poniedziałek, 5 maja 2014

Rozdział IV

To było dziwne…chwile temu, gdy czułam jego dotyk to mimo, że poprosiłam, żeby ze mnie zszedł to odczuwałam zadowolenie z faktu, że na mnie leżał. Nie wiem czym było to spowodowane, ale to naprawdę jest dziwne. Dlaczego nagle ten znielubiony przeze mnie dawno temu Shikamaru teraz wywoływał u mnie takie uczucia? Niestety nie wiem i potrzebuję trochę czasu, żeby się tego dowiedzieć, a no i dlaczego tak bardzo chciał tą misję? Może jego pamiętnik mi w tym pomoże? Przeczytałam jeszcze parę wpisów od ostatniego razu, ale nie znalazłam w nich nic interesującego. Wyciągnęłam rękę i z pod poduszki wyciągnąłem zieloną książeczkę.
Drogi Pamiętniku! Trochę czasu tu nie zaglądałem, co? Po prostu nie miałem ostatnio potrzeby i chęci, żeby robić jakieś wpisy, ale teraz coś zaczęło mnie gryźć, a właściwie to nie coś, tylko zachowanie mojego ojca, ale zacznę może od początku. Niedawno odbył się egzamin na chunina, w którym brałem udział. O egzaminie mogę powiedzieć tyle, że doszedłem do finałowej rundy i mierzyłem się tam z pewną blondynką, której dałem wygrać mimo swojej pewnej wygranej, ale chodzi o to co stało się podczas tego egzaminu, a dokładnie zjednoczone siły Piasku u Dźwięku zaatakowały naszą wioskę wprowadzając w nią wiele zniszczenie i odbierając życie wielu niewinnym mieszkańców i przede wszystkim naszemu Hokage. Po ataku mój ojciec chodził cały czas jak struty. Kiedy leżałem sobie wygodnie na kanapie, a on krążył wokół niej jak opętany. Tupiąc przy tym strasznie głośno i osobiście dla mnie denerwująco.
- Od paru dniu jesteś poddenerwowany. O co chodzi? – zapytałem z nadzieją, że może jak się wyżali to przestanie zachowywać się w taki irytujący sposób.
- Przez ten cholerny atak straciliśmy masę ludzi! – warknął i przykucnął zaraz obok kanapy – Już prawie byliśmy pierwsi, a teraz? Bez ludzi staniemy się ostatnim szanowanym klanem w wiosce – szeptał.
Ten jego chory system wartości…Trzy pierwsze miejsca zajmował nasz klan, a dopiero niżej zaczynały się inne potrzeby jak na przykład: spożywanie pokarmu. Cały czas tylko ten klan, klan i klan jakby tylko to istniało. Przyznaje miałem tego już trochę dosyć. Owszem czułem przywiązanie do klanu i cieszyłem się kiedy byliśmy blisko szczytu, ale nie było dla mnie to aż tak ważne jak dla mojego ojca. Chciałbym jeszcze coś napisać, ale muszę coś załatwić i nie mam teraz czasu. Napiszę tutaj coś jeszcze. Narka.
I nic…Już tak długo przegrzebywałam się w tej książce. Znalazłam tyle informacji na temat Nary, a jednak wciąż nie wiedziałam czemu? Czemu poszukiwał całej tej siły. Jakie one ma cele? Co nim kieruję? Ten pamiętnik mi na razie nie pomógł. On mi nie odpowie, jeśli spytam się go wprost. Sakura nie będzie wiedziała, a Sasuke pewnie nawet nie ma co się pytać. Jedyne co mi zostało to skończyć tą książkę, które aktualnie było jedynym źródłem informacji na temat bruneta, ale niestety zaczęłam już odczuwać zmęczenie i nie wiem nawet kiedy, a zasnęłam.

***
Świetnie, misja! Ledwo co zostałem skazany na Temari i od razu dostajemy jakąś misję. I mam przeczucie, że na pewno nie będzie to jakieś krótkie zadanie. Co prawda wczoraj zacząłem już lekko na pozytywny sposób przyjmować do wiadomości, że będziemy musieli spędzać ze sobą dużo czasu, ale dzisiaj kiedy musiałem czekać, aż Królowa wyjdzie łaskawie z łazienki i da mi z niej skorzystać. Oczywiście nie zostawiając przy tym nawet grama ciepłej wody to hmm…można powiedzieć, że nasze relację wróciły do starego stanu.
- Celem waszej misji jest ochronna pewnego cennego – Tsunade zaczęła zbierać myśli - artefaktu, które należą do jednej z rodzin żyjącej gdzieś na granicy kraju wiatru. Dokładniejsze informacje macie w kopercie.
- Hai! – powiedziałem z niezadowoloną miną.
Poruszaliśmy się niezwykle szybko po drzewach, ponieważ jednym z wielu minusów tej misji było to że musieliśmy się znaleźć jak najszybciej na miejscu zleceni, gdyż z całego opisu misji wynika, że te tajemniczy artefakt cały czas jest narażony na kradzież. Właściwie to ciekawiło mnie co było tym cennym przedmiotem, bo ani Tsunade, ani dokumenty dotyczące misji nie były w stanie odpowiedzieć mi na to pytanie.
- Nie ociągaj się! – krzyknęła Temari. Naprawdę, oby ta misja skończyła się przed upływem mojej cierpliwości do blondynki. – No weź! Chyba nie przegrasz z dziewczyną! – krzyknęła znowu, odwróciła się i wytknęła mi język.
- Jesteś dziecinna! – odpowiedziałem na jej zaczepki.
- I szybsza – powiedziała, zwiększając dzielącą nas odległość. – Pierwszy przy domu zwycięża.
Jak powiedziała Temari: „Nie przegram z dziewczyna.” Przyśpieszyłem, przeskakiwałem z gałęzi na gałąź z niebywałą zwinnością i szybkością. Po chwili czasu byłem już na równi z blondynką, która starał się cały czas utrzymać mi aktualnego kroku. Przyznaję, że dziewczyna była zażarta, bo nie odstępowała nawet na chwilę. W oka mgnieniu krajobraz zmienił się i ścigaliśmy się ze sobą przemierzając małe jeziorko. Byłem już w stanie dostrzec niewyraźny i mały domek. Dziewczyna chyba dostrzegła to samo co ja ponieważ zaczęła starać się biec jeszcze szybciej, ale bez większych skutków. Wyciągnęła wachlarz i zamachnęła się nim mocno w moją stronę.
- Kamaitachi no Jutsu!
Nie spodziewałbym się aby wygrana była dla niej tak ważna, żeby posunąć się do walki. Wielki fala wiatru zmierzała w moim kierunku. Wiedziałem, że muszę tego uniknąć i przy okazji cały czas zmierzać do celu. Skoncentrowałem chakre w stopach i wybiłem się mocno do przodu. W ostatniej sekundzie udało mi się uniknąć wiatru. Skoro Temari tak chciała się bawić to dobrze. Wyciągnąłem z tylnej kieszeni trzy srebrne gwiazdki. Rzuciłem nimi najszybciej jak się dało, żeby dziewczyna nie była w stanie zamachnąć się drugi raz wachlarzem. Wykonałem pieczęcie do: Shuriken Kage Bunshin no Jutsu i z trzech gwiazdek zrobiło się ich kilkanaście. Gdy shurikeny były już bardzo blisko dziewczyny to ta nie mając innego wyboru jak tylko zasłonić się wachlarzem. Kiedy był ukryta za wachlarzem nie zobaczyła, że mój klon, którego w tym czasie stworzyłem złapał ją w cień.
- „Pierwszy przy domu wygrywa” – powiedziałem z uśmiechem i zacząłem biec w kierunku budynku.
Po chwili, gdy Shikamaru był już na drugim brzegu jeziora to klon trzymający mnie cieniem został anulowany i mogłam już normalnie się poruszać. Kiedy dochodziłam do niezbyt dużego domu zbudowanego z pomarańczowej cegły to ujrzałam mojego równie zaspanego jak ja towarzysza siedzącego na drzewie palącego papierosa.
- Jeszcze nie jestem przy domu masz szansę wygrać – powiedział obojętnie, wpatrując się w chmury.
