Szedłem
wydeptaną drogą w kierunku wejścia. Czułem zewnętrzny spokój
prawdopodobnie wywołany przez otaczający mnie piękny, zielony i
żywy las. Mojego poczucia spokoju nie zachwiało nawet ostrzeżenie
Temari. Nie wiem czym dziewczyna tak bardzo się przejmowała, byłem
przekonany, że bywałem w gorszych miejscach niż to, które miałem
zaraz odwiedzić. Zacząłem się zastanawiać czy ta sytuacji z
Jōnin'em sprzed paru laty rzeczywiście była tak straszna. A może
ten chłopak znaczył coś więcej dla Temari? Ech...o czym ja
myślałem? Tak jakby mnie to w ogóle interesowała. Jej historia
jej sprawa. To nie było w moim stylu, żeby mieszać się cokolwiek.
Ba, ja nawet we własne sprawy się nie mieszałem.
Dochodziłem
już do celu, przede mną ujrzałem wielkie wejście do jaskini.
Wszedłem do środka i ruszyłem przed siebie. Z każdym krokiem
robiło się coraz ciemniej, a przede mną nie było widać nic co
wskazywałoby, że już jestem u celu. Ciemność zaczęła mnie
denerwować. Obejrzałem się, żeby zobaczyć jak daleko od wejścia
byłem. Niestety jedyne co ujrzałem to rozciągająca się ciemność.
Poczułem czyjąś wielką łapę na swoim ramieniu. Obróciłem
powoli głowę i zobaczyłem i zobaczyłem twarz właściciela dłoni.
Była kwadratowa i gruba, a wzdłuż policzka rozciągała się
wielka szrama. Jego oczy nie ujawniały zbyt wielkiego ilorazu
inteligencji. Mierzył się ze mną przez chwilę spojrzeniem, po
czym zadał pytanie:
-
Po coś tu przylazł? - Jego głos był jak i jego oczy, czyli
niezbyt inteligentny.
-
Wpuścisz mnie czy mam tam wejść siła? - Wyrecytowałem hasło.
-
Przebijaj się siłą, albo spierdalaj stąd kurduplu – przez moją
myśl przeszło myśl, że Megumi mnie oszukała. Patrzyłem zacięcie
na o głowę wyższego goryla.
-
Przepuść go kretynie – usłyszałem twardy głos zza pleców
goryla. - Niech nie zrazi się pan moim młodszym, głupim bratem –
z cieni wyłonił się jeszcze większy goryl, ale jednym różnił
się od mniejszego. Mianowicie ten większy nie miał blizny i było
na pewno mądrzejszy. - Życzymy wyjścia o własnych siłach –
zażartował i wskazał mi ręką kierunek, w którym powinienem się
iść.
Spojrzałem
z pogardą na niższego goryla i ceremonialnie strzepnąłem jego
dłoń z mojego ramienia. Kiedy już ich minąłem to usłyszałem z
tyłu jak większy pouczał mniejszego, że tych co znają hasło
należy przepuszczać, bo im więcej ludzi w środku tym większe
dochody, a więc może i jakaś premia by im się trafiła. Po
przejściu kawałku, zobaczyłem wielkie drewniane drzwi z mocarną,
żelazną klamką. Pchnąłem drzwi przed siebie i do moich nozdrzy
od razu dotarła woń: tytoniu, chmielu i potu. Pierwsza z nich
zmusiła mnie do sięgnięcia po papierosa. Rozejrzałem się po
całym pomieszczeniu. Znajdowałem się w wielkiej jaskini, w której
roiło się od najróżniejszych ludzi: napakowanych, tępych
mięśniaków, szczupłych, niskich, cwaniaków, którzy wcisnęliby
ci własny portfel, a ty byś jeszcze za to zapłacił. Można było
dostrzec jeszcze kilka kobiet, przy których lepiej było nie
zasypiać, bo mogło się nie obudzić, albo można było się
obudzić, ale bez grosza przy duszy. Po środku jaskini była wielka
metalowa klatka zawieszona nad ringiem, o którym mówiła Temari.
Wokół owej klatki panował największy zgiełk. Przy ścianach było
wiele stoisk zaopatrzonych w miejsce, gdzie można usiąść,
postawić coś do picia i pooglądać skąpo ubrane panie. W pewnym
miejscu w ścianie było wejście wokół, którego było masa
różowego materiału, a nad nim świeciła czerwona lampka.
