poniedziałek, 24 marca 2014

Rozdział I

Pokazałam dwóm ninją przepustkę, a ci bez żadnych problemów wpuścili mnie do środka. Przemierzałam ulice wioski, w której panowała już ciemność. Większość ludzi kierowało się do swoich domów, aby opowiedzieć reszcie rodziny co przytrafiło im się dzisiaj w pracy czy szkole. Właściwe to brakowało mi takiej ciepłej, rodzinnej atmosfery. Żyjąc z dwoma braćmi częściej słyszy się „Uciekaj szybko, bo będzie dla ciebie lepiej jeśli cię nie dorwę!” niż „Co dzisiaj robiłaś siostrzyczko?”. Chciałabym usłyszeć czasami takie pytanie. Wydaję mi się, że mimo tego, że potrafiłam o siebie sama zadbać to odczuwałam potrzebę posiadania takiej osoby, która mogłaby robić to za mnie, ale nie faceta. Bardziej mam na myśli przyjaciółkę, która zrozumiałaby wszystkie moje problemy. Ech…O czym ja myślę? Skąd nagle w mojej głowie te wszystkie głupie rozmyślenia? Nie wiem. Ta wioska zawsze skłaniała mnie do nietypowych dla mnie refleksji.
Światło z okolicznych domów rozjaśniało mi lekko trasę. Szłam pewnym siebie krokiem prosto do siedziby Hokage, a przy okazji cały czas rozmyślałam co takiego magicznego jest w tej wiosce. Moje rozmyślania niestety zostały przerwane przez silną męską sylwetkę, która z impetem wyskoczył zza rogu powalając mnie na ziemię.
- Przepraszam nic się pani nie stało? – zapytał zatroskanym głosem i wyciągnął w moim kierunku rękę.
- Ech…Nic się nie stało. To moja wina. To ja szłam jak ciele prosto przed siebie – powiedziałam chwytając jego rękę i podnosząc się z ziemi.
- Nie porównałbym pani sposobu chodzenia do cielęta. Z tego co zdążyłem zauważyć porusza się pani z wielką gracją… – przerwał i po chwili dodał – Przepraszam, ale się spieszę. Do zobaczenia.
Stałam jeszcze chwilę w miejscu rozmyślając o odchodzącym nieznajomym. Jego głos wydawał mi się znany. Niestety nie mogłam przypomnieć sobie gdzie go już wcześniej słyszałam tak samo jak nie mogłam dostrzec jego twarzy przez panujące ciemności. Ten facet nie dawał mi o sobie zapomnieć. W mojej głowię cały czas tliły się myśli: Kim jest? Czy jest ninją? Znam go? Nie mogłam odpędzić od siebie tych głupich myśli. No cóż…jestem twardą dziewczynką, ale ten facet dziwnie poruszał moje serce. Kurde…Czy mówiłam już że ta wioska jest magiczna? Aaa…no tak, już pamiętam. Mówiłam. Jednak w tym momencie postanowiłam połączyć moje rozmyślenia z kontynuowaniem swojej podróży do biura Hokage. Rozpoczęłam wspinaczkę po wysokich schodach. Po czym zaczęłam zmierzać do drzwi przywódcy wioski, kiedy się przed nimi znalazłam, wzięłam głęboki wdech i na chwile wyrzuciłam ze swojej głowy wszystkie poprzednie myśli, które do tego czasu zaśmiecały moją głowę. Zapukałam pewnie w drewnianą płytę po czym usłyszałam donośne:
- Wejść! – nacisnęłam klamkę i weszłam do pokoju. Wyglądał on tak jak na zawsze. Przy oknie stało wielkie biurko, a za nim skórzany fotel, w którym siedziała blondynka o wielkich piersiach, gdy tylko mnie rozpoznała zrobiła wielki oczy i wykrzyczała na całe biuro – O mój Boże! Witaj Temari. Jak ty się zmieniłaś przez te kilka lat. Wyglądasz już jak prawdziwa kobieta.
- Dziękuje Tsunade-sama – poczułam, że lekko się rumienie. Komplementy są zawsze u mnie mile widziane. - Ale nie przyszłam tu w odwiedziny tylko z powodu zlecenia Kazekage. – starałam się uprzejmie odciągnąć ją od tematu mojej osoby.