Podeszłam do drzwi, zapukałam w nie i powiedziałem do Shikamaru:
- W takim razie przegrałeś – drzwi do domu otworzyły się i ujawniła się w nich dorosła blondynka z włosami spiętymi w kok i niebieskimi oczami. – Dzień dobry ja i mój… - spojrzałam na Shikamaru, który pojawił się obok mnie.
- Partner – dokończył za mnie z ironicznym uśmiechem. Śmieszne Shikamaru, naprawdę uśmiałem się jak nigdy.
- Zostaliśmy przydzieleni do misji, którą pani zleciła.
- Och, tak proszę wejść do środka – powiedziała kobieta ustępując nam drogę. Weszliśmy do środka, a dziewczyna wskazała nam kanapę – Siadajcie.
- Mogłaby nam pani bardziej przybliżyć cel naszego zadania? – spytałam siadając na miejscu.
- Oczywiście – nagle zza jej pleców wyłoniła się mała dziewczynka o takim samym odcieniu włosów, które sięgały jej do pasa.
- Mamusi, kim są ci ludzie? – wskazała na nas dziewczynka.
- To są ninja. Pomogą nam z pewnym problemem – mała blondyneczka przyglądał się nam uważnie. – W ogóle to powinnam się przedstawić. Jestem Fumi, a to jest moja córka Mitsu.
- Temari.
- Shikmaru. – blondyneczka podeszła do chłopaka i pociągnęła go za rękaw. 
- Pobawimy się? – brunet spojrzał na nią zmieszany.
- Oczywiście, że Shikamaru się z tobą pobawi – odpowiedziałam za niego, a ten spojrzał na mnie z goryczą – Idź, a ta dojrzalsza cześć naszej grupy porozmawia sobie na temat zlecenia – dziewczynka złapała chłopaka mocniej za rękę i wyciągnęła na dwór. Wyglądali nawet słodko, ale dobrze wiem, że gdyby Shikamaru powiedziałby chociaż jedno słowo to cały czar tej słodkości prysnąłby jak mydlana bańka. Spojrzałam na kobietę, a ta zaczęła:
- Poprosiłam was o pomoc w pilnowaniu pewnej bardzo ważnej katany, ale za nim opowiem co działo się tutaj ostatnio to najpierw przytoczę pewną historię. Zacznę od początku. Należę do klanu Otake, a właściwie do jego resztek, bo jedynymi jego aktualnymi przedstawicielkami jestem ja i moja córka. Nasz klan był kiedyś znany w wielu krajach. Największą sławą okryte był bronie, które wytwarzaliśmy. Dawno temu jeden z założycieli rodu miał syna. Był on uważany za przyszłość klanu, ponieważ w młodym wieku przewyższył on swoimi umiejętnościami najlepszych w swojej rodzinie. Pewnego razu wioska została napadnięta, a dziecko zostało porwane przez bandytów. Zamknęli oni go w ciemnej celi i powiedzieli, że ma on miesiąc na wytworzenie najwspanialszej katany jaką jest w stanie zrobić, jeśli odmówi to wyrżną cały jego klan w pień, ale jeśli się zgodzi to darują mu życie. Dostał on cały potrzebny sprzęt. Bandyci traktowali go dobrze, dostawał wystarczająco jedzenia i picia, a warunki jakie panowały w celi były dość przyzwoite, ale była jedna zasada: nie mógł on opuścić celi do momentu ukończenia katany. Pracował on dnie i noce, ale w celi było tak ciemno, że nie wiedział on kiedy owe dnie i noce panowały. Starał się jak mógł, żeby miecz był doskonały, aby bandyci nie mogli się do niczego przyczepić i aby zostawili w spokoju jego i jego klan. Kiedy ukończył on swoje dzieło to postanowił, że wykorzysta on swój miecz i wyrwie się z tej celi, pokona wrogów i wróci do wioski. Po długiej walce, udało mu się pozbyć licznej grupie bandziorów, wychodząc przy tym bez żadnych obrażeń. Dzięki swoim czynom pozbył się zagrożenia, który mogło zostać stworzone w przyszłości przez wrogów swojego klanu. Podczas powrotu do domu rozmyślał na temat swojego oręża. Był on naprawdę doskonały. Zbiry nie oszczędzały i zakupiły bądź ukradły materiały bardzo wysokiej jakości. Postanowił, że nada mu jakąś nazwę, po długich namysłach postanowił, że nazwie go: „Ikagawashī no ken”. (Miecz cienia (jeśli ufać translatorom)) Prawdopodobnie zdecydował tak ponieważ wykuwał go przez wiele dni w bezkresnych ciemnościach celi, które na zawsze zapadły w jego pamięci. Po powrocie do wioski został ciepło przywitany i wszyscy, którzy do tego czasu mieli jakieś wątpliwości co do pokładania tak wielkich nadziei w tym chłopcu, zmienili swoje zdanie. Kiedy osiągnął już odpowiedni wiek to został on mianowany głową klanu i zarządzał nim bardzo dobrze. Z każdej walki wychodził zwycięsko. Przez całe życie towarzyszył mu jego Ikagawashī no ken. Nikt oprócz niego nie potrafili walczyć tą kataną. Legenda głosi, że nie odstępował swojej broni nawet na krok, ale pewnego razu jakiś złodziej podszedł osadę jego małego klanu i starał się wykraść jego broń. Gdy przywódca się obudził to zobaczył, że na ziemi leżał martwy złodziej z mieczem w dłoni. Podobno miecz miał w sobie jakiegoś ducha, który decydował czy osoba, która chce go używać mu odpowiada. Mówiło się że tylko osoba spełniająca jakiś warunek może używać tego oręża. Do końca życia nie udało mu się stworzyć lepszej broni. Na łożu śmierci powiedział:
- Niech nikt nie używa tego miecza. Strzeżcie go, żeby żaden nawet nie próbował nim walczyć. Nie każdy jest godzien go dzierżyć, ponieważ duch, który w nim mieszka akceptuje tylko osoby, których życie było spowite…
I nie udało mu się dokończyć, gdyż jego serce przestało pracować. Cały klan posłuchał ostatniej woli przywódcy i miecz był trzymany pod ścisłym kluczem. Wiele razy toczyły się o niego bitwy, ale ten zawsze pozostawał w szeregach naszego klanu. I teraz będę opowiadał o bliższych czasach. Miecz ten przetrwał, aż do tego czasu i wciąż wygląda jak nowy mimo tylu lat leżenia w kącie. Mniej więcej rok temu zaczęliśmy dostawać groźby, że jeśli nie oddamy im miecza to nas zabiją. Ja, mój mąż i ojciec zaczęliśmy przygotowywać się na wypadek, gdyby mieli zamiar nas napaść i zabrać miecz. Pewnego ranka zamiast kolejnego listu z groźbami otrzymaliśmy…– tu dziewczyna przestała mówić i zacisnęła mocno pięści – otrzymaliśmy głowę mojego ojca z informacją, że będą wyżynać po kolei każdego członka z naszej rodziny. Minął miesiąc i cały czas dostawaliśmy groźby. Pewnego dnia, gdy pracowałam, dobiegł do mnie z dworu krzyk męża. Wybiegłam przed dom i ujrzałam mojego ukochanego  na kolanach, który miał przystawiony nóż do szyi trzymany przez jakiegoś zamaskowanego mężczyznę.
- Albo oddacie nam miecz, albo twoja córka będzie następna – gdy skończył, przejechał nożem po jego gardle. Po policzkach dziewczyny zaczęły płynąć obficie łzy, ale po paru sekundach Fumi wytarła swoje oczy i kontynuowała:
- Najgorsze w tym wszystkim jest to że świadkiem tego była Mitsu. Od tamtej pory dostajemy pogróżki tak jak wcześniej. Po krótce, chciałabym żebyście zapewnili bezpieczeństwo: mi, mojej córce i katanie.
- Zrozumiałam wszystko, ale jest jedna sprawa. Chciałabym wiedzieć, gdzie jest ten Ikagawashī no ken.
- Oczywiście.
Zeszłyśmy do piwnicy, w której walało się masa pudeł, słoików na półkach i wiele innych. Fumi wskazała na skrzynie.
