czwartek, 30 kwietnia 2015

Rozdział XIX

W sali znajdowali się już prawię wszyscy. Byłem ja, Sasuke, Junji i reszta dowódców. Aikage przed chwilą wyszedł na moment w celu załatwiania jakieś szybkiej sprawy. Brakowało nam tylko Temari. Po kilku minutkach drzwi od sali otworzył się i dołączyła do nas Temari, a zaraz za nią Aikage. Blondynka wyglądała strasznie. Jej włosy były w strasznym nieładzie, oczy podkrążone jakby od długiego czasu nie spała. Po zajęciu miejsc przez naszą przed chwilą brakującą dwójkę zacząłem przemowę:
- Skoro mam już wszystkich to najwyższa pora zacząć – powiedziałem i podszedłem do dużej mapy, rozwieszonej na jednej ze ścian. - Wczoraj razem z Sasuke postanowiliśmy sprawdzić jak wyglądają oddziały nieprzyjaciela nad jeziorem. Okazało się, że fort nad wodą jest tylko zagraniem taktycznym i tak naprawdę jest prawię, że pusty – w kręgu naszych dowódców przeszłą fala szmerów. - Znajduję się tam jeden marionetkarz, która wraz ze swymi kukłami sprawia wrażenie, że w forcie rzeczywiście ktoś się znajduje i udało mu się tym nabrać nasz wydział wywiadowczy – odwróciłem się do mapy i wyciągnąłem wszystkie kolorowe chorągiewki znajdujące się przy jeziorze i wbiłem je w górach. - Więc wszystkie siły znajdują się w górach. Nasi wrogowie chcieli nas zmusić do podziału, ale udało nam się przejrzeć przez ich trik. Dlatego teraz wiem już co musimy zrobić – złapałem za wskaźnik i zacząłem przykładać go w odpowiednich miejscach. - Oddział Sasuke wraz ze wsparciem medycznym obejdzie górę i zaatakuję ich z tyłu. Jego oddział zostanie wzmocniony o połowę mojego. Jako dobrze usłyszeliście, mój oddział zostaje podzielony. Jedną połową będę zarządzał oczywiście ja, a drugą Ayako – Temari prychnęła. - Chciałbym, abyście w momencie zainicjowania walki nie wbili się na sto procent swoich możliwości. Po prostu macie ich zająć. Nie musicie zadać mi dużych strat. Najważniejsze jest to, abyście sami stracili jak najmniej ludzi. Razem z Sasuke będziemy tego pilnowali. Wracając, kiedy przeciwnicy zobaczą nasze oddziały na ich tyłach to pomyślą, że zagraliśmy według ich zasad i część z nas udała się nad jezioro. Wtedy oddział Temari i druga połowa mojej jednostki dowodzona przez Ayako zaatakuje ich z tyłu. Wypchniemy ich z gór do sił Sasuke, a dystansowi ninja zajmą taktyczne pozycji do ataków. Będą zamknięci i nie będą wstanie nic zrobić – Aikage zaczął wolno klaskać.
- Bardzo ładnie nam to przedstawiłeś – powiedział władca Wioski Lodu.
- Dziękuję, Aikage-sama. I przepraszam, że tak długo mi to zajęło.
- Ja mam jedno pytanie – wstał Junji. - Sądzisz, że rzucanie Ayako na tak głęboką wodę jak dowodzenie tysiącem ludzi jest dobre?
- Jest zaraz po mnie osobą, która zna najlepiej taktykę. Ufam, że się jej uda – powiedziałem mierząc jej brata chłodnym spojrzeniem. W sali znowu zapanował lekki szmer. - Dobrze, czy są jakieś pytania? - Odpowiedziała mi cisza. - Skoro nie to kończę naszą dzisiejszą odprawę. Kiedy od wszystkich głównodowodzących dostanę raport informujące mnie o gotowości ich oddziałów do walki to wtedy wyruszymy. Dziękuję za wysłuchanie, jesteście wolni – wszyscy wstali i zaczęli kierować się ku wyjściu, złapałem Temari za rękę i pociągnąłem lekko do siebie. - Ale z tobą chce jeszcze chwile porozmawiać – kiedy wszyscy już wyszli i zostaliśmy tylko we dwójkę, oparłem się o ścianę i skrzyżowałem ręce na piersi, chciałem zacząć. - Słucha...
