W
barze, do którego się udaliśmy panował tłok, zaduch i smród
potu, chmielu oraz tytoniu. Siedzieliśmy razem przy barze z kuflami
pełnymi piwa dostarczonymi przed chwilą przez barmana.
-
Po co to wszystko Shikamaru? - Zapytał mnie Uchiha.
-
Chyba nie odmówisz kumplowi wspólnego piwa? Szczególnie, że mamy
okazję taką jaką mamy – odrzekłem mu.
-
Skoro tak mówisz – uniósł swój kufel. - To zdrowie!
***
Siedziałam
sama w salonie na kanapie, przytulając do siebie poduszkę. Tak,
znowu sama. Nara gdzieś wyszedł po raz kolejny, zostawiając mnie z
moimi rozmyśleniami. Jedyne źródło od którego mogłam się
czegoś dowiedzieć na temat planów Shikamaru była Ayako, która
umarła podczas bitwy o Wioskę Lodu, więc zostałam sama. Samiutka
jak palec w czymś wielkim i niepojętym, bez możliwości otrzymania
pomocnej dłoni lub najmniejszych wyjaśnień. Nie ruszałam się z
domu od powrotu z ostatniej misji w przeciwieństwie do Nary, które
mnie unikał. Znikał rano i wracał w nocy, kiedy już spałam. Raz
postanowiłam nie kłaść się i czekać na Lenia, aż ten wróci,
ale ten jakimś cudem dostał się do mieszkania niezauważenie i jak
gdyby nigdy nic położył się spać, a ja jak kretynka czekałam na
niego do piątej, aż oczy same mi się nie zamknęły. Ayako
ostrzegała mnie, że po powrocie do wioski coś się stanie. Minął
już tydzień i nic się nie wydarzyło, więc zaczynałam odczuwać,
że czas jaki został do ukazania się tego Czegoś jest bardzo mały,
a ja wciąż nie miałam planu jak temu zapobiec, ponieważ jak
mogłam zapobiec czemuś co jest okrytą kurtyną tajemnicy i
milczenia? No właśnie. Nie mogłam wiele zrobić. Najpierw musiałam
postarać się rozgryźć zamiary Nary. I to był główny problem.
Problem, ponieważ, albo to co on chce zrobić było super banalne, a
ja wybiegając wzrokiem zbyt daleko nie widziałam tego co leży pod
moimi nogami, albo po prostu było poza zasięgiem moich oczu, a
jako, że znałam trochę Narę to bardziej brałam pod uwagę tą
drugą opcję. W ciągu tego tygodnia nieobecności Shikamaru w domu,
przetrząsnęłam całe mieszkanie do góry nogami, ale niestety nic
nie ze znalezionych rzeczy nie dało mi najmniejszej odpowiedzi. Zwój
– Nara, Nara – Zwój. Po co? Dlaczego? Jak? Czemu? I tu można by
zakończyć postęp mojego śledztwa. Spoczywałam na tych czterech
pytaniach każdego dnia po parę razy.
-
Drzwi były otwarte – usłyszałam głos Sakury. - Wyglądasz na
troszkę zmęczoną? Coś się stało?
-
Nie nic – powiedziałam, ale świdrujące mnie od środka oczy
Haruno ewidentnie domagały się rozwinięcia mojej wypowiedzi. -
Ciężka noc – dodałam.
-
Skoro ciężka noc, to mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia,
po której będziesz spała jak zabita – powiedziała z
entuzjazmem, a w zamian dostała pytające spojrzenie. - Razem z
dziewczynami chcemy zrobić taki mały babski wypad. Wiesz o co
chodzi: trochę pogadać, pośmiać się przy lampce wina, może
potańczyć.
-
Nie jestem pewna – przeciągnęłam całą moją wypowiedz. - Chyba
lepiej byłoby gdyby odpuściła sobie ten wypad.
-
Spójrz na mnie – powiedziała różowo-włosa. - Przyda ci się
trochę towarzystwa i zabawy, wiem, że od powrotu z ostatniej misji
nie wyszłaś z domu. Dlatego zaufaj mi i chodź – ton jej głosu
był taki bardzo poważny, że trudno było odmówić.