- Pod tą ciężką skrzynią jest deska, którą da się łatwo wyjąć, kiedy ją usunięcie musicie otworzyć zamek i tam znajduję się miecz.
- Odda nam pani klucz?
- Oczywiście – dziewczyna włożyła sobie rękę do stanika i zaczęła grzebać. Przyznaję trochę zdziwił mnie ten widok. Po chwili wyciągnęła klucz – Proszę oto on – przejęłam klucz i schowałam  go do kieszeni. – Pomoże mi pani w przygotowaniu kolacji dla naszych podopiecznych? – zapytała z uśmiechem.
- Tak, jestem prawie pewna, że Shikamaru nie potrafi obsłużyć lodówki – westchnęłam.
***
- Mitsu, Shikamaru chodzcie na kolacje – krzyknęłam do nich.
- Chodź mała, pora wracać – Mitsu złapała Shikamaru za rękę i wspólnie udali się do domu. Zajęliśmy miejsca i zaczęliśmy jeść. – Myślałem trochę na temat ochrony tego Czegoś i wydaje mi się że powinniśmy wprowadzić system czterozmianowe. Od północy do szóstej pierwsza warta. Od szóstej do dwunastej, druga. Od dwunastej do osiemnastej, trzecia. I od osiemnastej do północy, trzecia. Kiedy jedno z nasz będzie miało wartę to wtedy drugie będzie odpoczywało i wtedy dom będzie cały czas chroniony. Pomyślałem, że wykorzystamy też pomoc mojego psa. W razie zbliżającego się niebezpieczeństwa, ostrzeże nas w porę – spojrzał na nasze twarze, na których malowało się lekkie zdziwienie. – Zgadzacie się? Chyba nie myślałyście, że cały ten czas bawiłem się z Mitsu?
- Szczerzę to myślałem, że skoro dostałeś zadanie, aby opiekować się Mitsu to wtedy pomyślisz, że najpierw trzeba skończyć jedno zlecenie zanim zacznie się drugie… - mówiłam, gdy Shikamaru udawał urażonego moimi słowami. – A co do wart to się zgadzam.
Podczas jedzenie brunet spojrzał na blondyneczkę, która nie jadła. Zaczęłam się zastanawiać dlaczego tak jest.
- Mitsu, zawsze tak mało jesz? – spytał z uśmiechem.
- Kiedyś jej ojciec miał w zwyczaju ją karmić – Fumi przerwała na chwile mówić. – Ale od jego śmierci praktycznie nic nie je. Shikamaru wstał z krzesła i podszedł do dziewczynki. Nałożył na łyżkę trochę jedzeni i przystawił ją jej na wysokość ust.
- Powinnaś zjeść, w twoim wieku bardzo ważne jest, aby dostarczać wystarczająco dużo zróżnicowanych środków odżywczych  – powiedział z uśmiechem, a mała wzięła łyżkę do buzie. Spojrzałam na Fumi, na której twarzy malował się wielki szok. Miałam wrażenie, że mój wyraz twarzy wygląda tak jak u dziewczyny. Właściwie to nie podejrzewałabym, że Shikamaru ma takie dobre podejście do dzieci. Ba…nawet nie spodziewałam się że w ogóle przejmie się tą małą istotką.

***

Rozdział III

Kiedy kierowaliśmy się do Hokage to mój towarzysz zachowywał się co najmniej…jak nie on. Zawsze, gdy chodziliśmy gdzieś ze sobą w przeszłości to Shikamaru, albo narzekał, albo obserwował chmury. Za to teraz? Całą drogę szedł z rękami wbitymi w kieszenie i lekko spuszczoną głową wpatrując się swoim nieobecnym wzrokiem w buty. Ciekawiło mnie dlaczego tak się zachowuje, ale wiedziałam, że jeśli się spytam to on po prostu nie odpowie, albo nawet nie usłyszy. Czułam się źle w takim wypadku, ale to wszystko było dziwne ja nawet nie lubiłam za bardzo bruneta, a jednak teraz kiedy on wydawałoby się, że czuł się źle to ja też czułam się jakoś nieswojo. Było to dość nurtujące, dlaczego tak na mnie wpływał? Po spacerze do budynku administracyjnego Shikamaru nawet nie zauważył, że stoimy już pod gabinetem Hokage. Dopiero jak zatrzymałam się przy drzwiach Tsunade. To on uniósł głowę i rozejrzał się po korytarzu jakby nigdy tu nie był. Po sekundzie, gdy już zorientował się gdzie jesteśmy to zapukał mocno w drzwi.
- Wejść! – zza drzwi rozległ się krzyk Tsunade. Razem z brunetem weszłam do biura, w którym jak zawsze nie brakowało stert dokumentów. – Temari przyszłaś, bo byłyśmy umówione, ale nie mam pojęcia po co przyszedłeś ty – Hokage wskazała na Shikamaru.
- Chciałbym dowiedzieć się dlaczego nie dostałem misji razem z Sasuke – powiedział takim tonem jakby oczekiwał natychmiastowej i wystarczająco dobrej odpowiedzi.
- Ponieważ będziesz bardzo zajęty przez długi czas – odrzekła mu Hokage. Chyba nie podobało się jej to że podwładny odzywa się do niej z takim tonem.
- A mogę wiedzieć czym będę tak bardzo zajęty? – Ta rozmowa była dla mnie tak bardzo dziwna. Shikamaru swoimi tonem jakby chciał wymusić od Tsunade tą tajemniczą misje, a Tsunade widocznie miała jakiś powód, aby nie dać młodszemu za wygraną. No i pewnie nie chciała, żeby chłopak pozwalał sobie na takie zachowanie.
- Tu masz szczegóły twojej pełno etatowej pracy – wyjęła papierową kopertę i rzuciła do bruneta, który zwinnie ją złapał i szybko zaczął przeglądać jej zawartość. – Zaczekaj chwilę Temari skończę z nim i zajmę się tobą – powiedziała z uśmiechem. Po chwili przeglądaniu papierów Shikamaru wybuchł na całe biuro:
- Dla takich błahostek mam odstąpić od tej misji!?
- Tak. I przestań wrzeszczeć, bo nic tym nie wskórasz – warknęła Tsunade.
- Jestem członkiem ANBU i mam zawiesić swoje działania na tak długi czas z powodu takiej błahej i długiej misji? – Zapytał już spokojniejszym tonem. Chyba jednak zależało mu, aby ugrać cokolwiek tą rozmową.
- Tylko do momentu twojej specjalnej misji – na ich twarzach zaczęła malować się powaga. Jakaś tajna misja? O co chodzi?
- Dobrze, wypełnię to zleceniu – spojrzał na kopertę, którą trzymał w ręce – ale chce brać udział w misji z Sasuke.
- W pierwszej części nie, ponieważ będziesz zajmował się wtedy zadaniem, które ja ci zleciłam, ale może w drugiej części – ostatnią cześć zdania powiedziała z obojętnością.
- Proszę muszę wziąć udział w drugiej części – Serio? Chwilę temu krzyczał do niej oburzony, a teraz prosił grzecznie o pozwolenie. To trochę takie nie.. męskie.
- Jeśli nie spartaczysz mojego zlecenia to się zgodzę.
- Dobrze – powiedział wzdychając lekko. - Temari czekam na zewnątrz – stwierdził z uśmiechem. To jest dopiero dziwne! Zanim weszliśmy do biura był nieobecne. Podczas rozmowy agresywny w środku niej prosił z pokorą o zgodę, a teraz z uśmiechem mówi, że na mnie czeka. Czy on często miał takie huśtawki nastroju? Nigdy wcześniej się tak nie zachowywał. W ogóle to jedyne stany emocjonalne w jakich go widziałam do dzisiaj to był smutek po nieudanej misji odbicia Sasuke. Drugi to satysfakcja, gdy złapał mnie cieniem podczas naszej walki, a trzeci i ostatni to jego wieczny i błogi stan lenistwa.
- Dobrze, teraz ty Temari, ale z tobą raczej nie będzie tylu problemów – powiedziała z uśmiechem Hokage. – Chociaż nie wiem za bardzo co mam z tobą omawiać. Po prostu stacjonujesz w naszej wiosce, a jeśli pojawia się jakieś zadanie zlecone Sunagakure, którego lokacja jest osadzona w okolicach kraju ognia. To wtedy cię o tym informuję, a ty ją wykonujesz.
