środa, 25 marca 2015

Rozdział XV

Siedziałam na jasnej, skórzanej sofie i czekałam na Daikiego. Oczywiście w czasie czekania nie próżnowałam i starałam się ułożyć jakiś sensowny plan ataku, ale nic, ale to zupełni nic nie przychodziło mi do głowy. Spowodowane to było tym, że za każdym razem jak coś mi zaczynało świtać to zaraz zostawało zgaszone przez myśl o Daikim. Usłyszałam jak na dole panuję wrzawa. Co oni się tak pruli? Facetów nie da się zrozumieć...Daiki na przykład. Świetnie! Znów się rozkojarzyłam. Usłyszałam czyjś chód, spojrzałam w kierunku wejścia i...świetnie Daiki szczerzący się do swojej „pani”. I całe wymyślanie jakiegokolwiek planu poszło się kochać, czyli coś co ja niby miałam za chwilę robić. No cóż...co do planu to musiałam zdać się na żywioł, może to i lepiej.
- Hej skarbie – powiedział z nieschodzącym uśmiechem.
Uśmiech, który chciałam mu zedrzeć z twarzy. Nawet nie wiem, w którym momencie patrzenia się na niego coś we mnie pękło. Wstałam z kanapy i w błyskawicznym tempie znalazłam się przed nim i trzy szybkie uderzenia w podbrzusze, oszołomiły go. Po mocnym kopnięciu wylądował na ścianie. Wyciągnęłam schowane kunaie i przygwoździłam go nimi do ściany. Głowę miał spuszczoną. Nie był nieprzytomny. Był po prostu oszołomiony, zszokowany.
- Dlaczego? - Spytałam się, wyczuwając lekką łamliwość w moim głosie. - Dlaczego nie wróciłeś do wioski skoro żyłeś? Czy ty wiesz ile czasu cię opłakiwałam i obarczałam winą za wszystko co tu się stało przed laty?
- Temari? - Spytał półprzytomnym głosem.
- A z kim jeszcze tu byłeś, kiedy cię tu prawię zabili?! - Warknęłam na niego, starając się wytrzeć ten przeklęty makijaż, który miałam na sobie. Zapewne wyglądałam jak potwór.
- Dlaczego nie wróciłem? - przerwał swoją ledwo zaczętą wypowiedz. - To jest dobre pytanie. A nawet bardzo dobre – uniósł głowę i spojrzał mi prosto w oczy. - Ale mam lepsze. Powiedz mi dlaczego nikt mnie nie szukał?
- A myślisz, że w trakcie przygotowań do Czwartej Światowej Wojny Shinobi szuka się zwłok?! - Warknęłam po raz kolejny, ale po ostatnim słowie moja złość została zastąpiona przez lekki strach, którego źródłem były mroczne i złe ślepia wpatrzone w moją osobę.
- A więc kolejne pytanie. Kto powiedział, że jestem martwy? - Przemilczałam i zrobiło mi się jakoś dziwnie źle. - No tak: „A z kim jeszcze tu byłem?” - Zadał kolejne pytanie z przekąsem, na które spuściłam głowę i przestałam patrzeć w jego oczy, były zbyt straszne. - No, ale myślałaś, że nie żyję. Oni też, a nawet to ja sam tak myślałem przez bardzo długi czas, ale miałem szczęście, że wyrzucili mnie do pobliskiego lasu jeszcze lekko dychającego. Nie wiem ile tam leżałem, ale znowu szczęście dało mi się we znaki, bo pewien pustelnik, który wyjątkowa daleko tego dnia zapuścił się na zbieranie ziół, znalazł moje ciało i postanowił mi pomóc. Nie wiem, czy moja opaska ninji pomogła mu w podjęciu, no cóż, dla mnie dobrej decyzji. Po długim czasie wyleczył mnie z moich licznych ran. Ogarnął mnie lekki smutek, ponieważ od momentu jak zacząłem kontaktować to zapewniałem go, że za niedługo przyjdą ninja z mojej wioski i jak tylko wrócę do domu to wynagrodzę mu całą jego opiekę nade mną w pieniądzach. Ale jak wiesz nikt się nie zjawiał. Zasmucił mnie bardzo ten fakt – westchnął. - No i oczywiście trochę rozzłościł. A nawet bardzo. Stwierdziłem, że skoro dla wioski jestem tylko Jōninem, którego można jak