-
Niech ci będzie. Pójdę – powiedziałam niepewnie.
-
Świetnie – przytuliła mnie. - Ogarnij się i tak dalej, a ja
zwołam wszystkie dziewczyny – rzuciła i wybiegła z mieszkania.
-
Dlaczego drzwi były otwarte... - mruknęłam do siebie.
Po
godzinie intensywnych przygotowań: prysznicach, kosmetykach,
strojach, butach i innych byłam już gotowa co idealnie zgrało się
z dzwonkiem do drzwi, na którego dźwięk od razu zeszłam na dół.
Przed mieszkaniem stały cztery dziewczyny: Sakura, Ino, Hinata,
Tenten, więc zapowiadało się na małą imprezkę w dobrym
towarzystwie, kiedy je ujrzałam to od razu kamień spadł mi z
serca, ponieważ wszystkie dziewczyny ubrane były w stroje
nieoficjalne, a ja wybierając swoje ubrania największy problem
miałam z określeniem czy powinnam założyć coś tradycyjnego czy
bardziej na luzie. Na szczęście dobrze trafiłam z moją fioletową
bluzką, krótkimi spodenkami jeansowymi i trampkami.
-
To jaki mamy plan? - Zapytałam całą grupę.
-
Idziemy do małej przyjaznej knajpki – odpowiedziała Ino.
Więc
ruszyłyśmy. Szłyśmy jakąś alejką rozmawiając o tym i o
tamtym.
-
Temari, jaki jest dzisiaj dzień? - Spytała Sakura.
-
Piątek, 23 sierpnia, czemu pytasz? - Odpowiedziałam bez cienia
zdziwienia.
-
Nic, nic po prostu nie byłam pewna – stwierdziła machając ręką.
-
Dołóż mu! Z prawej go, z prawej! - Usłyszałyśmy jakieś wrzaski
z baru znajdującego się obok nas.
Nagle
ktoś wyleciał przez okno, a zaraz za nim ktoś bardzo niezgrabnie
przeskoczył przez wybity otwór. Osoba, która wyskoczyła podeszła
do przeciwnika i wymierzyła z impetem kopnięcie w brzuch leżącego.
Uniósł ręce w geście zwycięstwa i prawie się przy tym wywrócił.
-
Kszo nastempny?! - Krzyknął do kochającej go publiki, zbierającej
się przy wybitej szybie.
-
O nie... - westchnęłam w momencie, gdy usłyszałam ten głos. -
Nikt nie będzie następny, idioto! - Warknęłam na Nare, złapałem
jego uniesione ręce i pchnęłam je w dół. Shikamaru widać nie
wytrzymał tego „mocnego ataku” i wylądował na ziemi.
-
O kurde...wyczuwam kłopoty – powiedział wytaczający się z baru
Uchiha.
-
No nieźle... - powiedziała Sakura z obojętnością w głosie. -
Potrzebujesz pewnie eskorty do domu? - Spytała za zażenowaniem.
-
Nie... - powiedział. - Dam sobie radę, ale Shikamaru raczej by nie
odmówił...gdyby kontaktował – wskazał palcem na leżącego
Narę.
-
Dziewczyny, przepraszam, odstawię go do domu i do was dołączę –
powiedziałam do koleżanek.
-
Dobra – powiedziała Ino. - Tylko szybko, masz tu adres – dała
mi małą karteczkę do ręki, którą szybko schowałam do kieszeni.
Podeszłam
do chwiejącego się Shikamaru i wzięłam go pod ramię. Na
szczęście postanowił trochę współpracować i nie był wielkim
ciężarem. Moim jedynym zadaniem było pilnowanie jego równowagi, a
resztą zajmował się on. Drugim plusem było to, że znajdowaliśmy
się parę przecznic od domu więc trasa nie była długa.
Przechadzaliśmy się ciemnymi uliczkami, kiedy Nara zaczął
bełkotać:
-
Wiesz co Sasuke? - Zaczął przeciągle.
-
Co? - Spytałam zdenerwowana pomijając fakt, że uważa mnie za
Uchihę.
-
Jestem troche rosbity...
