poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Rozdział XVII

Po wejściu do biura Hokage, ta oznajmiła nam, że czekamy na jeszcze jedną osobę. Po niedługiej chwili do biura zawitał Sasuke. Po co on tu przyszedł?
- Zwołałam tutaj całą waszą trójkę z prostego powodu – zaczęła Piąta. - Pamiętacie waszą ostatnią misję? - Skierowała to pytanie do mnie i Shikamaru.
- Nasza ostatni misja polegała na odebraniu planów obronnych tej nowej wioski...Wioski Lodu? Chyba ta się nazywała ta wioska, mam rację? - Spytałam nie będąc pewna.
- Masz rację Temari. Problem w tym, że Wiosce Lodu została wypowiedziana wojna.
- Wojna? Przecież to mały skrawek ziemi, po co komuś takie ochłapy? - Spytała Shikamaru zimnym tonem.
- Wioska lodu jak wiecie jest położona w górach. Mają bardzo dużo potencjał surowcowy plus dobrze rozwinięte górnictwo i hutnictwo.
- A więc tu nie chodzi tyle o rozmiar ziemi co o jakość – dokończył Sasuke, a piąta przytaknęła mu głową.
- Ale jednak – podjął Shikamaru. - Co to ma wspólnego z naszą wioską?
- Jako, że wiedzieliśmy o potencjale Wioski Lodu, postanowiliśmy podpisać z nimi sojusz. My i wioska piasku. Ale wy pewnie tego nie wiecie. Polityka obchodzi was tyle co zeszłoroczny śnieg – westchnęła Piąta. - Wracając do zadania. Wioska lodu ma sporo ninja. Niestety owi ninja nie są zaprawieni w boju i nie mają doświadczenia wojennego. Wynika to z tego, że wioska jest nowo powstała, a jej jednostki militarne są młode, a więc potrzebują dowódców na przygotowującą się bitwę.
- Trzech dowódców? - Spytałam.
- Tak – Tsunade potwierdziła, wstała i zaczęła mówić swoim oficjalnym tonem. - Nara Shikamaru, Uchiha Sasuke, No Sabaku Temari. Ja, Piąta Hokage wyznaczam wam zadanie, mianowicie: udać się do Wioski Lodu, wesprzeć dowództwo swoją siłą i doświadczeniem, wygrać bitwę jednocześnie okrywając chlubą nasze wioski.
- Nie zgadzam się – odrzekł chłodno Shikamaru.
- Co to ma znaczyć? - Uniosła brew Tsunade.
- Wczoraj, podczas misji ANBU, razem z Sasuke zrobiliśmy postęp w moim zadaniu. Nie mogę tracić czasu na tą misję.
- To zadanie jest dla naszych wiosek bardzo ważne. Jeśli pokażemy się z dobrej strony to to zapoczątkuję wielką współpracę handlową między naszymi osadami.
- W wiosce jest wiele osób, które brały udział w czwartej wielkiej wojnie shinobi. Wiele osób może mnie zastąpić.
- A jednak – powiedziała zdenerwowana Tsunade. - A jednak wybrałam ciebie. I pójdziesz tam czy ci się to podoba czy nie – wrzasnęła tak strasznie, że musiałam się lekko skulić.
- Nie zgadzam się.
- Shiakamru – podjęła, uspakajając się ówcześnie ściskają lekko palcami swoje skronie. - Obiecuję, że po tej misji, możesz się poddać w całości swoim misją w ANBU. I ja nie będę w to nijak ingerować.
- Hai – powiedział zrezygnowany.
***
Całą drogę do Wioski Lodu było cicho. A droga wcale nie była krótka i łatwa. Starałam się porozmawiać z Shikamaru, ale na każdą próbę rozpoczęcia rozmowy ten odburkiwał coś i mierzył mnie lodowatym wzrokiem. Nawet Sasuke starał się o czymś pogadać, ale Nara zbywał go takim samym sposobem jak i mnie. Podczas posiłków było to samo, jedliśmy w ciszy i zajmowaliśmy się przygotowaniem strawy bez porozumiewania. W trakcie drugiego dnia podróży, krajobraz zaczął się zmieniać. Zielone korony drzew zostały pochłonięte przez śnieg. Przy drodze rosło mnóstwo ładnych i białych kwiatów. Pięknych do momentu, gdy serdecznie dość już miałam zimna i białych kolorów. Droga robiła się coraz cięższa do pokonania. W niektórych miejsca śnieg sięgający do kolan utrudniał marsz. Co raz częściej spotykaliśmy jakieś małe niebezpieczeństwa jak niedźwiedź czy wataha wilków. Czasami te zwierzęta były miłe i pozwalały nam przejść obok, a czasami musieliśmy się troszkę spocić, aby utorować sobie drogę. Na szczęście, czwartego dnia w południe, znak poinformował nas, że do Wioski Lodu zostało już tylko pięć kilometrów. Mimo doskwierającego chłodu szliśmy spokojnie przed siebie. Nagle poczułam dziwny dreszcz, który na pewno nie był wywołany zimnem.