- O co chodzi? - Spytała zmęczonym i zdenerwowanym głosem.
- Czy coś się dzieje? Wyglądasz, wybacz mi, ale strasznie.
- Ostatnio jakoś mam dużo ciężkich rozmyśleń.
- A tak naprawdę? - Spytałem krzyżując ręce na piersi.
- A tak naprawdę to jest mi cholernie smutno, że facet, którego...facet taki jak ty bzyka jakąś Ayako – wytknęła mi cała czerwona. Chciałem już podnieść gardę, ale Temari jeszcze nie skończyła. - Plus mam mętlik w głowię po twoich fochach na Hokage i przychodzeniu do domu cały we krwi z podejrzanym zwojem. To jest to co mnie męczy od wielu dniu – puknęła mnie palcem w klatkę piersiową. - Może mi pomożesz to rozwikłać? - Blondynka nie doczekała się odpowiedzi. - Tak myślałam – powiedziała i udało się w kierunku wyjścia.
- Chciałbym ci pomóc, ale nie mogę, nie mogę ci powiedzieć co się teraz dzieje – stwierdziłem z żalem.
- I nawet nie wiesz jak mnie tym ranisz – powiedziała i trzasnęła drzwiami, zostawiając mnie czującego się jako ostatnie ścierwo na Ziemi.
***
Siedziałem opierając się o ścianę pod oknem. Od dwóch dni nie wychodziłem i rozmyślałem na temat Temari. Niestety, ale byłem w patowej sytuacji. Zacząłem bawić się moim ochraniaczem, obracałem go w dłoni, przyglądałem się mu. Wszystko zdarzy się niedługo, a ona będzie musiała na to patrzeć i cierpieć. Ktoś bez pukania wszedł do mojego pokoju. Okazało się, że to nie kto inny jak Ayako.
- Wczoraj wszedł raport odnośnie gotowości do walki naszego ostatniego dywizjonu – powiedziała. - Wszyscy już się ustawili w odpowiednich szykach przed wioską. Czekamy na ciebie – wrzuciłem ochraniacz do plecaka, który był już spakowany i czekał tylko na zakończenie bitwy i powrót do domu.
- Chodźmy – rozkazałem. 
Szliśmy przez miasto i napotykaliśmy nieprzychylne spojrzenia ludzi. A właściwie to nie my tylko ja. Wszyscy patrzyli się na moją osobę z tą obojętnością. Ludziom bardzo nie podobał się fakt, że ninja spoza ich własnej wioski będą dowodzili ich wojskiem. 
- Załatwiłaś to dla mnie? - Spytałem i poczułem jak dziewczyna wsuwa mi do ręki upragniony przedmiot. - Dziękuję. 
Dotarliśmy do wyznaczonego miejscu pełnego żołnierzy. Wszyscy głównodowodzący plus Ayako ustawili się wokół mnie.
- Słuchajcie to chyba ten moment – powiedziałem do nich. - Spójrzcie na twarze tych żołnierzy. Niedługo wezmą udział w bitwie i boją się, boją się jak cholera. Dlatego twierdzę, że to jest ten moment – wszyscy pokiwali pozytywnie głową.
- Ja zacznę - powiedziała Ayako. Podeszła do swojego pododdziału liczącego tysiąc osób. - Słuchajcie! - Krzyknęła do nich. - Wiem czego się boicie. Wszyscy jesteśmy ludźmi i nieważne co będziemy mówić to i tak każdy z nas boi się śmierci. Idziemy na bitwę. Wielu z was może zginąć, wielu okryć się chwałą poprzez wykazaną męskość i odwagę. Nie wiem jak wy – zrobiła efektywną pauzę. - Ale ja nie mam zamiaru dzisiaj umierać! Pójdę tam, wygram i wrócę z tego pola jako zwycięzca – w jej oddziale zapanowała wrzawa, co sugerowało, że słowa dziewczyny trafiły do serc jej podwładnych. Junji po przemówieniu siostry postanowił nie być gorszy. Podszedł do swojego małego oddziału.