-
To widzę – sarknęłam.
-
Nie chosi mi o to...Chosi mi o Temari...
-
Co z nią?
-
Ja, wydaje mi się, no wiesz – bełkotał.
-
Nie wiem, powiedz mi.
-
Ja ją kocham – wydusił z siebie w końcu, a ja poczułam w tym
momencie przyjemne smyranie motylków w brzuchu.
-
To dlaczego jej tego nie powiesz, dlaczego ją olewasz? - Zapytałam
z rumieńcem.
-
Boję się, że ją zranię. Ja wiem, że ją zranię. I to niedługo.
Sasuke, niedługo stanie się to Coś, a ona będzie bardzo cierpiała
przez moje zachowanie, dlatego jej tego nie powiem – zacinał się.
-
Co się stanie, Shikamaru? - Spytałam szybko.
-
Nie mogę o tym mówić – wybełkotał. - Ooo...łóżko –
powiedział i rzucił się na nie z impetem.
-
Shikamaru? - Spytałam, ale odpowiedziało mi chrapanie. - Pijany
prawdę ci powie – szepnęłam do siebie.
Wyszłam
z mieszkania całą w skowronka. Shikamaru wyznał mi miłość...co
prawda po pijaku, ale przynajmniej wyznał. Teraz co by się nie
stało wiedziałam, że wszystko się ułoży. Jeśli mnie kocha to
na pewno ja czyli jego druga połówka muszę mieć na niego wpływ i
to nawet bardzo duży. Więc mimo tego co planował wiedziałam, że
uda mi się odwieźć go od jego myśli. Nie wiem nawet kiedy, ale
podczas moich rozmyśleń znalazłam się przed knajpką, w której
miały czekać na mnie dziewczyny. Otworzyłam drzwi i...
-
Niespodzianka! - Wyskoczyły na mnie wszystkie cztery i zaczęły
przytulać.
-
Wow! - Powiedziałam rozradowana. - Naprawdę bardzo dziękuję –
powiedziałam do wszystkich. - Ale co to za okazja?
-
Naprawdę nie wiesz? - Spytała Sakura, na co pokiwałam negatywnie
głową.
-
Dzisiaj są twoje urodziny, zapominalska! - Krzyknęła i jeszcze raz
mnie uścisnęła.
Moje
urodziny? Niech pomyślę. Dwudziesty trzeci Sierpnia to data moich
urodziny, a dzisiaj jest...dwudziesty trzeci Sierpnia.
-
Rzeczywiście – powiedziałam stukając się lekko w głowę. -
Dzisiaj mam urodziny! O boże...dwadzieścia cztery lata, ale ja
jestem stara – zażartowałam. - No, ale nieważne dziewczyny!
Dzisiaj nic poza dobrą zabawą się nie liczy! Więc...
-
Bawmy się! - Krzyknęły wszystkie.
***
Obudziłem
się w południe z suszą w ustach i bolącą głową. Wstawać czy
nie wstawać...Po długim rozważaniu argumentów za i przeciw
postanowiłem unieść się z kanapy. Dobra kolejne pytanie: jak się
znalazłem na mojej kanapie? Sasuke dał radę mnie tu dotachać?
Aaa...czy to ważne? Ważne, że trafiłem do domu. Wstałem z łóżka.
Jednym z argumentów przeciw mówił: nie wstawaj, nogi cię bolą.
To był najtrafniejszy argument ze wszystkich, ponieważ moje nogi
sprawiały wrażenie, jakby stawiały swoje pierwsze kroki i na
dodatek bolały jak cholera. Wszedłem do kuchni i zobaczyłem
butelkę wody stojącą na stole. Chwyciłem ją szybko i zacząłem
doić. Po paru sekundach butelka była już pusta. Rozejrzałem się
jeszcze po kuchni. Na widok jedzenia powiedziałem małe krótkie:
nie. Wziąłem prysznic i wyszedłem na dwór. Potrzebowałem
świeżego powietrza.
***
Od
paru godzin leżałam w łóżku. Od popołudnia do teraz, a mówiąc
teraz nie miałam pojęcia, która to godzina, ale pewna byłam, że
na pewno późna ponieważ za oknem panował mrok.