gdyby nigdy nic wysłać na śmierć i nawet nie chcieć odzyskać jego zwłok, to chyba nie opłaca mi się tam wracać. Ale jeśli nie tam to gdzie? Zapewniałem pustelnika, że się odwdzięczę i ze względu na całą dobroć jaką mi zaoferował, postanowiłem dotrzymać obietnicy. Więc, wróciłem tutaj. Mogłoby to się wydawać trochę głupie, ale wszyscy są tu tak głupi jak i ten pomysł – zażartował. - Ale jak powiedziałem wszyscy są tu tak głupi, że przejąc kontrolę nad tak ciemnymi masami było zbyt proste, żeby z tego nie skorzystać – jego uśmiech po żarcie znikł. - Więc przejąłem kontrolę. I sterowałem wszystkim stąd, a nikt mnie nie mógł podejrzewać, bo przecież byłem dla was martwy. Po pewnym czasie i dużych zyskach. Spłaciłem dług, który zaciągnąłem u pustelnika, z bonusami oczywiście – zamyślił się i podjął znowu. - Podejdź bliżej, a zdradzę ci pewne dwie mądrości życiowe, którą nabyłem przez te lata – nie wiem dlaczego, ale posłuchałam się go i podeszłam do niego bliżej. Staliśmy praktycznie twarzą w twarz. - Pierwsza to, że przez całe życie zaciągamy „życiowe” długi u napotkanych ludzi i dajemy się zaciągnąć u nas innym. A u schyłku naszych dni nasz stan konta wszystkich tych długów zostaje rozliczony i wychodzi czy więcej daliśmy czy może jednak więcej wzięliśmy nie dając innym przy tym nic. Jedyne to czego jestem pewien to to, że spłaciłem dług u pustelnika, ale to rozliczanie leży w indywidualnej kwestii każdego z nas – uśmiechnął się lekko po raz kolejny. - Druga życiowa rada to: nie ufaj nikomu, a szczególnie mi.
Zamachnął się głową, jedyną częścią ciała, którą mógł ruszać po przygwożdżeniu do ściany i z impetem uderzył mnie w czoło. Cofnęłam się parę kroków trzymając się za obolałą głowę, z którego popłynęło trochę krwi. Kiedy już odzyskałam na chwilę utraconą świadomość to Daiki stał już gotowy do walki ze swoimi dwiema buławami, które wirowały wraz z jego nadgarstkami, które miał w zwyczaju w ten sposób rozgrzewać.
Biegłem ile sił w nogach na górę, a że sił wiele nie miałem to mój „sprint” zostawiła wiele do życzenia. Jedyne o czym myślałem to to, żeby jak najszybciej pomóc Temari, ten koleś, ten koleś był bardzo niebezpieczny, każdy byłby wstanie to stwierdzić po krótkiej rozmowie. Musiałem się pośpieszyć...
Cały czas atakowałam go moją techniką Fūton: Kakeami. Fale wiatru jednak nie znajdowały swojego celu. Daiki skrupulatnie je omijał. Plus był tego jeden i oboje zdawaliśmy sobie z tego sprawę: on nie miał szans wyprowadzić żadnego kontrataku. Nasza walka była prosta i opierała się na szczęściu: kto pierwszy opadnie z sił. Ja z chakry czy może to jego zawiedzie kondycja. Moja ciągłe powtarzana technika miała tylko jeden cel: nie dać choćby jednej najmniejszej możliwości do ataku na moją osobę, pamiętałam dlaczego Daiki został Jōninem. Stało się to przez jego zdolności, które sprawiały, że danie mu jednej takiej możliwości kończyło się zazwyczaj śmiercią przeciwnika. Pewne było to, że w moim wypadku wystarczy jeden atak, aby ten mógł mnie zabić. Dlatego musiałam kontynuować moją Fūton: Kakeami i zmusić go do defensywnej postawy. Byłem pewna siebie. Poziom mojej chakry był wysoki, przez mój trening i to, że moja najsłabsza z możliwych technik wymagała mało energii, a spełniała zamierzony efekt, na który po prostu trzeba było cierpliwie zaczekać.