- Wiem, że na każdym z was będzie ciążyła wielka odpowiedzialność podczas bitwy. Ale wiedzcie, że ufam wam bezgranicznie. Znam was wszystkich i wiem, że wasze umiejętności są nietuzinkowi. Pamiętacie jedno z najważniejszych praw medic ninja? „Medic ninja nie może dać się zranić podczas walki”. Każdy z was wypełni dzisiaj ten punkt w stu procentach i wróci żywy do domu. Od zawsze, na każdej bitwie oddziały medyczne odgrywały wielką rolę, często to medic ninja wygrywają walki. Wierzę, że nasz oddział będzie jednym z tych, który przesądzi o triumfie naszej osady! - Widać rodzeństwo miało niebywały talent do przemów, ponieważ tak jak i poprzednio twarze całego oddziału zmieniły się diametralnie z niezdecydowanych na pewne.
- Jak wszyscy wiecie idziemy na bitwę – zaczął Sasuke przed swoimi dwutysięcznymi siłami.- Bitwy mają taką zależność, że ludzie giną bo obu stronach konfliktu. Dawno temu, kiedy zaczynałem swoją karierę ninja to na jednej z pierwszych misji, mój sensei powiedział do mnie pewne słowa, których nigdy nie zapomnę, a mianowicie „Nie pozwolę moim towarzyszom zginąć”. Mimo tego, że jestem z Wioski Liścia, a w Lodu i nie znam was w ogóle – zrobił pauzę. - To na mocy podpisanego przez władze naszych wiosek sojuszu – Sasuke złapał powietrze w płuca. - Na mocy tego sojuszy stałem się waszym towarzyszem i pozwólcie mi wypowiedzieć teraz przed wami te niezapomniane przez ze mnie słowa mojego sensei: nie pozwolę moim towarzyszom zginąć! A więc moi towarzyszę, chodźmy tam, nakopmy naszym wrogom i wróćmy jako żywi bohaterowie okrywając się chwałą – spojrzałem wyrozumiale na Temari, a ta wybełkotała coś i podeszła do swojego oddziału, niestety przez wrzenie ludzi Sasuke nie usłyszałem jakie słowa wypowiedział do siebie Temari.
- Mam nadzieję, że każdy z was zna założenia taktyczne, ponieważ jeśli je znacie to wiecie, że w momencie zajęcia przez nas miejsc na górze, wygrywamy. Więc wymagam od was wielkiego zaangażowania, ponieważ ja No Sabaku Temari z Wioski Piasku, córka Czwartego Kazekage i siostra Piątego nie przegrywam, a że nie mogę wygrać tej bitwy sama, dlatego proszę was: słuchajcie moich rozkazów i dajcie z siebie wszystko, a wrócimy jako zwycięscy! - Niestety wrzawa, która zapanowała w oddziale Temari nie była zbyt duża, więc postanowiłem przejąć pałeczkę. Stanąłem na jednej z dużych oblodzonych skał i zacząłem mówić:
- Słuchajcie wszyscy! Nie chce przemówić do was jako taktyk, dowódca czy ninja. Chce, abyście wysłuchali najzwyklejszego w świecie człowieka. Wiem, że czujecie się źle z powodu, iż dowodzić wami będą ninja spoza waszej wioski. Jednak chce żebyście wiedzieli, że nie jest wstydem otrzymywać lub prosić o pomoc innych. Wstydem jest ją odrzucać w momencie, gdy jej potrzebujemy. Dlatego proszę, nie patrzcie na nas jak na wrogów, lecz jak na kompanów, którzy będą was bronić i zasłonią was własnym ciałem jeśli będzie taka potrzeba. Przed chwilą prosiłem, abyście wysłuchali mnie jako zwykłego człowieka, a teraz proszę was, abyście wysłuchali mnie jako – założyłem na czoło przedmiot, który dostałem wcześniej od Ayako. Był to ochraniacz Wioski Lodu. - Jednego z was. Więc proszę was! Pójdźcie za mną i obrońcie Naszą wioskę!
- Tak.
- Dokładnie.
- Rozwalmy ich – wśród szeregów wojska przeszła fala pozytywnych odzewów. Zeskoczyłem ze skały.