-
Nigdy więcej alkoholu. Żadnego, nigdy – powiedziałam do siebie.
Wstałam
i wyszłam z pokoju. Świetnie...na zegarze mała wskazówka
wskazywała godzinę dziewiątą, trochę sobie poleżałam. Ominęłam
kuchnie szerokim łukiem i weszłam do salonu. Zobaczyłam, że ktoś
stoi na balkonie. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam Nare palącego
papierosa, który nie wyglądał najlepiej. Jego twarz wskazywała,
że był bardzo zmęczony.
-
Wstałaś już? - Zapytał zaciągając się.
-
Trochę mi to zajęło – powiedziałam z uśmiechem. - Długo
rozmyślasz na tym balkonie?
-
Nie...nie zdążyłem jeszcze nawet wypalić jednego papierosa –
powiedział dogaszając. Spojrzałam na popielniczkę, ale ten
zasłonił ją szybko swoim ciałem. Spojrzałam na stolik stojący
obok. Były tam dwie puste paczki po papierosach i trzeci, której do
pustości nie było daleko.
-
To dobrze, że nie zdążyłeś się bardziej otruć.
-
Pójdę już spać – powiedział uśmiechając się krzywo i
wyszedł, zostawiając mnie po raz kolejny samą.
***
Nie
minęło dużo czasu, a leżałem już w łóżku, ale czułem, że
zaśnięcie nie będzie prostą sprawą. Przekręcałem się z boku
na bok, ale oczy wciąż miałem szeroko otwarte i za nic nie mogłem
ich zamknąć. To zdarzy się niedługo, a ja nie jestem na To
gotowy, więc jeśli ja nie jestem to co z Temari? Kiedy tylko
pomyślałem o Temari to jak na zawołanie w moim pokoju rozległ się
dźwięk pukania do drzwi, chwile po pukania w drzwiach stanęła
blondynka.
-
Coś się stało? - Spytałem podpierając głowę ręką.
-
Mam dziwną prośbę – powiedziała. - Masz się nie śmiać –
wytknęła mi.
-
Nie będę.
-
Mogę dzisiaj z tobą spać? - Spytała.
-
Chyba nic się nie stanie – powiedziałem, a blondynka od razu
doskoczyła do łóżka i wpakowała się pod kołdrę zaraz obok
mnie. - Coś cię trapi, że nie możesz zasnąć? - Spytałem po
chwili ciszy.
-
Mam złe przeczucie – zaczęła smutno. - Wydaję mi się, że
niedługo stanie się coś złego. Nie wiem co, nie wiem kiedy, ale
czuję, że Coś złego się szykuję – powiedziała. - Nie czujesz
tego samego? - Spytała po chwili ciszy.
-
Nie – odpowiedziałem. - Na pewno ci się po prostu wydaje –
skłamałem po raz kolejny.
-
Ale wiesz...kobieca intuicja, instynkt, przeczucia.
-
Mogą mylić – podsumowałem krótko.
-
Tak myślisz?
-
Tak – powiedziałem i przytuliłem ją mocno do siebie. Leżeliśmy
w pozycji na łyżeczkę, a między naszymi ciałami nie pozostała
żadna wolna przestrzeń. Wiedziałem, że potrzebowaliśmy tej
bliskości, oboje. - Jestem tego pewny.
Niedługo
po tym usnęła jak niemowlę ze słodkim uśmiechem na twarzy.
Niestety ja nie mogłem uczynić tego samego co ona.
***
Nagle
zerwałam się z łóżka. Musiało mi się przyśnić coś złego.
Miejsce obok mnie było puste. Shikamaru pewnie wstał za potrzebą czy coś takiego. Podniosłam
się z łóżka. Zajrzałam do łazienki, tu go nie było. W salonie
też nie, na balkonie tak samo. Weszłam do kuchni i spojrzałam na
zegar. Była północ, ale Nary też tu nie było. Coś przykuło
moją uwagę. Jakiś przedmiot znajdujący się na stoliku przykuł
moją uwagę. Była to zielona książka i wielkim słońcem na
okładce...pamiętnik Shikamaru. W mojej głowie powoli zaczęło się
wszystko układać. Otworzyłam książkę i wypadła z niej mała
karteczka papieru. Wzięłam ją do ręki i zobaczyłam, że był do
niej przyczepiony jeden kolczyk drużyny dziesiątej należący do
Nary. Na karteczce z jednej strony było napisane:„Wszystkiego
najlepszego” a z drugiej tylko małe, krótkie: „Kiedyś po to
wrócę”.