- Właściwie to jest jeszcze sprawa mojego partnera, ponieważ Gaara nie wyraził zgody, abym wykonywała sama zlecenia no i sprawa mojego lokum.
- Twoim partnerem, będzie… - przestań trzymać mnie w niepewności i powiedz. – Shikamaru – zamurowało mnie. Nie dlatego, że nie chciałam robić zleceń z brunetem, chociaż może trochę mi się to nie podobało, ale ważniejszą sprawą jest to że chłopak chwilę temu był zdenerwowany swoją misją czyli pracą ze mną. Nie podobało mi się ten stan rzeczy. Nie, żeby nie podobało mi się to że był zły za to że ta misja zabiera mu zadanie z Sasuke, na którym dziwnie mu zależało, ale to że ja jestem pośrednią przyczyną jego gniewu.
- Czy musi być to Shikamaru?
- Dlaczego o to pytasz?
- Trochę dziwnie się czuję, ponieważ uniemożliwiam mu wykonanie jakiegoś swojego zadania – powiedział trochę smutniejszym tonem.
- Nie martw się Temari, miałam powody, żeby nie puścić go na tamtą misję – uśmiechnęła się Tsunade – Co do twojego mieszkania to niestety nie możesz mieszkać w naszym hotelu, ponieważ nie możemy pozwolić sobie na utrzymywanie cię cały ten czas. Jeśli ci to nie przeszkadza to możesz mieszkać nadal z Shikamaru. – chciałam zadać pytanie, kiedy blondynka nadal mówiła – Można powiedzieć, że już się zgodził, ponieważ zaakceptował całą tą misję, a w dokumentach było to napisane. To chyba wszystko. Masz jakieś pytania?
- Nie, wydaję mi się że wszystko jest jasne – zrobiłam sztuczny uśmiech. Nadal czułam się źle z powodu Shikamaru.
- Więc pozwól, że cię wyproszę. Mam mnóstwo pracy.
- Hai – wyszłam z biura i zaczęłam kierować się na zewnątrz, gdzie czekał na mnie brunet z papierosem w ustach. Nie znosiłam dymu papierosów.
- Coś ci się posmutniało – powiedział z drwiącym uśmiechem – Co spowodowało u ciebie taki stan? Złamałaś może paznokieć? – Dmuchnął we mnie wielką chmurą dymu. Ja w odpowiedzi zabrałam mu papierosa i zaciągnąłem się tak mocno, aż mnie z mdliło.
- Nie po prostu dowiedziałam się że będę mieszkać z pewnym leniem – odwzajemniłam się większą chmurą. Nawet trochę cieszyłam się że będziemy razem mieszkać, ponieważ zainteresował mnie jego pamiętnik i ta wielka chęć udziału w tajemniczym zleceniu. Odebrał mi papierosa i powiedział:
- Nie oszukasz mnie. Widziałem jak cię zemdliło od małego zaciągnięcia. Nie trawisz tytoniu młoda damo – powiedział to schylając się lekko w moim kierunku z nieschodzącym drwiącym uśmiechem. Zabrał mi papierosa i zaczął palić.
- Młoda damo? Masz tupet! Mam więcej lat niż ty – powiedziałam z satysfakcją. Zauważyłam, że wrócił nasz „stary” Shikamaru.
- To ile ty masz lat? – zapytał ze zdziwieniem.
- 23, a w ogóle to kobiet nie pyta się o wiek. Gówniarzu!
- Gówniarzu? Jestem tylko 2 lata młodszy od ciebie. I o wieku stanowi przede wszystkim to co ma się w głowie – puknął mnie lekko w czoło.
- Jeśli tak przedstawiasz sytuację to ja mam 23 lata, a ty jesteś jakieś piętnastoletnim gnojkiem, który lubi popatrzeć sobie na półnagie tyłki – na jego twarzy błyskawicznie pojawił się rumieniec i lekki uśmiech. Świetnie teraz sobie to przypomniał i się uśmiecha.
- Nie wypominaj mi tego do końca życia, a zresztą mogłabyś być po prostu ubrana mniej wyzywająco – przegiął! Zamachnęłam się i uderzyłam go prosto w głowę.
- W NASZYM domu będę chodzić ubrana jak tylko będę chciała! – Chłopak masując głowę wymamrotał tylko:
- A ja będę patrzeć gdzie mi się podoba.
- Mówiłeś coś?
- Nie nic – powiedział z oburzoną miną. Ruszyłam w kierunku mieszkania, a zza moich pleców usłyszałam, iż Nara poszedł w moje ślady.
Szliśmy w ciszy przez całą drogę. Ja nie zamierzałam się odzywać za to całe można by powiedzieć poniżenie mnie, a on za cios w głowę. Pasował mi taki układ. Przemierzaliśmy ulice Konohy z ciszy. Ja obserwowałam dzieci, które wracały ze szkół lub bawiły się na podwórku, a Shikamaru z podniesioną głową obserwował chmury co jakiś czas zerkając na drogę, żeby nie wpaść na coś niepożądanego. Kiedy doszliśmy do mieszkania, Shikamaru otworzył mi drzwi i z pięknym ukłonem powiedział:
- Panie przodem – szyderczy uśmiech nie schodził mu z twarzy, a ja podczas wchodzenia przez przypadek nadepnęłam go na stopę. – Chodzisz strasznie niezdarnie – syknął.
- Jak to? Wczoraj mówiłeś, że poruszam się z wielką gracją – mówiąc to obróciłam się wokoło własnej osi.
- Słodko razem wyglądacie – obejrzałam się w kierunku, z którego dochodził głos. Zza rogu wyszedł Sasuke – No na pewno słodziej niż dzisiaj rano – kolejny, który mówił szyderczo. Spojrzałam na niego z lekko wściekłością, ale chłopak to zignorował – Shikamaru idziemy na ten trening? – Brunet, spojrzał na mnie zamyślony.
- Nie wiem czy mogę. Nie chciałbym zostawić mojej współlokatorki samej sobie – powiedział. Ciekawe co spowodowało, że nagle zaczął się o mnie martwić, albo miał jakiś powód, albo po prostu ujawniła się jego „dżentelmeńska postawa”.
- Nie bój się, gdy Sakura usłyszała ode mnie, że Temari przyjechała to zaraz zaczęła gadać, że muszą się zobaczyć. Wydaję mi się że zaraz tu przyjdzie.
- Dobra więc – Shikamaru spojrzał na Sasuke – Chodźmy, dawno nie dostałeś ode mnie bęcków – powiedział z uśmiechem.
- Nie bądź taki pewny siebie.
***
Wracaliśmy przez ciemne ulice Konohy podpierając się nawzajem. Bolało mnie wszystko, nawet włosy! Cztery godziny treningu, przy czym cały ten czas, był walką z pełnym arsenałem broni i jutsu. Nasza zasada podczas sparingów mówiła, że pojedynkujemy się na 100% nawet jeśli odeślemy przeciwnika do szpitala. Na szczęście tak się nigdy nie stało. Jeszcze się nie stało…Otworzyłem drzwi i wpełzliśmy do środka. Oboje nie daliśmy już rady i zaraz po zamknięciu drzwi padliśmy razem na podłogę oddychając ciężko. Do przedpokoju zaraz weszła z Temari z Sakurą.
- Mówiłam ci – Sakura spojrzała na Temari. – Moglibyście choć raz wrócić w stanie względnym do czegokolwiek – różowo włosa zwróciła się tym razem do naszej dwójki.
- Sasuke wyglądasz żenująco – powiedziałem złośliwie.
- Ja? Spójrz na siebie. Na koniec dostałeś 2 kunai’e w plecy.
- To była podmiana. Nie myśl, że dałbym się tak bezmyślnie zranić.
- Dobra chyba muszę cię eskortować do domu – westchnęła ciężko Sakura. Podeszła do Sasuke, podniosła go i podparła na swoim ramieniu. – Na razie. Temari, musimy się jeszcze spotkać – powiedziała uśmiechając się szeroko i wyszła zamykając za sobą drzwi.