- Ruszajmy - powiedziałem do Sasuke i Junji'ego. - A wy czekajcie na znak – wskazałem na Ayako i Temari.
***
Shikamaru wyruszył z Sasuke i swoimi oddziałami parę minut temu. Ja i moja aktualna partnerka Ayako byłyśmy na siebie skazane, co rzecz jasna mi nie odpowiadało. Siedziałyśmy naprzeciwko siebie na ziemi. Oddzielała nas mapa, która spłonęłaby, gdyby mogła odbierać całą nienawiść jaką słałam w kierunku brunetki. Ale niestety, ani mapa, ani Ayako nie spłonęły pod wpływem mojego wzorku. Brunetka na domiar złego cały czas patrzyła mi się bezczelnie prosto w oczy i za nic miała całą pogardę jaką ją darzę. Przeciągnęła się leniwie i zaczęła:
- Długo będziesz się tak na mnie lampiła z morderczą żądzą – powiedziała równie bezczelnie co patrzyła.
- Uważaj, aby żądza nie przerodziła się w czyny – ostrzegłam ją.
- Jeśli przerodzi się w czyny to nie będziesz wstanie dowiedzieć się tego co chce ci powiedzieć – powiedziała obojętnie i sztucznie zaczęła się przyglądać mapie.
- A dlaczego miałoby mnie to niby interesować? - Spytałam z udawanym zaciekawieniem.
- Bo dotyczy to Shikamaru – nagle zimny podmuch wiatru przeszedł przez miejsce naszego legowiska. - Zainteresowana?
- Nie wiem co widzi w tobie Nara. Jesteś tylko wredną dziewczynką, która stara się osiągnąć jakieś swoje chore cele za pomocą innych.
- Och – zasłoniła usta dłonią. - A to ci niespodzianka. Jakie to jak to ładnie nazwałaś chore cele staram się osiągnąć i kogo niby wykorzystuję? - Rozmowa stała się bardziej napięta.
- Hmmm...pomyślmy – przyłożyłam palec do policzka. - Jakaś mała, nic nieznacząca dziewczynka zaraz po przybyciu dowódców, wpada do łóżka najważniejszego z nich i niedługo dostaje awans na jego zastępczynie, dowodzi tysięcznym oddziałem. Czyli podsumowując. Cel: zaistnienie w świecie ninja. Osoba wykorzystana: Nara Shikamaru – w mojej wypowiedzi było tyle gestykulacji, że po opuszczeniu dłoni po ostatnim słowie, poczułam jak bardzo zmęczył mi się ręce. Kurde, ale byłam nakręcona. Niech ktoś przyniesie budyń! Bo zaraz będą tutaj żeńskie zapasy...
- Ja to widzę, trochę inaczej – powiedziała poważnym tonem, patrząc mi prosto w oczy. - Do wioski przychodzą dowódcy. Los sprawia, że jeden z dowódców trafia na pewną dziewczynę. Facet i dziewczyna niestety są w potrzasku. Ona idzie przez życie bez jakiegokolwiek celu, żyjąc z dnia na dzień szarą rzeczywistością czekając na śmierć. On w przeciwieństwie do niej ma cel i chcąc go zrealizować musi skrzywdzić bliskie mu osoby. Mimo, że chce go tak strasznie mocno zrealizować to jest sam jak palec w tym swoim ciemnym korytarzu, w który idzie coraz głębiej, bo wie, że jego upragniona rzecz jest na samym jego końcu. Potrzebował po prostu drugiej osoby, która go wysłucha. I nie mogły być to osoby, które nasuwały mu się na pierwszą myśl, ponieważ nie chciał, nie mógł, nie potrafił im się wygadać. A jako, że dziewczyna też potrzebowała oparcia to postanowili sobie pomóc. I zwierzali się sobie nawzajem. Co prawda po wynikało z tych rozmów różne czynności, ale były one tylko pustymi czynnościami, pozbawionymi jakichkolwiek uczuć.
- Pozbawionymi jakichkolwiek uczuć? - Spytałam cicho.
- Tak. A właściwie to ta dziewczyna czuła jakby facet cały czas myślami był przy innej kobiecie. Plus ta dziewczyna chce cię ostrzec. Po pierwsze jeśli nie zrozumiałaś, a wydaję mi się, że zrozumiałaś to nie iszczę sobie żadnych praw do Nary, a po drugie to...niedługo, nie wiem kiedy, ale coś złego wydarzy się z osobą, o której cały czas gadamy.
- A ty wiesz co i mi powiesz – powiedziałam twardo.
- Wiem i ci nie powiem, po prostu uważaj.
- Macie już wyruszać! - W głowię rozbrzmiał mi głos Nary. Skontaktował się z nami za pomocą techniki Shindenshin no Jutsu - Za chwile nawiążemy kontakt z nieprzyjacielem. Będziemy się z nimi bawili tak długo, aż nie zajmiecie gór. Więc macie się już zbierać. Za nim dotrzecie do gór to nasi wrogowi powinni już być nieźle rozkojarzeni – spojrzałam na Ayako, a ona na mnie. Tą rozmowę musiałyśmy dokończyć kiedy indziej.
Za chwilę mieliśmy zaatakować. Wszyscy czekali tylko na mój znak, ale na razie razem z Sasuke obserwowałem siły wroga. Były pokaźne, ale najważniejsze było to, aby misja Ayako i Temari się powiodła. W momencie przejęcia gór, wygrana miała być tylko kwestią formalną. Tylko...jakoś nie odczuwałem, aby to miało być takie proste. Spojrzałem na twarz jednego z dowódców. Była nieruchoma co oznaczało tylko jedno, bał się. Nie dziwiłem mu się. Każdy tutaj się bał. Nawet ja czułem lekki niepokój. Teraz albo nigdy.
- Do ataku!
Wydarłem się i ruszyłem w pierwszym szeregu, a za mną zerwał się hufiec ludzi. Chyba każda osoba, która za mną podążała postanowiła dodać sobie odwagi jakimś okrzykiem albo rykiem. Pole bitwy zahuczało od wrzasków naszego oddziału. Po naszych okrzykach przyszła pora na okrzyki naszych lekko zaskoczonych przeciwników. Widziałem jak nasi wrogowie szturchali się nawzajem, popychali, przekazywali rozkazy, budzili, podawali broń, przygotowywali się do odparcia. Poczułem zapach pierwszej przelanej krwi, która spoczywała na moim mieczu. Mój Ikagawashī no ken...miałem dziwne wrażenie, że ta katana dokona dzisiaj cudownych rzeczy. Pole bitwy zagęściło się od nieprzyjaciół i przyjaciół, którzy docierali z końca naszych szeregów. Bitwy rozpoczęła się na dobre. Szczęk i zgrzyt spotykanych przez siebie ostrzy nie ustępował i cały czas dawał się we znaki moim uszom. Rzadziej niż szczęk moje uszy napotykały dźwięki wycia rannych lub już nieżywych. Co prawda nie mogłem usłyszeć i zarejestrować ich wszystkich, ale na razie obie strony trzymały się dziarsko. Jak na zawołanie po mojej myśli jeden z naszych upadł mi prosto przed nogami. Kiedy dostałem chwilę, aby rozejrzeć się po polu bitwy dostrzegłem, że jesteśmy zbyt blisko góry i za chwilę znajdziemy się w ogniu rażenia ich technik dystansowych. Spojrzałem na Sasuke, a ten już wiedział co robić. Odskoczył kawałek do tyłu i wykonał technikę. Niebo zaczęło lekko błyszczeć, aby po chwili wydać na środek pola pojedynczą, wielka błyskawicę, która przerzedziła lekko szeregi naszych wrogów. Był to umówiony znak i wszyscy wiedzieli, że po czymś takim muszą przestać tak mocno szarżować, a w miarę możliwości nawet ciut się wycofać. Do momentu przejęcia gór przez będące w drodze oddziały Temari i Ayako musieliśmy walczyć w taki sposób. A ile to było czasu? Około godziny na samo dotarcie do celu, a one musiały go jeszcze przejąć.
