Po
wejściu do biura Hokage, ta oznajmiła nam, że czekamy na jeszcze
jedną osobę. Po niedługiej chwili do biura zawitał Sasuke. Po co
on tu przyszedł?
-
Zwołałam tutaj całą waszą trójkę z prostego powodu – zaczęła
Piąta. - Pamiętacie waszą ostatnią misję? - Skierowała to
pytanie do mnie i Shikamaru.
-
Nasza ostatni misja polegała na odebraniu planów obronnych tej
nowej wioski...Wioski Lodu? Chyba ta się nazywała ta wioska, mam
rację? - Spytałam nie będąc pewna.
-
Masz rację Temari. Problem w tym, że Wiosce Lodu została
wypowiedziana wojna.
-
Wojna? Przecież to mały skrawek ziemi, po co komuś takie ochłapy?
- Spytała Shikamaru zimnym tonem.
-
Wioska lodu jak wiecie jest położona w górach. Mają bardzo dużo
potencjał surowcowy plus dobrze rozwinięte górnictwo i hutnictwo.
-
A więc tu nie chodzi tyle o rozmiar ziemi co o jakość –
dokończył Sasuke, a piąta przytaknęła mu głową.
-
Ale jednak – podjął Shikamaru. - Co to ma wspólnego z naszą
wioską?
-
Jako, że wiedzieliśmy o potencjale Wioski Lodu, postanowiliśmy
podpisać z nimi sojusz. My i wioska piasku. Ale wy pewnie tego nie
wiecie. Polityka obchodzi was tyle co zeszłoroczny śnieg –
westchnęła Piąta. - Wracając do zadania. Wioska lodu ma sporo
ninja. Niestety owi ninja nie są zaprawieni w boju i nie mają
doświadczenia wojennego. Wynika to z tego, że wioska jest nowo
powstała, a jej jednostki militarne są młode, a więc potrzebują
dowódców na przygotowującą się bitwę.
-
Trzech dowódców? - Spytałam.
-
Tak – Tsunade potwierdziła, wstała i zaczęła mówić swoim
oficjalnym tonem. - Nara Shikamaru, Uchiha Sasuke, No Sabaku Temari.
Ja, Piąta Hokage wyznaczam wam zadanie, mianowicie: udać się do
Wioski Lodu, wesprzeć dowództwo swoją siłą i doświadczeniem,
wygrać bitwę jednocześnie okrywając chlubą nasze wioski.
-
Nie zgadzam się – odrzekł chłodno Shikamaru.
-
Co to ma znaczyć? - Uniosła brew Tsunade.
-
Wczoraj, podczas misji ANBU, razem z Sasuke zrobiliśmy postęp w
moim zadaniu. Nie mogę tracić czasu na tą misję.
-
To zadanie jest dla naszych wiosek bardzo ważne. Jeśli pokażemy
się z dobrej strony to to zapoczątkuję wielką współpracę
handlową między naszymi osadami.
-
W wiosce jest wiele osób, które brały udział w czwartej wielkiej
wojnie shinobi. Wiele osób może mnie zastąpić.
-
A jednak – powiedziała zdenerwowana Tsunade. - A jednak wybrałam
ciebie. I pójdziesz tam czy ci się to podoba czy nie – wrzasnęła
tak strasznie, że musiałam się lekko skulić.
-
Nie zgadzam się.
-
Shiakamru – podjęła, uspakajając się ówcześnie ściskają
lekko palcami swoje skronie. - Obiecuję, że po tej misji, możesz
się poddać w całości swoim misją w ANBU. I ja nie będę w to
nijak ingerować.
-
Hai – powiedział zrezygnowany.
***
Całą
drogę do Wioski Lodu było cicho. A droga wcale nie była krótka i
łatwa. Starałam się porozmawiać z Shikamaru, ale na każdą próbę
rozpoczęcia rozmowy ten odburkiwał coś i mierzył mnie lodowatym
wzrokiem. Nawet Sasuke starał się o czymś pogadać, ale Nara
zbywał go takim samym sposobem jak i mnie. Podczas posiłków było
to samo, jedliśmy w ciszy i zajmowaliśmy się przygotowaniem strawy
bez porozumiewania. W trakcie drugiego dnia podróży, krajobraz
zaczął się zmieniać. Zielone korony drzew zostały pochłonięte
przez śnieg. Przy drodze rosło mnóstwo ładnych i białych
kwiatów. Pięknych do momentu, gdy serdecznie dość już miałam
zimna i białych kolorów. Droga robiła się coraz cięższa do
pokonania. W niektórych miejsca śnieg sięgający do kolan
utrudniał marsz. Co raz częściej spotykaliśmy jakieś małe
niebezpieczeństwa jak niedźwiedź czy wataha wilków. Czasami te
zwierzęta były miłe i pozwalały nam przejść obok, a czasami
musieliśmy się troszkę spocić, aby utorować sobie drogę. Na
szczęście, czwartego dnia w południe, znak poinformował nas, że
do Wioski Lodu zostało już tylko pięć kilometrów. Mimo
doskwierającego chłodu szliśmy spokojnie przed siebie. Nagle
poczułam dziwny dreszcz, który na pewno nie był wywołany zimnem.