- Masz zamiar tak leżeć, Leniu? – powiedziała Temari. Chyba chciała wszcząć kolejną kłótnie, ale ja postanowiłem zignorować ostatnią cześć zdania.
- Daj mi minutkę zaraz wstanę.
Leżałem chwilę rozmyślając nad błędami, które popełniłem podczas sparingu z Sasuke. Zawsze po sparingach analizowałem swoją walkę ma spokojnie, aby wynieść z niej jak najwięcej wiedzy i stać się silniejszym, a że pojedynki z szatynem były na najwyższym poziomie to wynosiłem jej wcale nie tak mało. Po paru minutach leżenie i analizowania postanowiłem w końcu wstać z ziemi i udać się do łazienki, ale zaraz po wstaniu nogi odmówiły mi posłuszeństwa i padłem na ścianę. Zacząłem iść w kierunku łazienki podpierając się o nią.
- Powinnam ci trochę współczuć, ale jakoś nie mam ochoty – powiedział złośliwie Temari po ujrzeniu mnie w mojej obecnej sytuacji.
Nie miałem ochoty się z nią droczyć. Dlatego tylko poszedłem do łazienki, a potem wziąłem szybki i zimny prysznic. Wszedłem do swojego pokoju i z impetem padłem na łóżko. Po sekundzie odpoczynku do pokoju wparowała dziewczyna.
- Puka się! – warknąłem na nią, leżąc z twarzą zatopioną w poduszczę.
- W tym wypadku nie – odpowiedziała dumnie.
- W takim wypadku jaki jest powód twojej długiej i niebezpiecznej podróży do mego pokoju? – spytałem drwiąco.
- Pewien niewdzięcznik, który nawet nie spojrzy co mu przyniosłam – podniosłem głowę i zobaczyłem dużą miskę remen stojącą obok kubka z herbatą. Znowu zrobiło mi się głupio. Drugi raz w ciągu dnia praktycznie taka sama sytuacja. Ciekawe czy często będzie tak robić. – Ale za nim zjesz, powiesz dziękuje, ale przed tym wszystkim podziękujesz jeszcze raz za to, że opatrzę ci rany – wyliczała mi na palcach, następnie spojrzała na mnie lekko zarumieniona. – Musisz mi z tym trochę pomóc – zrozumiałem aluzję i zdjąłem z siebie zieloną koszulkę, którą miałem na sobie od początku dnia po czym wstałem, żeby blondynce było łatwiej opatrzyć moje rany, których szczerze miałem dość dużo, ale nie były to rany tylko ze sparingu, ale też z ostatniej misji, po której nie chciało mi się iść do szpitala. Podczas wstawania z łózka nogi odmówiły mi posłuszeństwa i padłbym zaraz na ziemi, gdyby nie Temari, która zwinnie mnie złapał. Chwyciłem krzesło stojące niedaleko i podparłem się na nim zostawiają pielęgniarce wolne ręce. Dziewczyna najpierw przejechała po moich plecach delikatnie ręką chyba dlatego, że nigdy nie widziała tak poranionej części ciała. Odchrząknąłem lekko po czym blondynka przestała i zaczęła opatrywać mi rany. Smarowała mi je jakimiś dziwnymi maściami po czym bandażowała. Przyznaję, że naprawdę odczułem wiele jej opiekuńczości w ciągu jednego dnia, a to był dopiero początek. Mieliśmy mieszkać ze sobą przez dość długi czas, aż...można powiedzieć by…jej umowa o prace wygaśnie. Dopiero teraz zacząłem myśleć o plusach naszego wspólnego mieszkania. I w ogóle zacząłem myśleć o niej, a w sumie o nas. Cały czas się droczyliśmy, ale z drugiej strony ona opiekowała się mną nie tylko teraz, ale i wcześniej np.: podczas misji odbicia Sasuke. Dopiero teraz zauważyłem, że zachowujemy się trochę jak rodzeństwo. Zawsze przeciwko sobie, ale niech tylko jednemu coś zagraża, a drugie zaraz przybiega go chronić.
- O czym tak rozmyślasz? – zapytała dziewczyna.
- O niczym szczególnym – Temari skończyła mnie opatrywać. Usiadłem na łóżku i oparłem się o ścianę. Spojrzałem na nią i wskazałem miejsce obok siebie. Dziewczyna usiadła koło mnie w podobnej pozie. – Więc… - spojrzałem na nią - Chcesz może czegoś? – zapytałem spokojnie.
- Sugerujesz, że zrobiłam to wszystko tylko dlatego, bo coś od ciebie chce? – zadała pytanie z oburzoną miną.
- Może nie tylko dlatego, ale czy jest inaczej? – zapytałem, zaczynając jeść miskę ramen, którą przyniosła mi dziewczyna.
- Obiecałeś, że dzisiaj porozmawiamy – stwierdziła z lekkim rumieńcem.
- No i rozmawiamy – powiedziałem trochę chłodniej. Nie chciałem za bardzo rozmawiać, a było to spowodowane moim stanem, ale niestety nie mogłem odmówić po: obietnicy, pomocy lekarskiej i 2 posiłkach. – O czym dokładnie chcesz rozmawiać? Od razu mówię, że nie na wszystkie tematy będę mógł się wypowiedzieć – powiedziałem już trochę milej.
- Co robiłeś przez ostatnie lata? – blondynka walnęła prosto z mostu.
- W ciągu ostatnich trzech lat trenowałem z Kakashim.
- Z Kakashim? Wydawało mi się że nie sensei powinien mieć podobny styl walki do ucznia. Dlaczego akurat z nim?
- Cóż to było tak, że po śmierci ojca i Asumy nie miałem odpowiedniej osoby, z którą mógłbym trenować, więc poszedłem do Hokage i powiedziałem, że potrzebuje mistrza, aby stać się silniejszym. Akurat Kakashi był w pokoju i stwierdził, że chyba jest najlepszym aktualnie możliwym nauczycielem.
- Co podjął się sam z siebie? To chyba trochę niepodobne do niego. Bez żadnego przymusu?
- Zacytuje jego słowa z treningu „Dlaczego to zrobiłem? Kto wie? Po prostu, gdy tam byłem i usłyszałem, że chcesz stać się silniejszy to coś mnie tknęło, żeby ci pomóc i podjąć się tego wyzwania, a poza tym…dawno nie miałem pod opieką żadnego ucznia. ”
- Nie znam za bardzo waszych jouninów, ale może rzeczywiście on był dla ciebie najlepszym wyborem, ale opowiedz mi więcej o treningu – powiedziała ze słodkim uśmiechem.
- Naprawdę – westchnąłem - Było ciężko. Szczególnie, że Kakashi stwierdził, że mój poziom taijutsu był na zbyt niskim poziomie i uparł się że przez te 3 lata skupimy jakieś 75% mojego treningu na taijutsu, a resztę na ninjutsu.
- Naprawdę? Przecież nie jesteś typem wojownika na bliski dystans – stwierdziłam. – Jak wyglądał dokładnie twój trening?
- Na przykład moja nauka obrony wyglądała tak, że od poranku nic nie jadłem i do zmierzchu broniłem wielkiego głazu, który cały czas był atakowany przez Kakashiego wszystkim co miał, a za każdy atak na skałę, który skończył się sukcesem miałem całą minutę pompowania i 5 minut ciągłego biegu sprintem.
- I jak rezultaty? – spytała rozbawiona.
- Nabrałem trochę muskulatury, a jeśli chodzi o taijutsu, to jestem na równi z Sasuke, który trenował ten aspekt od początku swojej kariery ninji, a i poprawiłem jeszcze rzucanie bronią oraz opanowałem walkę kataną plus parę technik.
- Pan Shikamaru opanował jakieś nowe techniki? – zapytała drwiąco.
- Tak, a nawet parę wymyśliłem samemu.
- Chciałabym je zobaczyć. – powiedziała rozmarzonym głosem.
- Kiedyś je zobaczysz – dziewczyna spojrzała na mnie urażona. – Obiecuję – powiedziałem z uśmiechem.
- A co z powrotem do domu i tymi nagłymi awansami?
- Wróciłem i po pierwszej misji zostałem awansowany na jounina po kilku misjach miałem sparing z 3 członkami ANBU, których pokonałem i Tsunade stwierdziła, że powinienem być jeszcze wyżej więc awansował mnie na członka ANBU.
- Dostałeś 2 awansy w tak krótkim czasie? To jest trochę – zaczęła rozmyślać nad odpowiednim słowem. – Spektakularne. Jest może ktoś jeszcze w ANBU z moich znajomych z Konohy?
- Nie mogę o tym mówić. – dziewczyna posłała mi oburzone spojrzenie, świetnie uległem kobiecie… - ale…ech…Jest. – dziewczyna nie spuszczała ze mnie swoich oczu – Jest nim osoba, która jest moim partnerem.
- Sasuke?
- Nie zadawaj takiego pytanie dobrze wiesz kto nim jest – powiedziałem z lekkimi pretensjami.
- Dobra już wiem prawie wszystko, ale mam jeszcze jedno pytanie.
- Jakie?
- Dlaczego tak bardzo zależało ci na tej misji z Sasuke i w ogóle dlaczego chciałeś stać się silniejszy?
- Nie chcę o tym gadać – skwitował krótko.
- Nie bądź taki. Przecież już się tak bardzo przede mną otworzyłeś – powiedziała z zarzutami, ciągnąc mój rękaw.
- Widzę, że za bardzo. Nie i już – warknąłem.
- Nie bądź taki, Shikamaru – jęczała.
- Zepsułaś całą atmosferę i nie proś mnie więcej, bo wyrzucę cię z pokoju – zagroziłem.
- Już się boję. Masz mi powiedzieć! – odburknęła.
- Sama się o to prosiłaś.
Wstałem z bólem z łóżka i odłożyłem miskę na biurko po czym podszedłem do blondynki, chwyciłem i przerzuciłem ją sobie przez ramię.
- Puszczaj mnie! – krzyknęła.
- Ostrzegałem cię – powiedziałem wzdychając.
Wyszedłem z mojego pokoju i wszedłem do jej. Podszedłem do łózka, uklęknąłem lekko i rzuciłem dziewczynę na łózko, ale ta pociągnęła mnie razem ze sobą. Upadliśmy razem na łóżko i leżeliśmy w trochę nietypowej pozie. Ona leżała na plecach, a ja na niej z głową położoną na jej brzuchu dotykając głową jej piersi.
- Mógłbyś… – powiedziała zarumieniona i dała mi wyraźny znak głową, aby z niej zejść.
- Och… - wyszczerzyłem zęby - Małej Temari nie podoba się, że ktoś na niej leży – powiedziałem złośliwie.
- Spadaj!

- No nie wiem – wtuliłem swoją twarz jeszcze mocniej. – Ty raczej nie jesteś w stanie wynieść mnie z pokoju - dziewczyna zamachnęła się i skierowała pięść w moją twarz, ale ja zwinnie ją złapałem. – Nie tym razem – puściłem jej rękę, wstałem i skierowałem się do drzwi, ale zatrzymałem się zaraz przed nimi i pomyślałem ile dzisiaj dziewczyna mi dała…nie wiem jak to nazwać…ulgi? Pierwszy raz od dawna mogłem się komuś wygadać. Poczułem się lepiej podczas rozmowy z nią. Nie wiem czym było to spowodowane. Pojawiła się w moim życiu nagle i już pierwszego dnia tak bardzo je odmieniła. Zacząłem myśleć jak będą wyglądały kolejne zmiany w moim życiu, ale kiedy zorientowałem się że od kilku sekund stoję w miejscu to postanowiłem się ruszyć. – Dziękuje za wszystko co dzisiaj zrobiłaś. – podsumowałem krótko na koniec z wielkim uśmiechem na twarzy.

sobota, 3 maja 2014

Rozdział II

Siedziałam na kanapie w salonie i czekałam na właściciela mieszkania, rozmyślając o dwóch rzeczach. Pierwszą był zamaskowany facet, kiedy przestałam o nim myśleć to on stanął zaraz przede mną. Co prawda, gdy spotkaliśmy się kolejny raz nie był już taki czarujący, ale to właśnie skłoniło mnie do zaprzątania sobie głowy tym kolesiem. Drugą sprawą, o której myślałam to…ten burdel, który tu panował. Naprawdę był tu straszny syf. Trudno było mi sobie wyobrazić noc spędzoną w takim nieładzie. Moje rozmyślanie przerwały odgłosy z przedpokoju. Wstałam i poszłam zobaczyć, kto w końcu jest tym ninją. Wyszłam z salonu, a moim oczom ukazał się elegancko ubrany Shikamaru z papierosem w buzi. Patrzył na mnie pytająco swoimi czarnymi oczami Przyznaję się, trochę wydoroślał od naszego ostatniego spotkania.
- Co tu robisz? – spytał dość spokojnie, ale wydaję mi się, że był to tylko udawany spokój.
- Tsunade-sama powiedział, że mam tu dzisiaj nocować – zaczęłem grzebać po kieszeniach i po chwili z jednej z nich wyciągnęłam małą kartkę papieru po czym wręczyłam mu ją do ręki. Chłopak zaraz po przeczytaniu złożył papier po czym rzucił go na komodę stojącą obok.
- Świetnie – westchnął i spuścił wzrok.
- Widzę, że się cieszysz Shikamaru – powiedziałam posyłając mu ironiczny uśmiech, ale chłopak wbił we mnie tylko zdziwione spojrzenie. Nastała dłuższa cisza, którą przerwał facet:
- Znamy się? – spytał z poważnym i zamyślonym wyrazem twarzy.
- Zgrywasz się czy ty tak na serio? – zadałam ostro pytanie. Przyznaję, wygrał. Udało mu się wyprowadzić mnie z równowagi.
- Na serio – powiedział z tą samą powagą co wcześniej.
- Temari – powiedziałam chłodno, chłopak znowu zaczął rozmyślać.
- Och… - zrobił efektywną pauzę. - Cześć.
- Cześć?
- Tak, a co powinienem niby powiedzieć?
- Hmmm…Może… wybacz za to że cię nie pamiętam? – skrzyżowałam ręce na piersi, byłam wściekła.
- Nie czuję się winny, więc nie licz na przeprosiny – powiedział spokojnie, koleś miał tupet!
- Skoro tak sądzisz, to niech będzie – przerwałam i po chwili namysłu dodałam – Masz posprzątać szybko pokój, w którym będę dzisiaj spać.
- Hmpf? – Chłopak po raz kolejny ujawnił swoje pytające spojrzenie.
- „To zasypię Cię misjami do końca życia” – zacytowałam dumnie i z uśmiechem.
- To nieładnie czytać czyjąś korespondencję – powiedział z lekko goryczą w głosie.
- Zrobiłam to przez przypadek. – stwierdziłam i pokazałam mu język.
- Ech…Zachowujesz się jak dziecko - westchnął i udał się na koniec korytarza do pokoju na prawo i za nim wszedł do pomieszczenia rzucił z krzywą miną – Chyba lubisz trzymać w dłoni wszystkie karty, co? – i zamknął drzwi.
- Może – krzyknęłam.
Siedząc na kanapie stwierdziłam, że przez niewątpliwie długi czas jaki zajmie Narze posprzątanie pokoju, musiałam jakoś zabić nudę, która mną zawładnęła. Postanowiłam przerobić jakąś lekturę. Niestety nie wzięłam ze sobą nic do czytania. Zaczęłam szukać jakiejś książki, ale w salonie nic nie było. Poszłam do pokoju jak mniemam należącego do Shikamaru i zauważyłam w nim małą biblioteczkę. Rozpoczęłam poszukiwania jakiegokolwiek utworu. Przebierałam w książkach, aż w końcu na szarym końcu, dostrzegłam dość chudą zieloną książeczkę z wielkim żółtym słoneczkiem. Była ona o wiele bardziej zakurzona niż reszta ksiąg i z jakiegoś powodu to właśnie ją wybrałam na swoją dzisiejszą lekturę. Otworzyłam ją na pierwszej stronie i zobaczyłam wielki herb klanu Nara, pod która było podpis „Pamiętnik Shikamaru Nary”. Wiem, że w tym momencie powinnam odłożyć go na miejsce i o nim nie wspominać, ale coś mnie tknęło, aby przeczytać przynajmniej jeden wpis. Poszłam do salonu usiadłam wygodnie na sofie i zaczęłam czytać.
