wtorek, 15 lipca 2014

Rozdział VII

Był mały problem. Łysy oryginał wciąż po swojej stronie miał dwa asy w postaci Fumi i Mitsu. Po opadnięciu dymu z wybuchającego klona, zaraz obok bezwłosego mężczyzny z pod ziemi wyskoczył Shikamaru, tworzący kolejną falę białej chmury z bomby dymnej, którą rzucił zaraz pod nogi swojego przeciwnika. Chwile potem brunet stał tuż koło mnie kładąc przy mnie dwie nieprzytomne blondynki.
- Pomogę ci – powiedziałam i ruszyłam po mój wachlarz leżący nieopodal.
- Pomożesz mi opiekując się dziewczynami – powiedział to tak stanowczo, że nie byłam wstanie się sprzeciwić. Kłęby białego dymu powoli zaczęły opadać, ukazując łysego rywala, który podnosił się z ziemi, a z jego nosa sączyła się krew.
- Zabiję cię gówniarzu! – Krzyknął w kierunku bruneta, tracąc przy tym po raz pierwszy kontrole i wyjmując miecz. Shikamaru rozejrzał się dookoła i podniósł z ziemi Ikagawashī no ken, który w wyniku eksplozji klona zmienił swoje położenie. Spojrzał na katanę po czym obejrzał się za siebie. Blondynki wracały powoli do siebie i widząc Shikamaru trzymającego miecz obie przytaknęły głową dając mu pozwolenie na użycie katany.
- Wiesz co? Normalnie nie jestem mściwy, ale szczerze nienawidzę, kiedy ktoś bierze zakładników. Szczególnie, kiedy zakładnikami są bezbronne kobiety, a porywaczem mężczyzna w sile wieku. O takich facetach sądzę, że… po prostu nie mają jaj – mówił cały czas poważnym głosem. – Dlatego…zginiesz od katany, której tak bardzo pragnąłeś, śmieciu – zakończył dobitnie i wymierzył mieczem w łysego.
- Dowiedz tego czynami, psycholu.
- Zakończę to jednym ruchem – rzucił chłodno.
Faceci mierzyli się jeszcze chwilę wzrokiem, po czym chwycili pewnie swoje oręża i ruszyli na siebie. Oboje szarżowali w swoim kierunku i w momencie wyminięcia się udało mi się usłyszeć tylko głośny dźwięk zgrzytu spotykających się stali. Shikamaru i łysy po spotkaniu swoich mieczy stali do siebie plecami w odległości jednego metra. Serce waliło mi niemiłosiernie ze strachu. Kto wygrał?
- Przepadnij – powiedział brunet po czym ciało łysego upadło bezwładnie na ziemie, a ja odetchnęłam z ulgą.
***

Postanowiliśmy zostać u dziewczyn jeszcze jedną noc i pomóc im posprzątać cały ten bałagan, bo cóż… okołu stu ciał leżących na werandzie może być trochę nieapetyczne. Byliśmy już spakowani, wyszliśmy przed dom i czekaliśmy na blondynki, które chciały nas pożegnać. Shikamaru standardowo odpalił papierosa i zaczął kopcić mi przed nosem. Po chwili z domu wyszła starsza z blondynek i podeszła do nas z jakąś dużą papierową torbą.
- Proszę, weźcie trochę jedzenia na drogę – powiedziała i wręczyła mi torebkę.
- Dziękujemy – odpowiedziałam za mnie i bruneta po czym zaczęłam chować jedzenie to plecaka Nary, który tylko burknął coś niezrozumiale pod nosem.
- A gdzie jest Mitsu? – zapytał Shikamaru, a chwile po jego wypowiedzi z domu wybiegła mała blondynka trzymając coś za plecami. Nara widząc, że kieruję się w naszą stronę, szybko wyrzucił papierosa, gasząc go przydepnięciem. Chyba nie chciał dawać Mitsu złego przykładu, ale dla mnie niezrozumiałe było postępowanie bruneta, ponieważ małej nigdy w przeciwieństwie do mnie nie przeszkadzało, że Shikamaru pali, ale mimo wszystko przy mnie palił, a przy niej nie…Blondynka podeszła do bruneta i powiedziała słodkim głosem:
- Zamknij oczy i wyciągnij ręce – Shikamaru wykonał posłusznie polecenie po czym dziewczynka złożyła na jego rękach Ikagawashī no ken . Chłopak otworzył oczy, i zapowietrzył się z powodu zobaczenia katany. Wpatrywał się w miecz przez dłuższą chwilę po czym chciało szybko zwrócić katanę mówiąc:
- Nie mogę przyjąć tego podarunku – powiedział i wystawił miecz przed siebie tak, aby blondyneczka go od niego zabrała, lecz ta skrzyżowała ręce na piersi i obojętnym wzrokiem zaczęła patrzeć w innym kierunku.
- Proszę, weź go. Po tym napadzie uświadomiłam sobie, że ten miecz nigdy nie będzie bezpieczny w naszych rękach – Fumi dodał do swojej wypowiedzi promienny uśmiech. – A zresztą, ty świetnie nim władasz – chłopak wpatrywał się długo w katanę, rozmyślając nad czymś ciężko.
- Obiecuję, że wykorzystam ten miecz najlepiej jak to jest możliwe – powiedział brunet kłaniając się lekko w stronę kobiet.
- Przepraszam, ale musimy już iść – wtrąciłam się do rozmowy. – Dziękujemy za wszystko i… do zobaczenia.
- Mam nadzieję, że już nic wam nie grozi – dodał Shikamaru i na pożegnanie przybił piątkę z małą dziewczynką, po czym zaczęliśmy oddalać się od domu. Pomachaliśmy jeszcze blondynką z daleka na pożegnanie i ruszyliśmy do wioski nie odwracając się już do tyłu.
- Bardzo polubiłeś tą małą – stwierdziłam idąc z nim krok w krok.
- Trochę…- skwitował.
- Trochę? Spędzałeś z nią prawie cały czas.
- Zazdrosna?
- Nie… - już chciałam się oburzyć, ale postanowiłam jednak postarać się nie wszczynać kłótni pomiędzy nami mimo, że chłopak sam się o to prosił. – Po prostu interesuję mnie dlaczego tak ją polubiłeś?
- Ona nie ma ojca tak jak ja czy ty. Życie bez jednego rodzica jest okropne, a bez dwóch…
- Shikamaru... – zaczęłam, ale chłopak wtrącił mi się w wypowiedz
- Po prostu wciąż brakuję mi ojca, a kiedy dowiedziałam się, że ona też go nie ma to…postanowiłem jej na chwilę ulżyć, spędzając z nią dużo czasu i starałem się choć trochę zastąpić jej ojca w tym czasie – powiedział patrząc na chmury z założonymi rękami na karku. – Mam nadzieję, że chociaż trochę jej pomogłem…
- Na pewno dałeś jej coś od siebie – powiedziałam po czym dodałem coś, aby rozładować poważną atmosferę – On jest dziewczynką nie powinieneś uczyć jej przybijania piątek. Tak robią chłopcy, a nie damy – skwitowałam.
- Bredzisz, dziewczyny, czy też damy jak to ładnie nazwałaś też przybijają piątki.
- Na przykład jakie? Nazwiska i imiona proszę – chłopak lekko się uśmiechnął. Ucieszyłam się, bo udało mi się zejść na jakiś mniej poważny temat.
- Jesteś zazdrosna o to, że przybijam piątki z pięciolatką, a nie z tobą? – zapytał, po czym wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Co?! Głupi jesteś?! Oczywiście, że nie! – Zaprzeczyłam.
- Gdyby tak było to nie ciągnęłabyś tak tego tematu, ale skoro tak bardzo chcesz to proszę, przybiję z tobą piątkę – wystawił w moim kierunku otwartą dłoń.
- Spadaj! Nie chcę żadnych piątek i nie jestem zazdrosna o jakąś pięciolatka! – zganiłam Nare.
- Zazdrosna czy nie, ja po prostu chce przybić z tobą piątkę.
- Nie.
- Jeśli nie przybijesz to będę tak zrzędził całą drogę – powiedział następnie po chwili ciszy dodał. – Proszę, bo mi ręka zdrętwieję – ale odpowiedziałą mu tylko głucha cisza. – Temariiii - wyciągnęłam rękę i przybiłam wybłaganą piątkę Nary. – Dzięki – powiedział z uśmiechem, po czym po chwili dodał – Sabaku No Temari.
- Co? – zapytałam już trochę podirytowana gierkami bruneta.
- Prosiłaś o imiona i nazwiska dziewczyn, które przybijają piątki, a więc proszę -  No Sabaku Temari
- Shikamaru – powiedziałam waląc sobie soczystego facepalma. – Taki jesteś mądry, a zarazem taki głupi – dokończyłam z zażenowaniem.
- Taki mój urok, co zrobić – skwitował krótko i dalej cześć trasy spędziliśmy w ciszy.
Doszliśmy do skrzyżowania, na którym były dwie drewniane strzałki. Jedna wskazywała, aby iść w prawo jeśli chce się dotrzeć do Konohy, a druga strzałka z napisem „Suna” wskazywała przeciwny kierunek. Skręciłam w lewo, a brunet w prawo, ale po zrobieniu dwóch kroków, zauważył, że nie ma mnie przy jego boku. Odwrócił się i zobaczył, że idę w kierunku swojej wioski.
- Dlaczego idziesz do Suny? – Zapytał dobiegając do mnie.
- Muszę coś załatwić w wiosce. Idziesz ze mną? – zapytałam zwyczajnie. Chłopak przyłożył palce do podbródka i po chwili odpowiedział:
- Ok.
- Tyle? Myślałam, że dłużej trzeba będzie cię przekonywać – powiedziałam zdziwiona.
- Przekonywać? Jeśli idziemy do Suny coś załatwić to znaczy, że później dotrzemy do Konohy, a więc mam więcej wolnego czasu, czego chcieć więcej?
- Ach…Mogłam się tego spodziewać po leniu jak ty.
- Dłuższy wypoczynek to coś co chce każdy, a w ogóle to co masz do załatwienia w Sunie?
- Muszę…zabrać resztę ciuchów – skłamałam. Nie chciałam wyjawić mu mojego prawdziwego celu.
- Ciuchy, tak? – Spytał. Czyżby wyczuł, że go okłamał? – Oszalałaś? Przywiozłaś ze sobą trzy wielkie walizy. Mi wystarczyłoby pół, a ty masz trzy i jeszcze chcesz coś przynosić.
- Jestem kobietą – oburzyłam się, na co brunet tylko coś burknął pod nosem. Postanowiłam po raz kolejny rozładować trochę atmosferę i przy okazji zaspokoić swoją ciekawość. – Shikamaru – brunet spojrzał na mnie pytająco. – Opowiedziałbyś mi o całym tym planie, który wymyśliłeś przeciwko temu łysemu?
- Chce ci się tego słuchać? – tym razem on zapytał zdziwiony.
- Oczywiście. Czemu sądzisz, że nie chciałabym?
- Po prostu…nie sądziłem, że interesują cię takie rzeczy.
- To opowiesz czy nie? – Spytałam zniecierpliwiona.