-
Spokojnie – szepnął Shikamaru do nas. - Na pewno wyczuliście to,
że od jakiegoś czasu jesteśmy obserwowani – oboje przytaknęliśmy
lekko. - Dobra zrobimy tak, jak tylko zaatakują to ja ich łapę, a
wy...
W
przestrzeni rozległy się okrzyki bojowe i wyskakując na nas 5
przeciwników, przystąpiła do ofensywy. Nara stał opanowany i
złożył szybko dłonie w odpowiednią pieczęć: Kuro Higanbana.
Spod Shikamaru wystrzeliło pięć długich cieni, które skrzepnie
ominęły nas i połączyły się cieńmy naszych przeciwników, następnie zostali lekko przyciągnięci w naszym kierunku. Razem z
Sasuke doskoczyliśmy do boków Nary. Sasuke wziął głęboki wdech
powietrza, aby wykonać Katon: Gōkakyū no Jutsu, a ja już
wyciągnęłam wachlarz.
-
Nie atakujcie! - Warknął na nas Shikamaru.
-
Czemu? - Sasuke wypuścił powietrze z płuc.
-
Nie widzicie opasek? To są ninja Wioski Lodu – spojrzałam na
czoła naszych przeciwników. Rzeczywiście, na blaszkach widniały
trzy kreski, które pod koniec wywijały się do góry,
najprawdopodobniej miało to symbolizować podmuchy zimnego wiatru. Które jak się zdążyłam przekonać występowały tu często.
-
Dlaczego nas atakujecie? Nie widzicie, że jesteśmy ninjami Konohy?
- Wskazał na swój ochraniacz Sasuke zdejmując ówcześnie kaptur
swojej długiej, czarnej kurtki.
-
Przepraszam – powiedział najprawdopodobniej dowódca grupy, który
miał ciemne włosy. - Środki ostrożności. Po za tym, nie
dostrzegliśmy waszych ochraniaczy – dodał trochę ciszej.
-
Przypadki chodzą po ludziach – westchnął Shikamaru, a pięć
jego cieni zaczęło wracać do swojego właściciela. - Jak rozumiem
jesteście...
Nie
dokończył, ponieważ musiał się uchronić przed atakiem katany
wyprowadzonym zza jego pleców. Po nieudanym cięciu oponent
przystąpił do drugiego ataku, tym razem skośnie od dołu.
Shikamaru odchylił się lekko omijając ostrze i już ze swoim
Ikagawashī no ken tak samo jak jego
nieprzyjaciel zaatakował z dołu wybijając tym uderzeniem katanę
przeciwnika do góry. Później Nara mocnym kopnięciem w kostkę
przewalił konkurenta na ziemię. Złapał wcześniej wybitą katanę,
która jeszcze nie upadła na ziemie. I oba miecze wbił skośnie
przy szyi...dziewczyny, która go zaatakowała. Okazało się, że
wrogiem była: brunetka o barwie loków takich jak dowódca grupy,
zielonych oczach i o wieku nieco młodszym od Shikamaru.
-
Co starałaś się uzyskać takimi atakami – zapytał ją Nara nieopuszczającym go od długiego czasu chłodnym jak tutejsze
powietrze tonem, wyciągnął swojego Ikagawashī
no ken i schował go do pochwy. Brunetka wstała, milczała i
tylko gapiła się zadziornie prosto w jego oczy.
-
Ayako! - Krzyknął męski głos. - Siostrzyczko! Dlaczego go
zaatakowałaś?!
-
Widziałaś ich zgranie?! Widziałaś jego indywidualne
umiejętności?! - Ayako wytknęła palcem na Nare. - Żaden ninja z
naszej wioski nigdy nie będzie tak silny! Jedyne co będziemy mogli
zrobić w tej wojnie to zginąć!
-
Przestań tak mówić! - Wrzasnął na nią tak okropnie, że
dziewczyna tylko spuściła głowę, podeszła i zabrała swój miecz
po czym udała się w kierunku wioski.
-
Jesteśmy beznadziejni – burknęła tylko smutno na odchodne.
-
Przepraszam, że moją siostrę – powiedział brunet. - Jestem
Junji, a to jest moja grupa patrolowa. Chce jeszcze raz was
przeprosić za incydent sprzed chwili z moją siostrą i naszym
wcześniejszym atakiem na was.
-
Nic się nie stało – powiedział znudzony Uchiha.
-
Cieszę się – odpowiedział mu Junji. – A teraz. Może udacie
się do wioski i spotkacie się z Aikage, aby omówić naszą
współpracę?
-
Świetny pomysł. Miłego patrolowanie granic. Na razie – pożegnał
ich Sasuke.
Udaliśmy się do wioski według wytycznych. Po minięciu wielkiej bramy znaleźliśmy
się na głównej ulicy. Na szczęście odśnieżonej. Praktycznie
zaraz po wejściu głębiej w osadę uderzyła nas fala lekkiego ciepła
dobiegającego ze sklepików wzdłuż ulicy. Nozdrza nacieszyły się
zapachem różnych gotowanych i smażonych potraw. A kąciki naszych
ust uniosły się lekko ku górze po śmiesznej rozmowie zasłyszanej
od grupki dzieci stojących obok. No, przynajmniej moje kąciki, bo
tamtych dwóch smutasów to chyba nic nie ruszy. Po chwili marszu w
naszych oczach odbiła się duża wieża cała skuta lodem. To musiał
być budynek administracyjny Wioski Lodu. Po stałych czynnościach
jak: zweryfikowanie naszych tożsamości mogliśmy się udać do biura
Aikage. Shikamaru lekko zapukał do drzwi i po sprzyjającej nam
komendzie weszliśmy do środka. Za biurkiem siedział mężczyzna
jeszcze w jako takiej sile wieku. W jako takiej, ponieważ jego siwe
włosy i krótka broda zdradzały oznaki starości, ale ten twardy i
nieustępliwy wyraz twarzy sprawiał odjęcie co najmniej 10 lat.
Biuro mężczyzny było jak każde inne biuro: regały z dokumentami,
biurko, okna i wszystko to w dość chłodnej barwie.
-
Jak rozumiem jesteście tu na rozkazach Piątej? - Upewniał się.
-
Tak, dostaliśmy polecenie, aby wesprzeć wasze dowództwo, drogi
Aikage – ukłonił się lekko Sasuke.
-
Dobra – zmierzył nas swoim spojrzeniem. - Które z was jest
obiecanym przez Piątą strategiem?
-
Zgaduję, że chodzi o mnie – wystąpił przed szereg Nara.
-
Dobrze, chodźcie, podejdzie to mapy – wskazał na stolik przy
oknie. - Pokaże wam jak się ma aktualnie sytuacja – na mapie, w
centrum położona była Wioska Lodu, na północ od niej rozciągała
się wielka góra. Cały papier był podziurawiony dużo ilością
różnokolorowych chorągiewek, a najmniej było ich obok
jeziora położonego na zachód od wioski. - Barbarzyńskie wojska
przygotowują się do walki o tutaj i tutaj– wskazał na miejsce
leżące poza górą i za jeziorem. - Nasze wojska na razie wszystkie
znajdują się w granicach naszej osady.
-
Jak przedstawiają się siły pod względem liczb? - Zapytał
Shikamaru, analizując dokładnie mapę.
-
Mamy pięć tysięcy wojska. Dwa tysiące z tego to zwykli
mieszczanie.
-
Skoro musieliście sięgać po jednostki spoza kręgu ninja to jak w
takim razie prezentuję się wojsko przeciwnika?
-
Sześć tysięcy.
-
Kiedy nie ma się przewagi w liczbach i wyszkoleniu, jedyne co może
uratować pozytywny przebieg bitwy to dobra taktyka.
-
Dlatego poprosiliśmy o pomoc was, w mojej osadzie nie ma strategów - skwitował chłodno Aikage.
-
Domyśliłem się – Shikamaru zamknął na chwilę oczy. - Muszę
trochę pomyśleć nad tym wszystkim...taktyka nie jest czymś co
można wymyślić w sekundę...no przynajmniej nie na taką bitwę.