Drogi pamiętniczku nazywam się Shikamaru Nara z klanu Nara, w którym należę do głównej gałęzi tego otóż klanu. W sumie to nie wiem dlaczego zdecydowałem się pisać, według mnie jest to trochę…kłopotliwe, ale niestety na dworze strasznie teraz pada i mama nie pozwoliła mi wyjść i pobawić się z Chojim oraz resztą kolegów. Plus nie mogę pooglądać ładnych chmur, bo jak mówiłem wcześniej, za oknem panuję ulewa. Zanim opowiem co mi się ostatnio przytrafiło to powinienem chyba się przedstawić, a więc, mam 8 lat i od dwóch lat uczę się w akademii ninja Konohagakure...taa jeśli da się to nazwać nauką, może lepsze będzie określenie „uczęszczam na zajęcia”. Dobra już się przedstawiłem, więc teraz napiszę co mi się dzisiaj przytrafiło, a zatem: mój tata zabrał mnie do głównej siedziby klanu i jedna rzecz tam mnie bardzo zdziwiła, a mianowicie to, że wszyscy członkowie kłaniali się przed moim ojcem i mówili coś w stylu „Cieszymy się z twojej ciężkiej pracy na rzecz klanu” i tym podobne słodkości. Nie miałem pojęcia o co chodzi więc postanowiłem rozwiać moje niepewności poprzez rozmowę z tatą.
- Dlaczego wszyscy Cię tak szanują?
- Ponieważ jestem głową klanu. Wciągu ostatniego roku pozycja naszej organizacji w wiosce bardzo wzrosła i wszyscy członkowie twierdzą, że moje zarządzanie się do tego przyczyniło.
- A co się stało, że przez ostatni rok staliśmy się tak ważni? – ojciec przystanął złapał mnie za ręce i posadził na stołku stojącym nieopodal i zaczął mówić trochę ciszej.
- Pamiętasz masakrę klanu Uchiha rok temu? – przytaknąłem twierdząco głową – Od tamtej pory wszystkie klany włącznie z nami zaczęły starać się o tytuł najważniejszego w wiosce co przyniosłoby im więcej misji, a co za tym idzie, pieniędzy. Ja…moim marzeniem od zawsze było, żeby nasz klan świecił najwyżej na liście i nawet moja leniwa natura ulega przed tym marzeniem i każe mi pracować więcej, abyśmy to osiągnęli. Co prawda zrobiliśmy wielki kroki w tym kierunku, ale wciąż odstajemy trochę od pierwszego klanu Hyuga, lecz jesteśmy ich w stanie niedługo przegonić.
Szczerzę to pierwszy raz od dawna tatko tak się przede mną otworzył i opowiedział nawet o swoim marzeniu. Ja cały czas myślałem, że on spełnia swoje marzenie codziennie wracając z pracy i kładąc się w łóżku. Kurczę przestaję padać może mama pozwoli mi teraz wyjść na dwór. Dzięki pamiętniczku za pomoc z zabiciem czasu. Jeszcze zrobię do Ciebie jakiś wpis w niedalekiej przyszłości.
W tym momencie usłyszałam dźwięk trzaśnięcia drzwiami z korytarza. Zamknęłam z pośpiechem książkę i schowałam ją do kieszeni szlafroka. Do pokoju wszedł brunet i udał się w kierunku sofy, aby doznać choć trochę odpoczynku. Rzucił się z impetem na łóżko.
- Twój dzisiejszy pokój lśni królowo – powiedział z sarkazmem leżąc twarzą do materaca i po chwili dodał – Nie wiem czy masz ze sobą na dzisiaj jakiś strój do spania więc zostawiłem ci coś takiego w pokoju – przyznaję, że zaskoczył mnie swoją postawą. Otworzyłam usta, żeby zadać mu pytanie lecz ten wtrącił się – Tak…czyste.
- Czytasz ze mnie jak z otwartej księgi – powiedziałam z uśmiechem i dodałam. – Masz rację moje bagaże będą w wiosce jutro – zaczęłam kierować się do wyjścia. - Powodzenia.
- Powodzenia? – zapytał zdziwiony unosząc lekko głowę, która była zatopiona w materacu.
- Tak, powodzenia ze sprzątaniem reszty mieszkania.
- Reszty mieszkania?! – w jego oczach można było dostrzec żądze mordu.
- „To zasypię Cię misjami…”
- Tak znam tą śpiewkę – przerwał mi wkurzony.
- Dobra więc jeszcze raz powodzenia – rzuciłam mu na koniec serdeczny uśmiech.
Udałam się do pokoju. Po przekroczeniu drzwi moim oczom ukazało się w końcu pomieszczenie, które było czyste. Naprzeciwko drzwi ciągnął się szereg dużych, drewnianych okien. Po prawej na środku zaraz przy ścianie było łóżko, a po jego bokach spoczywały dwie małe drewniane komody. Na jednej znajdował się budzik, a na drugiej nocna lampka. Na ścianie zaraz po prawej od drzwi była wielka dębowa szafa, a za nią biurko przy którym stało skórzane krzesło. Oprócz tego naprzeciwko łóżka były drzwi do łazienki. Podeszłam do mojego leża i zaczęłam szykować się do spania. Założyłam na siebie czarną koszulę w zieloną kratę od Shikamaru. Po chwili leżałam już w łóżku pogrążona w głębokim śnie.
***
Obudziłam się sama z siebie o 8 rano. Pierwsze promienie słońca wdzierały się do pokoju przez okno. Wstałam i przeciągnęłam się mocno. Kurczę, Shikamaru miał strasznie wygodne łóżko. Podeszłam do okna i otworzyłam je najszerzej jak mogłam. Ciepły wiatry zaczął pieścić moją twarz. Wyjrzałam i zobaczyłam tętniącą życiem wioskę. Jedni dorośli stali na straganikach i starali się sprzedać swoje towary, inni robili zakupy na najbliższe dni, jeszcze inni szli do pracy, a ich dzieci zmierzały leniwym krokami do swoich szkół. Strasznie spodobał mi się ten obraz. Mogłabym patrzeć na te ulice jeszcze długi czas, ale niestety musiałem się przygotować na dzisiejszy dzień. Umyłam się i poszłam do kuchni. Po drodze zauważyłam, że w domu panuję porządek. Kurczę, nie sądziłam, że Shikamaru, aż tak dobrze posprząta. Otworzyłam lodówkę Leniwego Ninji i ku mojej uciesze okazało się że była pełna. Dlatego nie miałam problemów, aby przyrządzić jakieś dobre śniadanie.
Poszłam do salonu i zobaczyłam śpiącego w samych spodniach Narę. Muszę przyznać, że miał nieźle wyrzeźbione ciało. Wyglądał nawet słodko, gdy spał. Chociaż scenerię psuła popielniczka, w której znajdowało się masa petów.
- Shikamaru, wstawaj! – wrzasnęłam.
- Odczep się, zrobiłem już wystarczająco dużo dla ciebie w ostatnim czas – wyjąkał z zamkniętymi oczami.
- Wstawaj, albo przejdę do bardziej wkurzających środków.
- Weź wyjdź – powiedział i rzucił we mnie poduszką, ale ja ją zgrabnie złapałam i odrzuciłam prosto w jego twarz, mimo tego chłopak nie zareagował. Westchnęłam głośno i wychodząc z salonu dodałam. – Sam się o to prosiłeś – wróciłam z szklanką zimnej wody, pokrywką od garnka i wielką drewnianą łyżką. Wylałam na niego zawartość szklanki:
- Zostaw mnie w spokoju – warknął, a ja złapałam go tylko za nogi i ściągnęłam z łóżka – Odwal się!
- Zobaczysz jaki piękny dzień – podeszłam do okna i otworzyłam balkon na oścież.
- Jesteś świrnięta – w odpowiedzi wzięłam do ręki pokrywkę od garnka i zaczęłam uderzać w nią jak najmocniej się dało krzycząc:
- Pobudka Leniu! – Shikamaru w końcu podniósł się z ziemi i spojrzał na mnie groźnie.