- Spokojnie – szepnął Shikamaru do nas. - Na pewno wyczuliście to, że od jakiegoś czasu jesteśmy obserwowani – oboje przytaknęliśmy lekko. - Dobra zrobimy tak, jak tylko zaatakują to ja ich łapę, a wy...
W przestrzeni rozległy się okrzyki bojowe i wyskakując na nas 5 przeciwników, przystąpiła do ofensywy. Nara stał opanowany i złożył szybko dłonie w odpowiednią pieczęć: Kuro Higanbana. Spod Shikamaru wystrzeliło pięć długich cieni, które skrzepnie ominęły nas i połączyły się cieńmy naszych przeciwników, następnie zostali lekko przyciągnięci w naszym kierunku. Razem z Sasuke doskoczyliśmy do boków Nary. Sasuke wziął głęboki wdech powietrza, aby wykonać Katon: Gōkakyū no Jutsu, a ja już wyciągnęłam wachlarz.
- Nie atakujcie! - Warknął na nas Shikamaru.
- Czemu? - Sasuke wypuścił powietrze z płuc.
- Nie widzicie opasek? To są ninja Wioski Lodu – spojrzałam na czoła naszych przeciwników. Rzeczywiście, na blaszkach widniały trzy kreski, które pod koniec wywijały się do góry, najprawdopodobniej miało to symbolizować podmuchy zimnego wiatru. Które jak się zdążyłam przekonać występowały tu często.
- Dlaczego nas atakujecie? Nie widzicie, że jesteśmy ninjami Konohy? - Wskazał na swój ochraniacz Sasuke zdejmując ówcześnie kaptur swojej długiej, czarnej kurtki.
- Przepraszam – powiedział najprawdopodobniej dowódca grupy, który miał ciemne włosy. - Środki ostrożności. Po za tym, nie dostrzegliśmy waszych ochraniaczy – dodał trochę ciszej.
- Przypadki chodzą po ludziach – westchnął Shikamaru, a pięć jego cieni zaczęło wracać do swojego właściciela. - Jak rozumiem jesteście...
Nie dokończył, ponieważ musiał się uchronić przed atakiem katany wyprowadzonym zza jego pleców. Po nieudanym cięciu oponent przystąpił do drugiego ataku, tym razem skośnie od dołu. Shikamaru odchylił się lekko omijając ostrze i już ze swoim Ikagawashī no ken tak samo jak jego nieprzyjaciel zaatakował z dołu wybijając tym uderzeniem katanę przeciwnika do góry. Później Nara mocnym kopnięciem w kostkę przewalił konkurenta na ziemię. Złapał wcześniej wybitą katanę, która jeszcze nie upadła na ziemie. I oba miecze wbił skośnie przy szyi...dziewczyny, która go zaatakowała. Okazało się, że wrogiem była: brunetka o barwie loków takich jak dowódca grupy, zielonych oczach i o wieku nieco młodszym od Shikamaru.
- Co starałaś się uzyskać takimi atakami – zapytał ją Nara nieopuszczającym go od długiego czasu chłodnym jak tutejsze powietrze tonem, wyciągnął swojego Ikagawashī no ken i schował go do pochwy. Brunetka wstała, milczała i tylko gapiła się zadziornie prosto w jego oczy.
- Ayako! - Krzyknął męski głos. - Siostrzyczko! Dlaczego go zaatakowałaś?!
- Widziałaś ich zgranie?! Widziałaś jego indywidualne umiejętności?! - Ayako wytknęła palcem na Nare. - Żaden ninja z naszej wioski nigdy nie będzie tak silny! Jedyne co będziemy mogli zrobić w tej wojnie to zginąć!