-
Nie! - Krzyknęłam.
Ruszyłam
do pokoju i zarzuciłam na siebie szybko jakiekolwiek ubrania.
Wybiegłam z domu i ruszyłam do miejsca, w którym mogłam go
spotkać. Jeśli jeszcze nie uciekł to znaczy, że musi być tam.
Biegłam jak oszalała przez ulice Konohy. Na szczęście ze względu
na późną porę były one puste. Skracałam swoją trasę jak
najbardziej potrafiłam. Przebiegałam przez dziury w płotach,
przeskakiwałam siatki, odwiedzałam długie ciemne uliczki, w które
normalnie bym się nie zapuściła. Chłodna pogoda cały czas dawał
o sobie znać, ciągłymi podmuchami wychładzają moje ciało. Nie
zważałam na to. Musiałam na czas dotrzeć do Shikamaru. Obym tylko
zdążyła...Byłam już na schodach. Zaczęłam swoją długą
wspinaczkę wzdłuż stopni, kiedy nagle wpadłam na kogoś i się
wywróciłam.
-
Gdzie tak gnasz? - Usłyszałam pytanie użytkownika Sharingana.
-
Sasuke? Czy Nara jest na górze? - Zapytałam szybko.
-
Pewnie, że jest, ale to nie powód, żeby tak za nim gonić.
Przecież nie ucieknie – powiedział i udał się w swoim kierunku.
Weszłam
na cmentarz. Ciarki przeszły mi po plecach. Usłyszałam huczenie
sowy. Rozejrzałam się po dużej liczbie nagrobków znajdujących
się tutaj...Jest! Widziałam kontury postaci ze szpiczastą kitką.
Podbiegłam do niego szybko.
-
Skąd wiedziałaś, że tu będę? - Spytał mnie Nara, wstając z
kucania i wpatrując się w rozgwieżdżone niebo, zatrzymałam się
kilka metrów przed jego plecami. - To było tak oczywiste, że przed
opuszczeniem wioski odwiedzę grób Asumy?
-
Trochę cię znam, więc to nie było trudne do odgadnięcia.
-
Masz rację, ale to, że przyszłaś tu do mnie nie zmienia moich
planów – powiedział chłodno. - Zrobię to co mam do zrobienia.
-
Shikamaru – powiedziałam, ale czułam jak głos więźnie mi w
gardle. - Zemsta, zemsta niczego nie rozwiąże, nie przywróci ci
twojej siostry do życia.
-
Wiem o tym dobrze – powiedział chłodno. - Moje serce nie jest
opanowane złością. Ja...ja po prostu chce wiedzieć dlaczego ten
ktoś to zrobił.
-
Ale ten powód może doprowadzić cię do czynów, które podejmiesz
pod wpływem złych emocji. Możesz zginąć, idioto! - Warknęłam,
ale Nara nic nie odpowiedział.
-
Ludzie
reagują gniewem na rzeczy, których nie rozumieją. Pewna osoba mi
to niedawno uświadomiła – powiedział po
długiej chwili milczenia.
-
Ten zwój – wskazałam na jego plecy. - To zwój zakazany technik
Konohy, który ukradłeś?
-
Tak.
-
Po co ci on?
-
Muszę jakoś kupić informację.
-
Oddaj go – powiedziałam surowo.
-
Nie ma takiej opcji, to moja przepustka.
-
Więc tym bardziej go oddaj, zostajesz tutaj. Nie zmuszaj mnie do
walki z tobą.
-
Nic mnie tu nie trzyma – powiedział chłodno.
-
Ayako nie chciałaby, żebyś to robił. Wyczułam to podczas rozmowy
z nią o tobie.