- Wiem, wiem dostałam wiadomość od Garry. Ale dzisiaj powinnaś się wyspać, a jutro wszystko obgadamy Co powiesz na... – przestała mówić, wyjęła mały dzienniczek po czym zaczęła przetrząsać jego strony, zatrzymał się na jednej z nich i przesuwała swoim palcem w dół kartki. - Trzynastą?
- Przyjdę na wyznaczoną godzinę – stwierdziłam i zapytałam – Aaa…gdzie mam dzisiaj spać?
- Widzisz Temari – Tsunade rozsiadła się wygodnie w fotelu. – Hotel, który jest przeznaczony tylko dla delegacji z innych wiosek jest…zapełniony. Wiąże się to z nadchodzącym egzaminem na Chūnina i kilku innych spraw. Więc załatwiłam ci nocleg u wysoko postawionego ninja z naszej wioski – miałam nadzieję, że będzie to jakaś miła kunoichi.
- Więc gdzie mam się udać?
- Proszę tu masz adres, a tutaj list, który masz przekazać właścicielowi mieszkania – podała mi kopertę, którą zaraz schowałam do kieszeni.
W tym momencie ktoś zaczął pukać lekko w okna Hokage. Ta tylko spojrzała na okno zrezygnowana i kiwnęła palcem. Do gabinetu przez okno wszedł silnie zbudowany mężczyzna. Najwięcej kontrowersji wzbudzała jego twarz, na której miał maskę ANBU z wzorem wilka. Zza maski z tyłu głowy widać było ciemne włosy spięte w spiczasty kucyk. Facet miał kolczyki w uszach. Oprócz tego przedstawiał się on jak większość członków ANBU. Miał on standardowe obuwie shinobi. Długie czarne spodnie podwinięte trochę przy kostkach na których miał zawiązane bandaże, a na udzie spoczywała kabura na kunai’e. Nosił białą koszulkę na ramiączka na którą nałożona była zbroja ANBU. Mały tatuaż wcześniej wymienionej grupy widniał na jego ramieniu. I założone długie czarne rękawice bez palców, na których przed kostkami były małe blaszki. Nosił on jeszcze metalowe karwasze, a z tyłu na pasku od spodni kaburę na sprzęt ninja plus katanę na plecach. Trzeba przyznać prezentował się dość niebezpiecznie i groźnie.
- Naucz się korzystać z drzwi – powiedziała z wyrzutami Tsunade.
- Proszę o wybaczenie Hokage-sama. – To był głos tego gościa! Głos tego gościa, którego spotkałam dzisiaj na ulicy, ale niestety on chyba mnie nie rozpoznał, bo nie zwracał na mnie większej uwagi. Trochę się zawiodłam, ale cóż…w życiu tak bywa. Postanowiłam nie roztrząsać tego, że dzisiaj na siebie wpadliśmy.
- Przepraszam, ja już pójdę – rzuciłam krótko i odwróciłam się w kierunku drzwi. – Do jutra Hokage-sama.

Odprowadziłem znajomą blondynkę wzrokiem do drzwi i gdy byłem pewny, że już nas nie słyszy zacząłem mówić:
- Chce zgłosić, że misja zakończyła się pełnym sukcesem. Zakładnicy zostali przejęci, napastnicy złapani i obyło się bez większych ran – powiedziałem znudzonym tonem.
- Cieszę się że mam w wiosce takiego ninje jak ty Shikamaru – Tsunade uśmiechnęła się. – Dobrze to chyba wszystko, raport dostarczysz mi jutro, a dzisiaj już nie mam dla ciebie żadnych zadań – przestała się uśmiechać i zatopiła swój wzrok w tonie papierów.
- Hai – powiedziałem i podszedłem do okna.
- Drzwi! – warknęła Tsunade nie wychylając głowy zza papierów.