Domyślałem się co może się tam dziać. Zacząłem myśleć na
temat jakby tu zdobyć informacje na temat Shōty. Zobaczyłem wielki
bar w pewnym zaułku i postanowiłem się do niego udać. Podszedłem
do kelnera o ile można było tak nazwać faceta w brudnej koszulce i
z upapranymi dłońmi. Poprosiłem o szklankę wody i zacząłem
poszukiwać mojej okazji. W trakcie poszukiwań dostrzegłem moją
partnerkę, która właśnie powaliła jakiegoś kolesia, który
chwilę wcześniej klepnął ją w tyłek. Po całej akcji odgarnęła
dmuchnięciem lok włosów spadający na jej czoło. Dostrzegłem
jeden stolik, przy którym zebrała się mała grupka ludzi.
Postanowiłem spróbować szczęścia i tam się czegoś dowiedzieć.
Podszedłem do stolika i zobaczyłem dwóch silnych mężczyzn,
siłujących się na rękę. Ludzie wokół dopingowali, krzyczeli
jeden przez drugiego. W kącie obok nich stał niski facet ze
szczurzą twarzą, przeliczając pieniądze. Wyglądał jak większość
cwaniaków w tym miejscu.
-
Spróbowałeś szczęścia? - Zacząłem rozmowę. A facet tylko
wyjrzał zza pieniędzy i po chwili schował swoje oczy z powrotem za
zielony papier. Wiedziałem jak trzeba gadać z takim rodzajem ludzi.
- Chciałbyś zarobić więcej? - Jego oczy zabłysnęły.
-
W jaki sposób? - Zadał istotne pytanie.
-
Postaw na mnie w siłowaniu się na rękę, wygrywam, dostajesz
pieniądze i tyle – wyliczyłem mu.
-
Skąd pewność, że wygrasz? Jeśli przegrasz to ja zostanę ze
stratą.
-
Jeśli przegram to oddam ci postawione przez ciebie pieniądze,
zgoda? - Wystawiłem rękę przed siebie.
-
Nie wiem czy jestem szalony czy może po prostu mam przeczucie, ale
niech będzie - uścisnął mi dłoń. - Ale co chcesz w zamian?
-
Kilka informacji – odpowiedziałem, krótko.
Przepchnąłem
się przez tłum i usiadłem na miejscu, które chwile wcześniej
było zajęte przez pokonanego. Z szmerów wokół mnie dowiedziałem
się, że mój przeciwnik ma jakąś super, wysoką serię i jest
liderem tego stołu od dość dawna, poza tym usłyszałem jak
wszyscy nie dają mi żadnych szans na wygraną. Z poszczególnych
głosów wyłowiłem jak Szczurek stawia na mnie dwie stówy.
Spojrzałem na mojego oponenta, który w sumie nie zwracał na mnie
uwagi. Rozruszałem trochę rękę w barku i położyłem ją na
stole. Przeciwnik tylko uśmiechnął się zadziornie i po chwili
złapał moją dłonią. Nasza konfrontacja miała się za moment
zacząć. Do stołu podszedł, ktoś kogo można była nazwać
sędzią. Położył swoją dłoń na naszych i ustawił je w
odpowiedniej pozycji. Spojrzał kolejno na mnie i na przeciwnika.
Oboje skinieniem głowy daliśmy mu znak, że jesteśmy gotowi.
Krzyknął „start” w momencie puszczenie naszych dłoni. Napiąłem
mięśnie i starałem się przechylić jego dłoń w kierunku stołu.
Niestety nic to nie dawało i mój konkurent robił to co ja z o
wiele większym sukcesem. Moja dłoń była już w połowie drogi. Na
twarzy poczułem, pojawiające się małe kropelki potu, ręka
zrobiła się mokra, mięsień u prawej dłoni zaczął pulsować jak
szalony, spiąłem go jeszcze bardziej i zacząłem napierać na rękę
mojego przeciwnika. Nasze dłonie zmieniły kierunek ruchu, wróciły
do swojej początkowej pozycji i rozpoczęły podróż w dół stołu.
Dłoń przeciwnika runęła na ziemie. Wokół stołu zapanowała
cisza, oponent patrzył po wszystkich twarzach z zszokowaniem i
oczekującym odpowiedzi spojrzeniem. Cisza została przerwana, przez
Szczurka wykrzykującego, że wygrał całą pulę pieniędzy,
ponieważ był jedynym, który na mnie postawił. To nie było
najmądrzejsze posunięcie z jego strony. Tłum wokół stołu
spojrzał się na niego z zawiścią. Zobaczyłem jak jedna osoba z
grupki sięga po coś do kieszeni. Doskoczyłem do Szczurka i z
uśmiechem na twarzy powiedziałem:
-
Świetnie! Postawisz mi piwo.