Wbiegłem szybko do pomieszczenia, a moim oczom ukazała się Temari, która szarżowała swoją Fūton: Kakeami na Shōte. Bez namysłu zająłem miejsce u jej boku i wykonałem pieczęć do Kagemane no Jutsu, kiedy nagle poczułem potężny kopniak posyłający mnie prosto na ziemię.
- O co ci chodzi Temari?! - Wrzasnąłem na nią. - Przecież chce ci pomóc.
- To moja walka i nawet nie waż mi się do niej wtrącać – powiedziała nie przestając atakować.
- Po to jesteśmy duetem, aby sobie pomagać. Nie rozumiesz tego?
- Rozumiem, a ty zrozum, że tą walkę mam zamiar stoczyć sama! - Krzyknęła na mnie.
Westchnąłem tylko przeciągle. Jak chce. Jeśli coś jej się stanie to niech nie myśli, że będzie mi jej szkoda, chciałem pomóc, sam się tu wepchnęła, więc teraz jeśli wrócę sam do wioski z informacją, że Jōnin'ka Sunagakure leży martwa to będzie mi przykro...znaczy się będę miała to gdzieś. Co ja gadam? Usiadłem w zacienionym kącie i przyglądałem się ich walce. Była nudna jak flaki z olejem. Ale jeśli się nie pomyliłem to wydawało mi się, że wiem dlaczego walczą w taki sposób. Po atakach Temari było widać, że ta koniecznie nie chce dać przeciwnikowi okazji do kontrataku, ale to musiało mieć jakieś głębszy sens, bo gdyby nie miało to blondynka już dawno użyłaby jakiejś silniejszej techniki. Tylko co? Co ten facet miał w sobie takiego, że nie pozwalała mu zupełnie na nic, ale jednocześnie nie chciała tego skończyć w typowy dla niej sposób? Do głowy przyszedł mi tylko jeden pomysł. Ten facet musiał być bardzo niebezpieczny w walkach w zwarciach. Może zabójca jak moja Megumi? Jeśli miałem rację to zwycięzcą będzie ta osoba, która dłużej utrzyma się na nogach. Z rozmyśleń wyrwał mnie jakieś dziwne przeczucie/instynkt. Temari na chwile opuściła gardę, a Shōt szybko to wykorzystał i przeprowadzał kontrofensywę. Jego ostrze było już niedaleko Temari! Cholera! Musiałem się pośpieszyć...
Nara siedział sobie w siadzie skrzyżnym w ciemnym kącie i patrzył na naszą walkę swoim leniwym spojrzeniem. Boże! Nienawidziłam tego. Walczyłam sama przeciwko Daikiemu nie tylko dlatego, że to była moja osobista sprawa, ale też dlatego, że na ostatniej misji to Shikamaru był tym, który coś robi, a ja tylko się przyglądam. Dlatego teraz chciałam mu pokazać, że jestem potrzebna. Zapatrzyłam się na niego, nawet nie wiem, w którym momencie, ale przeszedł po mnie dziwny dreszcz. Spojrzałam w kierunku mojego przeciwnika...ten był już prawie przy mnie i za moment jego ostra buława zmierza w moim kierunku. Zacisnęłam mocno powieki w oczekiwaniu na potworny ból, ale nic nie nadchodziło. Otworzyłam oczy i zobaczyłam plecy Nary. W jego lewą łopatkę była wbita buława Daikiego. Na moją twarz skapnęła kropelka jego krwi.
- Dlatego... - zaczął z trudem. - Dlatego, pracujemy w duecie i powinniśmy walczyć w duecie, aby uniknąć... - zacharczał i splunął krwią. - Uniknąć takich niemiłych sytuacji.
- Urocze... - uśmiechnął się Daiki.
- Nie prosiłam cię o to! - Krzyknęłam i zacisnęłam zęby. - Nikt ci nie kazał tego robić!
- To był po prostu...instynkt
Jego słowa rozbrzmiały mi w głowię. Shikamaru przeze mnie został ciężko ranny, może nawet zginie. Co ja bez niego zrobię? Poczułam małe ukucie w serce. Co to było za dziwne uczucie? Nie pora się teraz zastanawiać. Trzeba działać i zwiększyć szanse Shikamaru na przeżycie. Chwyciłam mocniej mój wachlarz, kiedy nagle ciało Naru przybrało całe czarny kolor. Zaczęło się rozpływać i wchodzić na ciało Daikiego. Ten po chwili zaczął się szamotać i wyrywać. Ale z jakiegoś powodu nie mógł. Ciało Nary pokryło całego Daikiego i...zaczęło to wyglądać tak jakby przeciwnik był pokryty cały cieniem.
- Kage Bunshin no Jutsu... - usłyszałam zza siebie dobrze mi znany głos, który dostarczył mi euforii.
Odwróciłam się, aby zobaczyć Shikamaru wychodzącego z kąta, w którym jak widać był cały czas. Ledwo trzymał się na nogach, a jego dłoń była ułożona w jakąś nie znaną mi pieczęć.
- ...Nara Style... - z jego nosa poleciała stróżka krwi, a właściciel nosa upadł bezwładnie na ziemie.
Westchnęłam entuzjastycznie, kiedy usłyszałam chrapanie Nary. To było na szczęście zwykłe przemęczenie. Uśmiechnęłam się i wyruszyłam w kierunku Daikiego, ale niestety z każdym krokiem mój uśmiech znikał.
- Teraz ja będę mówiła, a ty będziesz słuchał. I nie próbuj żadnych sztuczek jak ostatnio, bo teraz nie dam się na nie złapać – powiedziałam do niego.
- Jakbym był wstanie...To coś tego chłopaka co mnie trzyma jest zbyt potężne – dobrze dobrał słowa. Ja sama nie wiedziałam co to dokładnie za technika. Jedno było pewne Nara dał mi poznać już drugą swoją nową technika. Obie były cholernie silne.
- Rozmawialiśmy wcześniej o długach – szłam w jego kierunku i wyciągnęłam kunai. - Masz rację, ten ostateczny rozrachunek jest sprawą osobistą każdego z nas. Ale mogę powiedzieć ci jeszcze jedno, mój dług wobec ciebie został spłacony. Powiedziałam w raporcie, że nie żyjesz – przejechałam szybko po krtani Daikiego, a czerwona ciecz zaczęła obficie wypływać. - I nie żyjesz. - O dziwo, myślałam, że to będzie ciężkie, a jednak...nie bolało...
***
Miałem bardzo przyjemny scenę rozgrywającą się w mojej głowię, kiedy...nagle znikąd osoba w moim śnie zdzieliła mnie plaskiem w policzek.
- Wstawaj! Leniu! - Ktoś krzyczał na mnie niemiłosiernie.
Wstałem i rozejrzałem się po pomieszczeniu, widziałem ciało Shōty i Temari stojącą nade mną i machającą mi papierami przed nosem.
- Daiki nie będzie już problemem – powiedziała z uśmiechem. - I odnalazłam te skradziony plany obrony wioski – machnęła mi jeszcze raz nimi przed twarzą.
- Dlaczego Shōta jest nazywany przez ciebie Daikim? - Zapytałem z nieukrywanym zaciekawieniem.
Temari opowiedziała mi całą historię. Teraz rozumiałem dlaczego tak bardzo zależało jej na samotnej walce przeciwko Daikiemu. Wydawało mi się, że zabicie byłego kolegi mogło być dla niej ciężkie, ale albo bardzo dobrze ukrywała smutek, albo w ogóle nie odczuwała smutku z tego powodu. Znając blondynkę to prędzej to drugie. Wychodząc naszym oczom ukazała się arena walki z masą poobijanych ciał wokół, niektóre z nich były zwęglone.
- Co tu się stało? - Zapytała unosząc brew.
- No cóż...zacząłem się o ciebie trochę martwić, bardzo chciałem wrócić na górę i udzielić ci pomocy po tym jak Daiki się mnie w inteligenty sposób pozbył. Miałem skrępowane ręce kajdanami i musiałam się ich szybko pozbyć. Jedna z technik ognia mi w tym bardzo pomogła, chociaż lekko przypaliła nadgarstki i paru tutaj leżących... - Temari szybkim ruchem złapała moje nadgarstki i zaczęła je dokładnie oglądać.
- To jest pierwszy stopień oparzenia. Na szczęście nic poważnego – powiedziała z uśmiechem. - Mam jeszcze jedną prośbę. Opowiedz mi coś o tej super technice, w którą złapałeś Daikiego – poprosiła nie ukrywając entuzjazmu. To dziwne, ale coś się między nami zmieniło.
- To był zwykły klon stworzony z cienia. W momencie, kiedy ktoś go zaatakuję to ten zamienia się w cień, z którego jest stworzony i działa jak zwykłe Kagemane no Jutsu. Tyle, że trudniej się z niego wyrwać. I jest, no nie wiem, trudniejsze do przewidzenia.
- Tą techniką – zaczęła. - Możesz przecież nią pokonać każdego.
- Nie prawda. Ciebie nią nie pokonam. Działa tylko kiedy ma bezpośredni kontakt z przeciwnikiem lub przedmiotem, którym wykonał atak. Twój wiatr by po prostu zbył mojego klona, chyba, że uderzyłabyś go wachlarzem w głowę. Plus, jeden taki klon, pochłania prawię całą moją chakrę. Więc jeśli źle go użyję to przegram całą walkę.
Byliśmy już poza Czarnym Kręgiem. Nikt nam nie przeszkadzał w tym, ponieważ w trakcie mojej walki wszyscy, albo uciekli, albo leżeli na deskach.
- No dobra! No to do wioski – podjąłem entuzjastycznie, na co Temari tylko burknęła.
- Trzeba się jeszcze zająć twoją Megumi.
- A no tak – zaśmiałem się sztucznie. - Zapomniałem o niej – pamiętałem o niej cały czas. Dlaczego musiała sobie o tym przypomnieć?
Pod drzewem, pod którym ją zostawiliśmy była tylko luźna lina i dwa liściki. Na jednym było napisane: „Do Shikamaru”, a na drugim „Do Temari”. Nie wiem czemu, ale zainteresowała mnie treść wiadomości zaadresowanej do mnie.
Droga Temari
Pewnie zastanawiasz się dlaczego do ciebie piszę? W sumie to sama się nad tym teraz zastanawiam. Po prost poczułam dziwną potrzebę zostawienia wam moich osobistych przemyśleń. Co do tego jak się uwolniłam: pomyśl – list w tym miejscu miał poskreślanie paręnaście słów. - Właściwie to, a niech będzie...napisałam to po to, żeby dać ci jedną radę. Widzę jak on na Ciebie patrzy. Patrzy się spojrzeniem jakim mnie nigdy nie obdarzył. Wiem, że coś między wami będzie, albo już jest? Nie ukrywaj, że nic do niego nie czujesz, bo to też widać na pierwszy rzut oka. Jedyna rada, którą mogę Ci dać odnośnie samego Kochasia Shikamaru to to, żebyś nie była zbyt natarczywa. Wiesz to będzie dla niego zbyt...„upierdliwe”. Daj mu czas. On zrozumie co się między wami dzieje, albo już rozumie tylko nie chce tego pokazać. Jeśli dasz sprawą potoczyć się powoli i w stylu Nary to między wami będzie tyle miłości jak w mało, którym związku. Kończę, może kiedyś uda nam się spotkać w normalnych warunkach.
Parsknęłam i poczułam jak moje policzki się lekko zarumieniają.
- Głupia ta twoja była – burknęłam bardziej do siebie niż do Shikamaru, ale ten to na pewno usłyszał.
Zacząłem powoli otwierać list i przeczytałem w myślach, krótką jak na list treść:
Drogi Shikamaru!
Ależ Ci się oczy błyszczą jak patrzysz na swoją partnerkę. Nie spierdol tego, leniu!
- Głupia ta twoja była – Temari cicho burknęła, najwidoczniej właśnie skończyła czytać swój list.
- Muszę się zgodzić, za mądra to ona nie jest. Ale zdarza się jej mieć jakąś trafną uwagę – powiedziałem i wpatrzyłem się w niebo, ależ dzisiaj były piękne chmury. - To co? Wracamy do wioski składamy raport, zjemy coś i idziemy spać? - Spytałem, ale zauważyłem mały rumieniec na twarzy dziewczyny. - Miałem na myśli osobno, oczywiście.
- Powrót, raport, posiłek, brzmią dobrze - na szczęście zignorowała moją ostatnią część wypowiedzi. - Ale co do snu to możemy się wstrzymać. Jesteś mi coś jeszcze winien.
- Co? - Zrobiłem zdziwiony wyraz twarzy. - Co niby jestem ci winien?
- Wynagrodzenie – powiedziała z uśmiechem. - Swojego focha, za to, że przeczytałam twój pamiętnik – założyłem ręce na kark i spojrzałem znowu w górę.
- A niech będzie – powiedziałem cicho po chwili. - Co to ma być?

- Jeszcze myślę, ale nie bój się. Nie spodoba ci się.
Szliśmy kawałek w błogiej ciszy, którą oczywiście nie ja musiałem przerwać:
- Shikamaru - mruknąłem na znak, że ją słucham. - Wiem, że to tak naprawdę Ty ją wypuściłeś wtedy, gdy poszedłeś do niej pod pretekstem "zaciśnięcie węzłów" - ciekawe jak na to wpadła...

Od Autora: Jakoś tak wyszło, że rozdział pojawił się szybciej niż zwykle. Co prawda trochę krótszy, ale to dlatego, że stwierdziłem, że to jest odpowiedni moment do zakończenia kolejnej notki. Naprawdę nie wiem jak udało mi się tak szybko z tym uwinąć, ale jakoś tak wyszło, że pisałem i w pewnym momencie mówię: "O kurde, mam już materiału na kolejny rozdział". Mam nadzieję, że wpis się podobał i z góry przepraszam za błędy, bo na pewno jakieś są :P i jeśli masz ochotę to nie zapomnij zostawić komentarza. 

9 komentarzy:

  1. No no, zapowiada się ciekawie. Lecę czytać od 1 rozdziału. Dodałam u siebie do linków. No i będę odwiedzała regularnie. Buziaki
    aishiteru-itachi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za zainteresowanie moim blogiem ;) jak tylko znajdę trochę czasu to poczytam Twoje opowiadania :D

      Usuń
  2. No muszę przyznać, że miło mnie zaskoczyłeś, że tak szybko dodałeś nowy rozdział. Jest świetny, a szczególnie podobała mi się część z liścikami od Megumi za to wielki buziak :*
    Zaczyna się robić coraz ciekawiej i nie mogę doczekać się kolejnych rozdziałów.
    Nie zauważyłam wielu błędów choć mną nie sugeruj się za bardzo nie jestem humanistką ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż Ty nie jesteś humanistką, a co ma powiedzieć koleś, który jest na w technikum na elektroniku i nie przeczytał żadnej szkolnej lektury od paru lat(ale to nie znaczy, że nie zdarza mu się przeczytać dobrej książki ;) )? :P Dzięki za komentarz ;D jak w święta będę miał troszkę czasu to na pewno coś tam wyskrobię, ale nic nie obiecuję, bo jak obiecam to jestem pewny, że zlamie :P

      Usuń
  3. Aaah! To było cudne. Podobały mi się listy, ale wyszło tak jakby Tem przeczytała to w sekunde, bo Shika miał jedno zdanie, a on ciut więcej, ale po za tym super :D Cały rozdział szczerzyłam się jak głupia do sera :D

    Napisałabym komentarz szybciej, ale tak szybko go dodałeś, że myślałam, że to ten stary ;p

    Z każdym rozdziałem mam ochote poznać cię osobiście :D Nie moge się doczekać następnego rozdziału. Czasu, weny i powodzenia! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za pozytywny komentarz :D A co do poznawania mnie to mam pewien mały pomysł, który udostępni taką opcję, ale najpierw muszę się zastanowić czy to jest: dobry pomysł, czy się opłaca i czy nie będzie to "gwiazdorzenie" àla wielki pisarz, którym oczywiście nie jestem i się tak nie czuje :P zobaczę czy starczy mi odwagi na ten pomysł xD a odważny jestem (chociaż między odwagą, a głupotą jest cienka linia i mi pewniej bliżej głupocie :D)

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Nie spojleruj moich pomysłów :P Do publikacji następnego rozdziału pomyślę czy go podać ;)

      Usuń