Postanowiłem jednak puścić jej uwagę mimo uszu i szybkim ruchem wyskoczyłem przez otwarte okno. Zza pleców słyszałem jakieś obelgi dotyczące mojej osoby. To było zabawne. Zawsze tak robiłem i ona zawsze tak reagowała. Mimo wszystkich jej wysiłków za każdym razem używałem jej okien jako drzwi i nigdy mnie za to nie karała, ale cóż…odpowiadał mi taki stan rzeczy. Biegłem w kierunku mojego apartamentu, przeskakując z jednego dachu na drugi. Było tak przyjemnie…zimny powietrze wiejące prosto w moją twarz. Ach...Uwielbiałem wiosnę. Chyba najbardziej ze wszystkich pór roku. Nie za ciepło. Nie za zimno. Dni były dla mnie wystarczające długie, aby wstać o 12, zjeść, potrenować, zjeść, potrenować, odprężyć się i pójść spać. Chyba, że mój idealny plan dni psuła jakaś misja, ale zazwyczaj mniej więcej tak wyglądał mój typowy dzień. Mój błogi stan rozmyśleń i wieczorny jogging został przerwany przez żeński wrzask:
- Tylko mnie dotknij, a nie będziesz zdolny, żeby dotknąć czegokolwiek do końca twoich dni!
Zatrzymałem się na jednym z dachów i spojrzałem w dół. Była to mała, słabo oświetlona, kwadratowa uliczka na której znajdowało się dziesięciu facetów, którzy prawdopodobnie byli troszkę wstawieni. Otoczyli dziewczynę, która za plecami miała już tylko mur. Nie widziałem za bardzo żadnej twarzy. Ale nie tym powinienem się martwić, trzeba było działać. W mojej głowię szybko narodził się plan, który na pewno miał wypalić, zacząłem grzebać w tylnej kaburze za poszukiwaniem dwóch kulek. Kiedy już je znalazłem od razu rzuciłem je w środek uliczki.

Moja ręka powędrowała w kierunku pleców i chwyciła wielki wachlarz, kiedy nagle zobaczyłem dwie kulki lecące z góry. Bomba błyskowa i dymna? Tak! Nagle przed oczami zrobiło mi się strasznie jasno. Nic nie widziałam. Do moich uszu zaczął dochodzić dźwięk bijatyki i jęki mężczyzn. Po dłuższej chwili moich trudów, żeby cokolwiek dostrzec jęki ustały. Za moment, gdy dym opadł dostrzegłam niewyraźną sylwetkę mężczyzny, który klęczał na ziemi i trzymał się za prawe ramie. Chciałam do niego podbiec i pomóc, po czym podziękować, ale w tym momencie mężczyzna wskoczył na wysoki dach zostawiając za sobą tylko: małą kałuże krwi i mnie. Patrzyłam w miejsce, w którym zniknął mi z oczu zastanawiając się kto był moim „bohaterem” i dlaczego uciekł.

Kurde, byłem zbyt nieostrożny i dałem się zranić. Na szczęście rana nie była zbyt głęboka, ale dało się odczuć jej skutki. Zaplanowałem, że pierwsze co zrobię po powrocie do domu to to że opatrzę moją ranę. Byłem już dość blisko mieszkania, ale postanowiłem że nie będę już biegł tylko przejdę się po dachach w celu nie obciążania bardziej mojego organizmu. Krótki sprint i sparing z dziesięcioma chłopami wystarczy mi jako forma wieczornych ćwiczeń. Po kilku minutach dotarłem do okien mojego apartamentu. Otworzyłem je i wszedłem do środka. Udałem się do przedpokoju, aby zdjąć buty. Kurde, coś tu nie pasuję! Podczas zdejmowania butów zauważyłem, że drzwi nie były zamknięte na zamek. Ktoś się włamał? Nie mam tutaj jakichś wartościowych rzeczy, ale postanowiłem rozejrzeć się po mieszkaniu. Sprawdzić co zniknęło i może podczas małego remanentu uda mi się znaleźć jakieś wskazówki co do tego kim mógł być włamywacz. Postanowiłem, że ułatwię sobie zadanie wzywając mojego kompana. Rozgryzłem palec , zaznaczyłem krwią kreskę na dłoni, wykonałem serię pieczęci i uderzyłem ręką lekko o podłogę. Kuchiyose no Jutsu! Zza kłębów dymu wyłonił się biało-czarny haski o niebieskich oczach i rozmiarach dorosłego psa.
- O co chodzi Shikamaru? – spytał grzecznie pies.