-
Ayako – zacisnął mocniej pięści. - Jej słowa nic dla mnie nie
znaczą.
-
Wiem – odpowiedziałam. - Ale moje słowa znaczą.
-
Skąd taka pewność siebie? - Zapytał z kpiną.
-
Bo wczoraj powiedziałeś, że mnie kochasz – cisza, która
nastąpiła po mojej wypowiedz wydawała się trwać wieczność. - A
ty...ty też nie jesteś mi obojętny – Shikamaru zaczął skracać
do mnie dystans, w pewnym momencie byliśmy prawie tak blisko siebie
jak jakiś czas temu w łóżku. Przyłożył rękę do mojej buzi i
złapał delikatnie za płatek ucha, na którym wisiał jego kolczyk.
-
Kiedyś po to wrócę.
-
Jak ty sobie to wyobrażasz – odtrąciłam jego rękę. - Że
uciekniesz z wioski, będziesz latał za mordercą twojej siostry, a
przez cały ten czas w domu będzie na ciebie cierpliwie czekać
kochająca kobieta, które po twoim powrocie powie ci jak bardzo za
tobą tęskniła i da ci buzi?! - Ostatnie słowa wykrzyknęłam mu
prosto w twarz. - Shikamaru, pacanie! Ty staniesz się missing ninją!
Jak wyobrażasz sobie powrót po twojej osobistej „misji”?
-
Wszystko się ułoży, obiecuję, Tak samo ja to, że nie wyruszam w
celu zemsty. I...kiedyś wrócę po ten kolczyk...obiecuję.
-
Potrzebuję cię – szepnęłam i wtuliłam się w niego mocno. -
Tak bardzo cię potrzebuję – łzy zaczęły wsiąkać w jego
ubrania. - Nie zostawiaj mnie.
-
Dasz sobie rade – powiedział gładząc mnie po głowie. Nagle
poczułam jak jego ciało robi się ciepłe i płynne. Ciepło
ogarnęło całą moją powierzchnie i zorientowałam się, że nie
mogę się ruszyć.
-
Kage Bunshin no Jutsu Nara Style –
powiedziałam ze zrezygnowaniem przełykając łzy.
-
To jest nasze pożegnanie, kiedy będę poza wioską to uwolnię cię
z pułapki mojego klona – powiedział i odszedł z rękami w
kieszeniach.
-
Proszę! - Krzyknęłam za nim, ale nawet się nie odwrócił.
Leżąc
na lodowatej ziemi moje zapłakane oczy zrobiły się ciężkie i
usnęłam.
***
-
Panienko – poczułam szturchanie. - Nie powinna pani spać na
zewnątrz, przeziębi się pani.
-
Shikamaru! - Otworzyłam oczy wstając natychmiastowo.
-
Musiała mnie panienka z kimś pomylić. Nie mam na imię Shikamaru.
Jestem tutaj tylko dozorcą – spojrzałam na poczciwego staruszka z
miotłą.
-
Dziękuję za pobudkę – powiedziałam i ruszyłam biegiem do
siedziby Hokage.
-
Jaka ta młodzież teraz zabiegana...
Wskoczyłam
na dach i zaczęłam swoją podróż po szczytach domów. Budynek
administracyjny na szczęście nie był daleko i po paru minutach
byłam już pod oknami pani Tsunade, przez jedno z nich wskoczyłam
do biura i spotkałam się z zdziwionymi spojrzeniami tu obecnych.
Była tu Tsunade i jakiś biznesmen czy coś w tym rodzaju.
-
Przepraszam pana, ale to bardzo ważna sprawa. Niech pan poczeka
chwilę na zewnątrz – powiedziałam i wyprowadziłam go za drzwi.
-
Co ty do cholery wyrabiasz Temari?! - Zaczęła kiedy facet znalazł
się za drzwiami. - To był bardzo ważny przedstawiciel... -
podbiegłam do biurka i oparłam się mocno rękami o blat.
-
Chodzi o Shikamaru i o zwój i o to...
-
Czekaj, czekaj. Shikamaru i zwój? Masz na myśli zwój naszych
zakazanych technik?