- Karma! – wrzasnął.
- Karma?
- Tak, karma – wytarł wierzchem dłoni mokrą twarz. - Mam nadzieję, że istnieje i całe zło jakie mi wyrządziłaś w ciągu ostatnich 10 godzin uderzy w ciebie ze zdwojoną siłą. – powiedział wkurzony
- Oby – Shikamaru spojrzał na mnie ze wzrokiem mówiącym „O co ci chodzi?” – Mam nadzieję, że w takim wypadku ty zrobisz mi dwa śniadania – jedną ręką wskazałam na kuchnie, a drugą pokazałam ilość posiłków.
Spojrzałem na stół znajdujący się w kuchni i zobaczyłem talerze z różnymi potrawami. Nie spodziewałbym się że Temari potrafi gotować tak wymyślne dania. Przeniosłem wzrok na dziewczynę. Przyznaję zrobiło mi się trochę głupio.
- Podziękujesz później, a teraz chodźmy jeść – powiedziała z uśmiechem. Zauważyłem, że mimo iż jestem dla niej niemiły to i tak często się do mnie uśmiechała.
W drodze do kuchni zarzuciłem na siebie bluzę i usiadłem razem z Temari przy stole już wyciągnąłem pałeczki po moje śniadanie, aby zacząć jeść, kiedy nagle blondynka wstała.
- Zapomniałam o cukrze do herbaty.
- Górna szafka na najwyższej półce – odpowiadając schowałem wcześniej uniesioną rękę.
Dziewczyna podeszła do szafki i stanęła na palcach, aby dosięgnąć produkt. W momencie prób dosięgnięcia cukru, koszula, którą miała na sobie zadarła się nieco do góry, odsłaniając lekko jej zgrabne pośladki. Shikamaru nie patrz! Krzyczałem do siebie w myślach. Przeniosłem wzrok na okno, ale coś spowodowało, że wróciłem do patrzenia na stary obiekt zainteresowań. Nie wiem czy kazał mi to zrobić mój mózg czy inny organ, ale w każdym razie…przekonał mnie. Boże mimo, że blondynka mi się nie podobało to i tak zaczynało mi się robić trochę gorąco. Nie da się ukryć miała ciało bogini. Przez te parę lat naprawdę dojrzała. Wydaję mi się że masa facetów musiała się za nią oglądać. Niestety, Temari udało się dosięgnąć cukier i tym samym ku mojemu nieszczęściu zakończyła spektakl. Zajęła miejsce naprzeciw mnie i w końcu mogliśmy zacząć jeść. Musiałem uzupełnić energie po tym „małym” sprzątaniu.
- Itadakimasu! – rzuciłem krótko i zacząłem jeść.
- Bardzo ładnie posprzątałeś – powiedziała z uśmiechem.
- Starałem się jak mogłem – odrzekłem chłodno, a po mojej wypowiedzi nastał dość długa cisza, którą dziewczyna postanowiła przerwać.
- Nie jesteś zbyt rozmowny.
- Nie wiem czy pamiętasz, ale nigdy taki nie byłem.
- Ale teraz jesteś „wyjątkowo” nierozmowny – zarzucała mi dziewczyna. – Zmieniłeś się trochę przez ostatnie lata.
- Ty też nie jesteś taka sama jak kiedyś – powiedziałem zza talerza, przypominając
sobie scenę sprzed momentu.
- Zmieniasz temat – wymieniła mi kolejny zarzut.
- To jest akurat możliwe.
- Co robiłeś przez taki długi czas? Mam namyśli, że zawsze jak przyjeżdżałam do wioski to ciebie nie było i ciekawi mnie co wtedy robiłeś.
- Ostatnie 3 lata trenowałem z Kakashim poza wioską – Geez…wiedziałem, że będzie chciał się dowiedzieć o wszystkim i już otworzyła usta, aby zadać pytanie, ale postanowiłem się szybko wytrącić. – Jest to historia na dłużą chwilę – Na szczęście to wystarczyło, żeby sobie odpuściła.
- Kiedyś mi opowiesz, ale na razie chce tylko powiedzieć, że naprawdę, zmieniłeś się nie do poznania – wiedziałem, że swoją wypowiedzią do czegoś dąży, więc posłałem jej pytające spojrzenie, a ona w odpowiedzi wskazała na moje prawie ramię.
- Nie sądziłam, że taki leń jak ty postanowi mi pomóc z tymi facetami no i będzie taki pociągający, wpadając na obce kobiety – zamarzłem w miejscu, patrząc jak dziewczyna szczerzy triumfalnie zęby w moim kierunku, kiedy się zorientowała? Nie zdążyłem się zastanowić, kiedy ona zaczęła wyjaśniać. – Nie rozpoznałbym Cię po głosie, bo podczas bycia zamaskowanym zmieniałeś swój ton. Rozgryzłam cię poprzez jeden mały szczegół. Dzisiaj rano nie miałeś na sobie bluzy i zobaczyłam, że masz opatrunek na tej samej ręce co koleś z ANBU, którego spotkałam w mieszkaniu, a za to on miał go na tej samej co facet, który mnie uratował, przy czym TY z mieszkania miałeś taką samą maskę jak TY z siedziby Hokage i głos co TY z ulicy, kiedy na ciebie wpadłam – spojrzała na mnie dumnie. Nie mogłem uwierzyć, że udało jej się dojść to tego wniosku, a na dodatek zaczęło mi trochę wirować w głowię od całego tego wyliczania ilu mnie napotkała. – Boże...ale jestem dobra. Przygotowując śniadanie zaczęłam łączyć te wszystkie fakty. – podczas ostatniego zdania dziewczyna zaczęła dokładnie i z obojętnością oglądać swoje paznokcie.
- Świetna dedukcja – skwitowałem krótko.
- Nie sądziłam, że będziesz kiedyś w ANBU. Wydawało mi się że jest to dla ciebie zbyt…kłopotliwe – nie mogłem pozwolić rozdmuchać sprawy z ANBU więc postanowiłem pierwszy raz przejąć inicjatywę w rozmowie i zmienić temat.
- Ładnie wyglądasz w tej koszuli – nie spodziewałem się że zarumieni się od tak błahego komplementu.
- Dziękuję – powiedział i zaczęła patrzeć w kierunku okna.
- Daję ci ją w prezencie. Ja i tak w niej nie chodzę no i ty wyglądasz w niej lepiej ode mnie – zarumieniła się jeszcze bardziej. Właśnie dopijałem ostatnie łyki herbaty. Przyznaję Temari umiała gotować no cóż…przynajmniej tą potrawę – Pyszne śniadanie. Mógłbym się przyzwyczaić do codziennej tak pysznej uczty.
- Może i tak, ale ode mnie nie dostaniesz więcej śniadania.
- Dlaczego? – spytałem ze zdziwioną miną. Dziewczyna wstała, wyminęła mnie i stanęła za mną opierając się o moje krzesło. Pochylił się tak, że miała usta na wysokości mojego ucha. Czułem na sobie jej gorący oddech. Rozchyliła lekko wargi o wyszeptała:
- Za to że tak mnie nieładnie podglądałeś – to też zauważyła?! Jak to możliwe, byłem pewien, że nie była w stanie tego dostrzec! Przełknąłem głośno ślinę i zamknąłem oczy czekając i przygotowując się na jakiś akt przemocy z jej strony, lecz po chwili usłyszałem oddalające się ode mnie kroki. Otworzyłem powieki i zobaczyłem, że dziewczyna bez słowa zostawiła mnie w kuchni.
- Uch… - westchnąłem. Nie wiem dlaczego mnie nie uderzyła jak miała to w zwyczaju kilka lat temu, ale w głębi duszy zacząłem się cieszyć, że wyszedłem z tego bez połamanych kości.

Weszłam do łazienki i zaczęłam obmywać twarz zimną wodą. Cały czas rozmyślałam co mną kierowało. Oparłam się placami o chłodne płytki i po czasie zsunęłam się po nich bezsilnie. Co się ze mną stało? Gdyby był to ktoś inny to już dawno leżałby cały we krwi i nigdy więcej nie podglądałby jakiejkolwiek dziewczyny.