- Hejka Shinji. Ktoś włamał się do mieszkania, powęsz trochę, a może uda Ci się złapać jakiś trop – powiedziałem z uśmiechem.
- Może? Na pewno zaraz coś znajdę – rzekł oburzony i zaczął wąchać podłogę i iść wzdłuż korytarza - Boże! Posprzątaj tu czasem, bo rozwalisz mi nos.
O Shinji’m można powiedzieć na pewno to że był on ambitny i dokładny. Zawsze, gdy go o coś prosiłem to ten starał się to zrobić jak najszybciej i jak najlepiej. Naprawdę go za to ceniłem, a co do mojego mieszkania to miał rację. Trochę tu śmierdziało. Wzdłuż korytarzu, który prowadził z przedpokoju do wszystkich pokojów w mieszkaniu, było w miarę czysto. Zaraz po prawo były drzwi do ubikacja, w której urządzenie sanitarne potrzebowało trochę szmatki i jakiegoś środku do czyszczenia. Idąc wzdłuż korytarza na lewo był salon z dużą sofą na środku i drewnianym stołem, na którym walała się masa ciuchów i opakowań po jedzeniu na szybko. Zaraz na przeciwko salonu po drugiej stronie korytarza była kuchnia z jadalnią, w której nikt dawno nie zmywał. No cóż można powiedzieć, że jestem zajętym człowiekiem. Kierując się dalej po lewej była jedna sypialna, która należała do mnie, a po prawej druga, należąca do ewentualnych gości. Obie były połączone z łazienką, do której drzwi znajdowały się na końcu korytarza. Tak do łazienki można było dostać się z trzech różnych miejsc. Shnji był już przy łazience i wyraźnie na mnie patrzył. Świetnie, znałem ten wzrok, to był wzrok, która chciał się pochwalić swoim sukcesem. Za chwilę stałem przy moim psie, a on wskazał łbem na łazienkę. Wsłuchałem się i usłyszałem dźwięk lecącej wody. Co?! Ktoś się włamał żeby się wykąpać? Pomyślałem, że lepiej będzie nie wlatywać z buta do łazienki z dwóch powodów. Po pierwsze, nie chciałem niczego rozwalić, a po drugie perspektywa nagiego faceta pod moim prysznicem była dość…nieprzyzwoita. Zdecydowałem się opatrzyć moją ranę w czasie, gdy jakiś przyjemniaczek używał mojego prysznica. Zdjąłem z siebie całe opancerzenie i zostałem tylko w spodniach, podkoszulce i masce ANBU. Wziąłem: bandaż, gazę, igłę, nić i wodę dezynfekującą z mojej szafki po czym namoczyłem gazę wodzie i przetarłem parę razy ranę. Potem wziąłem igłę i nić i zacząłem zaszywać rozcięcie gdy skończyłem, wziąłem jeszcze raz gazę i przyłożyłem do rany, a następnie owinąłem parę razy bandażem. W tym czasie z łazienki przestały dochodzić odgłosy lecącej wody. Zdecydowałem, że już trochę za wiele czekam na ujawnienie się nieznajomego, podszedłem do drzwi i zapukałem do nich stanowczo.
- Kto tam? – rozbrzmiał damski głos. Zamurowało mnie, nie sądziłem, że mogła to być dziewczyna.
- Mam lepsze pytanie Kim jesteś i co tu robisz? – spytałem chłodno, po chwili drzwi się otworzyły, a zza nich wyłoniła się ładna, zgrabna kobieta z ciemno zielonymi oczami, lekko mokrymi blond włosami spiętymi w cztery kitki w białym szlafroku. Dawno się z nią nie widziałem…przyznaję, że Mała Temari stała się bardzo pociągająca.
- Cześć – przywitała się z uśmiechem.
- Co tu robisz? – kontynuowałem chłodno moją serie pytań.
- Mógłbyś być bardziej miły dla gości – powiedziała z obrażoną miną i dała mi kartkę, którą zacząłem czytać w myśach:
Shikamaru!
Daj naszej koleżance nocleg na parę dni. Przybyła tutaj wykonać misję, ale niestety nie ma miejsca w naszym hotelu dla delegacji. Dlatego zdecydowałam, że będzie mieszkała u Ciebie przez te kilka dni. Jeśli się nie zgodzisz to zasypię Cię misjami do końca życia, a jeśli Ona wyrazi choć małe niezadowolenie po pobycie u Ciebie to stanie się z Tobą to co w punkcie wyżej. Postaraj się!
Tsunade
Świetnie! Muszę użerać się z jakąś babką przez jakiś czas. Ech…ale jest jedna rzecz, którą muszę przyznać Tsunade, a mianowicie to, że ładnie mnie wyrolowała. Wyrolowała? Ba, zrobiła mnie totalnie w konia. Nawet nie chciała mi powiedzieć prosto w twarz o tym, że będę miał przez jakiś czas współlokatorkę, bo wtedy musiałaby słuchać moich narzekań i jęków. Uśmiechnąłem się w duchu, bo gdybym ja był na jej miejscu to postąpiłbym ze sobą tak samo. Ech…to dziwne, że mam za złe komuś, że zrobiłbym tak samo jak on, ale teraz nie miałem czasu nad rozmyślaniem o tym. Musiałem wymyślić jakąś ściemę, żeby Temari nie wiedziała o tym że Shikamaru i koleś z ANBU, który stoi przed nią to ta sama osoba.
- Jak masz na imię? – spytała wpatrując się zaciekawiona w maskę, którą miałem na sobie.
- Nieważne – uciąłem krótko zmienionym głosem.
- Nie masz zamiaru powiedzieć mi jak masz na imię mimo tego że mamy ze sobą przez chwilę mieszkać? - Naburmuszyła się.
- Nie mam zamiaru, bo zaszła mała pomyłka.
- Jak to? – zapytała ze zdziwioną miną.
- Nie jestem właścicielem tego mieszkania, a tylko jego przyjacielem i przyszedłem go o czymś poinformować, ale widzę, że go nie ma więc pewnie jest gdzieś w drodze między pracą, a domem. Może uda mi się go spotkać gdzieś na głównej ulicy, a co do nas to pewnie się więcej nie spotykamy, bo jesteśmy z dwóch różnych wiosek.
- Acha…Mimo wszystko to chciałam ci podziękować za pomoc dzisiaj - przestała na chwilę mówić i kontynuowała. - Poznaję cię, jesteś tym facetem, na którego dzisiaj wpadłam, a potem pomógł mi z jakimiś oprychami – mówiła cały czas z uroczym uśmiechem.
- Nie ma za co, na razie – powiedziałem i udałem się do drzwi razem z psem, który cały czas przypatrywał się całej rozmowie.
- Na razie! I jeszcze jedno, masz bardzo ładnego psa - usłyszałem zza pleców, ale postanowiłem nie ciągnąc rozmowy.
Wyszedłem na klatkę schodową i kierowałem się w dół.
- Słyszałeś? Jestem bardzo ładny – powiedział z dumą Shinji.
- Nie bierz tego głęboko do serce – odrzekłem z zawadiackim uśmiechem, ale gdy zobaczyłem jego smutny pysk dodałem. – Nie przejmuj się, żartowałem, ale teraz muszę cię odwołać. Narka.
- Paa – powiedział i zniknął w kłębie dymu.

Musiałem dostać się niepostrzeżenie do mojego pokoju i zmienić ciuchy, żeby Temari nie podejrzewał tożsamości faceta z ANBU. Wskoczyłem na dach mojego bloku i zeskoczyłem na balkon od salonu po czym rozejrzałem się po pomieszczeniu, ale na szczęście nie było jej w tym pokoju. Przeskoczyłem barierkę i otworzyłem okno od mojego lokum, spojrzałem przez okno. Tutaj też jej nie było. Wszedłem cicho do pomieszczenia i otworzyłem szafę. Zdjąłem z siebie wszystkie ciuchy i włożyłem je na półkę, na której trzymałem tylko ubrania i sprzęt do pracy. Ubrałem na siebie szare rurki, standardowe buty shinobi, ciemno zieloną koszulkę w serek, a na to zapinaną na guziki czarną bluzę z długim rękawem i szarym herbem klanu Nara na lewym ramieniu. Po czym wyszedłem cicho przez okno, aby w końcu wejść do domu jako Nara Shikamaru.