-
Rozumiem – powiedział Aikage, masując się lekko po swojej
brodzie. - Rozkażę, aby kopia mapy została zaraz dostarczana do
pana pokoju.
-
Dziękuję – ukłonił się lekko Shikamaru.
-
Słyszałaś, będziemy mieli własne pokoje – szepnął do mnie
Sasuke.
-
Życzycie sobie jeden wspólny czy każdy osobno? - Zapytała Aikage,
który musiał usłyszeć Sasuke.
-
Raz... - zaczęłam.
-
Osobno – przerwał mi Nara i zmierzył mnie złym spojrzeniem. -
Oczywiście, jeśli to nie problem, szanowny Aikage.
-
Nie ma najmniejszego problemu.
-
I jeszcze – zaczął Shikamaru. - Prosiłbym o dokumenty odnośnie
każdego żołnierza biorącego udział w bitwie.
-
Jutro z samego rana zostanie dostarczona, a teraz jeślibyście mogli
opuścić moje biuro. Jestem zajęty. Sekretarka wskaże wam drogę
do waszego lokum – Aikage machnął ręką, usiadł za biurkiem i
zanurzył nos w stercie papierów.
***
Po
rozejściu się do naszych pokoi, postanowiłam wziąć szybki
prysznic. Położyłam się na łóżku, ale nie udało mi się
zasnąć. Cały czas po głowie chodziła mi sprawa Shikamaru i
zwoju. Muszę to uporządkować...po raz pięćdziesiąty szósty raz
muszę to uporządkować. Shikamaru pokazuję się wieczorem, cały
we krwi, jednak on sam nie ma żadnego zadrapania, posiada wielki
zwój. Później, przychodzi do mnie Sakura i informuję mnie, że
zwój zakazanych technik Konohy został skradziony. Czy to nie jest
jednoznaczne? Shikamaru z jakiegoś powodu ukradł zwój własnej
wioski. Nie...mimo, że wszystko wskazuje ewidentnie na Nare to z
jakiegoś powodu mam wrażenie, że w tym wszystkim jest szczegół,
który przeoczam, a właściwie to każdy by przeoczył. Ale co to
może być? Po mojej głowię zaczęły chodzić jakieś głupie
pomysły na temat złego brata bliźniaka Nary. Jeju...to wszystko
jest za trudne. Dobra, to może zacznę myśleć jakoś inaczej. Nara
ukradł zwój, ale jaki byłby tego cel? Otworzyłam balkon, aby do
pokoju wpadło trochę świeżego powietrze, które miałam nadzieję,
że okaże się pomocne przy moich trudnych rozmyśleniach.
Siedziałem
na jednym z budynków, który znajdował się naprzeciwko naszych
kwater mieszkalnych. Od kilku minut cały czas patrzyłem się na
balkon z otwartymi drzwiami. To wszystko wydarzy się niedługo,
praktycznie zaraz po tym jak wrócimy do wioski. Jeszcze nic nie
zrobiłem, a już wiem, że to będzie dla mnie ciężkie. Jak ona da
sobie z tym radę?„Wiem, że zranię
przez to wiele bliskich mi osób, ale niestety muszę to zrobić”.
Lecz mimo tego, że cały czas sobie to powtarzam to nie czuję się
dzięki tym słowom lepiej, nie dodają mi siły, ani pewności
siebie. One nawet nie dają mi chwilowego pocieszenia. Po prostu
rzucam tymi słowami licząc nie wiadomo na co. Położyłem się na
dachu, wpatrując w gwiazdy. W naszej wiosce jestem nazywany
Strategiem. Więc powinienem mieć plan na wszystkie możliwe
wydarzenia. Jednak teraz jestem w kropce, a nawet w dwóch. Pierwsza
to bitwa, a druga to to co zamierzam zrobić po powrocie.
Prawdopodobnie, nasz Strateg pójdzie na żywioł, przynajmniej w
drugim przypadku, bo co do pierwszego do sytuacja przedstawiała się
inaczej. W tej bitwie było coś, coś co jest głęboko ukryte,
musiałam tego po prostu bardzo dobrze poszukać. Jeśli uda mi się
na tym skupić to nie powinno mi zająć dużo czasu wysunięcie
najlepszej z możliwych strategii. Ale tu pojawiał się kolejny
problem, a mianowicie: musiałem się skupić. A nie mogłem,
ponieważ cały czas myślałem o blondynce.
Nagle
przeszedł mnie dziwny dreszcz. Wyciągnąłem ręce do góry i
szybkim ruchem zacisnąłem je na ostrzu, zmierzającemu na moją
twarz.
-
Nie jestem w tej wiosce nawet jeden dzień, a to jest już trzeci
atak na moją osobę – powiedziałem do zamaskowanego oprawcy.
Zacisnąłem
mocniej dłonie na ostrzu i odrzuciłem je na bok. Po czym w trakcie
wstawania szybkim kopnięciem po kostkach przewróciłem przeciwnika.
Podszedłem do niego i zdjąłem mu maskę.
-
Ayako? Tak brzmiało twoje imię? - Spytałem się w ogólnie nie
zdziwiony faktem, że to właśnie ona, a nie kto inny był
zamachowcem.
-
Tak – odburknęła.
-
Miałaś rację. Jesteście beznadziejni. Nie dość, że nawet
głuchy usłyszałby twoje skradanie to jeszcze te ataki...to nie są
ataki to jest przypadkowe machanie mieczem.
-
Tak uczyli mnie w akademii – żachnęła się.
-
No tak. Świeża wioska, świeży nauczyciele, zero doświadczenia –
westchnąłem, a ta spojrzała się na mnie złymi, zielonymi oczami.
- Na pocieszenie mogę ci powiedzieć, że każda wioska przez to
przechodziła.
-
Nie musisz mi tego mówić. Nie jestem głupia – warknęła,
czerwona ze złości. A ja w tym czasie odwróciłem się, aby ujrzeć
jak Temari zamyka drzwi od swojego balkonu. Znowu przeszedł mnie
ostrzegawczy dreszcz. Musiałem się uchronić przed atakiem katany
wyprowadzonym zza moich pleców. Po nieudanym cięciu Ayako
przystąpiła do drugiego ataku, tym razem skośnie od dołu.
Odchyliłem się lekko omijając ostrze i już ze swoim Ikagawashī
no ken tak samo jak ona zaatakowałem od dołu, wybijając tym
uderzeniem jej katanę do góry. Później mocnym kopnięciem w
kostkę przewaliłem brunetkę, a ta jedyna co mogła zrobić to z
impetem upaść na ziemię. Złapałem wcześniej wybitą katanę,
która jeszcze nie upadła na ziemie. I oba miecze wbiłem skośnie
przy jej zgrabnej szyi. Po chwili wyciągnąłem swój miecz i
schowałem go do pochwy.
-
Ninja nie daję się złapać dwa razy w taką samą pułapkę –
skwitowałem, zostawiając brunetkę leżącą na ziemi. - Powtórzę
ci jeszcze raz: nie machaj bezsensownie swoją bronią, przewiduj co
może zrobić twój przeciwnik na podstawie informację jak masz,
albo nabyłaś w trakcie walki z nim, działaj według jakiegoś
planu, nawet jakiegokolwiek planu. Chodzenie na żywioł nie jest
dobre w walce na śmierć i życie. Chyba, że na życiu ci nie
zależy – podsumowałem i udałem się w dół budynku. Byłem
zmęczony, musiałem się położyć spać.
***
Właśnie
skończyłem brać prysznic. Lekko wilgotne po suszeniu włosy
spiąłem gumką. Byłem już gotowy do spania. Miałem na sobie
krótkie, ciemne spodenki dresowe i białą koszulkę na ramiączka.
Chciałem jeszcze wziąć łyk mleka przed snem. Udając się do
kuchni usłyszałem jak ktoś majstruję przy zamku moich wejściowych
drzwi.
-
Boże...to już nawet nie jest śmieszne, to upierdliwe –
powiedziałem sam do siebie.
Podszedłem
po cichu do drzwi. Położyłem jedną rękę na klamce, a drugą na
zasuwce. Szybkim ruchem zwolniłem zasuwkę, otworzyłem drzwi,
złapałem wpadającą do pokoju Ayako i skrępowałem jej ręce za
plecami mocnym uściskiem.
-
Na prawdę, jesteś upierdliwa.
Nagle
poczułem jak jej dłonie robią się chłodne i śliskie. Przede mną
stała lodowa figura Ayako. Lodowy klon? Mocne uderzenie w plecy,
powaliło mnie na ziemię. Po sekundzie miałem założony mocny
chwyt i prawię nie mogłem się ruszyć, a ręką na moim gardle
uniemożliwiała poprawne oddychanie
-
Zastosowałam się do twoich rad – powiedziała z uśmiechem.