-
Tak. Shikamaru go ukradł, ponieważ wymieni go za informację o
mordercy jego siostry.
-
Czyli to był Shikamaru – zaczęła obgryzać paznokcie. - I teraz
uciekł z naszym zwojem...w tym wypadku nie mam nic innego do
zrobienia jak... - wstała i zaczęła mówić swoim oficjalnym
tonem. - Nara Shikamaru od teraz jest uważany za zbiegłego ninję i
nakładam najwyższy priorytet na odnalezieni go, odebraniu zwoju i
jego egzekucji! - Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. W tym
momencie na Shikamaru został nałożony wyrok śmierci.
***
To
był już piąty dzień podróży. Rozsiadłem się wygodnie pod
drzewem.
-
Nie spodziewałbym się, że zacytujesz moje słowa wtedy w rozmowie
z Temari – usłyszałem głos Ikagawashīego
wewnątrz mojej głowy.
-
Może i jesteś upierdliwy, ale muszę przyznać, że inteligentny.
-
Twoje komplementy nic między nami nie zmieniają – powiedział. -
Uważaj na siebie, czyli na mnie.
-
Skoro tak – czułem, że lekko się uśmiechnąłem. - To koniec
naszej rozmowy, kontynuujemy podróż.
Wstałem
i otrzepałem spodnie. Mój cel był niedaleko. Nawet nie wiem kiedy,
a już stałem przed wielkimi dębowymi drzwiami z napisem „Witamy
w barze Pod Zaginionymi”. Ta nazwa na pewno dobrze mnie określała.
Przed wejściem upewniłem się, że zwój jest na swoim miejscu i
poprawiłem kaptur ciemnej szaty, którą miałem na sobie. Wszedłem
do środka i zapach chmielu zaczął drażnić moje zatoki.
Urządziłem sobie małą przechadzkę między stolikami w
poszukiwaniu mojego celu. Nagle moje oczy przykuł uwagę grubawy
facet w fioletowym garniturze z wąsem i ochroniarzem u boku. Zająłem
miejsce naprzeciw niego i kiwnąłem negatywnie na podchodzącego do
mnie barmana.
-
Masz zwój? - Zapytał.
-
Masz informację? - Odpowiedziałem pytaniem.
-
Nie bawimy się tak dzieciaku – zaciągnął się mocno cygarem.
-
Jeśli nie masz informacji to powinienem sobie pójść – uniosłem
się lekko, ale poczułem na sobie ciężką rękę ochroniarza.
Spojrzałem mu prosto w oczy. - Bierz tą łapę. To jak? - Zwróciłem
się do grubego. - Masz informację?
-
Mam – położył kopertę na stoliku. - Zwój? - Odtrąciłem łapę
ochroniarzy, który po tym akcie małej agresji wrócił do boku
swojego pana. Złapałem za płachtę płaszczu i odchyliłem ją
lekko, aby facet mógł zobaczyć zwój spoczywający na moich
plecach. Gruby na ten widok ewidentnie się ucieszył. - Wiesz co?
Tak naprawdę preferuję bardziej papierosy od cygar – wyrzucił
swoje niedopalone cygaro na podłogę. - Zapalisz? - Zapytał
wkładając sobie papierosa do buzi.
-
Nie odmówię – stwierdziłem, usiadłem i wziąłem od niego
małego sprawcę mojego nałogu.
-
Niech pan pozwoli, że użyczę panu ognia – powiedział, a jego
ręka powędrowała do kieszeni.
Nagle
wyciągnął ją szybko spod stołu z kunaiem i zamaszystym ruchem
chciał podciąć mi gardło. Wstałem żwawo, złapałem jego rękę,
wykręciłem ją i usłyszałem oczekiwane chrupnięcie, wyrwałem
kunai z jego ręki i położyłem ją na stole.
-
Ochroniarz – powiedział Ikagawashī.
Złapałem
wędrującą rękę ochroniarza i mocno przycisnąłem ją do dłoni
grubego, uniosłem kunai i przygwoździłem obie do stołu.
-
Więcej przeciwników – usłyszałem w środku głowy.
-
Ilu?
-
Pięciu.
-
Gdzie?
-
...