- Przestań tak mówić! - Wrzasnął na nią tak okropnie, że dziewczyna tylko spuściła głowę, podeszła i zabrała swój miecz po czym udała się w kierunku wioski.
- Jesteśmy beznadziejni – burknęła tylko smutno na odchodne.
- Przepraszam, że moją siostrę – powiedział brunet. - Jestem Junji, a to jest moja grupa patrolowa. Chce jeszcze raz was przeprosić za incydent sprzed chwili z moją siostrą i naszym wcześniejszym atakiem na was.
- Nic się nie stało – powiedział znudzony Uchiha.
- Cieszę się – odpowiedział mu Junji. – A teraz. Może udacie się do wioski i spotkacie się z Aikage, aby omówić naszą współpracę?
- Świetny pomysł. Miłego patrolowanie granic. Na razie – pożegnał ich Sasuke.
Udaliśmy się do wioski według wytycznych. Po minięciu wielkiej bramy znaleźliśmy się na głównej ulicy. Na szczęście odśnieżonej. Praktycznie zaraz po wejściu głębiej w osadę uderzyła nas fala lekkiego ciepła dobiegającego ze sklepików wzdłuż ulicy. Nozdrza nacieszyły się zapachem różnych gotowanych i smażonych potraw. A kąciki naszych ust uniosły się lekko ku górze po śmiesznej rozmowie zasłyszanej od grupki dzieci stojących obok. No, przynajmniej moje kąciki, bo tamtych dwóch smutasów to chyba nic nie ruszy. Po chwili marszu w naszych oczach odbiła się duża wieża cała skuta lodem. To musiał być budynek administracyjny Wioski Lodu. Po stałych czynnościach jak: zweryfikowanie naszych tożsamości mogliśmy się udać do biura Aikage. Shikamaru lekko zapukał do drzwi i po sprzyjającej nam komendzie weszliśmy do środka. Za biurkiem siedział mężczyzna jeszcze w jako takiej sile wieku. W jako takiej, ponieważ jego siwe włosy i krótka broda zdradzały oznaki starości, ale ten twardy i nieustępliwy wyraz twarzy sprawiał odjęcie co najmniej 10 lat. Biuro mężczyzny było jak każde inne biuro: regały z dokumentami, biurko, okna i wszystko to w dość chłodnej barwie.
- Jak rozumiem jesteście tu na rozkazach Piątej? - Upewniał się.
- Tak, dostaliśmy polecenie, aby wesprzeć wasze dowództwo, drogi Aikage – ukłonił się lekko Sasuke.
- Dobra – zmierzył nas swoim spojrzeniem. - Które z was jest obiecanym przez Piątą strategiem?
- Zgaduję, że chodzi o mnie – wystąpił przed szereg Nara.
- Dobrze, chodźcie, podejdzie to mapy – wskazał na stolik przy oknie. - Pokaże wam jak się ma aktualnie sytuacja – na mapie, w centrum położona była Wioska Lodu, na północ od niej rozciągała się wielka góra. Cały papier był podziurawiony dużo ilością różnokolorowych chorągiewek, a najmniej było ich obok jeziora położonego na zachód od wioski. - Barbarzyńskie wojska przygotowują się do walki o tutaj i tutaj– wskazał na miejsce leżące poza górą i za jeziorem. - Nasze wojska na razie wszystkie znajdują się w granicach naszej osady.
- Jak przedstawiają się siły pod względem liczb? - Zapytał Shikamaru, analizując dokładnie mapę.
- Mamy pięć tysięcy wojska. Dwa tysiące z tego to zwykli mieszczanie.
- Skoro musieliście sięgać po jednostki spoza kręgu ninja to jak w takim razie prezentuję się wojsko przeciwnika?
- Sześć tysięcy.
- Kiedy nie ma się przewagi w liczbach i wyszkoleniu, jedyne co może uratować pozytywny przebieg bitwy to dobra taktyka.
- Dlatego poprosiliśmy o pomoc was, w mojej osadzie nie ma strategów - skwitował chłodno Aikage.
- Domyśliłem się – Shikamaru zamknął na chwilę oczy. - Muszę trochę pomyśleć nad tym wszystkim...taktyka nie jest czymś co można wymyślić w sekundę...no przynajmniej nie na taką bitwę.