Na
jej nieszczęście. Zastosowany przez nią chwyt miał jeden minus.
Jedna z nóg miała możliwość ruchu. Mocnym kopnięciem z kolana w
żebra wybiłem ją z równowagi. Po czym skierowałem kolano pod jej
bark i poprawiłem wcześniejszy efekt utraty równowagi. Położyłem
jej rękę na szyi, zrzuciłem z siebie i założyłem jej identyczny
chwyt. Tylko, że je trochę mniej naciskałem na jej gardło.
-
Niech pomyślę. Nie zaatakowałaś mnie po raz trzeci w ten sam
sposób. Przyszłaś z dobrym planem. Wyciągnęłaś wnioski z
naszej ostatniej walki i przewidziałaś, że nie będę cię
posądzał o myślenie – burknęła coś niewyraźne pod nosem.
-Twoje ruchy były przemyślane i dobrze dobrane. Użyłaś
doskonałego chwytu. Jednak jest jeden sposób na wydostanie się z
niego. Patrz pokaże ci. Wróćmy do poprzedniego ustawienia. Dobra,
słuchaj i patrz: atak kolanem pod żebra jak wiesz bolesny, potem
poprawiasz kopnięciem w bark, przerzucenie przeciwnika i
zastosowanie na nim jakiegoś chwytu obezwładniającego –
wykonałem na niej szybko całą sekwencję ruchów. I teraz znowu ja
byłem na górze. - Dobra pokaże ci to jeszcze raz powoli –
wróciliśmy do starego ustawienia i pokazałem jej to powoli. -
Teraz twoja kolej powoli. Kolano, żebra, kolano, bark, ręką,
szyja, przerzut, chwyt. Dobrze. A teraz szybko.
-
Kolano, żebra, kolano, bark, ręką, szyja, przerzut, chwyt –
powtórzyła sobie powoli w głowie i wykonała szybko cały atak.
-
Ała, dobrze – powiedziałem, a jej kaskada czarnych loków opadła
na moją twarz. Wpatrywał się we mnie długo. Schyliła lekko głowę
i złożyła na moich ustach gorący pocałunek. Nie wiem czemu, ale
zacząłem oddawać jej pocałunki. Przywarliśmy do siebie, a nasze
języki odprawiały swój rytualny taniec. Po chwili, wstałem razem
z nią. Oplotła mnie swoimi nogami wokół bioder. Podszedłem do
łóżka i położyłem na nim Ayako, aby po chwili przykryć ją
delikatnie swoim ciałem i zacząć obdarowywać jej szyję
pocałunkami i zapuszczać ręce w dół, aby rozpiąć jej bluzkę.
Jedno było pewne tej nocy nie pójdę spać ta wcześnie jak
chciałem.
***
Obudziło
mnie pukanie do drzwi. Ayako nie było przy mnie. Wstałem szybko,
założyłem na siebie spodenki i otworzyłem drzwi.
-
Dokumenty żołnierzy od szanownego pana Aikage do pana Nary –
powiedział pierwszy z facetów, który trzymał stertę papierów.
Wychyliłem i zobaczyłem za facetem jeszcze pięciu innych z równie
dużymi kupkami papierów.
-
Proszę położyć w środku obok biurka – wskazałem im drogę.
-
Hai.
Kiedy
już wyszli postanowiłem poszukać Ayako. Znalazłem ją w kuchni,
robiącą coś przy kuchence.
-
Robisz śniadanie? - Spytałem przytulając ją od tyłu.
-
Wow, nasz strateg jest bardzo spostrzegawczy – zaśmiała się
podczas gdy całowałem ją w szyję.
-
Widziałaś robotę, którą muszę się zająć – wskazałem na
starte papierów.
-
Jak mnie ładnie poprosisz to mogę ci pomóc – powiedziała ze
słodkim uśmiechem.
-
Ta...ale mam wrażenie, że nie tylko to masz zamiar za mną robić –
westchnąłem.
Od Autora: Rozdział 17 przybył...Wow, czekam na lincz z waszej strony odnośnie "Co ten Shika robi z tą Ayako?" :P Muszę powiedzieć, że cieszę się, że udało mi się w miarę szybko ukończyć rozdział plus bardzo fajnie mi się pisało ten fragment mojej opowieści. Mam nadzieję, że nie dopatrzyliście się jakiejś dużej ilości błędów i ogólnie, że wam się podobało i nie możecie się doczekać kolejnego rozdziału :)
0 komentarze:
Prześlij komentarz