-
Skoro tak chcesz się bawić.
W
całym pubie zapanowała cisza, cała scena walki trwała ułamek
sekundy.
-
Czy tylko ja nie mogę się ruszyć? - Powiedział ktoś z
konsumentów piwa.
-
Przepraszam za tą małe aferę – powiedziałem do wszystkich. -
Zaraz będziecie mogli się normalnie ruszyć, ale jeśli pójdziecie
w ślady tych mężczyzn to wrócimy do aktualnego stanu –
zagroziłem i wypuściłem wszystkich znajdujących się w pubie z
objęci moich cieni. Tylko piątką przeciwników stojąca za moimi
plecami wciąż nie mogła ruszyć palcem i spoczywała za mną ze
swoimi uniesionymi broniami.
-
Dobra współpraca jak na początek – powiedziałem do
Ikagawashīego.
-
Już ci więcej nie pomogę.
-
Ała! Moja ręką – zawył ochroniarz.
-
Wstydziłbyś się – wytknąłem mu z papierosem w buzi od grubego.
- Nawet twój szef stłamsił w sobie oznaki bólu, a ty, ty który
powinieneś go bronić skomlesz z bólu będąc w takiej samej
sytuacji jak on – zmroziłem go spojrzeniem. - Żałosne.
Wyciągnąłem
kunai podciąłem gardło ochroniarzowi i przygwoździłem ponownie
rękę grubego do stołu tylko tym razem wbijając ostrze obok
poprzedniej rany. Widziałem jak gruby przełyka jakieś brzydkie
słowo. Jego ochroniarz upadł bezwładnie na ziemię i wokół jego
szyi powstała kałuża krwi. Przed moim papierosem, którego cały
czas miałem w buzi podczas całej akcji zobaczyłem ogień.
-
Niech pan pozwoli, że użyczę panu ognia – usłyszałem
rozbawiony głos, a więc Ikagawashī
nie blefował z tym, że mi nie pomoże. Kurde, za bardzo zacząłem
na nim polegać.
-
Dziękuję panu... - spojrzałem w bok i zobaczyłem dwóch mężczyzn
stojących obok siebie, jeden trzymał zapalniczkę i sam podpalał
sobie papierosa.
-
Toshiro – przedstawił się brunet z grzywką zakrywającą jedno
oko, maską na twarzy i bandaną z przekreślonym znakiem Konohy.
-
Benet – przedstawił się drugi z blond czupryną, papierosem,
ochraniaczem z takim samym symbolem jak brunet i dwoma tatuażami na
policzkach przedstawiającymi odwrócone, czerwone rogi. - A ciebie
jak zwą przyjacielu? - Zapytał, a jego wyraz twarzy dawał
wrażenie, że ten facet zawsze jest radosny.
-
Aktualnie?
Ikagawashī Otake – odpowiedziałem po chwili namysłu.
-
Ładną rozróbę żeś tu zrobił, Ikagawashī
– powiedział rozradowany Benet.
-
Porozmawia pan z nami gdzieś na osobności? - Zapytał Toshiro.
-
Ogólnie miałem zamiar was znaleźć, ale jak widać mnie
uprzedziliście – powiedziałem. - Porozmawiajmy – zabrałem
kopertę ze stołu.
Od Autora: Troszeczkę dłuższy rozdział niż zwykle, mam nadzieję, że się podobało, ponieważ mi osobiście ta notka wydaje się być super i bardzo przyjemnie mi się ją pisało ;)
P.S. Podstrona "Bohatorowie" i "O mnie" zostały zaktualizowana i dodałem jeszcze podstronę "O blogu" ale nie musicie tam zaglądać ;D to zwykły opis tego co tu jest pisane
Od Autora: Troszeczkę dłuższy rozdział niż zwykle, mam nadzieję, że się podobało, ponieważ mi osobiście ta notka wydaje się być super i bardzo przyjemnie mi się ją pisało ;)
P.S. Podstrona "Bohatorowie" i "O mnie" zostały zaktualizowana i dodałem jeszcze podstronę "O blogu" ale nie musicie tam zaglądać ;D to zwykły opis tego co tu jest pisane