- Rozumiem – powiedział Aikage, masując się lekko po swojej brodzie. - Rozkażę, aby kopia mapy została zaraz dostarczana do pana pokoju.
- Dziękuję – ukłonił się lekko Shikamaru.
- Słyszałaś, będziemy mieli własne pokoje – szepnął do mnie Sasuke.
- Życzycie sobie jeden wspólny czy każdy osobno? - Zapytała Aikage, który musiał usłyszeć Sasuke.
- Raz... - zaczęłam.
- Osobno – przerwał mi Nara i zmierzył mnie złym spojrzeniem. - Oczywiście, jeśli to nie problem, szanowny Aikage.
- Nie ma najmniejszego problemu.
- I jeszcze – zaczął Shikamaru. - Prosiłbym o dokumenty odnośnie każdego żołnierza biorącego udział w bitwie.
- Jutro z samego rana zostanie dostarczona, a teraz jeślibyście mogli opuścić moje biuro. Jestem zajęty. Sekretarka wskaże wam drogę do waszego lokum – Aikage machnął ręką, usiadł za biurkiem i zanurzył nos w stercie papierów.
***
Po rozejściu się do naszych pokoi, postanowiłam wziąć szybki prysznic. Położyłam się na łóżku, ale nie udało mi się zasnąć. Cały czas po głowie chodziła mi sprawa Shikamaru i zwoju. Muszę to uporządkować...po raz pięćdziesiąty szósty raz muszę to uporządkować. Shikamaru pokazuję się wieczorem, cały we krwi, jednak on sam nie ma żadnego zadrapania, posiada wielki zwój. Później, przychodzi do mnie Sakura i informuję mnie, że zwój zakazanych technik Konohy został skradziony. Czy to nie jest jednoznaczne? Shikamaru z jakiegoś powodu ukradł zwój własnej wioski. Nie...mimo, że wszystko wskazuje ewidentnie na Nare to z jakiegoś powodu mam wrażenie, że w tym wszystkim jest szczegół, który przeoczam, a właściwie to każdy by przeoczył. Ale co to może być? Po mojej głowię zaczęły chodzić jakieś głupie pomysły na temat złego brata bliźniaka Nary. Jeju...to wszystko jest za trudne. Dobra, to może zacznę myśleć jakoś inaczej. Nara ukradł zwój, ale jaki byłby tego cel? Otworzyłam balkon, aby do pokoju wpadło trochę świeżego powietrze, które miałam nadzieję, że okaże się pomocne przy moich trudnych rozmyśleniach.
Siedziałem na jednym z budynków, który znajdował się naprzeciwko naszych kwater mieszkalnych. Od kilku minut cały czas patrzyłem się na balkon z otwartymi drzwiami. To wszystko wydarzy się niedługo, praktycznie zaraz po tym jak wrócimy do wioski. Jeszcze nic nie zrobiłem, a już wiem, że to będzie dla mnie ciężkie. Jak ona da sobie z tym radę?„Wiem, że zranię przez to wiele bliskich mi osób, ale niestety muszę to zrobić”. Lecz mimo tego, że cały czas sobie to powtarzam to nie czuję się dzięki tym słowom lepiej, nie dodają mi siły, ani pewności siebie. One nawet nie dają mi chwilowego pocieszenia. Po prostu rzucam tymi słowami licząc nie wiadomo na co. Położyłem się na dachu, wpatrując w gwiazdy. W naszej wiosce jestem nazywany Strategiem. Więc powinienem mieć plan na wszystkie możliwe wydarzenia. Jednak teraz jestem w kropce, a nawet w dwóch. Pierwsza to bitwa, a druga to to co zamierzam zrobić po powrocie. Prawdopodobnie, nasz Strateg pójdzie na żywioł, przynajmniej w drugim przypadku, bo co do pierwszego do sytuacja przedstawiała się inaczej. W tej bitwie było coś, coś co jest głęboko ukryte, musiałam tego po prostu bardzo dobrze poszukać. Jeśli uda mi się na tym skupić to nie powinno mi zająć dużo czasu wysunięcie najlepszej z możliwych strategii. Ale tu pojawiał się kolejny problem, a mianowicie: musiałem się skupić. A nie mogłem, ponieważ cały czas myślałem o blondynce.