- Dobra, dobra, opowiem ci wszystko od samego początku. Kiedy Shinji powiedział nam, że facet zabrał dziewczyny i słyszał krzyki z tyłu domu to od razu pognałem w tamtym kierunku z głupią chęcią biegnięcia w tamtą stronę dopóki ich nie odnajdę, ale za nim wyszedłem to zauważyłem przez okno nasze koleżanki i postanowiłem obserwować całą sytuacje zanim włączyłbym się do konfrontacji, którą przewidywałem. Stworzyłem jednego cienistego klona, który wyszedł przed dom, a ty po chwili dołączyłaś się do niego. W trakcie, gdy łysy wygłaszał swoją przemowę o wymianie, w mojej głowie narodził się kompletny plan jakim kierowałem się potem krok po kroku. Wymagał on, aby to mój klon poszedł po katanę, więc od początku starałem się przekonać naszego przeciwnika, że to ty pełnisz rolę kapitana. To było oczywiste, że nie będzie chciał wysłać dowódczy, bo ten mógłby coś jeszcze wykombinować. Dlatego, kiedy zapytał się czy chcemy dokonać wymiany to nie odezwałem się ani słowem, kiedy spojrzałaś się na mnie to dałem ci znak puszczając ci oczko w nadziei, że zabierzesz głos. Później, kiedy powiedział, żebyśmy wybrali kto ma iść po katanę to nie było mu wcale obojętne kto po nią pójdzie. Tak naprawdę to chciał się upewnić czy, aby na pewno jesteś liderem.
 – Kiedy poszedłeś to byłam zdziwiona, kiedy facet wspominał, że nie chciał, abym to ja była jego zwierzchnikiem. Nie spodziewałam się wtedy, że to miało jakieś drugie dno – powiedziałam lekko zachwycona tym, że była to cześć planu.
- Więc wypaliło – uśmiechnął się. – Wracając do planu. Kiedy zapytał się kto ma iśc po miecz to znowu dałem ci znak, żebyś mówiła, a ty odegrałaś swoją rolę doskonalę. Facet będąc przekonany, że to ty trzymasz pieczę w naszym duecie, postanowił wysłać po miecz mojego klona, ale nie był taki głupi, ponieważ jak pamiętasz wysłał z moim klonem również i swojego, którego nie mogłem pokonać, bo wtedy bezwłosy wiedziałby, że coś knuję.
- Czekaj, czekaj – przerwała wypowiedz bruneta. - Ale przecież twój klon potem wybuchł, a na początku mówiłeś, że stworzyłeś zwykłego klona – wytknęłam mu istotny fakt.
- Stworzyłem wybuchowego klona i podmienił go ze zwykłym. Schody w piwnicy są tak wąskie, że mieści się tam tylko jedna osoba. Kiedy wracaliśmy do was już kataną to klon łysego puścił mnie przodem tak, abym niczego nie odwalił, ale kiedy ja już byłam na górze to facet był jeszcze wtedy na schodach. W tamtej chwili anulowałem cienistego klona i łysy zastał na górze już moją wybuchową wersję. Później szybko wyszedłem przed dom i wykonałem Doton: Moguragakure no Jutsu ukrywając się pod ziemią i czekając na okazję, żeby odbić zakładniczki. Po wybuchu wyskoczyłem z ziemi, zrobiłem zasłonę dymną i powalił łysego po czym zabrałem dziewczyny. Reszta walki to po prostu umiejętności bitewne – Po rozłożeniu tego wszystkiego na części pierwszy - muszę przyznać, że cały ten plan wydawał się dość prosty, ale mimo wszystko, ja nie byłabym wstanie czegoś takiego wykombinować.   
- „Umiejętności bitewne” – sparodiowałam ostatnią część wypowiedzi bruneta. – Przyznaj, że gdzieś tam głęboko w głowie miałeś po prostu ochotę wypróbować ten miecz.
- Yyy…nie wcale nie – zaprzeczył zmieszany, po czym szybko dodał. - A zresztą kto nie chciałby poddać próbie „przeklętej” katany? – Wyśmiał nowo nadany przydomek oręża.
- A więc jednak jesteś po prostu małym chłopcem z nową zabawką – stwierdziłam z uśmiechem.
- Jestem mężczyzną, a nie chłopcem – powiedział oburzony.     
