujrzałem to rozciągająca się ciemność. Poczułem czyjąś wielką łapę na swoim ramieniu. Obróciłem powoli głowę i zobaczyłem i zobaczyłem twarz właściciela dłoni. Była kwadratowa i gruba, a wzdłuż policzka rozciągała się wielka szrama. Jego oczy nie ujawniały zbyt wielkiego ilorazu inteligencji. Mierzył się ze mną przez chwilę spojrzeniem, po czym zadał pytanie:
- Po coś tu przylazł? - Jego głos był jak i jego oczy, czyli niezbyt inteligentny.
- Wpuścisz mnie czy mam tam wejść siła? - Wyrecytowałem hasło.
- Przebijaj się siłą, albo spierdalaj stąd kurduplu – przez moją myśl przeszło myśl, że Megumi mnie oszukała. Patrzyłem zacięcie na o głowę wyższego goryla.
- Przepuść go kretynie – usłyszałem twardy głos zza pleców goryla. - Niech nie zrazi się pan moim młodszym, głupim bratem – z cieni wyłonił się jeszcze większy goryl, ale jednym różnił się od mniejszego. Mianowicie ten większy nie miał blizny i było na pewno mądrzejszy. - Życzymy wyjścia o własnych siłach – zażartował i wskazał mi ręką kierunek, w którym powinienem się iść.
Spojrzałem z pogardą na niższego goryla i ceremonialnie strzepnąłem jego dłoń z mojego ramienia. Kiedy już ich minąłem to usłyszałem z tyłu jak większy pouczał mniejszego, że tych co znają hasło należy przepuszczać, bo im więcej ludzi w środku tym większe dochody, a więc może i jakaś premia by im się trafiła. Po przejściu kawałku, zobaczyłem wielkie drewniane drzwi z mocarną, żelazną klamką. Pchnąłem drzwi przed siebie i do moich nozdrzy od razu dotarła woń: tytoniu, chmielu i potu. Pierwsza z nich zmusiła mnie do sięgnięcia po papierosa. Rozejrzałem się po całym pomieszczeniu. Znajdowałem się w wielkiej jaskini, w której roiło się od najróżniejszych ludzi: napakowanych, tępych mięśniaków, szczupłych, niskich, cwaniaków, którzy wcisnęliby ci własny portfel, a ty byś jeszcze za to zapłacił. Można było dostrzec jeszcze kilka kobiet, przy których lepiej było nie zasypiać, bo mogło się nie obudzić, albo można było się obudzić, ale bez grosza przy duszy. Po środku jaskini była wielka metalowa klatka zawieszona nad ringiem, o którym mówiła Temari. Wokół owej klatki panował największy zgiełk. Przy ścianach było wiele stoisk zaopatrzonych w miejsce, gdzie można usiąść, postawić coś do picia i pooglądać skąpo ubrane panie. W pewnym miejscu w ścianie było wejście wokół, którego było masa różowego materiału, a nad nim świeciła czerwona lampka. Domyślałem się co może się tam dziać. Zacząłem myśleć na temat jakby tu zdobyć informacje na temat Shōty. Zobaczyłem wielki bar w pewnym zaułku i postanowiłem się do niego udać. Podszedłem do kelnera o ile można było tak nazwać faceta w brudnej koszulce i z upapranymi dłońmi. Poprosiłem o szklankę wody i zacząłem poszukiwać mojej okazji. W trakcie poszukiwań dostrzegłem moją partnerkę, która właśnie powaliła jakiegoś kolesia, który chwilę wcześniej klepnął ją w tyłek. Po całej akcji odgarnęła dmuchnięciem lok włosów spadający na jej czoło. Dostrzegłem jeden stolik, przy którym zebrała się mała grupka ludzi. Postanowiłem spróbować szczęścia i tam się czegoś dowiedzieć. Podszedłem do stolika i zobaczyłem dwóch silnych mężczyzn, siłujących się na rękę. Ludzie wokół dopingowali, krzyczeli jeden przez drugiego. W kącie obok nich stał niski facet ze szczurzą twarzą, przeliczając pieniądze. Wyglądał jak większość cwaniaków w tym miejscu.
- Spróbowałeś szczęścia? - Zacząłem rozmowę. A facet tylko wyjrzał zza pieniędzy i po chwili schował swoje oczy z powrotem za zielony papier. Wiedziałem jak trzeba gadać z takim rodzajem ludzi. - Chciałbyś zarobić więcej? - Jego oczy zabłysnęły.
- W jaki sposób? - Zadał istotne pytanie.
- Postaw na mnie w siłowaniu się na rękę, wygrywam, dostajesz pieniądze i tyle – wyliczyłem mu.