Objąłem
go ramieniem za kark i udałem się w kierunku baru, obserwując przy
tym jak facet chowa do kieszenie to co przed chwilą wyjął.
Odetchnąłem z ulgą. Razem ze Szczurkiem usiadłem przy barze i
spojrzałem prosto w jego oczy.
-
Więc teraz twoja pora, abyś wywiązał się ze swojej części
umowy.
-
Co chcesz wiedzieć?
-
Chciałbym dowiedzieć się czegoś o facecie imieniu Shōta.
-
Po co ci takie informacje? - Spytał poważnym tonem, takim o którego
bym go nie podejrzewał.
-
Miałem znajomą, która u niego pracowała. Słyszałem, że bardzo
dobrze płaci i ma dużo pracy. Dostałem informacje, żebym szukał
go tutaj poszukał. Jestem po prostu zainteresowany nowym pracodawcą.
-
Jeśli tak to nie ma problemu – powiedział z obrzydliwym
uśmiechem. - On jest tutaj szefem. Cały Krąg należy do niego, ale
niestety nie wiem jak możesz się z nim skontaktować – zamyślił
się. - Ale znam kogoś kto wie.
-
Kto to jest?
-
Pewien facet, które kiedyś u niego pracował, ale niestety, kasa
uderzyła mu do głowy. Popadł w nałogi i Shōta przestał z nim
współpracować.
-
Gdzie on jest? - Szczurek wskazał palcem na nieprzytomnego faceta,
który leżał pod stanowiskiem na którym tańczyła ładna
blondynka. Wszyscy go nie widzieli, przechodzili obok niego z
obojętnym spojrzeniem. - Wygrałeś dzięki mnie dużą sumę
pieniędzy. Mogę mieć do ciebie jeszcze jedną prośbę? Będziemy
wtedy kwita – Szczurek zamyślił się, podrapał po głowię i
odpowiedział.
-
No dobra, ale oby to był coś niedużego.
-
To nie jest duże. Postaw mi butelkę sake i daj stówkę –
Szczurek, chrząknął coś pod nosem i syknąłem do barmana, żeby
ten podał mu butelkę sake. Po wręczeniu trunku przez barman,
Szczurek ze sztucznym uśmiechem, który był jeszcze bardziej
obrzydliwy od jego naturalnego, podał mi butelkę i pieniądze, po
czym podniósł kapelusik, który nosił i odszedł w swoim kierunku.
Wziąłem butelkę i udałem się do stanowiska. Położyłem butelkę
na stole i poszedłem do pijaka. Starałem się ocucić go lekkimi
uderzeniami po twarzy, ale nic to nie dawało.
-
Może zainteresowałbyś czymś ładniejszym od tego wraka – do
moich uszu doszedł miękki głos. Uniosłem głowę i zobaczyłem
wcześniej widzianą przez ze mnie blondynkę. Siedziała za
podeście, na którym znajdowała się rura do tańca. - Jeśli
chcesz to ja z chęcią zostanę twoim obiektem zainteresowań –
jedną ręką przejechał mi delikatnie po żuchwie, a drugą złapała
za moją dłoń i położyła na swoim udzie.
-
Przykro mi ślicznotko – wyrwałem się z jej rąk. - Ale aktualnie
sto procent mojej uwagi poświęcam temu typowi. - Złapałem go za
fraki i rzuciłem na kanapę znajdując się za nami.
-
Obudź się w końcu pijaku! - Warknąłem i zdzieliłem go porządnie
przez twarz.
Otworzył
leniwie nieobecne oczy. Zaczął się rozglądać po pomieszczeniu,
mówiąc coś niewyraźnie pod nosem, prawdopodobnie układał w
głowie scenariusz jak tu się znalazł i co robił ostatnio, a
raczej co pamięta z tego co robił. Pomyślałem, że należałoby
podziękować Temari. Nie spodziewałem się, że jej okrutne
technika działają w taką precyzją.
-
Ej ty, tak do ciebie mówię – zacząłem pstrykać mu palcami
przed twarzą.