***
Minęło już mniej więcej pół godziny. Rezultaty walki dawały mi się powoli we znaki. Ręce bolały od ciągłego trzymania katany i blokowania ciosów przeciwników. Nogi zaczynały odmawiać posłuszeństwa i płynnych ruchów. Serce niemiłosiernie waliło w piersi, jakby chciało odpokutować za jakieś grzechy. Oddech przerodził się w lekkie sapanie, a całą twarz miałem mokrą od potu, co wraz z włosami, które wymykały się spod gumki nie dawało przyjemnego efektu. Po kolejnym zablokowanym uderzeniu, ręce nie wytrzymały i opadły ku ziemi. Czułem jak ktoś wyprowadza na mnie cios zza pleców, ale nie miałem już siły, aby się odwrócić. Przygotowałem się na przyjęcie uderzenie, gdy nagle moje ciało samo się poruszyło i zablokowało nadchodzący w moją stronę toporek. To było dziwne, ale jako że byłem zmęczony to stwierdziłem, że nie ma sensu się nad tym zastanawiać, szczególnie, że wokół mnie toczyła się walka, która sprawiła, że w powietrzu wisiał już ten typowy, towarzyszący każdej bitwie odór krwi. Na ziemi znajdowało się coraz więcej ciał. Czasami widziałem jak ktoś z oddziału medycznego zabiera rannego i transportuje go w bezpieczne miejsce w celu opatrzenia jego ran. Z każdym kolejnym atakiem czułem się coraz dziwniej. Moje ciało coraz bardziej stawiało opór i nie poruszało się według moich wytycznych. Ciosy, które wyprowadzałem zupełnie nie oddawały stylu walki jakim nauczyłem się posługiwać. Z jakiegoś powodu czułem też jakby moje zmysły się wyostrzyły, przewidywałem ataki przeciwników z taką pewnością, jakbym moje doświadczenie sięgało niepamiętnych czasów. Przez długi czas się to sprawdzało, ale niestety chyba za bardzo polegałem na tych wszystkich dziwnych impulsach, które same wprawiały moje ciało w ruch. Spojrzałem na góry, widziałem jak tutejsi ninja czekają, aż przybliżymy się wystarczająco blisko. Po sekundach wpatrywania się w nich ujrzałem coś co napełniło moje serce szczęściem. Oddziały Temari i Ayako rozpoczęły ofensywę i w trymiga zajęły pozycję. Widziałem jak wszyscy ustawieni tam ninja machają w naszym kierunku. Teraz była kolej na naszą ofensywę.
- Dopychamy ich! - Krzyknąłem do Sasuke, a ten dał całemu oddziałowi umówiony znak, którego nie mogli pominąć, gdyż w pole bitwy uderzył dwie wielki błyskawicę. - Ała.
Złapałem się za bok i spojrzałem na rękę, była cała we krwi. Nagle poczułem drugie pchnięcie i wylądowałem na ziemi. Dotknąłem jeszcze raz ran kutych i spojrzałem na słońce, które strasznie raziło oczy. Przysłoniłem je lekko ręką, ale ta po chwili bezwładnie osunęła się, a ja odpłynąłem.
***
Obudziłem się podczas, kiedy moje ciało dryfowało na tafli wody. Patrząc w górę dostrzegłem tylko rozciągająca się ciemność. Przed sobą miałem bezkresny półmrok, taki sam który dostrzegłem w miejscu gdzie powinienem zobaczyć sufit. Rozejrzałam się na boki z nadzieją, że znajdę jakieś wyjście, ale niestety pomieszczenie, w którym się znajdowałem było korytarzem i pozwalało mi iść tylko i wyłącznie przed siebie. No nie...przecież to jest to samo miejsce, które odwiedzałem w snach, kiedy byłem chory. Co ja tu teraz robię?
- Chodź do mnie! Szybko! - Przerażający i dobrze znany mi głos rozbrzmiał w sali.
Biegłem szybko, ale nie dlatego, że ten ktoś mi kazał tylko dlatego, że pamiętałem jak to działa. Musiałem szybko dotrzeć do mojego przeciwnika, pokonać go i wyjść z tego koszmaru. Raz mi się już udało, więc za drugim razem nie powinienem mieć problemów. Mijałem wszystko to co widziałem podczas choroby. Zmasakrowane ciała, litry krwi, cegły z wyrytymi imionami. Ale na szczęście w miarę szybko udało mi się dotrzeć do tych trzech upragnionych tabliczek: „Sarutobi Asuma”, „Nara Shikaku”, „Nara Miyuki”. Wszedłem do pokoju, ale nie zobaczyłem tej trójki, której się spodziewałem. Na środku za kratami stał tylko ten silnie zbudowany mężczyzna, ubrany w biało-czarną szatę z wieloma mieczami u boku. Miał na sobie czerwono-złoto nagolenniki i karwasze. Jego białe włosy były długie i spiczaste, krótsze z nich opadały na jego poliki. Twarz miał bardzo poważną i doświadczoną, a jego niebieskie oczy był wyprane z emocji.
- Uwielbiam bitwy – rzekł cicho.
- Zakończmy to szybko, nie mam czasu, muszę wracać – powiedziałem do niego, ale ten tylko beznamiętnie stał w miejscu. Złapałem ostrza czakry. - Stawaj do walki.
- Jesteś naprawdę głupi – pokiwał z dezaprobatą. Zaczął iść powoli w moim kierunku. Kraty zniknęły po jego ówczesnym zbliżeniu się do nich. Złapał mnie szybko za czaszkę i rzucił do tyłu. Wstałem i ruszyłem w jego kierunku, ale w starym miejscu pojawiły się kraty i uniemożliwiły mi przejście dalej. - Pokaże twoim kompanom jak się walczy.
Nara zaczął lekko majaczyć. Otworzył oczy, odtrącił medyka, wstał chwiejąc się przy tym lekko.
- Dobra, pełna ofensywa, co nie Shikamaru?
Spytałem go, ale zupełnie mnie olał i ruszył przed siebie. Odpychał wszystkich stojących mu na drodze. Podbiegłem do niego i położyłem rękę na barku.
- Ej stary, wszystko ok? - Zadałem kolejne pytanie. Odwrócił się i spojrzał mi prosto w oczy. Jego nienaturalnie czarne spojówki...myślałem, że wywiercą we mnie dziurę.
- Spadaj, Sasuke – rzucił metalicznym głosem. 

Od Autora: Witam, to już czwarty rozdział w tym miesiącu, ostatnio taki dobry wynik miałem...dawno temu. Chciałbym poinformować, że mam zamiar teraz wziąć się za edycje starych rozdziałów, ponieważ podczas pisania tej notki wróciłem do momentu choroby Shikamaru i po przeczytaniu stwierdziłem, że chyba dobrze by było przeczytać wszystko jeszcze raz, popoprawiać błędy, usunąć jakieś powtórzenia itd. więc następny rozdział doczeka się swojej premiery w trochę późniejszym czasie ;) Jak wam się podoba? Co myślicie, że się stanie? Która przemowa naszych głównodowodzących podobała się wam najbardziej?

4 komentarze:

  1. Na samym początku powiem rozdziały rewelacyjne naprawdę w szczególności, że ostatni raz weszłam na twojego bloga 2 tygodnie temu i tu proszę 3 rozdziały do przeczytania co mi się bardzo spodobało. Trzymam kciuki, abyś utrzymał dalej takie dobre tempo.
    A wracając do fabuły to miałam ochotę zabić ciebie XD za tą sprawę z Ayako ale później wybrnąłeś z tej sytuacji całkiem dobrze. Najbardziej podobała mi się przemowa Sasuke, aż wzruszyłam się troszkę na drugim miejscu jest Shikamaru. Mam kilka teorii na temat tego co się stanie, ale czekam z niecierpliwością na twoje dzieła :).
    Na koniec tradycyjnie życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że podobnie myślimy :D mi też najbardziej podobała się przemowa Sasuke. Dzięki za ciepłe słowa i oszczędzenie mojego życia po sytuacji Ayako-Shikamaru :P

      Usuń
  2. Nominowałam cię do LA więcej informacji tutaj ----- > http://moje-nominacje-wiktoria-bugno.blogspot.com/p/liebster-award-10.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Nominowałam cię do LA więcej informacji tutaj: http://akatsuki-arissa.blogspot.com/2015/05/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń