wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział VI

Robiłem już dziesiątą rundę wokół posiadłości i zacząłem się zastanawiać czy, aby na pewno nasi przeciwnicy mają zamiar dzisiaj zaatakować. Może Temari miała rację i tak naprawdę chodziło o inną katanę? Nie! Odrzuciłem tą myśl tak szybko jak się pojawiła. Byłem przekonany, że zaatakują, ale co im tak długo zajmuje? Bałem się bo jeśli w moje jutsu, które zastawiłem na przeciwników, wpadłby jakiś Bogu winny przechodzień to wtedy nie czułbym się z tym najlepiej. Zauważyłem, że zaraz minę się z Shinji’m, a więc za chwilę miałem zacząć jedenastą nudną rudę wokół domu.
- Masz coś? – Zapytałem psa z nadzieją na twierdzącą odpowiedz.
- Nie, a ty? – Zadał mi pytanie zwrotne. Chciałem już pokiwać przecząco głową, gdy nagle z daleko usłyszałem, dźwięk aktywowanej, wybuchowej notki. – Chyba jednak tak – powiedziałem z uśmiechem. – Idź zawiadom dziewczyny – zaraz po skończeniu mojej wypowiedzi pies pobiegł w kierunku wejścia do domu. Zdecudowałem pójść za jego przykładem, ale trochę wolniej. Po kilku metrach stałem już przed werandą i czekałem na użytkowniczkę wiatru, wypatrując przy tym potencjalnych zagrożeń. Postanowiłem wypalić jednego papierosa na odstresowanie. Podczas jednego z zaciągnięcia się papierosem, usłyszałem, że drzwi znajdujące się za mną uchylają się, podłoga lekko poskrzypywała pod ciężarem postaci, ale skrzypienie w pewnym momencie zostało zagłuszone przez kolejną wybuchową notkę, która eksplodował już o wiele bliżej od swojej poprzedniczki.
- Kiedy rozłożyłeś te notki? – za moimi plecami rozbrzmiał głos Temari, której się spodziewałem.
- Zleciłem Shinji’emu rozłożyć je podczas, gdy przekazywałem wam plan działania, a potem tylko je uaktywniłem. No wiesz. Wtedy, kiedy pytałaś się jaką technikę wykonałem przed domem.
- A wiec to była ta technika – powiedziała i po chwili dodała. -Te notki zawsze dadzą nam jakąś przewagę, ale gdzie one są porozmieszczane?
- Nie bój się – uspokoiłem ją. – Nie wysadzę cię w powietrzę – dodałem z lekkim prychnięciem. – Notki są porozmieszczane tylko w lesie, więc jeśli nie przekroczymy linii drzew to nic się nam nie stanie.
- Przekroczymy? Więc masz już jakąś taktykę?
- Jeśli można nazwać to taktyką – powiedziałem i zacząłem odwracać się przodem do blondynki, ale to co zobaczyłem zamurowało mnie tak, że aż niewypalony do końca papieros wypadł mi z ust i mój mały sprawca nałogu uderzył o ziemię. Byłem tak skołowany, że udało mi się tylko wydukać:
– Po…ooo prpr…oost..uuu – nie byłem wstanie skleić żadnego poprawnego zdania przez strój Temari, która ubrała na siebie: podstawową kolczugę ninja, która zaczynała się od połowy ud, a kończyła w połowie ramion i zakrywała szczelnie całe ciało pomiędzy tymi dwoma punktami. Na to założyła fioletową sukienkę, która od pasa w dół była czarna i kończyła się tak, że było widać wcześniej wymienione uzbrojenie. Cały jej strój był przewiązany przepaską o ciemniejszym odcieniu fioletu co sprawiała, że wszystkie ubrania dokładnie przylegały do smukłego ciała blondynki. Z tyłu na odcinku lędźwiowym pleców spoczywał średniego rozmiaru zwój, a po prawej stronie do paska przyczepiona była torba, prawdopodobnie na małą broń. Wszystko to było przykryty jakby długim, szerokim i szarym szalikiem oplecionym parę razy wokół szyi, zwiewnie opadającym z przodu na wysokość pasa, a z tyłu na kolana. Dziewczyna założyła też na siebie nagolenniki, które ukryła pod czarnym materiałem, którym owinęła ochraniacze. Miała ona zwykłe czarne buty i rękawice bez palców sięgające do łokci o tym samym kolorze. Ochraniacz na czoło spoczywał na swoim docelowym miejscu, a jej blond włosy były związane w charakterystyczne cztery kitki.[Klik]
Zacząłem zastanawiać się czy aby nie ubrała się tak… pociągająco z jakiegoś konkretnego powodu. Zorientowałem się, że jeszcze nie skończyłem mojej ostatniej wypowiedzi, a teraz stałem i gapiłem się na moją towarzyszkę co mogło wyglądać trochę dziwnie w jej oczach.
- Więc jaki jest plan? – Spytała miękko jak nigdy głosem z lekkim rumieńcem na twarzy. Po tej wypowiedzi wiedziałem, że jej aktualny strój nie jest przypadkowy, a dziewczyny ubrała się tak specjalnie. Tylko jakiego? Dla mnie? Nie na pewno nie. Kurde znowu cisza, znowu cisza, która wynikała z mojego zamyślenia. Odchrząknąłem lekko i powiedziałem:
- Po prostu nie możemy dać się rozdzielić. Musimy osłaniać się nawzajem. Proponuję prostą formację stania do siebie placami. W ten sposób nikt nie zaskoczy nas od tyłu – po mojej wypowiedzi nastał między nami cisza, którą postanowiłem przerwać. - Troszkę się wystroiłaś na tę walkę – zwróciłem jej uwagę tak jak ona poprzednio.
- W takim stroi, wygodniej się walczy – tym razem to ona zacytował mnie, ale nadal towarzyszył jej przy tym lekki rumieniec i ten miękki głos. Mógłbym słuchać go do końca moich dni. Był on jak miód na moje uszy. Dzięki niemu mogłem teraz zapomnieć, że zaraz będziemy walczyć z wysoką, ale bliżej nam nieznaną liczbą wrogów, że możemy zginąć. Mogłem zapomnieć o smutku, który towarzyszył mi cały czas po śmierci ojca i mistrza. Czułem się jakby cały świat nagle znikł, jakbym znajdował się na środku wielkiego, białego, bezkresnego pomieszczenia i słyszał tylko jej głos. Starałem się ustalić skąd pochodzi dźwięk, który pożądałem tylko dla siebie, ale kiedy szedłem w jednym kierunku to nagle słyszałem go z innej strony. Krążyłem tak przez długi czas jak jakiś debil, ale w pewnym momencie usłyszałem wybuch. Obróciłem się w kierunku, z którego doszedł mnie nieoczekiwany dźwięk i zamiast: pustego, białego pomieszczenia zobaczyłem gęsty las. Obejrzałem się za siebie i dostrzegłem Temari wpatrującą się w przestrzeń, na którą ja przed chwilą miałem zawieszony wzrok. Po chwili zorientowałem się, że ziemia drży. Z oddali byłem w stanie usłyszeć zbliżające się okrzyki zagrzewające do walki. Kolejna wybuchowa notka odpalił i ukazała mi smugi czarnego dymu, kopcącego się z lasu kilkaset metrów ode mnie. Spojrzałem po raz kolejny na Temeri i przełknąłem głośno ślinę. Blondynka najwyraźniej to dostrzegła, bo postanowiła ogarnąć mnie słowami:
- Przygotuj się – po rzuceniu tych słów wyjęła zwój zza pleców. Umieściła go na ziemi, rozłożyła, wykonała jeden znak i położyła na nim dłoń. Z kłębów białego dymu wyłonił się jej wachlarz, która złapała pewnie będąc już w stu procentach gotową do walki. Chyba wciąż widziała, że nie jestem pewien wyniku tej bitwy. – Wygramy pamiętasz? – W odpowiedzi lekko się uśmiechnąłem i odpowiedziałem:
- Wygramy – na te słowa dziewczyna odwzajemniła uśmiech i stanęła w równej linii ze mną czekając na to, aż przeciwnik wyłoni się w końcu z lasu. Okrzyki bojowe wciąż narastały, wreszcie pierwsza fala przeciwników wyszła zza drzew i została przerzedzona przez ostatnią wybuchową pułapkę, którą kazałem zastawić Shinji’emu. Bliżej nie było już żadnej bombki, która pomogłaby nam zmniejszyć liczebność przeciwnika. Wyjąłem z pochwy mój miecz i pomachałem nim w kilka stron, aby rozruszać trochę nadgarstki. Przyjąłem odpowiednią pozycję bojową i czekałem, aż pierwszy wróg się do nas zbliży. Trzymając pewnie swoją katanę zamknąłem oczy, wziąłem głębokie wdech i poprawiłem uścisk na rękojeści. Wzdrygnąłem się na chwili, ale byłem tego pewny:
- Padnij! – krzyknąłem do dziewczyny i zamaszystym ruchem moja broń powędrowała w miejsce dawnego położenia szyi stojącej obok Temari. Broń wbiła się w ciało przeciwnika, która chciał zajść nas od tyłu. Odetchnąłem z ulgą, ale nie na długo, bo kiedy zwróciłem uwagę na stary obiekt zainteresowań czyli las to ujrzałem drugiego już przeciwnika, która trzy metry ode mnie zbierał się do ataku. – 1-0 – wyszeptałem w stronę dziewczyny. Po czym dodałem – Pamiętaj plecami do siebie – po moich słowach przybraliśmy odpowiednią pozycję.
Zostałem wciągnięty w wir walki. Powaliłem już około dziesięciu przeciwników, ale miałem wrażenie, że na miejsce każdego pokonanego wroga, pojawia się dwóch kolejnych. Najgorsze w całej tej bitwie było to, że nie mogłem poświęcić stu procent swojej uwagi na pojedynkach z wrogiem, ponieważ co chwile zerkałem czy moja partnerka daje sobie radę. Kosztował mnie to wiele wysiłku, gdyż musiałem skupić się na wielu rzeczach w jednej chwili. Jednym okiem obserwowałem czy dobrze ułożyłem miecz, aby zablokować uderzenie przeciwnika, a drugim okiem sprawdzałem czy mojej towarzyszce nic nie grozi, przy czym pierwsze oko w tym czasie pomagało mi wyprowadzić atak, a drugie dla odpoczynku wędrowało po okolicy sprawdzając czy nic mi nie grozi. Krótko mówiąc miałem ręce pełne roboty. Pokonywałem kolejnego przeciwnika, kiedy z nieba lunęła ściana deszczu. Taka pogoda miała swoje plusy i minusy. Plusem było to, że zimny deszcz ochładzał całe moje ciało, ale minusów było więcej. Deszcze tworzył śliskie bagno pod stopami, która mogła pomóc którejś ze stron. W ciągu niecałej minuty wszyscy uczestnicy byli umazani błotem od stóp do głów. Nie podobał mi się taki stan rzeczy bo w moich włosach znajdował się maź z krwi i błota. Na ziemi leżało już dużo martwych ciał, ale wciąż było kilku przeciwników do pokonania. Zwłoki pod naszymi stopami uniemożliwiały zwinne poruszenie się po polu bitwy, ale mimo to wciąż szala zwycięstwa była po naszej stronie. Zacząłem ciężko dyszeć. Zmęczenie dawało mi się we znaki. Moja kondycja była na wysokim poziomie, ale to było dla mnie za dużo. Cała ta walka była długo i męcząca, ale mimo wszystko wciąż starałem się utrzymać na lekko ugiętych nogach, gotowy do ataku. Podczas całego starcia nie użyłem żadnego ninjutsu. Nie było na to czasu. Cały czas ktoś na mnie nacierał co uniemożliwiało mi wykonanie pieczęci. Ścierałem się z moim ostatnim nieprzyjacielem. Nasze miecze zderzyły się z głośnym brzdękiem. Siłowaliśmy się, napierając oboje na swoje katany, gdy nagle usłyszałem krzyk Temari:
- Zrób żółwika – na jej rozkaz odepchnąłem miecz swojego rywala i skuliłem się na ziemi. Usłyszałem świst przeciętego powietrze przez stal tuż obok mojego ucha. Po chwili na plecach poczułem stopę, która odepchnęła się ode mnie, podniosłem głowę i zobaczyłem jak blondynka uderza z impetem wachlarzem w twarz jednego z przeciwników po czym rozkłada swoją broń i mocnym machnięciem posyła mojego wcześniejszego przeciwnika parę metrów do tyłu.
- 2-1, a więc wygrałam – powiedziała do mnie z uśmiechem, a ja rzuciłem ostrzem czakry tak, że przeleciało zaraz koło jej twarzy muskając lekko jej włosy. W jej oczach można było dostrzec szok, ale za chwile odwróciła się i zobaczyła człowieka stojącego nad nią z uniesioną kataną i wbitym ostrzem w środek czoła. Złapała z ostrze i kopnęła oponenta w klatkę piersiową. Rzuciła mi ostrze, a ja zwinnie je złapałem.
- 2 do 2, a więc remis – powiedziałem z uśmiechem chowając ostrza na miejsce.  
Spostrzegłam, że Shikamaru po swojej wypowiedzi milczał. Wydawała mi się, że nad czymś gorliwie myśli.
- Coś cię gryzie? – spytałam prosto z mostu.
- Nie dostrzegłaś czegoś dziwnego podczas walki? – odpowiedział pytaniem na pytanie, ale widząc moją zdziwioną minę odpowiedział za mnie. – Nie używali ninjutsu. – Rzeczywiście podczas walki nie dostrzegłam żadnej wykonanej techniki - To nie byli ninja tylko jakaś banda rzezimieszków do wynajęcia. To jest niemożliwe, żeby ojciec i mąż Fumi zostali zabici przez jedną osobą z tej bandy. Oboje oni byli jouninami, a tych tutaj to nawet dzieciak z akademii by pokonał jeden na jeden.
- Do czego zmierzasz? – zadałam kolejne pytanie.
- Cała ta bitwa to tylko zasłona dymna. Ktoś pociągał za sznurki przez cały ten czas – po swojej wypowiedzi powrócił do swojego stanu zamyślenia.
- Ale po co miałby nasyłać na nas bandę idiotów? – zapytałam, wyrywając go przy tym ze swojego świata.
- To prosto. Jest kilka powodów. Może oni mieli nas tylko osłabić przed prawdziwym atakiem – spojrzał na mnie i zorientował się, że właśnie przetwarzam jego słowa. – Najbardziej podstawa taktyka bitewna: wyprowadzasz pierwszy atak, który jest słaby i rozpraszający przeciwnika, zyskując nad nim przewagę – znowu zaczął myśleć i po chwili dodał. - Drugi powód jest taki, że przeciwnik chciał poznać: nasze style walki, techniki, zobaczyć na jakiej zasadzie opiera się nasza współpraca i takie tam, albo po prostu była to zasłona dymna tylko…Fuck! - przerwał swoją wypowiedz i pobiegł w kierunku domu.
- Jaki jest trzeci powód? – zapytałam starając się dotrzymać mu tępa.
- Odwróceni uwagi, aby osiągnąć swój cel – rzucił do mnie przez bark, wkraczając do domu. – Fumi, Mitsu, gdzie jesteście?! – krzyczał na cały dom. Zaczęłam szukać dziewczyn i jakichś śladów, kiedy natknęłam się na leżącego Shinji’ego.
- Co się stało? Gdzie są dziewczyny? Nic ci nie jest? – rzuciłam wiązankę pytań do psa.
- Chyba nic mi nie jest. Jedyne co pamiętam to to, że zostałem powalony na ziemie. – wyspała cicho.
- A dziewczyny? Co z dziewczynami? – zapytał Shikamaru, który niebywale szybko znalazł się za moim plecami.
- Zanim totalnie odleciałem to kojarzę, że słyszałem krzyki dochodzące z tyłu domu.
- Dzięki – rzucił Shikamaru i pobiegł w stronę tylnych drzwi.
Powolnym krokiem powlekłam za nim.  Brunet jest w gorącej wodzie kąpany jeśli chodzi o te dwie. To nie było do niego podobne, aby podejść tak nierozważnie do całej tej sprawy. Zamiast poszukać jakichś poszlak, które pomogłyby nam w znalezieniu miejsca pobytu porywacza to on woli pognać przed siebie w kierunku, który wskazał mu pies. To takie żałośne, że aż musiałam głośno wypuścić powietrze. Otworzyłam drzwi, wyszłam na świeże powietrze, a moim oczom ukazało się dwóch takich samych mężczyzn. Czyżby Kage Bunshin no Jutsu.  Faceci byli łysi z dość długim ciemnym zarostem i równie ciemnymi oczami. Jeden przystawiał kunai do krtani Mitsu, a drugi Fumi. Głowy dziewczyny bezwładnie zwisały co musiało świadczyć o tym, że są nieprzytomne. Parę metrów przed nim stał Shikamaru, a kawałek obok niego, leżała cała jego broń: katana, ostrza czakry, torba z ekwipunkiem ninja i kilka małych zwoi.
- Podejdź tu piękna – krzyknął jeden z mężczyzn lekko znudzonym głosem. Pewnym krokiem ruszyłam przed siebie i kiedy zrównałam się z Shikamaru to facet powiedział – Stop! A teraz odrzuć całe swoje uzbrojenie – spojrzałam na niego wściekła. Nienawidziłam, gdy ktoś miał nade mną jakąkolwiek władzę. – Chyba nie chcesz, żeby coś stało się tym dwóm pięknością, co? – Zapytał, a ja zacisnęłam zęby z wściekłości i rzuciłam na ziemie mój wachlarz, zwój i torbę z całą resztą ostrych narzędzi. – Dobrze – powiedział i wziął głęboki wdech. – Słuchajcie jestem pokojowym człowiekiem i nie chce zrobić nikomu krzywdy, a już na pewno nie tym dwóm pięknym. Sprawa jest prosta. Wy, dajecie mi katanę, a ja oddaje dziewczyny – mówił wciąż znudzony. Spojrzałam na Shikamaru, czekając na to, aż podejmie decyzję co zrobić z tym fantem, ale on cały czas patrzył się prosto przed siebie. Po dłuższej chwili mojej niecierpliwości, w końcu odwrócił głowę w moją stronę i lewym okiem mrugnął do mnie tak, że nasz przeciwnik nie mógł tego dostrzec. – A więc jak? – facet skierował swoje pytanie do nas.  Nie mogąc doczekać się, aż mój partner odpowie na to pytanie, postanowiłam zabrać głos:
- Zgoda – rzuciłam niechętnie.
- Świetnie, a teraz niech jedno z was pójdzie po moją katanę – powiedział. Znowu spojrzałam na Shikamaru, a on posłał mi oczko w ten sam sposób…czyżby chodziło mu o to że teraz też mam zabrać głos? Nie byłam pewna czy dobrze odczytałam jego znak, ale postanowiłam postąpić tak jak nakazywał mi instynkt.
- Ja pójdę – powiedziałam i zacząłem się odwracać.
- Nie – powiedział mężczyzna. – Katanę przyniesie mi facet – byłam zmieszana. Czyżbym zawaliła plan Nary? Zaczęłam przeklinać swoją osobę w myślach, kiedy brunet w końcu zabrał głos:
- Daj mi kluczyk Temari – rzuciła chłodno cały czas patrząc na naszego przeciwnika i wyciągając rękę w moim kierunku. Zaczęłam grzebać w kieszeni i po chwili wyciągnęłam z niej mały kluczyk. Przekazałam go brunetowi, po czym on odwrócił się na pięcie i zaczął kierować się do domu.
- Czekaj no chwilkę – powiedział facet, wykonał technikę, a obok niego pojawił się trzeci on. – Pójdziesz z moim klonem, tak na wszelki wypadek.
Jego sobowtór podszedł do Shikamaru i razem z nim ruszył do domu. Cały czas zastanawiałam się nad tym, czy dobrze odczytałam znaki wysyłane przez brunety. Co jeśli nie? Czy cała misja pójdzie się chrzanić przez moją nieudolność? Chociaż mimo wszystko miałam małą nadzieję, że nawet jeśli zrobiłam coś źle to Shikamaru i tak coś wykombinuję.
- Współczuję mu, wiesz? – Zaczął mężczyzna, a ja wlepiłam w niego pytający wzrok. – Jeśli ja miałbym partnerkę, która w trudniej sytuacji nie ma pojęcia jaką decyzję podjąć… - Czy on myślał, że ja jestem „szefem” grupy? Mimo całej mojej dumy musiałam z trudem stwierdzić, że to Shikamaru jest „mózgiem”, a ja tylko wykonuję jego polecenia. - Boże, nie wytrzymałbym. Nie znoszę niekompetencji głównodowodzących – skończył znudzony. Za moimi plecami rozległy się dźwięk zbliżających się kroków. Za chwilę minął mnie Shikamaru trzymający katanę zawiniętą w jakąś ciemną płachtę. Świetnie…a więc jednak coś zawaliłam i teraz musimy oddać miecz…Brawo! Temari jesteś najlepsza. Chłopak szedł pewnym siebie krokiem i przystanął metr przed dwójką łysych facetów, trzymających swoje zakładniczki.

- Proszę – powiedział uprzejmie Nara i wystawił miecz przed siebie. Łysy puścił Mitsu, która bezwładnie upadał na ziemie. Podszedł do Shikamaru, odebrał mu miecz po czym zaczął go dokładnie oglądać, gdy nagle zdzielił bruneta rękojeściem, ale ciało bruneta zamiast upaść to wywołało małą eksplozję. Bunshin Daibakuha pochłonął w płomieniach klona naszego bezwłosego przeciwnika. Więc nie wszystko było stracone! Bo ten wybuchowy klon oznaczał, że Shikamaru ma jakiś plan. Tylko jaki? I czy znalazł w nim jakieś zadanie dla mnie?

4 komentarze:

  1. No nareszcie! <3 Rozdział supcio ^^ Były literówki, trochę bardzo >.< rzucały mi się w oczy no ale ogólnie to super :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz :D i sorki za wszystkie błędy, ale zazwyczaj piszę późnymi wieczorami i albo nie chce mi się czytać ponownie tego co napisałem, albo jakoś nie wyłapuję tych błędów :)

      Usuń
  2. Hejka!
    Mimo, że jest to jeden z wcześniejszych postów mam nadzieję, ze zauważysz ten komentarz ^_^
    A więc wpierw dziękuję Lapidarium, że do swoich zbiorów dodało tego bloga, gdyż każde ShikaTema chłonę (choć jedne z mniejszym zapałem inne z większym)
    Jeśli miałabym ocenić twoje umiejętności pisania (nie wliczając literówek, których jest całkiem sporo ;d) to biorąc pod uwagę te najgorsze z blogów jakie czytałam, a w internetach jest ich naprawdę sporo, jak i te najlepsze, których jest odwrotnie proporcjonalnie... (tzn... z czterema się spotkałam) to jesteś mniej więcej na środku, będąc jednak bliżej tej "wyższej" granicy.
    Chwalę cię za to, że nie przerysowałeś postaci, są w miarę takie, jakie być powinni.
    Historia zdaje się być ciekawa, choć zaczynasz od jednego z dwóch typowych początków ShikaTema
    Pierwszy to egzamin na Chunina, i można się domyślić czemu tak własnie się zaczyna ;D (sama też tak zaczęłam, ale ciii)
    A drugi to ściągnięcie jednego do drugiej wioski i udanie się razem na misję, ale to w rzeczy samej też dość oczywiste, bo są z różnych wiosek więc hello?! Jak maja się spotkać, prawda?
    Dlatego trudno jest znaleźć coś oryginalnego, prawda? (właśnie mam pewien pomysł, ale wpierw muszę wreszcie skończy, co zaczęłam XD)
    Zawsze nie podoba mi się, gdy bohaterowie mówią tak... zaraz przedstawię jak. Jest to dość dziecinne i jak na ich wiek nie odpowiednie. Zdaje mi się, że tylko na początku tak było u ciebie (u mnie na początku zresztą też)
    Chodzi mi o mniej więcej coś takiego "jeju o czym ty myślisz *imię bohatera* przecież on/a jest tylko XXYD" Coś około przynajmniej XF
    Komentuję już tutaj, gdyż chcę zwrócić uwagę na coś co mi się nie podoba od strony mojej, jako czytelnika i prouba mega wielkiej fanki ShikaTema, tzn. Wiadomo, że walczy się (głównie) na dwa sposoby: dystans i walka w kontakcie. Nie podoba mi się to, że Shika z walki na dystans przerzucił się na ten drugi styl. Tym bardziej, że walcząc razem z Temari, która także preferuje styl walki na odległość byliby wręcz niepokonani (oczywiście nie byliby, ale na pewno wygodnie by się im współpracowało jeśli tylko zachowaliby dystans od przeciwników)
    A i przyczepię się to literówek... bo nawet nie chodzi mi o orty i powtórzenia, które to wyłapuję najczęściej, ale końcówki czasowników (czyli dodawanie a przy czynnościach wykonywanych przez kobiety) proszę cie, mimo późnej pory w jakiej piszesz rozdziały postaraj się zwracać na to uwagę, gdyż naprawdę mogą później wyniknąć z tego problemy typu "to kto w końcu to zrobił/powiedział"
    ok, ja kończę bo głowa mnie boli
    Dużo chakry! (czyt. weny)
    Aki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za ten komentarz ;D Przeczytałem go kilka razy, aby być pewnym, że na pewno zrozumiałem wszystkie twoje rady. Które chce wziąć do serca o ile mój nienajlepszy polski mi na to pozwoli :) Więc jeszcze raz, dziękuję!

      Usuń