Nagle przeszedł mnie dziwny dreszcz. Wyciągnąłem ręce do góry i szybkim ruchem zacisnąłem je na ostrzu, zmierzającemu na moją twarz.
- Nie jestem w tej wiosce nawet jeden dzień, a to jest już trzeci atak na moją osobę – powiedziałem do zamaskowanego oprawcy.
Zacisnąłem mocniej dłonie na ostrzu i odrzuciłem je na bok. Po czym w trakcie wstawania szybkim kopnięciem po kostkach przewróciłem przeciwnika. Podszedłem do niego i zdjąłem mu maskę.
- Ayako? Tak brzmiało twoje imię? - Spytałem się w ogólnie nie zdziwiony faktem, że to właśnie ona, a nie kto inny był zamachowcem.
- Tak – odburknęła.
- Miałaś rację. Jesteście beznadziejni. Nie dość, że nawet głuchy usłyszałby twoje skradanie to jeszcze te ataki...to nie są ataki to jest przypadkowe machanie mieczem.
- Tak uczyli mnie w akademii – żachnęła się.
- No tak. Świeża wioska, świeży nauczyciele, zero doświadczenia – westchnąłem, a ta spojrzała się na mnie złymi, zielonymi oczami. - Na pocieszenie mogę ci powiedzieć, że każda wioska przez to przechodziła.
- Nie musisz mi tego mówić. Nie jestem głupia – warknęła, czerwona ze złości. A ja w tym czasie odwróciłem się, aby ujrzeć jak Temari zamyka drzwi od swojego balkonu. Znowu przeszedł mnie ostrzegawczy dreszcz. Musiałem się uchronić przed atakiem katany wyprowadzonym zza moich pleców. Po nieudanym cięciu Ayako przystąpiła do drugiego ataku, tym razem skośnie od dołu. Odchyliłem się lekko omijając ostrze i już ze swoim Ikagawashī no ken tak samo jak ona zaatakowałem od dołu, wybijając tym uderzeniem jej katanę do góry. Później mocnym kopnięciem w kostkę przewaliłem brunetkę, a ta jedyna co mogła zrobić to z impetem upaść na ziemię. Złapałem wcześniej wybitą katanę, która jeszcze nie upadła na ziemie. I oba miecze wbiłem skośnie przy jej zgrabnej szyi. Po chwili wyciągnąłem swój miecz i schowałem go do pochwy.
- Ninja nie daję się złapać dwa razy w taką samą pułapkę – skwitowałem, zostawiając brunetkę leżącą na ziemi. - Powtórzę ci jeszcze raz: nie machaj bezsensownie swoją bronią, przewiduj co może zrobić twój przeciwnik na podstawie informację jak masz, albo nabyłaś w trakcie walki z nim, działaj według jakiegoś planu, nawet jakiegokolwiek planu. Chodzenie na żywioł nie jest dobre w walce na śmierć i życie. Chyba, że na życiu ci nie zależy – podsumowałem i udałem się w dół budynku. Byłem zmęczony, musiałem się położyć spać.
***
Właśnie skończyłem brać prysznic. Lekko wilgotne po suszeniu włosy spiąłem gumką. Byłem już gotowy do spania. Miałem na sobie krótkie, ciemne spodenki dresowe i białą koszulkę na ramiączka. Chciałem jeszcze wziąć łyk mleka przed snem. Udając się do kuchni usłyszałem jak ktoś majstruję przy zamku moich wejściowych drzwi.
- Boże...to już nawet nie jest śmieszne, to upierdliwe – powiedziałem sam do siebie.
Podszedłem po cichu do drzwi. Położyłem jedną rękę na klamce, a drugą na zasuwce. Szybkim ruchem zwolniłem zasuwkę, otworzyłem drzwi, złapałem wpadającą do pokoju Ayako i skrępowałem jej ręce za plecami mocnym uściskiem.
- Na prawdę, jesteś upierdliwa.
Nagle poczułem jak jej dłonie robią się chłodne i śliskie. Przede mną stała lodowa figura Ayako. Lodowy klon? Mocne uderzenie w plecy, powaliło mnie na ziemię. Po sekundzie miałem założony mocny chwyt i prawię nie mogłem się ruszyć, a ręką na moim gardle uniemożliwiała poprawne oddychanie
- Zastosowałam się do twoich rad – powiedziała z uśmiechem.
Na jej nieszczęście. Zastosowany przez nią chwyt miał jeden minus. Jedna z nóg miała możliwość ruchu. Mocnym kopnięciem z kolana w żebra wybiłem ją z równowagi. Po czym skierowałem kolano pod jej bark i poprawiłem wcześniejszy efekt utraty równowagi. Położyłem jej rękę na szyi, zrzuciłem z siebie i założyłem jej identyczny chwyt. Tylko, że je trochę mniej naciskałem na jej gardło.
- Niech pomyślę. Nie zaatakowałaś mnie po raz trzeci w ten sam sposób. Przyszłaś z dobrym planem. Wyciągnęłaś wnioski z naszej ostatniej walki i przewidziałaś, że nie będę cię posądzał o myślenie – burknęła coś niewyraźne pod nosem. -Twoje ruchy były przemyślane i dobrze dobrane. Użyłaś doskonałego chwytu. Jednak jest jeden sposób na wydostanie się z niego. Patrz pokaże ci. Wróćmy do poprzedniego ustawienia. Dobra, słuchaj i patrz: atak kolanem pod żebra jak wiesz bolesny, potem poprawiasz kopnięciem w bark, przerzucenie przeciwnika i zastosowanie na nim jakiegoś chwytu obezwładniającego – wykonałem na niej szybko całą sekwencję ruchów. I teraz znowu ja byłem na górze. - Dobra pokaże ci to jeszcze raz powoli – wróciliśmy do starego ustawienia i pokazałem jej to powoli. - Teraz twoja kolej powoli. Kolano, żebra, kolano, bark, ręką, szyja, przerzut, chwyt. Dobrze. A teraz szybko.
- Kolano, żebra, kolano, bark, ręką, szyja, przerzut, chwyt – powtórzyła sobie powoli w głowie i wykonała szybko cały atak.
- Ała, dobrze – powiedziałem, a jej kaskada czarnych loków opadła na moją twarz. Wpatrywał się we mnie długo. Schyliła lekko głowę i złożyła na moich ustach gorący pocałunek. Nie wiem czemu, ale zacząłem oddawać jej pocałunki. Przywarliśmy do siebie, a nasze języki odprawiały swój rytualny taniec. Po chwili, wstałem razem z nią. Oplotła mnie swoimi nogami wokół bioder. Podszedłem do łóżka i położyłem na nim Ayako, aby po chwili przykryć ją delikatnie swoim ciałem i zacząć obdarowywać jej szyję pocałunkami i zapuszczać ręce w dół, aby rozpiąć jej bluzkę. Jedno było pewne tej nocy nie pójdę spać ta wcześnie jak chciałem.
***
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Ayako nie było przy mnie. Wstałem szybko, założyłem na siebie spodenki i otworzyłem drzwi.
- Dokumenty żołnierzy od szanownego pana Aikage do pana Nary – powiedział pierwszy z facetów, który trzymał stertę papierów. Wychyliłem i zobaczyłem za facetem jeszcze pięciu innych z równie dużymi kupkami papierów.
- Proszę położyć w środku obok biurka – wskazałem im drogę.
- Hai.
Kiedy już wyszli postanowiłem poszukać Ayako. Znalazłem ją w kuchni, robiącą coś przy kuchence.
- Robisz śniadanie? - Spytałem przytulając ją od tyłu.
- Wow, nasz strateg jest bardzo spostrzegawczy – zaśmiała się podczas gdy całowałem ją w szyję.
- Widziałaś robotę, którą muszę się zająć – wskazałem na starte papierów.
- Jak mnie ładnie poprosisz to mogę ci pomóc – powiedziała ze słodkim uśmiechem.

- Ta...ale mam wrażenie, że nie tylko to masz zamiar za mną robić – westchnąłem.

Od Autora: Rozdział 17 przybył...Wow, czekam na lincz z waszej strony odnośnie "Co ten Shika robi z tą Ayako?" :P Muszę powiedzieć, że cieszę się, że udało mi się w miarę szybko ukończyć rozdział plus bardzo fajnie mi się pisało ten fragment mojej opowieści. Mam nadzieję, że nie dopatrzyliście się jakiejś dużej ilości błędów i ogólnie, że wam się podobało i nie możecie się doczekać kolejnego rozdziału :)  

0 komentarze:

Prześlij komentarz