***
Na wieczór udało nam się dotrzeć do głównej bramy Sunagakure. Byłem zmęczony ciągłą podróżą. Nie zatrzymaliśmy się nawet na chwilę, bo blondynka narzucała ogromnie wysokie tępo. Kierowaliśmy się do domu Temari i jej rodzeństwa. Ustaliliśmy, że zostaniemy dzisiaj na noc i jutro rano wyruszymy z powrotem do Konohy z przeklętymi ubraniami Temari. Szliśmy główną aleją, na której zostało już tylko paru sklepikarzy, którzy sprzątali w miejscu gdzie stały ich małe straganiki. Doszliśmy do dużego domu. Temari wyjęła z pod wycieraczki klucz, na ten widok tylko lekko prychnąłem, ale dziewczyna to zignorowała. Otworzyła zamek i weszliśmy razem do środka. Wyszliśmy na środek dużego pokoju pomalowanego na biało, dziewczyna zatrzymała się przed schodami.
- Wróciłam! – Krzyknęła Temari.
- O mój boże, nie było jej 2-3 tygodnie i myśli, że się za nią stęskniliśmy – usłyszałem z góry głos Kankuru, która chciał chyba, aby blondynka nie usłyszała jego opinii na temat jej powrotu, ale niestety może i jest mistrzem marionetek, ale nie jest mistrzem dyskrecji
- Nie narzekaj i lepiej choć się przywitać. Nie chce mi się słuchać awantur – powiedział Gaara. Na co Temari fukneła ze zdenerwowania. W duchu śmiałem się z ich wypowiedzi, ale nie chciałem dać tego po sobie poznać, aby nie dostać od blondynki.
- Powinniście się cieszyć i zachowywać w towarzystwie gości! – Krzyknęła zdenerwowany w ich kierunku.
- Cholera! Słyszałaś nas? – zapytał Kankuro.
- Jakich gości? – powiedział Gaara udając, że nic się nie stało.
- Po prostu tutaj zejdźcie i się przywitajcie! – Wrzasnęła. Za chwili ze schodów schodziło dwóch braci z nietęgimi minami oczekując najgorszego. Kankuro postanowił załagodzić trochę sytuację i przytulił siostrę, która była trochę sceptycznie do tego nastawiona.
- Witaj siostrzyczko! Stęskniliśmy się za tobą – w odpowiedzi dostał tylko bąknięcie. Podszedł do mnie i lewe ramie zarzucił mi na szyję, a prawą dłonią przywitał się, ściskając moją rękę. – Siemka Shikamaru! – powiedział, po czym dodał szeptem. – Dzięki, że wybawiłeś nas od naszej kochanej starszej siostry.
– Szkoda, że własnym kosztem – odpowiedział mu cicho, po czym wypuścił mnie z uścisku i odszedł kawałek. Gaara przywitał się z Temari krótkim „Witaj”, po czym podszedł do mnie i przywitał się w identyczny sposób co jego brat.
- Współczuję ci stary. Mam nadzieję, że nie będziesz potrzebował pomocy specjalistów po tak długim wspólnym spędzaniu czasu z naszą siostrzyczką – szepnął.
- Oby – odpowiedziałem krótko.
- Zrobię nam jakąś kolację – skierowała swoją wypowiedz do mnie. - Chcecie z nami zjeść? – spytała rodzeństwa.
- Kolację?! – Spytał rozradowany Kankuro - To będzie jakaś miłą odmiana. Odkąd wyjechałaś lodówka jest pusta. Cały czas jemy coś na mieście.
- Musicie znaleźć sobie jakieś dziewczyny – stwierdziła z zażenowaniem Temari. – Bo widzę, że bez kobiety u boku to albo umrzecie z głodu, albo roztyjecie się przez niezdrowe żarcei na mieście – blondynka udała się w kierunku najprawdopodobniej kuchni, a ja z jej braćmi podążyliśmy za nią.
- Chcesz z własnej woli zrobić kolację? Dziwne – usłyszałem zza pleców ciche przemyślenie Gaary. Dziewczyna otworzyła lodówkę, która była do połowy wypchana różnymi produktami spożywczymi.
- Dlaczego jecie na mieście? – Zapytała poważnie.
- No nie widzisz? – Zapytał Kankuro  wskazując na wnętrze lodówki.
- Co mam widzieć?
- No przecież… - zaczął lalkarz – w niej nic-nie-ma – powiedział poważnie.
- Jest w połowie pełna, głąbie – stwierdziła podirytowana.
- Dobrze się czujesz siostrzyczko? – Zapytał przejęty, przykładając rękę do jej czoła. – Widzisz jakieś niestworzone rzeczy.
- Jeśli się nie zamkniesz to zaraz cię zabiję – postawiła sprawę jasno. Na te słowa młodszy brat ucichł i zaczął zastanawiać się co może dolegać jego siostrze. – Czekajcie na mnie w jadalni. I tak nie będą z was miała żadnego pożytku – westchnęła ciężko i rozpoczęła przygotowywanie posiłku, a my jak jeden mąż udaliśmy się do jadalni.
Rozmawialiśmy z chłopakami na kwestie związane z naszymi wioskami, po krótkim czasie zeszliśmy na trochę mniej poważny temat i bracia zaczęli obgadywać ze mną swoją siostrę, niestety na krótko, bo kiedy usłyszeliśmy głośne i wymowne chrząknięcie z kuchni to postanowiliśmy nie brnąć dalej w to zagadnienie, więc opowiedziałem chłopakom o misji, którą właśnie ukończyłem razem z ich siostrą i pokazałam im moją nową wspaniała kataną. Byli pod wrażeniem jak staranie była wykonana, żeby zabić jeszcze czas opowiedziałem im całą tą legendę związaną z moją nowa bronią, po czym śmialiśmy się z jej niedorzeczności. Wtedy do pokoju weszła Temari, stawiając na stół nasz dzisiejszy posiłek. Rozpoczęliśmy naszą mała ucztę . Ja i dziewczyna byliśmy zbyt zmęczeni i głodni, aby w trakcie spożywania posiłku rozmawiać za to Kankuro musiał dodać jakąś przesłodzoną uwagę odnośnie jedzenie co każdy przełknięty, albo i też jeszcze nieprzełknięty kęs co oczywiście podobało się blondynce. Podczas, gdy lalkarz łapczywie jadł to co przyrządziła jego siostra to jego brat starał się udawać, że niby jedzenie jest „okej”, ale że to nie było  coś super specjalnego. Mówię, że starał się udawać, ponieważ zachowywał się jak Kankuro, ale próbował to starannie ukryć. Niestety szanownemu Lordowi Kazekage nie wychodziło to najlepiej. Po posiłku bracia blondynki rozeszli się do swoich pokoi, ówcześnie życząc nam dobrej nocy. Temari postanowiła oprowadzić mnie krótko po posiadłości, a po całym zwiedzaniu pokazał mi mój pokój na dzisiejszą noc. Wszedłem do pomieszczenia i pierwsze co zrobiłem to walnąłem plecak na łóżko i wyszedłem na balkon, aby zapalić papierosa. Dziewczyna w trakcie oprowadzania mnie po domu uprzedziła, że mam nie palić w posiadłości. Wolałem nie sprawdzać co się ze mną stanie jeśli czegoś takiego spróbuję, więc z tego powodu wylądowałem na balkonie. Odpaliłem papierosa i podczas mojej małej chwili dla siebie, usłyszałem krótką wymianę zdań braci Temari przez otwarte okno.
- Zachowywała się dziwnie. Nigdy nie gotowała z własnej woli - usłyszałem stłumiony głos Gaary.
- Teraz jak o tym mówisz...Rzeczywiście trochę to dziwne – odpowiedział mu „cicho” Kankuro.

- Mam pewne podejrzenia dlaczego tak się zachowuję – w tym momencie postanowiłem nie podsłuchiwać dalszej części ich rozmowy i wyrzuciłem nawypalonego do końca papierosa, po czym wróciłem do pokoju i zamknąłem wejście do balkonu, aby przez przypadek nieusłyszeć kolejnej części wypowiedzi rodzeństwie.

1 komentarz:

  1. Witaj! :)
    Twój blog został pomyślnie zareklamowany na naszym spisie. Dziękujemy, że zgłosiłeś się do nas. :)
    Zapraszamy do zgłaszania nowych rozdziałów.

    Pozdrawiam, Maya!

    http://swiat-blogow-narutomania.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń