To
było dziwne…chwile temu, gdy czułam jego dotyk to mimo, że poprosiłam, żeby ze
mnie zszedł to odczuwałam zadowolenie z faktu, że na mnie leżał. Nie wiem czym
było to spowodowane, ale to naprawdę jest dziwne. Dlaczego nagle ten
znielubiony przeze mnie dawno temu Shikamaru teraz wywoływał u mnie takie
uczucia? Niestety nie wiem i potrzebuję trochę czasu, żeby się tego dowiedzieć,
a no i dlaczego tak bardzo chciał tą misję? Może jego pamiętnik mi w tym
pomoże? Przeczytałam jeszcze parę wpisów od ostatniego razu, ale nie znalazłam
w nich nic interesującego. Wyciągnęłam rękę i z pod poduszki wyciągnąłem
zieloną książeczkę.
Drogi Pamiętniku! Trochę czasu tu nie
zaglądałem, co? Po prostu nie miałem ostatnio potrzeby i chęci, żeby robić
jakieś wpisy, ale teraz coś zaczęło mnie gryźć, a właściwie to nie coś, tylko
zachowanie mojego ojca, ale zacznę może od początku. Niedawno odbył się egzamin
na chunina, w którym brałem udział. O egzaminie mogę powiedzieć tyle, że
doszedłem do finałowej rundy i mierzyłem się tam z pewną blondynką, której
dałem wygrać mimo swojej pewnej wygranej, ale chodzi o to co stało się podczas
tego egzaminu, a dokładnie zjednoczone siły Piasku u Dźwięku zaatakowały naszą
wioskę wprowadzając w nią wiele zniszczenie i odbierając życie wielu niewinnym
mieszkańców i przede wszystkim naszemu Hokage. Po ataku mój ojciec chodził cały
czas jak struty. Kiedy leżałem sobie wygodnie na kanapie, a on krążył wokół
niej jak opętany. Tupiąc przy tym strasznie głośno i osobiście dla mnie
denerwująco.
- Od paru dniu jesteś poddenerwowany. O
co chodzi? – zapytałem z nadzieją, że może jak się wyżali to przestanie
zachowywać się w taki irytujący sposób.
- Przez ten cholerny atak straciliśmy
masę ludzi! – warknął i przykucnął zaraz obok kanapy – Już prawie byliśmy
pierwsi, a teraz? Bez ludzi staniemy się ostatnim szanowanym klanem w wiosce –
szeptał.
Ten jego chory system wartości…Trzy
pierwsze miejsca zajmował nasz klan, a dopiero niżej zaczynały się inne
potrzeby jak na przykład: spożywanie pokarmu. Cały czas tylko ten klan, klan i
klan jakby tylko to istniało. Przyznaje miałem tego już trochę dosyć. Owszem
czułem przywiązanie do klanu i cieszyłem się kiedy byliśmy blisko szczytu, ale
nie było dla mnie to aż tak ważne jak dla mojego ojca. Chciałbym jeszcze coś
napisać, ale muszę coś załatwić i nie mam teraz czasu. Napiszę tutaj coś
jeszcze. Narka.
I
nic…Już tak długo przegrzebywałam się w tej książce. Znalazłam tyle informacji
na temat Nary, a jednak wciąż nie wiedziałam czemu? Czemu poszukiwał całej tej
siły. Jakie one ma cele? Co nim kieruję? Ten pamiętnik mi na razie nie pomógł.
On mi nie odpowie, jeśli spytam się go wprost. Sakura nie będzie wiedziała, a
Sasuke pewnie nawet nie ma co się pytać. Jedyne co mi zostało to skończyć tą
książkę, które aktualnie było jedynym źródłem informacji na temat bruneta, ale
niestety zaczęłam już odczuwać zmęczenie i nie wiem nawet kiedy, a zasnęłam.
***
Świetnie,
misja! Ledwo co zostałem skazany na Temari i od razu dostajemy jakąś misję. I
mam przeczucie, że na pewno nie będzie to jakieś krótkie zadanie. Co prawda
wczoraj zacząłem już lekko na pozytywny sposób przyjmować do wiadomości, że
będziemy musieli spędzać ze sobą dużo czasu, ale dzisiaj kiedy musiałem czekać,
aż Królowa wyjdzie łaskawie z łazienki i da mi z niej skorzystać. Oczywiście
nie zostawiając przy tym nawet grama ciepłej wody to hmm…można powiedzieć, że
nasze relację wróciły do starego stanu.
-
Celem waszej misji jest ochronna pewnego cennego – Tsunade zaczęła zbierać
myśli - artefaktu, które należą do jednej z rodzin żyjącej gdzieś na granicy
kraju wiatru. Dokładniejsze informacje macie w kopercie.
-
Hai! – powiedziałem z niezadowoloną miną.
Poruszaliśmy
się niezwykle szybko po drzewach, ponieważ jednym z wielu minusów tej misji
było to że musieliśmy się znaleźć jak najszybciej na miejscu zleceni, gdyż z
całego opisu misji wynika, że te tajemniczy artefakt cały czas jest narażony na
kradzież. Właściwie to ciekawiło mnie co było tym cennym przedmiotem, bo ani
Tsunade, ani dokumenty dotyczące misji nie były w stanie odpowiedzieć mi na to
pytanie.
-
Nie ociągaj się! – krzyknęła Temari. Naprawdę, oby ta misja skończyła się przed
upływem mojej cierpliwości do blondynki. – No weź! Chyba nie przegrasz z
dziewczyną! – krzyknęła znowu, odwróciła się i wytknęła mi język.
-
Jesteś dziecinna! – odpowiedziałem na jej zaczepki.
- I
szybsza – powiedziała, zwiększając dzielącą nas odległość. – Pierwszy przy domu
zwycięża.
Jak
powiedziała Temari: „Nie przegram z dziewczyna.” Przyśpieszyłem, przeskakiwałem
z gałęzi na gałąź z niebywałą zwinnością i szybkością. Po chwili czasu byłem
już na równi z blondynką, która starał się cały czas utrzymać mi aktualnego
kroku. Przyznaję, że dziewczyna była zażarta, bo nie odstępowała nawet na
chwilę. W oka mgnieniu krajobraz zmienił się i ścigaliśmy się ze sobą
przemierzając małe jeziorko. Byłem już w stanie dostrzec niewyraźny i mały
domek. Dziewczyna chyba dostrzegła to samo co ja ponieważ zaczęła starać się
biec jeszcze szybciej, ale bez większych skutków. Wyciągnęła wachlarz i
zamachnęła się nim mocno w moją stronę.
-
Kamaitachi no Jutsu!
Nie
spodziewałbym się aby wygrana była dla niej tak ważna, żeby posunąć się do
walki. Wielki fala wiatru zmierzała w moim kierunku. Wiedziałem, że muszę tego
uniknąć i przy okazji cały czas zmierzać do celu. Skoncentrowałem chakre w
stopach i wybiłem się mocno do przodu. W ostatniej sekundzie udało mi się
uniknąć wiatru. Skoro Temari tak chciała się bawić to dobrze. Wyciągnąłem z
tylnej kieszeni trzy srebrne gwiazdki. Rzuciłem nimi najszybciej jak się dało,
żeby dziewczyna nie była w stanie zamachnąć się drugi raz wachlarzem. Wykonałem
pieczęcie do: Shuriken Kage Bunshin no Jutsu i z trzech gwiazdek zrobiło się
ich kilkanaście. Gdy shurikeny były już bardzo blisko dziewczyny to ta nie
mając innego wyboru jak tylko zasłonić się wachlarzem. Kiedy był ukryta za
wachlarzem nie zobaczyła, że mój klon, którego w tym czasie stworzyłem złapał
ją w cień.
-
„Pierwszy przy domu wygrywa” – powiedziałem z uśmiechem i zacząłem biec w
kierunku budynku.
Po
chwili, gdy Shikamaru był już na drugim brzegu jeziora to klon trzymający mnie
cieniem został anulowany i mogłam już normalnie się poruszać. Kiedy dochodziłam
do niezbyt dużego domu zbudowanego z pomarańczowej cegły to ujrzałam mojego
równie zaspanego jak ja towarzysza siedzącego na drzewie palącego papierosa.
-
Jeszcze nie jestem przy domu masz szansę wygrać – powiedział obojętnie,
wpatrując się w chmury.
Podeszłam
do drzwi, zapukałam w nie i powiedziałem do Shikamaru:
- W
takim razie przegrałeś – drzwi do domu otworzyły się i ujawniła się w nich
dorosła blondynka z włosami spiętymi w kok i niebieskimi oczami. – Dzień dobry
ja i mój… - spojrzałam na Shikamaru, który pojawił się obok mnie.
-
Partner – dokończył za mnie z ironicznym uśmiechem. Śmieszne Shikamaru,
naprawdę uśmiałem się jak nigdy.
-
Zostaliśmy przydzieleni do misji, którą pani zleciła.
-
Och, tak proszę wejść do środka – powiedziała kobieta ustępując nam drogę.
Weszliśmy do środka, a dziewczyna wskazała nam kanapę – Siadajcie.
-
Mogłaby nam pani bardziej przybliżyć cel naszego zadania? – spytałam siadając
na miejscu.
-
Oczywiście – nagle zza jej pleców wyłoniła się mała dziewczynka o takim samym
odcieniu włosów, które sięgały jej do pasa.
-
Mamusi, kim są ci ludzie? – wskazała na nas dziewczynka.
- To
są ninja. Pomogą nam z pewnym problemem – mała blondyneczka przyglądał się nam
uważnie. – W ogóle to powinnam się przedstawić. Jestem Fumi, a to jest moja
córka Mitsu.
-
Temari.
-
Shikmaru. – blondyneczka podeszła do chłopaka i pociągnęła go za rękaw.
-
Pobawimy się? – brunet spojrzał na nią zmieszany.
-
Oczywiście, że Shikamaru się z tobą pobawi – odpowiedziałam za niego, a ten
spojrzał na mnie z goryczą – Idź, a ta dojrzalsza cześć naszej grupy porozmawia
sobie na temat zlecenia – dziewczynka złapała chłopaka mocniej za rękę i
wyciągnęła na dwór. Wyglądali nawet słodko, ale dobrze wiem, że gdyby Shikamaru
powiedziałby chociaż jedno słowo to cały czar tej słodkości prysnąłby jak
mydlana bańka. Spojrzałam na kobietę, a ta zaczęła:
-
Poprosiłam was o pomoc w pilnowaniu pewnej bardzo ważnej katany, ale za nim
opowiem co działo się tutaj ostatnio to najpierw przytoczę pewną historię. Zacznę
od początku. Należę do klanu Otake, a właściwie do jego resztek, bo jedynymi jego
aktualnymi przedstawicielkami jestem ja i moja córka. Nasz klan był kiedyś
znany w wielu krajach. Największą sławą okryte był bronie, które wytwarzaliśmy.
Dawno temu jeden z założycieli rodu miał syna. Był on uważany za przyszłość
klanu, ponieważ w młodym wieku przewyższył on swoimi umiejętnościami
najlepszych w swojej rodzinie. Pewnego razu wioska została napadnięta, a
dziecko zostało porwane przez bandytów. Zamknęli oni go w ciemnej celi i
powiedzieli, że ma on miesiąc na wytworzenie najwspanialszej katany jaką jest w
stanie zrobić, jeśli odmówi to wyrżną cały jego klan w pień, ale jeśli się
zgodzi to darują mu życie. Dostał on cały potrzebny sprzęt. Bandyci traktowali
go dobrze, dostawał wystarczająco jedzenia i picia, a warunki jakie panowały w
celi były dość przyzwoite, ale była jedna zasada: nie mógł on opuścić celi do
momentu ukończenia katany. Pracował on dnie i noce, ale w celi było tak ciemno,
że nie wiedział on kiedy owe dnie i noce panowały. Starał się jak mógł, żeby
miecz był doskonały, aby bandyci nie mogli się do niczego przyczepić i aby
zostawili w spokoju jego i jego klan. Kiedy ukończył on swoje dzieło to
postanowił, że wykorzysta on swój miecz i wyrwie się z tej celi, pokona wrogów
i wróci do wioski. Po długiej walce, udało mu się pozbyć licznej grupie
bandziorów, wychodząc przy tym bez żadnych obrażeń. Dzięki swoim czynom pozbył
się zagrożenia, który mogło zostać stworzone w przyszłości przez wrogów swojego
klanu. Podczas powrotu do domu rozmyślał na temat swojego oręża. Był on
naprawdę doskonały. Zbiry nie oszczędzały i zakupiły bądź ukradły materiały
bardzo wysokiej jakości. Postanowił, że nada mu jakąś nazwę, po długich
namysłach postanowił, że nazwie go: „Ikagawashī no ken”. (Miecz cienia (jeśli
ufać translatorom)) Prawdopodobnie zdecydował tak ponieważ wykuwał go przez
wiele dni w bezkresnych ciemnościach celi, które na zawsze zapadły w jego
pamięci. Po powrocie do wioski został ciepło przywitany i wszyscy, którzy do
tego czasu mieli jakieś wątpliwości co do pokładania tak wielkich nadziei w tym
chłopcu, zmienili swoje zdanie. Kiedy osiągnął już odpowiedni wiek to został on
mianowany głową klanu i zarządzał nim bardzo dobrze. Z każdej walki wychodził
zwycięsko. Przez całe życie towarzyszył mu jego Ikagawashī no ken. Nikt oprócz
niego nie potrafili walczyć tą kataną. Legenda głosi, że nie odstępował swojej
broni nawet na krok, ale pewnego razu jakiś złodziej podszedł osadę jego małego
klanu i starał się wykraść jego broń. Gdy przywódca się obudził to zobaczył, że
na ziemi leżał martwy złodziej z mieczem w dłoni. Podobno miecz miał w sobie
jakiegoś ducha, który decydował czy osoba, która chce go używać mu odpowiada.
Mówiło się że tylko osoba spełniająca jakiś warunek może używać tego oręża. Do
końca życia nie udało mu się stworzyć lepszej broni. Na łożu śmierci
powiedział:
-
Niech nikt nie używa tego miecza. Strzeżcie go, żeby żaden nawet nie próbował
nim walczyć. Nie każdy jest godzien go dzierżyć, ponieważ duch, który w nim
mieszka akceptuje tylko osoby, których życie było spowite…
I
nie udało mu się dokończyć, gdyż jego serce przestało pracować. Cały klan
posłuchał ostatniej woli przywódcy i miecz był trzymany pod ścisłym kluczem. Wiele
razy toczyły się o niego bitwy, ale ten zawsze pozostawał w szeregach naszego
klanu. I teraz będę opowiadał o bliższych czasach. Miecz ten przetrwał, aż do
tego czasu i wciąż wygląda jak nowy mimo tylu lat leżenia w kącie. Mniej więcej
rok temu zaczęliśmy dostawać groźby, że jeśli nie oddamy im miecza to nas
zabiją. Ja, mój mąż i ojciec zaczęliśmy przygotowywać się na wypadek, gdyby
mieli zamiar nas napaść i zabrać miecz. Pewnego ranka zamiast kolejnego listu z
groźbami otrzymaliśmy…– tu dziewczyna przestała mówić i zacisnęła mocno pięści
– otrzymaliśmy głowę mojego ojca z informacją, że będą wyżynać po kolei każdego
członka z naszej rodziny. Minął miesiąc i cały czas dostawaliśmy groźby.
Pewnego dnia, gdy pracowałam, dobiegł do mnie z dworu krzyk męża. Wybiegłam
przed dom i ujrzałam mojego ukochanego
na kolanach, który miał przystawiony nóż do szyi trzymany przez jakiegoś
zamaskowanego mężczyznę.
-
Albo oddacie nam miecz, albo twoja córka będzie następna – gdy skończył,
przejechał nożem po jego gardle. Po policzkach dziewczyny zaczęły płynąć
obficie łzy, ale po paru sekundach Fumi wytarła swoje oczy i kontynuowała:
-
Najgorsze w tym wszystkim jest to że świadkiem tego była Mitsu. Od tamtej pory
dostajemy pogróżki tak jak wcześniej. Po krótce, chciałabym żebyście zapewnili
bezpieczeństwo: mi, mojej córce i katanie.
-
Zrozumiałam wszystko, ale jest jedna sprawa. Chciałabym wiedzieć, gdzie jest
ten Ikagawashī no ken.
-
Oczywiście.
Zeszłyśmy
do piwnicy, w której walało się masa pudeł, słoików na półkach i wiele innych.
Fumi wskazała na skrzynie.
-
Pod tą ciężką skrzynią jest deska, którą da się łatwo wyjąć, kiedy ją usunięcie
musicie otworzyć zamek i tam znajduję się miecz.
-
Odda nam pani klucz?
-
Oczywiście – dziewczyna włożyła sobie rękę do stanika i zaczęła grzebać.
Przyznaję trochę zdziwił mnie ten widok. Po chwili wyciągnęła klucz – Proszę
oto on – przejęłam klucz i schowałam go
do kieszeni. – Pomoże mi pani w przygotowaniu kolacji dla naszych
podopiecznych? – zapytała z uśmiechem.
-
Tak, jestem prawie pewna, że Shikamaru nie potrafi obsłużyć lodówki –
westchnęłam.
***
- Mitsu,
Shikamaru chodzcie na kolacje – krzyknęłam do nich.
-
Chodź mała, pora wracać – Mitsu złapała Shikamaru za rękę i wspólnie udali się
do domu. Zajęliśmy miejsca i zaczęliśmy jeść. – Myślałem trochę na temat
ochrony tego Czegoś i wydaje mi się że powinniśmy wprowadzić system
czterozmianowe. Od północy do szóstej pierwsza warta. Od szóstej do dwunastej,
druga. Od dwunastej do osiemnastej, trzecia. I od osiemnastej do północy,
trzecia. Kiedy jedno z nasz będzie miało wartę to wtedy drugie będzie
odpoczywało i wtedy dom będzie cały czas chroniony. Pomyślałem, że wykorzystamy
też pomoc mojego psa. W razie zbliżającego się niebezpieczeństwa, ostrzeże nas
w porę – spojrzał na nasze twarze, na których malowało się lekkie zdziwienie. –
Zgadzacie się? Chyba nie myślałyście, że cały ten czas bawiłem się z Mitsu?
- Szczerzę
to myślałem, że skoro dostałeś zadanie, aby opiekować się Mitsu to wtedy
pomyślisz, że najpierw trzeba skończyć jedno zlecenie zanim zacznie się drugie…
- mówiłam, gdy Shikamaru udawał urażonego moimi słowami. – A co do wart to się zgadzam.
Podczas
jedzenie brunet spojrzał na blondyneczkę, która nie jadła. Zaczęłam się
zastanawiać dlaczego tak jest.
-
Mitsu, zawsze tak mało jesz? – spytał z uśmiechem.
- Kiedyś
jej ojciec miał w zwyczaju ją karmić – Fumi przerwała na chwile mówić. – Ale od
jego śmierci praktycznie nic nie je. Shikamaru wstał z krzesła i podszedł do
dziewczynki. Nałożył na łyżkę trochę jedzeni i przystawił ją jej na wysokość
ust.
-
Powinnaś zjeść, w twoim wieku bardzo ważne jest, aby dostarczać wystarczająco
dużo zróżnicowanych środków odżywczych –
powiedział z uśmiechem, a mała wzięła łyżkę do buzie. Spojrzałam na Fumi, na
której twarzy malował się wielki szok. Miałam wrażenie, że mój wyraz twarzy
wygląda tak jak u dziewczyny. Właściwie to nie podejrzewałabym, że Shikamaru ma
takie dobre podejście do dzieci. Ba…nawet nie spodziewałam się że w ogóle
przejmie się tą małą istotką.
***