poniedziałek, 5 maja 2014

Rozdział IV

To było dziwne…chwile temu, gdy czułam jego dotyk to mimo, że poprosiłam, żeby ze mnie zszedł to odczuwałam zadowolenie z faktu, że na mnie leżał. Nie wiem czym było to spowodowane, ale to naprawdę jest dziwne. Dlaczego nagle ten znielubiony przeze mnie dawno temu Shikamaru teraz wywoływał u mnie takie uczucia? Niestety nie wiem i potrzebuję trochę czasu, żeby się tego dowiedzieć, a no i dlaczego tak bardzo chciał tą misję? Może jego pamiętnik mi w tym pomoże? Przeczytałam jeszcze parę wpisów od ostatniego razu, ale nie znalazłam w nich nic interesującego. Wyciągnęłam rękę i z pod poduszki wyciągnąłem zieloną książeczkę.
Drogi Pamiętniku! Trochę czasu tu nie zaglądałem, co? Po prostu nie miałem ostatnio potrzeby i chęci, żeby robić jakieś wpisy, ale teraz coś zaczęło mnie gryźć, a właściwie to nie coś, tylko zachowanie mojego ojca, ale zacznę może od początku. Niedawno odbył się egzamin na chunina, w którym brałem udział. O egzaminie mogę powiedzieć tyle, że doszedłem do finałowej rundy i mierzyłem się tam z pewną blondynką, której dałem wygrać mimo swojej pewnej wygranej, ale chodzi o to co stało się podczas tego egzaminu, a dokładnie zjednoczone siły Piasku u Dźwięku zaatakowały naszą wioskę wprowadzając w nią wiele zniszczenie i odbierając życie wielu niewinnym mieszkańców i przede wszystkim naszemu Hokage. Po ataku mój ojciec chodził cały czas jak struty. Kiedy leżałem sobie wygodnie na kanapie, a on krążył wokół niej jak opętany. Tupiąc przy tym strasznie głośno i osobiście dla mnie denerwująco.
- Od paru dniu jesteś poddenerwowany. O co chodzi? – zapytałem z nadzieją, że może jak się wyżali to przestanie zachowywać się w taki irytujący sposób.
- Przez ten cholerny atak straciliśmy masę ludzi! – warknął i przykucnął zaraz obok kanapy – Już prawie byliśmy pierwsi, a teraz? Bez ludzi staniemy się ostatnim szanowanym klanem w wiosce – szeptał.
Ten jego chory system wartości…Trzy pierwsze miejsca zajmował nasz klan, a dopiero niżej zaczynały się inne potrzeby jak na przykład: spożywanie pokarmu. Cały czas tylko ten klan, klan i klan jakby tylko to istniało. Przyznaje miałem tego już trochę dosyć. Owszem czułem przywiązanie do klanu i cieszyłem się kiedy byliśmy blisko szczytu, ale nie było dla mnie to aż tak ważne jak dla mojego ojca. Chciałbym jeszcze coś napisać, ale muszę coś załatwić i nie mam teraz czasu. Napiszę tutaj coś jeszcze. Narka.
I nic…Już tak długo przegrzebywałam się w tej książce. Znalazłam tyle informacji na temat Nary, a jednak wciąż nie wiedziałam czemu? Czemu poszukiwał całej tej siły. Jakie one ma cele? Co nim kieruję? Ten pamiętnik mi na razie nie pomógł. On mi nie odpowie, jeśli spytam się go wprost. Sakura nie będzie wiedziała, a Sasuke pewnie nawet nie ma co się pytać. Jedyne co mi zostało to skończyć tą książkę, które aktualnie było jedynym źródłem informacji na temat bruneta, ale niestety zaczęłam już odczuwać zmęczenie i nie wiem nawet kiedy, a zasnęłam.