-
Kochaam Cię, rozumiezszzz to? - Stanąłem jak wryty po wyznaniu
pijaka. - Mikuś, złotko, kochhhhanie, Koszam Cię – Padł do stóp
blondynce, siedzącej na podeście i machającej nogami.
-
Ogarnij się Masaru – powiedziała blondynka. - Zrozum, że jeśli
nie dasz pieniędzy to nie zatańczę.
-
Tu chosii o miłość, a njeee o tanice.
-
Hej! - Warknąłem po raz drugi, widocznie na tego gościa nie
działało nic więcej. - Po pierwsze, Mika daj nam pięć minut.
-
Nieee! Koszanie, nie odchodź! - Masaru zaczął za nią wrzeszczeć.
-
Zamknij się w końcu! - Krzyknąłem, a ten po raz kolejny się
uciszył. - Masaru najpierw daj mi coś ci powiedzieć, a potem
zrobisz co uważasz.
-
Hola, hola koleho, ja nie gadam z niezna...nieznaa...nieznachowymi
ludźmi – nalałem do kieliszka sake i przysunąłem mu pod nos. -
Przychacielu! O czym chcesz rozhmawiać?
-
O Shōcie.
-
O tym patafffjanie?! O tym kutazie?! O nim chcesz hadać?!
-
Jeśli ze mną porozmawiasz to załatwię ci taniec Miki, więc jak?
-
A sake?
-
Jest twoje – westchnąłem.
-
Co chcesz wiedzieć przychacielu?
-
Widzisz, szukam pracy i chciałabym jakoś zwrócić na siebie uwagę,
tak żeby mnie zauważył.
-
Arena!
-
Cicho Masaru. Jaka arena?
-
Zachsze ogląda walki na arenie. Jezli dasz pokas to mosze się do
ciebje zwróci.
-
Dzięki. Miłej zabawy – wstałem z kanapy i podszedłem do Miki,
która stałą kawałek od stanowiska. - Masz tu stówkę i daj jakiś
ładny pokaz mojemu koledze.
-
Naprawdę za niego płacisz? - Spytała z zezłoszczeniem i
zrezygnowaniem. - Wiesz dla ciebie zatańczyłabym nawet za darmo, a
potem może jeszcze coś bym zrobiła – wyszeptała mi do ucha.
-
Płacę za Masure, ale dziękuję za propozycję i...nie miej mi tego
za złe.
-
Taką mam pracę – westchnęła i odeszła.
Świetnie
musiałem wejść na arenę, ale Temari mi tego zabraniała. Nie
wiedziałem co zrobić, miałem przeczucie, że blondynka będzie
miała mi za złe jeśli tam pójdę, a z drugiej strony jeśli
postanowiłbym, żeby ją o tym poinformować to ta będzie mnie
przed tym broniła. Problem w tym, że raczej nie miałem innej
możliwości niż wejść na arenę. Przemieszczałem się pomiędzy
ludźmi poszukując smukłej sylwetki Temari. Po chwili dostrzegłem
ją jak wychodziła z pomieszczenia, nad którym była czerwona
lampka, ale co ona tam robiła? Przecież to pomieszczenie było
do...nie ważne, pewnie zbierała informację.
-
Witaj, czy spędzi pani ze mną trochę czasu? - zapytałem
podchodząc do niej.
-
Wydajesz się być jedyną normalną osobą w tym towarzystwie,
więc...czemu nie – podeszliśmy do baru i usiedliśmy przy nim. -
O czym chciałbyś porozmawiać?
-
Temari – spojrzałem jej głęboko w oczy. - Muszę wejść na
arenę.
-
Ale Shikamaru, tam jest zbyt niebezpiecznie – powiedziała z
przerażeniem w oczach. - Mówiła ci przecież, że tam zginął mój
przyjaciel.
-
Po prostu muszę, dowiedziałem się, że Shōta lubi sobie pooglądać
walki.
-
A co jak coś ci się stanie? - Cały czas trzymała się swojego.
-
To wtedy cała nadzieja na zakończenie misji sukcesem należy do
ciebie – szepnąłem i odszedłem.
Teraz
musiałem zorientować się jak wziąć udział w walkach. Podszedłem
do ringu i zauważyłem niskiego i łysego faceta w czarnej koszulce
polo. Pomyślałem, że jest to swojego rodzaju sędzia. Podszedłem
do niego i rozpocząłem rozmowę.
-
Chciałbym wziąć udział w walkach – walnąłem prosto z mostu.
-
Walki zaraz się zaczynają, więc szybko do szatni i wbijaj się na
ring – powiedział beznamiętnie.
-
A jakieś zasady? - Spytałem.
-
Widzę, że nowy – zaśmiał się. - Zakaz kopania w kroczę i
wydłubywania oczu, poza tym rób co chcesz. Wygrywasz jeśli
przeciwnik: nie będzie zdolny do walki, albo się podda, lub w
najgorszym przypadku umrze, ale to ostatnie raczej rzadko się
zdarza. Wygrany zostaję tak długo, aż zostanie pokonany.
-
Rozumiem – pokiwałem głową. - A więc gdzie jest szatnia –
facet wskazał mi palcem jedne z drzwi.
Udałem
się w tamtym kierunku, zaraz po otworzeniu drzwi do moich nozdrzy
dotarł nieprzyjemny zapach potu. Wszedłem do szarej szatni, na
końcu pomieszczenia dostrzegłem prysznice. W szatni znajdowała się
parę osób. Popatrzyłem po szafkach, większość z nich była
zepsuta. Na szczęście udało mi się znaleźć jedną działającą.
Usiadłem przy niej i zacząłem się przygotowywać. Otworzyłem
szafkę i zobaczyłem w niej bandaże i mały nożyk. Postanowiłem
później zrobić z tych rzeczy mały użytek. Schowałem buty do
szafki i zdjąłem moje długi, czarne spodnie, po czym wziąłem
nożyk i zrobił z nich spodenki długie do kolan. Zdjąłem koszulkę
i owinąłem bandażem całą lewą rękę, ponieważ chciałem, aby
mój tatuaż ANBU został niezobaczony. Oprócz tego, owinąłem
jeszcze bandażem stopy trochę powyżej kostek. Byłem już gotowy.
Wyszedłem z szatni i podszedłem do tego samego faceta co wcześniej.
-
Jesteś gotowy? - zapytał, a ja skinieniem głowy dałem mu
pozytywną odpowiedź. Wziął mnie za ramie i wprowadził na ring. -
Panie i panowie! Mamy pierwszego zawodnika! Kto jako pierwszy i może
od razu ostatni rzuci rękawicę tamu młodemu mężczyźnie?! -
Krzyczał do tłumu wokół areny. - Czy znajdzie się jaki śmiałek?!
-
Ja mu skopie tyłek – na ring wszedł jakiś dobrze zbudowany
wysoki facet.
-
Mamy śmiałka! Rozejść się do narożników i...start! - Sędzia
machnął ręką.
Od Autora: Witam i...przepraszam, od ostatniego rozdziału minęło trochę (trochę dużo) czasu, ale dopiero w te święta znalazłem czas (po pewnym komentarzu), żeby wziąć się w garść i coś tam napisać. Mam nadzieję, że rozdział się podobał i nie zapomnicie o tej historii do mojego następnego wpisu.
Cudny rozdział :D Wyłapałam parę błędów, ale to nic i tak było dobrze ;p Shika zaczyna się interesować życiem Tem, a to mnie niezmiernie cieszy :D
OdpowiedzUsuńA mówiłeś, że nie szybko będzie kolejny rozdział, i co? Powodzenia czekam na dalsza cześć ;*
Twój komentarz mnie kopnął w tyłek ;P to dlatego udało mi się zebrać
UsuńCieszę się :D
OdpowiedzUsuńCzy wszystkie blogi ShikaTema muszą mieć taką długą przerwe w dodawaniu nowego rozdziału? Bartek nie karaj mnie (i innych czytelników) i dodaj coś wreszcie! Błagam!
OdpowiedzUsuńKiedy nowy rozdział? Ja tu zaglądam codziennie, a tu nic. Obijasz się Bartek ;p
OdpowiedzUsuńJestem na półmetku ;) jak się uda to pod koniec przyszłego tygodnia dodam...jak się uda ;c :D
UsuńNo hej. Tu Zira, nowe konto i te sprawy ;p
UsuńNie chce nic mówić, ale... Obijasz się mordko! :*
Super rozdział!! Ale widzę, że rozleniwiłeś się, a za nie długo miną 3 miesiące od napisania tego rozdziału :* Mam nadzieję, że chociaż ten nowy rozdział będzie dłuższy od tego( tak w ramach przeprosin). No i oczywiście życzę weny, abyś już nie karał nas tak długimi przerwami :*
OdpowiedzUsuń