- Skąd pewność, że wygrasz? Jeśli przegrasz to ja zostanę ze stratą.
- Jeśli przegram to oddam ci postawione przez ciebie pieniądze, zgoda? - Wystawiłem rękę przed siebie.
- Nie wiem czy jestem szalony czy może po prostu mam przeczucie, ale niech będzie - uścisnął mi dłoń. - Ale co chcesz w zamian?
- Kilka informacji – odpowiedziałem, krótko.
Przepchnąłem się przez tłum i usiadłem na miejscu, które chwile wcześniej było zajęte przez pokonanego. Z szmerów wokół mnie dowiedziałem się, że mój przeciwnik ma jakąś super, wysoką serię i jest liderem tego stołu od dość dawna, poza tym usłyszałem jak wszyscy nie dają mi żadnych szans na wygraną. Z poszczególnych głosów wyłowiłem jak Szczurek stawia na mnie dwie stówy. Spojrzałem na mojego oponenta, który w sumie nie zwracał na mnie uwagi. Rozruszałem trochę rękę w barku i położyłem ją na stole. Przeciwnik tylko uśmiechnął się zadziornie i po chwili złapał moją dłonią. Nasza konfrontacja miała się za moment zacząć. Do stołu podszedł, ktoś kogo można była nazwać sędzią. Położył swoją dłoń na naszych i ustawił je w odpowiedniej pozycji. Spojrzał kolejno na mnie i na przeciwnika. Oboje skinieniem głowy daliśmy mu znak, że jesteśmy gotowi. Krzyknął „start” w momencie puszczenie naszych dłoni. Napiąłem mięśnie i starałem się przechylić jego dłoń w kierunku stołu. Niestety nic to nie dawało i mój konkurent robił to co ja z o wiele większym sukcesem. Moja dłoń była już w połowie drogi. Na twarzy poczułem, pojawiające się małe kropelki potu, ręka zrobiła się mokra, mięsień u prawej dłoni zaczął pulsować jak szalony, spiąłem go jeszcze bardziej i zacząłem napierać na rękę mojego przeciwnika. Nasze dłonie zmieniły kierunek ruchu, wróciły do swojej początkowej pozycji i rozpoczęły podróż w dół stołu. Dłoń przeciwnika runęła na ziemie. Wokół stołu zapanowała cisza, oponent patrzył po wszystkich twarzach z zszokowaniem i oczekującym odpowiedzi spojrzeniem. Cisza została przerwana, przez Szczurka wykrzykującego, że wygrał całą pulę pieniędzy, ponieważ był jedynym, który na mnie postawił. To nie było najmądrzejsze posunięcie z jego strony. Tłum wokół stołu spojrzał się na niego z zawiścią. Zobaczyłem jak jedna osoba z grupki sięga po coś do kieszeni. Doskoczyłem do Szczurka i z uśmiechem na twarzy powiedziałem:
- Świetnie! Postawisz mi piwo.
Objąłem go ramieniem za kark i udałem się w kierunku baru, obserwując przy tym jak facet chowa do kieszenie to co przed chwilą wyjął. Odetchnąłem z ulgą. Razem ze Szczurkiem usiadłem przy barze i spojrzałem prosto w jego oczy.
- Więc teraz twoja pora, abyś wywiązał się ze swojej części umowy.
- Co chcesz wiedzieć?
- Chciałbym dowiedzieć się czegoś o facecie imieniu Shōta.
- Po co ci takie informacje? - Spytał poważnym tonem, takim o którego bym go nie podejrzewał.
- Miałem znajomą, która u niego pracowała. Słyszałem, że bardzo dobrze płaci i ma dużo pracy. Dostałem informacje, żebym szukał go tutaj poszukał. Jestem po prostu zainteresowany nowym pracodawcą.
- Jeśli tak to nie ma problemu – powiedział z obrzydliwym uśmiechem. - On jest tutaj szefem. Cały Krąg należy do niego, ale niestety nie wiem jak możesz się z nim skontaktować – zamyślił się. - Ale znam kogoś kto wie.
- Kto to jest?
- Pewien facet, które kiedyś u niego pracował, ale niestety, kasa uderzyła mu do głowy. Popadł w nałogi i Shōta przestał z nim współpracować.
- Gdzie on jest? - Szczurek wskazał palcem na nieprzytomnego faceta, który leżał pod stanowiskiem na którym tańczyła ładna blondynka. Wszyscy go nie widzieli, przechodzili obok niego z obojętnym spojrzeniem. - Wygrałeś dzięki mnie dużą sumę pieniędzy. Mogę mieć do ciebie jeszcze jedną prośbę? Będziemy wtedy kwita – Szczurek zamyślił się, podrapał po głowię i odpowiedział.
- No dobra, ale oby to był coś niedużego.
- To nie jest duże. Postaw mi butelkę sake i daj stówkę – Szczurek, chrząknął coś pod nosem i syknąłem do barmana, żeby ten podał mu butelkę sake. Po wręczeniu trunku przez barman, Szczurek ze sztucznym uśmiechem, który był jeszcze bardziej obrzydliwy od jego naturalnego, podał mi butelkę i pieniądze, po czym podniósł kapelusik, który nosił i odszedł w swoim kierunku. Wziąłem butelkę i udałem się do stanowiska. Położyłem butelkę na stole i poszedłem do pijaka. Starałem się ocucić go lekkimi uderzeniami po twarzy, ale nic to nie dawało.
- Może zainteresowałbyś czymś ładniejszym od tego wraka – do moich uszu doszedł miękki głos. Uniosłem głowę i zobaczyłem wcześniej widzianą przez ze mnie blondynkę. Siedziała za podeście, na którym znajdowała się rura do tańca. - Jeśli chcesz to ja z chęcią zostanę twoim obiektem zainteresowań – jedną ręką przejechał mi delikatnie po żuchwie, a drugą złapała za moją dłoń i położyła na swoim udzie.
- Przykro mi ślicznotko – wyrwałem się z jej rąk. - Ale aktualnie sto procent mojej uwagi poświęcam temu typowi. - Złapałem go za fraki i rzuciłem na kanapę znajdując się za nami.
- Obudź się w końcu pijaku! - Warknąłem i zdzieliłem go porządnie przez twarz.
Otworzył leniwie nieobecne oczy. Zaczął się rozglądać po pomieszczeniu, mówiąc coś niewyraźnie pod nosem, prawdopodobnie układał w głowie scenariusz jak tu się znalazł i co robił ostatnio, a raczej co pamięta z tego co robił. Pomyślałem, że należałoby podziękować Temari. Nie spodziewałem się, że jej okrutne technika działają w taką precyzją.
- Ej ty, tak do ciebie mówię – zacząłem pstrykać mu palcami przed twarzą.
- Kochaam Cię, rozumiezszzz to? - Stanąłem jak wryty po wyznaniu pijaka. - Mikuś, złotko, kochhhhanie, Koszam Cię – Padł do stóp blondynce, siedzącej na podeście i machającej nogami.
- Ogarnij się Masaru – powiedziała blondynka. - Zrozum, że jeśli nie dasz pieniędzy to nie zatańczę.
- Tu chosii o miłość, a njeee o tanice.
- Hej! - Warknąłem po raz drugi, widocznie na tego gościa nie działało nic więcej. - Po pierwsze, Mika daj nam pięć minut.
- Nieee! Koszanie, nie odchodź! - Masaru zaczął za nią wrzeszczeć.
- Zamknij się w końcu! - Krzyknąłem, a ten po raz kolejny się uciszył. - Masaru najpierw daj mi coś ci powiedzieć, a potem zrobisz co uważasz.
- Hola, hola koleho, ja nie gadam z niezna...nieznaa...nieznachowymi ludźmi – nalałem do kieliszka sake i przysunąłem mu pod nos. - Przychacielu! O czym chcesz rozhmawiać?
- O Shōcie.
- O tym patafffjanie?! O tym kutazie?! O nim chcesz hadać?!
- Jeśli ze mną porozmawiasz to załatwię ci taniec Miki, więc jak?
- A sake?
- Jest twoje – westchnąłem.
- Co chcesz wiedzieć przychacielu?
- Widzisz, szukam pracy i chciałabym jakoś zwrócić na siebie uwagę, tak żeby mnie zauważył.
- Arena!
- Cicho Masaru. Jaka arena?
- Zachsze ogląda walki na arenie. Jezli dasz pokas to mosze się do ciebje zwróci.
- Dzięki. Miłej zabawy – wstałem z kanapy i podszedłem do Miki, która stałą kawałek od stanowiska. - Masz tu stówkę i daj jakiś ładny pokaz mojemu koledze.
- Naprawdę za niego płacisz? - Spytała z zezłoszczeniem i zrezygnowaniem. - Wiesz dla ciebie zatańczyłabym nawet za darmo, a potem może jeszcze coś bym zrobiła – wyszeptała mi do ucha.
- Płacę za Masure, ale dziękuję za propozycję i...nie miej mi tego za złe.
- Taką mam pracę – westchnęła i odeszła.
Świetnie musiałem wejść na arenę, ale Temari mi tego zabraniała. Nie wiedziałem co zrobić, miałem przeczucie, że blondynka będzie miała mi za złe jeśli tam pójdę, a z drugiej strony jeśli postanowiłbym, żeby ją o tym poinformować to ta będzie mnie przed tym broniła. Problem w tym, że raczej nie miałem innej możliwości niż wejść na arenę. Przemieszczałem się pomiędzy ludźmi poszukując smukłej sylwetki Temari. Po chwili dostrzegłem ją jak wychodziła z pomieszczenia, nad którym była czerwona lampka, ale co ona tam robiła? Przecież to pomieszczenie było do...nie ważne, pewnie zbierała informację.
- Witaj, czy spędzi pani ze mną trochę czasu? - zapytałem podchodząc do niej.
- Wydajesz się być jedyną normalną osobą w tym towarzystwie, więc...czemu nie – podeszliśmy do baru i usiedliśmy przy nim. - O czym chciałbyś porozmawiać?
- Temari – spojrzałem jej głęboko w oczy. - Muszę wejść na arenę.
- Ale Shikamaru, tam jest zbyt niebezpiecznie – powiedziała z przerażeniem w oczach. - Mówiła ci przecież, że tam zginął mój przyjaciel.
- Po prostu muszę, dowiedziałem się, że Shōta lubi sobie pooglądać walki.
- A co jak coś ci się stanie? - Cały czas trzymała się swojego.
- To wtedy cała nadzieja na zakończenie misji sukcesem należy do ciebie – szepnąłem i odszedłem.
Teraz musiałem zorientować się jak wziąć udział w walkach. Podszedłem do ringu i zauważyłem niskiego i łysego faceta w czarnej koszulce polo. Pomyślałem, że jest to swojego rodzaju sędzia. Podszedłem do niego i rozpocząłem rozmowę.
- Chciałbym wziąć udział w walkach – walnąłem prosto z mostu.
- Walki zaraz się zaczynają, więc szybko do szatni i wbijaj się na ring – powiedział beznamiętnie.
- A jakieś zasady? - Spytałem.
- Widzę, że nowy – zaśmiał się. - Zakaz kopania w kroczę i wydłubywania oczu, poza tym rób co chcesz. Wygrywasz jeśli przeciwnik: nie będzie zdolny do walki, albo się podda, lub w najgorszym przypadku umrze, ale to ostatnie raczej rzadko się zdarza. Wygrany zostaję tak długo, aż zostanie pokonany.
- Rozumiem – pokiwałem głową. - A więc gdzie jest szatnia – facet wskazał mi palcem jedne z drzwi.
Udałem się w tamtym kierunku, zaraz po otworzeniu drzwi do moich nozdrzy dotarł nieprzyjemny zapach potu. Wszedłem do szarej szatni, na końcu pomieszczenia dostrzegłem prysznice. W szatni znajdowała się parę osób. Popatrzyłem po szafkach, większość z nich była zepsuta. Na szczęście udało mi się znaleźć jedną działającą. Usiadłem przy niej i zacząłem się przygotowywać. Otworzyłem szafkę i zobaczyłem w niej bandaże i mały nożyk. Postanowiłem później zrobić z tych rzeczy mały użytek. Schowałem buty do szafki i zdjąłem moje długi, czarne spodnie, po czym wziąłem nożyk i zrobił z nich spodenki długie do kolan. Zdjąłem koszulkę i owinąłem bandażem całą lewą rękę, ponieważ chciałem, aby mój tatuaż ANBU został niezobaczony. Oprócz tego, owinąłem jeszcze bandażem stopy trochę powyżej kostek. Byłem już gotowy. Wyszedłem z szatni i podszedłem do tego samego faceta co wcześniej.
- Jesteś gotowy? - zapytał, a ja skinieniem głowy dałem mu pozytywną odpowiedź. Wziął mnie za ramie i wprowadził na ring. - Panie i panowie! Mamy pierwszego zawodnika! Kto jako pierwszy i może od razu ostatni rzuci rękawicę tamu młodemu mężczyźnie?! - Krzyczał do tłumu wokół areny. - Czy znajdzie się jaki śmiałek?!
- Ja mu skopie tyłek – na ring wszedł jakiś dobrze zbudowany wysoki facet.

- Mamy śmiałka! Rozejść się do narożników i...start! - Sędzia machnął ręką.

Od Autora: Witam i...przepraszam, od ostatniego rozdziału minęło trochę (trochę dużo) czasu, ale dopiero w te święta znalazłem czas (po pewnym komentarzu), żeby wziąć się w garść i coś tam napisać. Mam nadzieję, że rozdział się podobał i nie zapomnicie o tej historii do mojego następnego wpisu.