***
Świetnie, misja! Ledwo co zostałem skazany na Temari i od razu dostajemy jakąś misję. I mam przeczucie, że na pewno nie będzie to jakieś krótkie zadanie. Co prawda wczoraj zacząłem już lekko na pozytywny sposób przyjmować do wiadomości, że będziemy musieli spędzać ze sobą dużo czasu, ale dzisiaj kiedy musiałem czekać, aż Królowa wyjdzie łaskawie z łazienki i da mi z niej skorzystać. Oczywiście nie zostawiając przy tym nawet grama ciepłej wody to hmm…można powiedzieć, że nasze relację wróciły do starego stanu.
- Celem waszej misji jest ochronna pewnego cennego – Tsunade zaczęła zbierać myśli - artefaktu, które należą do jednej z rodzin żyjącej gdzieś na granicy kraju wiatru. Dokładniejsze informacje macie w kopercie.
- Hai! – powiedziałem z niezadowoloną miną.
Poruszaliśmy się niezwykle szybko po drzewach, ponieważ jednym z wielu minusów tej misji było to że musieliśmy się znaleźć jak najszybciej na miejscu zleceni, gdyż z całego opisu misji wynika, że te tajemniczy artefakt cały czas jest narażony na kradzież. Właściwie to ciekawiło mnie co było tym cennym przedmiotem, bo ani Tsunade, ani dokumenty dotyczące misji nie były w stanie odpowiedzieć mi na to pytanie.
- Nie ociągaj się! – krzyknęła Temari. Naprawdę, oby ta misja skończyła się przed upływem mojej cierpliwości do blondynki. – No weź! Chyba nie przegrasz z dziewczyną! – krzyknęła znowu, odwróciła się i wytknęła mi język.
- Jesteś dziecinna! – odpowiedziałem na jej zaczepki.
- I szybsza – powiedziała, zwiększając dzielącą nas odległość. – Pierwszy przy domu zwycięża.
Jak powiedziała Temari: „Nie przegram z dziewczyna.” Przyśpieszyłem, przeskakiwałem z gałęzi na gałąź z niebywałą zwinnością i szybkością. Po chwili czasu byłem już na równi z blondynką, która starał się cały czas utrzymać mi aktualnego kroku. Przyznaję, że dziewczyna była zażarta, bo nie odstępowała nawet na chwilę. W oka mgnieniu krajobraz zmienił się i ścigaliśmy się ze sobą przemierzając małe jeziorko. Byłem już w stanie dostrzec niewyraźny i mały domek. Dziewczyna chyba dostrzegła to samo co ja ponieważ zaczęła starać się biec jeszcze szybciej, ale bez większych skutków. Wyciągnęła wachlarz i zamachnęła się nim mocno w moją stronę.
- Kamaitachi no Jutsu!
Nie spodziewałbym się aby wygrana była dla niej tak ważna, żeby posunąć się do walki. Wielki fala wiatru zmierzała w moim kierunku. Wiedziałem, że muszę tego uniknąć i przy okazji cały czas zmierzać do celu. Skoncentrowałem chakre w stopach i wybiłem się mocno do przodu. W ostatniej sekundzie udało mi się uniknąć wiatru. Skoro Temari tak chciała się bawić to dobrze. Wyciągnąłem z tylnej kieszeni trzy srebrne gwiazdki. Rzuciłem nimi najszybciej jak się dało, żeby dziewczyna nie była w stanie zamachnąć się drugi raz wachlarzem. Wykonałem pieczęcie do: Shuriken Kage Bunshin no Jutsu i z trzech gwiazdek zrobiło się ich kilkanaście. Gdy shurikeny były już bardzo blisko dziewczyny to ta nie mając innego wyboru jak tylko zasłonić się wachlarzem. Kiedy był ukryta za wachlarzem nie zobaczyła, że mój klon, którego w tym czasie stworzyłem złapał ją w cień.
- „Pierwszy przy domu wygrywa” – powiedziałem z uśmiechem i zacząłem biec w kierunku budynku.
Po chwili, gdy Shikamaru był już na drugim brzegu jeziora to klon trzymający mnie cieniem został anulowany i mogłam już normalnie się poruszać. Kiedy dochodziłam do niezbyt dużego domu zbudowanego z pomarańczowej cegły to ujrzałam mojego równie zaspanego jak ja towarzysza siedzącego na drzewie palącego papierosa.
- Jeszcze nie jestem przy domu masz szansę wygrać – powiedział obojętnie, wpatrując się w chmury.
Podeszłam do drzwi, zapukałam w nie i powiedziałem do Shikamaru:
- W takim razie przegrałeś – drzwi do domu otworzyły się i ujawniła się w nich dorosła blondynka z włosami spiętymi w kok i niebieskimi oczami. – Dzień dobry ja i mój… - spojrzałam na Shikamaru, który pojawił się obok mnie.
- Partner – dokończył za mnie z ironicznym uśmiechem. Śmieszne Shikamaru, naprawdę uśmiałem się jak nigdy.
- Zostaliśmy przydzieleni do misji, którą pani zleciła.
- Och, tak proszę wejść do środka – powiedziała kobieta ustępując nam drogę. Weszliśmy do środka, a dziewczyna wskazała nam kanapę – Siadajcie.
- Mogłaby nam pani bardziej przybliżyć cel naszego zadania? – spytałam siadając na miejscu.
- Oczywiście – nagle zza jej pleców wyłoniła się mała dziewczynka o takim samym odcieniu włosów, które sięgały jej do pasa.
- Mamusi, kim są ci ludzie? – wskazała na nas dziewczynka.
- To są ninja. Pomogą nam z pewnym problemem – mała blondyneczka przyglądał się nam uważnie. – W ogóle to powinnam się przedstawić. Jestem Fumi, a to jest moja córka Mitsu.
- Temari.
- Shikmaru. – blondyneczka podeszła do chłopaka i pociągnęła go za rękaw. 
- Pobawimy się? – brunet spojrzał na nią zmieszany.
- Oczywiście, że Shikamaru się z tobą pobawi – odpowiedziałam za niego, a ten spojrzał na mnie z goryczą – Idź, a ta dojrzalsza cześć naszej grupy porozmawia sobie na temat zlecenia – dziewczynka złapała chłopaka mocniej za rękę i wyciągnęła na dwór. Wyglądali nawet słodko, ale dobrze wiem, że gdyby Shikamaru powiedziałby chociaż jedno słowo to cały czar tej słodkości prysnąłby jak mydlana bańka. Spojrzałam na kobietę, a ta zaczęła:
- Poprosiłam was o pomoc w pilnowaniu pewnej bardzo ważnej katany, ale za nim opowiem co działo się tutaj ostatnio to najpierw przytoczę pewną historię. Zacznę od początku. Należę do klanu Otake, a właściwie do jego resztek, bo jedynymi jego aktualnymi przedstawicielkami jestem ja i moja córka. Nasz klan był kiedyś znany w wielu krajach. Największą sławą okryte był bronie, które wytwarzaliśmy. Dawno temu jeden z założycieli rodu miał syna. Był on uważany za przyszłość klanu, ponieważ w młodym wieku przewyższył on swoimi umiejętnościami najlepszych w swojej rodzinie. Pewnego razu wioska została napadnięta, a dziecko zostało porwane przez bandytów. Zamknęli oni go w ciemnej celi i powiedzieli, że ma on miesiąc na wytworzenie najwspanialszej katany jaką jest w stanie zrobić, jeśli odmówi to wyrżną cały jego klan w pień, ale jeśli się zgodzi to darują mu życie. Dostał on cały potrzebny sprzęt. Bandyci traktowali go dobrze, dostawał wystarczająco jedzenia i picia, a warunki jakie panowały w celi były dość przyzwoite, ale była jedna zasada: nie mógł on opuścić celi do momentu ukończenia katany. Pracował on dnie i noce, ale w celi było tak ciemno, że nie wiedział on kiedy owe dnie i noce panowały. Starał się jak mógł, żeby miecz był doskonały, aby bandyci nie mogli się do niczego przyczepić i aby zostawili w spokoju jego i jego klan. Kiedy ukończył on swoje dzieło to postanowił, że wykorzysta on swój miecz i wyrwie się z tej celi, pokona wrogów i wróci do wioski. Po długiej walce, udało mu się pozbyć licznej grupie bandziorów, wychodząc przy tym bez żadnych obrażeń. Dzięki swoim czynom pozbył się zagrożenia, który mogło zostać stworzone w przyszłości przez wrogów swojego klanu. Podczas powrotu do domu rozmyślał na temat swojego oręża. Był on naprawdę doskonały. Zbiry nie oszczędzały i zakupiły bądź ukradły materiały bardzo wysokiej jakości. Postanowił, że nada mu jakąś nazwę, po długich namysłach postanowił, że nazwie go: „Ikagawashī no ken”. (Miecz cienia (jeśli ufać translatorom)) Prawdopodobnie zdecydował tak ponieważ wykuwał go przez wiele dni w bezkresnych ciemnościach celi, które na zawsze zapadły w jego pamięci. Po powrocie do wioski został ciepło przywitany i wszyscy, którzy do tego czasu mieli jakieś wątpliwości co do pokładania tak wielkich nadziei w tym chłopcu, zmienili swoje zdanie. Kiedy osiągnął już odpowiedni wiek to został on mianowany głową klanu i zarządzał nim bardzo dobrze. Z każdej walki wychodził zwycięsko. Przez całe życie towarzyszył mu jego Ikagawashī no ken. Nikt oprócz niego nie potrafili walczyć tą kataną. Legenda głosi, że nie odstępował swojej broni nawet na krok, ale pewnego razu jakiś złodziej podszedł osadę jego małego klanu i starał się wykraść jego broń. Gdy przywódca się obudził to zobaczył, że na ziemi leżał martwy złodziej z mieczem w dłoni. Podobno miecz miał w sobie jakiegoś ducha, który decydował czy osoba, która chce go używać mu odpowiada. Mówiło się że tylko osoba spełniająca jakiś warunek może używać tego oręża. Do końca życia nie udało mu się stworzyć lepszej broni. Na łożu śmierci powiedział:
- Niech nikt nie używa tego miecza. Strzeżcie go, żeby żaden nawet nie próbował nim walczyć. Nie każdy jest godzien go dzierżyć, ponieważ duch, który w nim mieszka akceptuje tylko osoby, których życie było spowite…
I nie udało mu się dokończyć, gdyż jego serce przestało pracować. Cały klan posłuchał ostatniej woli przywódcy i miecz był trzymany pod ścisłym kluczem. Wiele razy toczyły się o niego bitwy, ale ten zawsze pozostawał w szeregach naszego klanu. I teraz będę opowiadał o bliższych czasach. Miecz ten przetrwał, aż do tego czasu i wciąż wygląda jak nowy mimo tylu lat leżenia w kącie. Mniej więcej rok temu zaczęliśmy dostawać groźby, że jeśli nie oddamy im miecza to nas zabiją. Ja, mój mąż i ojciec zaczęliśmy przygotowywać się na wypadek, gdyby mieli zamiar nas napaść i zabrać miecz. Pewnego ranka zamiast kolejnego listu z groźbami otrzymaliśmy…– tu dziewczyna przestała mówić i zacisnęła mocno pięści – otrzymaliśmy głowę mojego ojca z informacją, że będą wyżynać po kolei każdego członka z naszej rodziny. Minął miesiąc i cały czas dostawaliśmy groźby. Pewnego dnia, gdy pracowałam, dobiegł do mnie z dworu krzyk męża. Wybiegłam przed dom i ujrzałam mojego ukochanego  na kolanach, który miał przystawiony nóż do szyi trzymany przez jakiegoś zamaskowanego mężczyznę.
- Albo oddacie nam miecz, albo twoja córka będzie następna – gdy skończył, przejechał nożem po jego gardle. Po policzkach dziewczyny zaczęły płynąć obficie łzy, ale po paru sekundach Fumi wytarła swoje oczy i kontynuowała:
- Najgorsze w tym wszystkim jest to że świadkiem tego była Mitsu. Od tamtej pory dostajemy pogróżki tak jak wcześniej. Po krótce, chciałabym żebyście zapewnili bezpieczeństwo: mi, mojej córce i katanie.
- Zrozumiałam wszystko, ale jest jedna sprawa. Chciałabym wiedzieć, gdzie jest ten Ikagawashī no ken.
- Oczywiście.
Zeszłyśmy do piwnicy, w której walało się masa pudeł, słoików na półkach i wiele innych. Fumi wskazała na skrzynie.
- Pod tą ciężką skrzynią jest deska, którą da się łatwo wyjąć, kiedy ją usunięcie musicie otworzyć zamek i tam znajduję się miecz.
- Odda nam pani klucz?
- Oczywiście – dziewczyna włożyła sobie rękę do stanika i zaczęła grzebać. Przyznaję trochę zdziwił mnie ten widok. Po chwili wyciągnęła klucz – Proszę oto on – przejęłam klucz i schowałam  go do kieszeni. – Pomoże mi pani w przygotowaniu kolacji dla naszych podopiecznych? – zapytała z uśmiechem.
- Tak, jestem prawie pewna, że Shikamaru nie potrafi obsłużyć lodówki – westchnęłam.
***
- Mitsu, Shikamaru chodzcie na kolacje – krzyknęłam do nich.
- Chodź mała, pora wracać – Mitsu złapała Shikamaru za rękę i wspólnie udali się do domu. Zajęliśmy miejsca i zaczęliśmy jeść. – Myślałem trochę na temat ochrony tego Czegoś i wydaje mi się że powinniśmy wprowadzić system czterozmianowe. Od północy do szóstej pierwsza warta. Od szóstej do dwunastej, druga. Od dwunastej do osiemnastej, trzecia. I od osiemnastej do północy, trzecia. Kiedy jedno z nasz będzie miało wartę to wtedy drugie będzie odpoczywało i wtedy dom będzie cały czas chroniony. Pomyślałem, że wykorzystamy też pomoc mojego psa. W razie zbliżającego się niebezpieczeństwa, ostrzeże nas w porę – spojrzał na nasze twarze, na których malowało się lekkie zdziwienie. – Zgadzacie się? Chyba nie myślałyście, że cały ten czas bawiłem się z Mitsu?
- Szczerzę to myślałem, że skoro dostałeś zadanie, aby opiekować się Mitsu to wtedy pomyślisz, że najpierw trzeba skończyć jedno zlecenie zanim zacznie się drugie… - mówiłam, gdy Shikamaru udawał urażonego moimi słowami. – A co do wart to się zgadzam.
Podczas jedzenie brunet spojrzał na blondyneczkę, która nie jadła. Zaczęłam się zastanawiać dlaczego tak jest.
- Mitsu, zawsze tak mało jesz? – spytał z uśmiechem.
- Kiedyś jej ojciec miał w zwyczaju ją karmić – Fumi przerwała na chwile mówić. – Ale od jego śmierci praktycznie nic nie je. Shikamaru wstał z krzesła i podszedł do dziewczynki. Nałożył na łyżkę trochę jedzeni i przystawił ją jej na wysokość ust.
- Powinnaś zjeść, w twoim wieku bardzo ważne jest, aby dostarczać wystarczająco dużo zróżnicowanych środków odżywczych  – powiedział z uśmiechem, a mała wzięła łyżkę do buzie. Spojrzałam na Fumi, na której twarzy malował się wielki szok. Miałam wrażenie, że mój wyraz twarzy wygląda tak jak u dziewczyny. Właściwie to nie podejrzewałabym, że Shikamaru ma takie dobre podejście do dzieci. Ba…nawet nie spodziewałam się że w ogóle przejmie się tą małą istotką.

***

4 komentarze:

  1. Hej!
    Shikamaru piszący pamiętnik i mający dobre podejście do dzieci? Wprost nieprawdopodobne. Czekam na next :)

    W oczekiwaniu na nową notkę pragnę w imieniu swoim i Kaomi Ciebie na naszego bloga. Także dopiero zaczynamy
    http://mystery-shinobi.blogspot.com/

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!
      Z chęcią odwiedzę waszego bloga :D

      Usuń
  2. Kiedy next? Pisz szybcuitko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się dodać rozdział jakoś w przyszłym tygodniu.

      Usuń